Poprzednie częściTarg - Dzień I - Rozdział I

Targ - Dzień V - Rozdział XVIII

Było jeszcze ciemno, gdy przekradali się z powrotem na Targ. Zielonka prowadził Zimę i Niewiernego znanymi sobie ścieżkami unikając patroli straży. Wprawdzie nadal mieli swoje szarfy, jednak zważywszy na okoliczności nie chcieli zwracać na siebie nadmiernej uwagi. Szli powoli między namiotami czujnie rozglądając się wokół. Trumna pozostał w Osadzie Wyrzutków. Zgodnie uznali, że tam będzie bardziej bezpieczny, dopóki nie wyjaśni się sytuacja z cieniem. Poza tym mógł tam choć trochę podleczyć rany, a Brud obiecał, że zajmie się nim w miarę swoich możliwości. Cała ta spawa powodowała, że szczurołap miał jeszcze większy mętlik w głowie. Obiecał sobie wcześniej, że nie uwierzy w ani jedno słowo Niewiernego, ale jednak jego opowieść wywarła na nim spore wrażenie. Mag ostatecznie nie wyparł się odpowiedzialności. Przyznał, że faktycznie to on wraz z sobie podobnymi sprowadzili Skażenie, ale obraz świata jaki przedstawił wcześniej był dla chłopaka czymś zupełnie nowym. Zielonka słyszał parokrotnie o królu Dreanie, zawsze mówiono o nim z szacunkiem, sławiono jego dobroć i mądrość. Pamiętał, jak Matka wspominała, że Drean troszczył się o wszystkich swoich poddanych, dokładnie tak jak ona troszczy się o swoje dzieci. Patrząc z perspektywy czasu i zważywszy na te słowa Zielonka uznał, że powinien głębiej przemyśleć swój stosunek do ostatniego króla.

Co tak naprawdę wiedzieli o nim obecnie? Co on sam o nim wiedział? Czyż nie mógł tak dobrze zapisać się w ludzkiej pamięci właśnie dlatego, że kupił sobie miłość ludu? Ludu, który zaślepiony własną wygodą nie dostrzegł nadchodzącego upadku. To była trudna myśl, ale jakoś nie chciała się od Zielonki odczepić. Musiał też przyznać przed samym sobą, że tak naprawdę Drean go nigdy nie obchodził. Był postacią na poły mityczną, obowiązkowym wspomnieniem w co drugiej rozmowie o dawnych czasach, że wtedy wszystkim żyło się lepiej. Ale co jeśli prawda wyglądała inaczej? Jeśli wszyscy tylko udawali przed sobą, że nie stoją nad krawędzią zagłady? Albo byli zbyt ślepi, aby to dostrzec? Czy w takiej sytuacji można było winić magów za to, że próbowali zrobić cokolwiek? Jeśli wierzyć Niewiernemu, Skażenie postępowało już od wielu lat i z czasem i tak Orezja znalazłaby się w obecnej sytuacji...

Z tym że nie zostałaby wyrwana ze swojego miejsca na kontynencie i ciśnięta między mroczne wymiary. Ta kwestia dodatkowo burzyła duchowy spokój Zielonki. W czasie swojego krótkiego życia wielokrotnie słyszał o mrocznej mgle kłębiącej się na granicach, nieprzebytych ciemnościach, które prowadziły do krain fantastycznych bytów, ogników, cieni oraz śluzowców. Nadal nie do końca dowierzał tym opowieściom, choć w ostatnich dniach spotkał ognika oraz jak wierzyli jego towarzysze także cienia. Jednak jeśli już uwierzyłby w istnienie tych stworzeń oraz w to, że Orezja została w magiczny sposób wyrwana ze swych korzeni i ciśnięta między ich wymiary, to czy nie zwiększało to winy magów? Przyspieszenie degradacji krainy w wyniku nieudanej próby jej uratowania mógłby chyba jakoś usprawiedliwić, ale narażenie jej na atak mrocznych istot...

Nie mógł rozstrzygnąć tej kwestii, więc postanowił skupić się na czymś innym. Gdy już Niewierny skończył swą opowieść, opowiedzieli mu z Zimą więcej o cieniach. Stworzeniach jakby utkanych z ciemności o plastycznych ciałach, którym mogły nadawać właściwie dowolne kształty. Mogły również ubierać się jak ludzie i wtapiać się w tłum. Z tego co powiedział Zima Zielonka zrozumiał, że jak do tej pory cienie nie wykazywały wobec ludzi wrogości. Głównie się rozglądały i zdobywały wiedzę. Były jednak groźne dla skażonych. Z nieznanego powodu wyszukiwały tych szczególnych osobników i łapały ich. Żaden z towarzyszy szczurołapa nie potrafił jednak powiedzieć, w jakim celu to robiły. Ta sprawa bardzo zainteresowała chłopaka, dodawała również dodatkową wątpliwość do jego dylematu w kwestii magów. Bowiem o ile dobrze zrozumiał, to skażeni nigdy by nie powstali, gdyby nie doszło do Skażenia, zatem ich los również obciążał wyłącznie magów.

Tymczasem przemknęli już na Drugi Trójkąt. O tej porze na Targu praktycznie nie było ruchu, z rzadka zdarzały się jedynie patrole straży, czy zamroczeni świętowaniem odwiedzający. Przecież już pojutrze wypadał Dzień Oczyszczenia. Chłopak uzmysłowił to sobie z niejakim zdziwieniem. Wcześniej zawsze czekał na ten moment i robił wszystko, żeby przekraść się na Targ niezauważonym, by choć przez chwilę z daleka obserwować obchody. Teraz, gdy mógł w nich bezpośrednio uczestniczyć, inne sprawy zaprzątały jego uwagę tak bardzo, że nawet nie pamiętał o święcie. Na mijanych placach stały przecież sceny i podwyższenia, a on ledwie zwracał na nie uwagę.

Przed namiotem Odwróconego Uśmiechu krzątali się jego pomocnicy. Pakowali ciężkie skrzynie na stojący nieopodal wóz. Rzucili im jedynie przelotne spojrzenia, gdy ich mijali i wrócili do pracy.

Gdy weszli do namiotu Odwrócony Uśmiech pakował właśnie jakieś księgi do jednej ze skrzyń.

-Wyjeżdżasz? –spytał Zima.

Kupiec odłożył księgi i podszedł do biurka. Sięgnął po kubek i pociągnął z niego tęgi łyk.

-Chleb wrócił –powiedział. –Wolę być przygotowany. Zdaje się, że obchody Dnia Oczyszczenia będą w tym roku wyjątkowo interesujące.

-Może nawet bardziej niż myślisz –skwitował Niewierny.

Kupiec rzucił mu przeciągłe spojrzenie, po czym pociągnął kolejny łyk z kubka.

-Gdzie macie Trumnę? –spytał.

-Liże rany –odparł Zima. –W Siłowni znaleźliśmy o wiele więcej niż się spodziewaliśmy.

-Doprawdy?

-Zaatakował nas Cień.

Odwrócony Uśmiech zamarł z kubkiem w połowie drogi do ust. Po chwili zorientował się, że nadal ma go w ręce, zbliżył niepewnie do twarzy, ale natychmiast odstawił z trzaskiem i przeszedł gwałtownie do jednej ze skrzyń.

-Jesteście pewni? –spytał. –Słyszałem plotki, że Chleb trzyma tam maga.

-I nie powiedziałeś nam o tym –stwierdził Zima.

-Mówiłem, żebyście się w to nie pchali –kupiec zaczął szperać w skrzyni.

-To był Cień –stwierdził z naciskiem Niewierny. –Kilka ich już spotkałem.

-Więc Trumna się ukrywa –Odwrócony Uśmiech wyciągnął ze skrzyni sporą drewnianą szkatułę i uważnie się jej przyjrzał.

-Podejrzewam, że Cień może się ukrywać na widoku –Zima podszedł do biurka i przelotnie spojrzał na porozrzucane tam papiery. –I że robisz z nim interesy.

Odwrócony Uśmiech rzucił mu przeciągłe spojrzenie i również podszedł do biurka, na blacie którego położył znalezioną przed chwilą szkatułę.

-Tamten przedmiot nabyłem dla własnych celów –wskazał na przyniesioną przez siebie skrzynkę. –Widziałeś jak go tutaj schowałem. Nie wyciągałem go od tamtej pory i miałem zamiar wywieźć z Targu, kiedy już załatwisz swoje sprawy. -Wszyscy obecni w namiocie z napięciem wpatrzyli się w stojącą na blacie biurka szkatułkę. Zielonka myślał, że Odwrócony Uśmiech ją otworzy i pokaże im, co jest w środku. Kupiec jednak podniósł ją z powrotem i odniósł do skrzyni, z której ją wyciągnął. -Jednakże nawet gdybym handlował z Cieniami, to jest to wyłącznie moja sprawa. Kogo podejrzewacie?

-Utraconego -wyrwało się Zielonce.

Odwrócony Uśmiech odłożył szkatułkę na miejsce.

-Faktycznie wygląda na takiego –kupiec w zamyśleniu podrapał się po głowie. –Ale siedzi na Targu odkąd pamiętam.

-Jeśli to Cień, to może tu być niemal od samego Skażenia –stwierdził Niewierny. –A ty jesteś za młody, żeby wiedzieć, czy był tutaj wcześniej.

Odwrócony Uśmiech skinął głową i wrócił do biurka, po czym sięgnął po swój kubek.

-Był, nie był, jest pod opieką Siostry, a wy o ile się orientuję, próbujecie zdobyć jej przychylność. Jeśli chcecie cokolwiek z nim zrobić, musicie mieć absolutną pewność i działać niepostrzeżenie. Ale skoro podejrzewacie Utraconego, dlaczego właściwie przyszliście do mnie?

-Jak przed chwilą zauważyłeś, próbujemy zdobyć przychylność Siostry -powiedział chłodno Zima. -Muszę przekazać jej wiadomość, ale dyskretnie. Nie wiem, ile wie Chleb, ale na pewno dostał już informację o tym, że byliśmy w Siłowni. Wolę utrzymać go w niepewności co do wiedzy Siostry o jego planach.

-Rozumiem –kupiec skinął głową. –Zaaranżuję spotkanie. Za kilka godzin przyślij do mnie chłopaka.

Zima skinął głową. Odwrócił się w stronę wyjścia z namiotu dając Niewiernemu i Zielonce znak, że na nich już czas.

-Na waszym miejscu zajrzałbym jeszcze na Dupę –rzucił za nimi Odwrócony Uśmiech. -Może będą tam mieli coś na Cienia.

Po wyjściu z namiotu faktycznie skierowali się w stronę Dupy. Zielonka o nic nie pytał i powrócił do swoich rozmyślań na temat cieni. Zastanawiał się nad tym dlaczego polowały właśnie na skażonych. Dla niego skażeni byli właściwie elementem życia, owszem nie widywało się ich często i większość ludzi traktowała ich z pogardą, ale jednak od zawsze stanowili pewien element jego świata. Tak naprawdę istnieli o wiele dłużej niż on. Byli niecodziennym zjawiskiem, ale ostatecznie to tylko ludzie odmienieni przez kataklizm, który dotknął ich wszystkich. Dlaczego Cienie akurat nimi interesowały się w sposób szczególny? Co takiego mieli w sobie skażeni, że tak bardzo ich przyciągali? Zima mówił, że zawsze byli łapani żywcem, zatem cokolwiek interesowało Cieni, musiało mieć związek z ich zdolnościami. Jednak szczurołap nie mógł zrozumieć co konkretnie w tych zdolnościach mogłoby się przydać istotom z innego świata. Upiorom utkanym z ciemności. Klucz do rozwikłania tej tajemnicy niewątpliwie krył się gdzieś w ich własnym świecie.

Te rozmyślania nie trwały zbyt długo, bowiem Dupa znajdowała się stosunkowo blisko Drugiego Trójkąta. Plac ten był dość ponurym miejscem. Składał się ledwie z kilku namiotów, które były porozstawiane na tyle daleko od siebie, na ile pozwalały jego niewielkie wymiary. Mieszkańcy tego miejsca na ogół byli wobec siebie życzliwi, ale zazdrośnie strzegli swoich sekretów, stąd woleli nie mieszkać zbyt blisko siebie.

Pośrodku placu stała niewielka studnia, przy której siedziała zgarbiona kobieta ledwo widoczna w szarości przedświtu. Wpatrywała się w przejście, a gdy tylko ich ujrzała wstała.

-Znów się spotykamy młodzieńcze –powitała Zimę, kiedy się do niej zbliżyli, a Zielonka rozpoznał jej błękitną maskę.

-Jednak dziś jak mniemam, możemy spokojnie porozmawiać nikomu nie przeszkadzając. -odparł przybysz.

-A skąd pewność, że właśnie nie przeszkadzacie mnie? –spytała przewrotnie. –Czego tu szukacie?

-Mamy problem z cieniem –wtrącił Niewierny.

Kobieta rzuciła mu badawcze spojrzenie. Zanim zdążyła się odezwać z jednego z namiotów wyszedł człowiek otulony od stóp do głów znoszoną czarną szatą i w czarnej masce na twarzy.

-Jutro przyjdź wcześniej –powiedział wychylając się za nim mężczyzna w eleganckiej aksamitnej koszuli i zielonej masce. –Przygotuję porcję na dwa dni.

Tamten tylko skinął głową i spiesznym korkiem ruszył w stronę wyjścia z placu, a mijając małe zgromadzenie przy studni, nawet nie spojrzał w ich stronę.

-Wcześnie przyjmujesz klientów Luzaku –rzuciła kobieta w stronę mężczyzny w zielonej masce.

-Jak widzę, ty również Studnio –odparł mężczyzna. –Dobrego dnia –rzucił jeszcze chowając się z powrotem we wnętrzu swojego namiotu.

-Ależ robią przedstawienie z tej tajemnicy –powiedziała Studnia, gdy mężczyzna zniknął im z oczu. –I myślą, że nie domyślamy się, że Złotousty jest chory.

-Wszyscy jesteśmy –stwierdził Zima.

-Nie w ten sposób –stwierdziła sucho. -Ale to teraz nieważne. Co to za problem z cieniem? I kim jest wasz nowy przyjaciel?

-Nie jest nowym przyjacielem -odparł Zima. -Znamy się od bardzo dawna, sam siebie nazywa Niewiernym.

-Z takim imieniem to niezbyt dobry materiał na kompana -skwitowała kobieta.

Niewierny zaśmiał się słysząc te słowa.

-Wracając do cienia -powiedział po chwili. -Chcielibyśmy go unieszkodliwić –Ale niekoniecznie zabić, z tym byśmy sobie poradzili.

-Rozumiem –Studnia jakby się zamyśliła. -Stworzenia z innych światów znajdują się poza obszarem moich zainteresowań, ale mogę wam wskazać kogoś, kto być może będzie w stanie wam pomóc. Chodźmy do Sójki.

Zaprowadziła ich do wysokiego namiotu znajdującego się niemal naprzeciw wejścia na plac. W mdłym świetle przedświtu jego ściany wydawały się intensywnie granatowe. Materiał nie mógł być stary, bowiem nie nosił śladów zagnieceń, nie szpeciły go również żadne rozdarcia. Jego brzegi zdobiła za to szeroka tasiemka z miłym dla oka wzorem. Po właścicielce takiego namiotu można się było spodziewać sporego majątku.

Studnia pierwsza weszła do środka i skinęła na nich laską, aby poszli w jej ślady. Wewnątrz było duszno od perfum, ale za to wszędzie panował ład i porządek. Wydzielono tam za pomocą zwojów materiału większy salon i dwie mniejsze izdebki. Pod ścianami stały szafki i komody, na których poustawiane były różnej maści rzeźby i figurki oraz kadzidełka. Na rozłożonych pośrodku namiotu poduszkach spoczywała starsza kobieta bez maski. Połowę jej twarzy pokrywały czerwone bruzdy. Czytała właśnie oprawną w wytartą skórę księgę przy świetle dwóch świec.

-Nikogo nie przyjmuję –zaskrzeczała nieprzyjemnie. –Jest za wcześnie.

-To może cię zainteresować Sójko, panowie mają problem z cieniem –zaanonsowała ich Studnia.

Sójka nie odpowiedziała. Przewróciła stronę w księdze i wydawała się pogrążona w lekturze. W ogóle nie zwracała na nich uwagi. Gdy cisza przedłużała się, Zima chrząknął znacząco. Wówczas gospodyni oderwała na chwilę głowę od księgi i spojrzała na nich pierwszy raz odkąd weszli do jej namiotu.

-Miejscowym? –spytała.

-Tak podejrzewamy –przyznał Zima.

-W takim razie nie mogę pomóc –powiedziała stanowczo i powróciła do lektury.

-Nie chcemy go zabijać –stwierdził Niewierny. –Dlatego tu jesteśmy.

Sójka przewróciła kolejną stronę w swej księdze. Najwyraźniej znów postanowiła ich ignorować. Tym razem to Studnia chrząknęła znacząco. Wówczas gospodyni westchnęła z irytacją i znów na nich spojrzała.

-W czym wam przeszkadza? -spytała. -Są niegroźni dla ludzi.

-Mogą być bardzo groźni –odparł Zima. –Widziałem, do czego są zdolni.

-Tylko gdy się ich sprowokuje –stwierdziła Sójka. –Poza tym mój sposób na nic się wam nie zda, jeśli nie wiecie, kim on jest –powiedziała wracając do lektury swej księgi.

-To Utracony –znów wyrwało się Zielonce.

To wywołało kolejne przeciągłe westchnienie Sójki.

-A więc naprawdę wiecie –gospodyni chwyciła w lewą rękę pióro leżące tuż obok poduszek, wetknęła je w księgę i zamknęła ją z trzaskiem.

Następnie powoli podniosła się z poduszek. Była niska, nawet Zielonka był od niej wyższy. Kobieta przez chwilę się im przyglądała, jakby dopiero teraz zaczęła traktować ich poważnie. Później odwróciła się do nich plecami i podeszła do jednej z komód stojących pod ścianą namiotu. Otworzyła środkową szufladę i wyjęła z niej niewielką szklaną kulę z krótką szyjką i korkiem na sznurku. Przedmiot mieścił się cały w jej dłoni i połyskiwał delikatnym błękitnym blaskiem.

-Sferia –powiedział z uznaniem Niewierny.

-Sferia –przytaknęła Sójka. –Nie stać was na nią. Z resztą i tak bym jej nie sprzedała, niezwykle dziś trudno o tak stare artefakty. Ale jeśli obiecacie, że po waszym odejściu z Targu mój cień nadal tu będzie, tanio wam ją wypożyczę.

Zima nic nie odpowiedział, jedynie skinął głową.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania