Targ - Dzień V - Rozdział XX
Resztę dnia spędzili siedząc w karczmie. Zima pogrążył się we własnych rozmyślaniach, przez większość czasu siedział nieruchomo na łóżku z mieczem i szmatką na kolanach, jednak nie czyścił go, jedynie czasem machinalnie przejechał po ostrzu skrawkiem materiału. Natomiast Niewierny ćwiczył swoje zdolności unosząc znajdujące się w ich pokoju meble. Zielonka z braku lepszego zajęcia głównie gapił się przez okno na krzątających się w dole ludzi, których szaty szarpał gwałtowny wiatr oraz na kłębiące się nad Targiem coraz ciemniejsze chmury.
W ciągu dnia przechodniów było zdecydowanie więcej, poruszali się wzdłuż drogi nieprzerwanym strumieniem. Nie widział jednak, aby ktokolwiek spacerował samotnie, z reguły chodzili dwójkami bądź trójkami, czasem w większych grupach, nikt jednak nie przystawał w pobliżu karczmy, ludzie albo od razu wchodzili do środka, albo mijali ją bez zastanowienia. Szczurołap wyraźnie wyczuwał w ruchach ludzi w dole nerwowość, zwłaszcza, że często widywał wśród nich ciemnozielone płaszcze. Natomiast zdał sobie właśnie sprawę, że nie widział jeszcze tego dnia choćby jednego strażnika. Zwykle w trakcie obchodów Dnia Oczyszczenia było ich na ulicach więcej niż zazwyczaj a im bliżej ostatniego dnia obchodów tym bardziej rosła ich liczba. Natomiast teraz nie widział żadnego z nich. Gdy zdał sobie z tego sprawę, począł jeszcze uważniej przyglądać się przechodniom mijającym karczmę. Nie minęło wiele czasu, gdy ujrzał pierwszego bez szarfy, a później jeszcze kilku.
-To już dwudziesty –powiedział na głos, gdy doliczył do okrągłej liczby.
-Co takiego? -zainteresował się Niewierny, powoli odstawiając krzesło, które właśnie unosił przed sobą.
-Dwudziesty bez szarfy –odparł Zielonka. -Strażnicy chyba nie pobierają dziś opłat.
-Albo po prostu nie są tak czujni jak wcześniej –stwierdził mag. -Tak czy inaczej, Siostra chyba zaczyna się poddawać.
-Nie wypatrzyłem na ulicy żadnego strażnika.
-Zatem tylko się przegrupowuje –stwierdził z uśmiechem Niewierny. -Takie miałem wrażenie, że to twarda kobieta –znów podniósł stojące przed nim krzesło wyłącznie przy użyciu swej mocy. -Cieszę się, że nadal ze mną rozmawiasz –powiedział po chwili.
-Myślałem o twojej opowieści –odparł Zielonka.
-Ja bez przerwy o niej myślę.
-Zastanawiam się, dlaczego tak bardzo nienawidzisz Dreana, że próbujesz zrzucić na niego winę za to, co się stało.
-Czyli jednak nie słuchałeś –Niewierny ponownie odstawił krzesło i usiadł na nim dając wytchnienie zranionej nodze. Jednocześnie zwrócił się w stronę szczurołapa. –Nie chcę na nikogo zrzucać winy. My magowie zrobiliśmy to co zrobiliśmy i jesteśmy za to odpowiedzialni. Mówiłem o tym rano i zawsze będę to powtarzał. Ale Skażenie to nie jest tylko ten jeden moment, kiedy Weles nie zapanował nad naszą mocą. Wszyscy, którzy wtedy żyli, którzy przyczyniali się do pogłębiania tego stanu rozkładu, ponoszą winę za to, co się stało. Zrzucają ją wyłącznie na nas, bo tak jest wygodniej. Rozumiem ich, łatwiej jest zrzucać winę za porażkę na kogoś innego, gdy samemu nic się nie zrobiło, żeby jej zapobiec.
Jest w tym jednak coś znacznie gorszego, większość ludzi jedynie pielęgnuje w sobie nienawiść wobec nas. Nie próbują naprawiać rzeczywistości, w której żyją. Jedyne co robią, to tolerują świat, w którym przyszło im żyć i czekają aż któryś z bogów odwali za nich robotę. I pomimo tego że nic nie robią, mają czyste sumienie. Przecież Skażenie to nie ich wina, to wszystko magowie, co my za to możemy? Pozostaje nam jedynie nienawiść. Co gorsza, gdy już znajdzie się ktokolwiek, kto myśli o poprawie sytuacji, to nie myśli o naprawie skażonego świata, o nie. A co robi zamiast tego? Myśli jak przywrócić siłownie. Jak jeszcze bardziej wyeksploatować ten pogrążony w agonii świat. Niczego się nie uczymy na własnych błędach, a skoro tak, to ktoś musi być winny tego, że wciąż je popełniamy. Ktoś kogo możemy z czystym sumieniem nienawidzić, gdy sami siedzimy z założonymi rękami. Magowie świetnie się do tego nadają.
Zielonka nie skomentował. Nie był jeszcze gotów do tego, aby przyznać Niewiernemu choć częściową rację. Choć chcąc być uczciwym z samym sobą musiał stwierdzić, że faktycznie w jakiejś części spojrzał teraz inaczej na tę historię. Jednak z pewnością wymagała ona dalszego dogłębnego przemyślenia.
-Widzę, że nie jesteś przekonany -stwierdził Niewierny.
-Nie -odparł krótko Zielonka. -Nie wiem, czy kiedykolwiek mnie przekonasz. Ale interesuje mnie jak w ogóle działała magia, to co widzieliśmy w Siłowni...
-Na pewno robiło wrażenie -przyznał mag. -Ale to najniższy możliwy rodzaj magii, ktokolwiek się tam ukrywał, jedynie animował nieożywione. Narzucał swoją wolę martwej materii i poruszał nią w określony sposób. Niemal każdy mag to potrafił.
-Każdy z was mógłby przywołać armię szkieletów?
-Skąd. Wielu miałoby problem już z jednym -Niewierny uśmiechnął się do swoich myśli. -Pomyśl o tym, wiesz w ogóle z ilu kości składa się ludzki szkielet? Ponad dwustu. Oczywiście żeby przywołać „żywy” szkielet nie potrzebujesz wszystkich i nie musisz ich dokładnie spasować, ale to nadal co najmniej kilkadziesiąt obiektów i musisz nieustannie myśleć o każdym z nich, kontrolować każde jego przemieszczenie i zgrać je ze sobą. Im więcej szkieletów, tym więcej małych przedmiotów musisz kontrolować, wszystko musi się dokładnie ze sobą zgrywać. To piekielnie trudna sztuka.
-Mówiłeś, że to najprostszy rodzaj magii -przerwał mu Zielonka.
-Tak właśnie jest. To tylko poruszanie przedmiotów. Nie zmieniasz ich kształtu ani natury, po prostu wprawiasz je w ruch. O wiele trudniejszą sztuką jest nakazanie określonych zachowań własnemu ciału, zmiana jego kształtu na przykład pokrycie go łuskami dla ochrony, wyhodowanie sobie dodatkowych kończyn, albo na przykład uniesienie się w powietrze. To są zachowania przeciw naturze, żeby osiągnąć sukces w tej dziedzinie musisz się zmierzyć nie tylko z własnym ciałem, ale i z umysłem, który odrzuca wszystko to, co próbujesz mu narzucić. To sprawia, że w tej dziedzinie mieliśmy o wiele mniej specjalistów i większość z nich potrafiła jedynie czasowo nabyć pewne właściwości, które przemijały, gdy przestali skupiać na nich swoją uwagę.
Ale było też kilku mistrzów. Mój przyjaciel Lemuel na stałe przeobraził się w ponad dwumetrowego kolosa o skórze twardej niczym kamień. Miał wielkie zasługi w kilku wojnach, które zdarzyło nam się prowadzić. Był też Syrach, którego tak fascynowały morskie głębiny, że z czasem zmienił się w istotę zdolną do życia pod wodą, aby móc je dokładnie badać. Hubertus opowiadał mi też kiedyś legendę o mistrzu Amosie, który doprowadził ten rodzaj magii do takiej perfekcji, że stał się najprawdziwszym smokiem...
-Skoro wszyscy potrafiliście takie rzeczy, to naprawdę mogliście zawładnąć światem -wtrącił szczurołap.
-Nie słuchasz mnie -Niewierny znów się uśmiechnął. -To o wiele trudniejszy rodzaj magii, wielu z nas w ogóle nie potrafiło nakazać czegokolwiek swojemu ciału, ja sam nigdy nie opanowałem tej sztuki. Poza tym spośród tych, którzy potrafili to robić, jeszcze mniej miało ochotę na całkowitą przemianę, większości wystarczało czasowe wzmocnienie ramion bądź nóg, zdolność latania, proste rzeczy bez trwałych efektów wizualnych.
Ale to wciąż nie była najtrudniejsza ze sztuk. Nakazać swojemu ciału zachowanie niezgodne z jego naturą jest o wiele łatwiej, niż nakazać to samo ciału innej osoby. Jedynie garstka spośród nas potrafiła przeobrażać również innych w swoim otoczeniu, niektórzy potrafili zmieniać w ten sposób jedynie zwierzęta, jednak byli i tacy, którzy potrafili transformować ludzi. To jednak wciąż nie jest najpotężniejsza magia. Najbardziej wymagającą sztuką jest bowiem wdarcie się do cudzego umysłu. Już samo zajrzenie tam i odczytanie myśli wymaga wielkich umiejętności, zaszczepienie jakiejś idei jest jeszcze trudniejsze, ale największego mistrzostwa wymaga całkowite przejęcie kontroli nad zachowaniem drugiego człowieka. Osobiście znałem jedynie trzech magów, którzy to potrafili w takim stopniu, że mogliby kontrolować więcej osób naraz, Hubertusa, Welesa i Renusa Hezzera.
-A do której z tych kategorii zalicza się panowanie nad ogniem? -spytał Zielonka, którego mimo woli bardzo zaciekawiła opowieść Niewiernego.
-Ta umiejętność wymyka się jasnym podziałom -stwierdził mag. -Teoretycznie to tylko kontrola nieożywionego, czyli najprostszy rodzaj magii. Jednak ogień nie jest nieruchomy, jego natura i kształt nieustannie się zmieniają. Wymyka się każdemu, kto próbuje go uchwycić i nagiąć do swych celów. Niewielu z nas interesowało się tą sztuką, bo przydaje się ona tylko wówczas, gdy znajdujesz się w pobliżu źródła ognia.
-Jak ty w Siłowni.
-Owszem, byłem jednym z nielicznych w moim pokoleniu, którzy zgłębiali tę sztukę.
Dalszą rozmowę przerwał im zgrzyt odkładanego miecza. Obaj jak na komendę spojrzeli w stronę Zimy, który patrzył na nich, jakby otrząsnął się z głębokiego transu.
-Jesteś pewien, że to ona? –spytał go Niewierny.
-Wiesz, że byłem pewien już tam na dole –odparł przybysz. –To się nie myli.
-Zatem możemy odebrać Twoją zapłatę i ruszać dalej nim to wszystko się zacznie.
Zima wstał z łóżka i powoli zawiesił miecz z powrotem na plecach.
-Nie zrobimy tego –powiedział spokojnie. -Teraz gdy się upewniłem, nie mogę jej porzucić. Nie w takiej sytuacji. Chodźmy do Holdu, sprawdzimy, co się dzieje.
-Już nie zgrywamy znudzonych turystów? -spytał Niewierny z błyskiem w oku.
-I tak byliśmy beznadziejni –skwitował Zima.
Gdy wyszli z karczmy było już późne popołudnie, a mimo to aleje na Targu wciąż pozostawały zatłoczone. Choć w powietrzu wyraźnie unosiła się ciężka atmosfera obaw i niepewności, odwiedzający tłumnie oblegali teraz stragany i namioty obecnych na Targu kupców. Wszyscy spieszyli kupować towary, po które przybyli, ewidentnie bojąc się, że wkrótce sytuacja może ulec pogorszeniu. Natomiast niewielu interesowały występy bardów oraz walki zapaśników, których zresztą i tak nie było teraz zbyt wielu. Wszechobecny niepokój wywołany powrotem Chleba, zniknięciem strażników Siostry oraz nagłym pojawieniem się myśliwych nie sprzyjał szukaniu tego typu rozrywek.
Zielonka nie mógł natomiast nie zauważyć tłumu gromadzącego się przed przybytkiem Matki. W niepewnych czasach w ludziach odzywały się najprostsze instynkty. Zapewne również z tego powodu wielu odwiedzających zmierzało do stoisk z mocniejszymi trunkami. Szczurołap zastanawiał się dlaczego właściwie tak wielu ludzi zostało tego dnia na Targu. Wiedzieli, że coś się wydarzy, chyba wszyscy podskórnie czuli ten dreszcz nadciągającej zmiany, a jednak nie uciekali w bezpieczniejsze miejsca, tylko tkwili tam, gdzie potencjalnie mogło się niedługo stać niezwykle niebezpiecznie. Czyżby kierował nimi zwykły brak instynktu samozachowawczego? A może to ciekawość silniejsza od rozsądku? W świecie, w którym żyli, niewiele się działo, większość dni była do siebie podobna i upływała ludziom głównie na walce o przetrwanie i dbaniu o podstawowe potrzeby takie jak pożywienie czy dach nad głową. To sprawiało, że życie niejako przechodziło obok nich. Zielonka również to odczuwał. A teraz wreszcie miało się wydarzyć coś nowego, coś wywracającego ustalony od dawna porządek świata. Zmiana. Nikt jeszcze nie wiedział, czy miała ona być dobra czy zła, ale niewątpliwie miała nastąpić. I zapewne to wystarczało, aby utrzymać na Targu tłum odwiedzających pomimo obaw, jakie niewątpliwie musieli odczuwać.
Zielonka tak bardzo zatopił się w swych rozważaniach, że nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się u celu. Aleja przed Holdem była zatłoczona, jednak już z daleka widzieli, jak brama się otwiera i wychodzi zza niej Siostra, którą ciasno otaczali strażnicy prowadzeni przez Węgorza. Torowali sobie skutecznie drogę wśród ludzi, których było tu znacznie więcej niż mijali po drodze. Zapewne przywiodła ich tu właśnie ta ciekawość nad którą rozmyślał Zielonka, chcieli być w centrum wydarzeń.
Eskorcie Siostry udało się jakoś drzewcami włóczni utorować sobie drogę wśród tłumu i cała grupa ruszyła w górę Targu, oddalając się od szczurołapa i jego towarzyszy.
-Nie dogonimy ich –stwierdził Niewierny.
Zima skinął głową.
-Pewnie idą na Kwadrat –powiedział.
-Albo do domu Chleba –wtrącił Zielonka.
-Frontalny atak? –Zima zamyślił się na chwilę. –Wątpię, aby w takiej sytuacji szła z nimi. Ryzykujemy z Kwadratem.
Kolejny już raz tego dnia zagłębili się więc między namioty, a Zielonka prowadził ich pewnie i szybko. Po drodze minęli Spichlerz, jednak akurat na tym placu ruch był stosunkowo niewielki, nawet kupcy w większości pozamykali swe stoiska, więc przejście przez płac poszło sprawnie. Natomiast problem pojawił się gdy tylko znaleźli się na Kwadracie. Tłum był tak gęsty, że z trudem pokonali kilka metrów i stanęli w miejscu. Wszystko za sprawą mistrza Chabra, który zajmował główną scenę ulokowaną na tyłach Tentu.
-Niewielu z was go pamięta –mówił bard. –Ja sam nie znałem go zbyt dobrze, byłem wtedy młody i dopiero stawiałem pierwsze kroki w swoim fachu, ale to właśnie on zorganizował pierwsze wspaniałe obchody Dnia Oczyszczenia. To właśnie za jego rządów pierwszy raz występowałem na Targu i to właśnie tu, na tej scenie. Nie było wówczas opłat dla artystów, każdy kto chciał, mógł swobodnie przemawiać na Targu, nawet tak nędzny bard jak ja. O tak, Błękit był wspaniałym władcą, rozsądnie zarządzał Targiem i to on był naprawdę ojcem tego miejsca. To dzięki jego racjonalnej polityce hiena, która go zastąpiła mogła przez tyle lat rządzić tym miejscem i udawać, że się na tym zna. To właśnie dzięki niemu tak długo panował tutaj dobrobyt – bard przerwał na chwilę i potoczył wzrokiem po tłumie. – Ale nawet najwspanialszy władca nie mógł zapewnić dobrobytu na zawsze, a gdy skończyło się to co wypracował, wreszcie wszyscy widzimy jak nieudolna jest ta, która go zastąpiła. Na szczęście jest alternatywa, mamy dziś wielkie szczęście, bo znalazł się ktoś, kto potrafi się przeciwstawić despotce i ma środki, żeby to zrobić, a oto i on.
Chaber przesunął się w bok sceny i złożył zamaszysty ukłon w stronę mężczyzny, który właśnie na nią wchodził. Jednocześnie jego palce przebiegły po strunach lutni, wydobywając z nich podniosłe tony. Wchodzący był wysoki i barczysty. Nosił się jak myśliwi, którymi zarządzał, z tą różnicą, że zamiast łuku miał zawieszony na plecach miecz, którego wyłożona świecidełkami rękojeść jasno świadczyła o tym, iż wyszła spod ręki Szynki. Twarz mężczyzny skryta była pod szarą futrzaną maską. Zielonka z miejsca rozpoznał w nim Chleba. Pociągnął Zimę za rękę, chcąc mu o tym powiedzieć, jednak przybysz jedynie skinął mu głową dając jasno do zrozumienia, że już się tego domyślił. Szczurołap ze zdenerwowaniem potoczył wzrokiem po zgromadzonym pod sceną tłumie i dopiero teraz dostrzegł, że zgromadziło się tam sporo myśliwych, a jeszcze więcej kręciło się wokół. Wszyscy jak jeden mąż byli uzbrojeni w broń, której rękojeść wysadzano barwionym szkłem. Oprócz nich zgromadzeni na Kwadracie przedstawiali sobą właściwie cały przekrój ludności Targu. Od najbogatszych kupców, przez rzemieślników, prostych robotników i posługaczy a na odpadowych kończąc. Wokół nie brakowało również oczywiście dzieci Matki.
-Obywatele Targu –odezwał się tymczasem Chleb swym mocnym lekko schrypniętym głosem, gdy stanął pośrodku sceny. –Szacowni kupcy i wy wszyscy, którzy tu gościcie, bądźcie pozdrowieni. Przychodzę do was dzisiaj, ponieważ nie mogę już dłużej milczeć. Nie mogę patrzeć jak to miejsce się pogrąża i traci swą wspaniałą reputację, na którą również i ja tak długo pracowałem. A wszystko przez jedną rozkapryszoną babę – wskazał na Siostrę, której strażnicy torowali właśnie wejście na Targ.
-Nie mogła trafić na gorszy moment –stwierdził Niewierny.
–Jak mogliście zauważyć w ostatnich dniach, na Targu wyraźnie ubyło żywności -kontynuował Chleb. -Niektórzy z was podróżowali z bardzo daleka, aby zakupić prowiant dla swych ludzi, a na miejscu dowiedzieli się, że nie dostaną nawet połowy tego co zwykle. Co się stało? Czy naprawdę zabrakło nam pożywienia? Nie. Mamy go w bród, jednak nasza czcigodna Siostra nakazała ograniczyć racje sprzedawane kupcom z zapasów zgromadzonych przez Targ. Mieliśmy jedynie je gromadzić aby podbić ceny. Usłuchałem, jestem bowiem tylko prostym zarządcą. Ale w duchu nie mogłem się z tym pogodzić i nadal nie mogę, gdy widzę tutaj tylu głodujących. Dlatego ogłaszam, że nie będzie więcej podbijania cen. Jeszcze dziś dotrze tutaj pierwszy z moich transportów, a potem będą kolejne. Sprzedamy kupcom więcej żywności i to po niższych cenach. Nie będzie głodu, nie pozwolę na to! –ostatnie zdanie wykrzyknął, a tłum zaczął wiwatować, Chleb przez chwilę tylko nasłuchiwał pochwalnych okrzyków. –Mogę zrobić dla was o wiele więcej i zrobię, bo zależy mi na każdym z was. Zależy mi na Targu jako jednej z najważniejszych ostoi ludzkości pośród zarazy, ale aby działać nie mogę być zwykłym parobkiem, muszę objąć władzę nad tym miejscem. Nie dla siebie. Dla was! -rozłożył szeroko ręce, jakby chciał objąć wszystkich ludzi zgromadzonych pod sceną w tym samym momencie. Chaber, który do tej pory cichutko brzdąkał na swej lutni, cały czas zgięty w ukłonie, zagrał ciut głośniej, jednocześnie uderzając w jeszcze bardziej podniosłe tony.
Tłum począł głośno wiwatować i skandować imię Chleba. Część ludzi rzuciła się w stronę Siostry, której udało się już przemieścić bliżej sceny.
-Jak długo potrwa twój dobrobyt? –zapytała głośno, przebijając się głosem ponad wrzaski tłumu. –Co zrobisz kiedy już wszystko przejesz?
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, stojący pod sceną myśliwi nie poruszyli się wprawdzie, jednak tłum zgromadzony na Kwadracie został znakomicie przygotowany przez Chabra i Chleba. Ludzie stojący najbliżej Siostry podnieśli głośne krzyki i rzucili się w stronę jej strażników. Wywiązała się walka, ale oczywistym było kto ją wygra.
-Niewierny? –Zima spojrzał na maga, który tylko skinął głową i obaj ruszyli w stronę dotychczasowej przywódczyni Targu.
Zielonka chciał pobiec za nimi, ale na całym Kwadracie rozpoczęły się przepychanki. Nie wszyscy obecni byli zwolennikami Chleba, a ponieważ w ogólnej wrzawie nie dało się walczyć na słowa, zgromadzeni przeszli do stosowania pierwotnego argumentu siły. W efekcie wokół zapanował istny chaos, w którym chłopak nie potrafił się odnaleźć. Widział jak Zima z Niewiernym dotarli do Siostry i przyłączyli się do jej obrońców. Jednak gdy chciał biec za nimi drogę zagrodziła mu grupa walczących ze sobą ludzi. Gdy próbował ich ominąć, wpadł na innych szarpiących się wzajemnie. W pewnym momencie mimowolnie musiał dołączyć do walk, tylko po to, aby wydostać się z oblegającej go tłuszczy. Gdy udało mu się wreszcie oswobodzić i znaleźć kawałek wolnej przestrzeni chwilę zajęło mu odnalezienie wzrokiem grupy Siostry. Z ulgą stwierdził, że przemieścili się oni w stronę wyjścia z Kwadratu. Widział Zimę wymachującego swym wielkim mieczem i Niewiernego rozdającego ciosy swoim ostrzem, jednak strażników niewątpliwie było mniej niż wcześniej, a gdy teraz ich obserwował, zobaczył jak pod naporem tłumu pada Węgorz.
Zielonka podjął kolejną próbę przebicia się w pobliże grupy Siostry, jednak na drodze stanęło mu kolejne kłębowisko ciał. Nikt tam już chyba nie wiedział kto jest czyim zwolennikiem, ani kto z kim walczy. Szczurołap wznosząc w duchu modlitwy do Stada próbował jedynie przebić się do swej bezpiecznej przystani. Do Zimy. Nawet do Niewiernego. Jednak w ogólnym zamieszaniu nagle otrzymał skądś cios w głowę i stracił przytomność.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania