Poprzednie częściTarg - Dzień I - Rozdział I

Targ - Dzień VI - Rozdział XXIII

Stos został niemal ukończony. Piętrzył się wysoko nieopodal wejścia do Tentu i przerastał niektóre namioty stojące wokół placu. Krzątała się przy nim trójka ludzi w brązowych szatach, którzy doglądali ostatnich szczegółów. Nad całością czuwali oczywiście myśliwi Chleba, którzy przez cały dzień krążyli wokół placów i samą swoją obecnością łagodzili spory. Jak się zdawało wielu czuło przed nimi respekt, skoro sami wybrali ich przywódcę na nowego władcę Targu.

Ściemniało się już, a ludzie tłumnie gromadzili się wokół stosu oraz wzniesionego tuż przy nim podwyższenia, pomimo odległych wprawdzie, ale coraz częstszych grzmotów. Na podwyższeniu kilka osób sprawdzało właśnie ustawienie masywnego stojaka połączonego z misternym mechanizmem służącym do unoszenia kotła wypełnionego wodą ponad stos. Każdego roku ustawiano tę konstrukcję na Kwadracie, by Ojciec mógł za pomocą owego mechanizmu unieść kocioł z Wodą Oczyszczenia w pobliże płomieni i doprowadzić ją do wrzenia. Następnie kapłan doprawiał ją sobie tylko znanymi ziołami i wznosił modły do Upartego, aby zechciał ją przemienić. Nikt nie znał pochodzenia tej konstrukcji ani jej pierwotnego przeznaczenia. Odkąd Zielonka pamiętał, używana była raz do roku, właśnie w trakcie obchodów Dnia Oczyszczenia, w pozostałym okresie trzymano ją gdzieś w podziemiach Sanctum. Szczurołap patrzył zafascynowany jak dwóch mężczyzn i kobieta w odświętnych szatach kilka razy zawieszali na drągu pusty kocioł, a następnie przy pomocy pokręteł i dźwigni wyprowadzali go w pobliże szczytu stosu.

Tymczasem ciemność gęstniała. Zielonka, którego ubraniem szarpał wzmagający się wiatr, zaczął wypatrywać w oddali blasku pochodni, bowiem już niebawem miał pojawić się Ojciec. Do tego momentu jak i podczas całej ceremonii nikomu ze zgromadzonych na Kwadracie ludzi nie wolno było mieć ze sobą jakiegokolwiek źródła światła. Jedynie procesja niosąca Wodę Oczyszczenia mogła mieć przy sobie pochodnie. Szczurołap wypatrywał ich czujnie stojąc na tyłach kuźni Szynki. Skupiał się jedynie na obserwacji traktu wiodącego od strony Sanctum i starał się nie zerkać w stronę Zimy i Niewiernego. Wiedział, że obaj kręcą się w pobliżu stosu, żeby w razie czego szybko zareagować. Natomiast Trumna został w Sanctum aby ochraniać Siostrę.

W oczekiwaniu na rozpoczęcie ceremonii Zielonka wrócił myślami do ponownego spotkania z Zimą. Przybysz ucieszył się, że chłopak jest cały, jednak od razu chciał go odprawić, uznał bowiem, że sprawy zaszły za daleko i obecnie jego towarzystwo jest zbyt niebezpieczne dla szczurołapa. Wyciągnął również z trzosa kilka bryłek soli, które mu ofiarował, aby Zielonka nie musiał się przynajmniej przez jakiś czas troszczyć o swoje utrzymanie. Szczurołap jednak ich nie przyjął, nie chciał również słyszeć o opuszczaniu przybysza w takim momencie. Zdecydowanie zapewnił, że jeżeli Zima zwolni go z obowiązków, to i tak zostanie z Siostrą, jeżeli nawet nie jako jego pracownik, to jako łącznik Matki, która przez niego zapewniała przecież o swym poparciu.

Niedawna władczyni Targu przyjęła te zapewnienia aprobującym skinieniem głową. Choć raptem poprzedniego wieczoru straciła Węgorza i kilku innych strażników, nie wyglądała na załamaną. Przeciwnie, ze spokojem wydawała dyspozycje tym, którzy jej pozostali. Nie było ich jednak wielu. Ledwie kilku przebiło się wraz z Siostrą i Zimą do Sanctum. Większość poszła w rozsypkę jeszcze podczas bitwy na Kwadracie a ich dalszy los pozostawał nieznany. Piękny, który towarzyszył swej przywódczyni w Sanctum, jeszcze przed świtem wyruszył na Targ, aby odnaleźć niedobitki swoich ludzi i ustalić jakimi siłami właściwie dysponuje.

Siostra natomiast pozostała w Sanctum, aby planować w jaki sposób odzyskać władzę. Sporo również dyskutowała z Ojcem i Tkaczem. Zbliżał się dla niej czas walki i całą swoją postawą dawała do zrozumienia, że jest na to gotowa.

Niedługo po przybyciu Zielonki i Trumny, których bez trudności wpuszczono do podziemnych komnat, w Sanctum zjawił się Chochla. Ojciec długo z nim rozmawiał, a gdy wrócił do pozostałych, oznajmił, że strażnik zażądał wydania Siostry. Nie chciał przy tym słuchać wyjaśnień kapłana, że Sanctum nie podlega zwierzchnictwu władz Targu i może udzielać gościny każdemu, kto się o nią zwróci. Zagroził nawet, że jeżeli kobieta nie zostanie wydana, to może mieć niekorzystny wpływ na pozostałą część obchodów Dnia Oczyszczenia. To obudziło w nich podejrzenia, że Chleb spróbuje porwać Ojca, wobec czego resztę dnia zajęło im takie planowanie wieczornej uroczystości, aby do tego nie dopuścić.

W efekcie Zielonka stał teraz między namiotami wyznaczającymi obręb Kwadratu i wypatrywał Ojca. Jego rola nie była zbyt okazała, ale mogła okazać się niezwykle istotna. Chłopak miał bowiem obserwować przebieg uroczystości, a gdyby zauważył cokolwiek niepokojącego, odciągnąć uwagę tłumu i myśliwych poprzez spektakularną dywersję polegającą na podpaleniu namiotu Szynki. Liczyli bowiem, że chaos z tym związany skutecznie utrudni ludziom Chleba realizację ich planów. Zielonka był bardzo przejęty wyznaczonym mu zadaniem, choć budziło w nim mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo chciałby się wykazać, natomiast z drugiej wolałby, żeby Ojca pozostawiono w spokoju, gdyż lubił go pomimo całej jego religijności i zapatrzenia w Upartego. Jego wątpliwości budziła również kwestia wywołania pożaru, bowiem obawiał się, że może się on rozprzestrzenić w zupełnie niekontrolowany sposób, a nie chciałby stać się tym, który będzie odpowiedzialny za zniszczenie Targu.

Nękany wątpliwościami znów skierował swój wzrok w stronę podwyższenia i w dogasającym świetle dnia przyjrzał się zgromadzonym tam ludziom. W pierwszych szeregach dostrzegł Brata i Złotoustego, którzy stali obok siebie i o czymś rozmawiali. Nieopodal nich Zielonka wypatrzył również Szynkę w jego zdobionym pancerzu i z nieodłącznym inkrustowanym mieczem. Jego rynsztunek nie sprawiał jednak zbyt imponującego wrażenia, gdyż w dogasającym świetle dnia wprawione weń imitacje kryształów nie dawały odpowiedniego blasku. Szczurołap wypatrzył wśród zgromadzonych również Aksamitną i Srokę, a w dalszych szeregach mignął mu także Czwarty. Wkrótce Zielonka znudził się obserwowaniem zgromadzonych i począł błądzić wzrokiem wokół.

Wreszcie, gdy już całkiem się ściemniło, dostrzegł u wejścia na Kwadrat niewyraźny blask pochodni, który z każdą chwilą się nasilał. Niedługo potem tłum zgromadzony wokół stosu zaczął się rozstępować tworząc szerokie przejście, o co zadbali pilnujący porządku myśliwi. Zielonka obserwował z oddali jak przejściem podąża mężczyzna w brązowej szacie niosący znak Upartego. Za nim kroczył Ojciec niosący ciężki kocioł wypełniony wodą. Tych dwóch otaczały cztery inne osoby, które trzymały w wysoko uniesionych rękach płonące pochodnie. Szczurołap pamiętał lata, gdy procesja rozciągała się od wejścia na Kwadrat aż pod sam stos, tak wielu było bowiem ochotników, którzy chcieli choć w tym czasie zbliżyć się do Upartego. Jednak ten czas już minął. Wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że ludzie znów troszcząc się przede wszystkim o siebie ostrożniej angażowali się w różne inicjatywy. Co nie przeszkadzało im tłumnie zgromadzić się pod Tentem, aby obserwować kolejną próbę uzyskania Wody Oczyszczenia.

Procesja z wolna zbliżyła się do podwyższenia. Najpierw wszedł na nie mężczyzna niosący znak Upartego, następnie dwoje ludzi z pochodniami, a po nich sam Ojciec z trudem taszczący po wąskich schodkach ciężki kocioł. Dwoje pozostałych uczestników pochodu pozostało na dole i stanęło po obu stronach stopni. Zgromadzeni na Kwadracie w milczeniu obserwowali tę scenę czekając na to, co miało za chwilę nastąpić. Ojciec tymczasem zawiesił kocioł na pustym już teraz drągu i przez krótką chwilę wpatrywał się w niego zapewne dla złapania oddechu. Wreszcie odwrócił się w stronę zgromadzonych.

-Witajcie! –zakrzyknął głośno. –Wasza nadzieja mnie uskrzydla i wzmacnia mój upór w dążeniu do celu jakim jest Oczyszczenie! Ledwie kilka godzin dzieli nas od tego wielkiego święta, kulminacji naszych oczekiwań. Ale ten dzień tak naprawdę nie zaczyna się tu i teraz. On powinien zacząć się dla nas wszystkich zgromadzonych na tym placu już dawno temu, bo na Oczyszczenie nie wystarczy czekać, do niego trzeba dążyć!

Umilkł i potoczył wzrokiem po zgromadzonych. Nikt się nie odezwał. Cisza brzemienna oczekiwaniem zaległa na całej połaci Kwadratu. Zielonka znał tę ciszę. Raz czy dwa udało mu się skryć w pobliżu placu w wieczór przed Dniem Oczyszczenia, a przecież w obchodach święta brał również udział wcześniej, gdy mieszkał jeszcze u Matki. Za każdym razem wyglądało to tak samo. Ludzie pełni nieuzasadnionej nadziei przeplatali się ze zrezygnowanymi i pokonanymi, a także z tymi, którzy nadzieję już dawno utracili, ale wciąż wracali z uporem aby tylko sprawdzić, czy na pewno nic się nie zmieni.

Oni wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że ta chwila należy do Ojca. Co rok w tym miejscu i w tym czasie przez jeden krótki moment to on rządził Targiem. Zielonka obserwował go teraz, jak stojąc ze wzniesionymi rękoma wodził wzrokiem po morzu zgromadzonych na placu głów. Zastanawiał się, czy kapłan upajał się tą chwilową władzą, jaką zyskiwał tego wieczoru, czy też faktycznie przepełniała go nieuzasadniona nadzieja, że coś się wreszcie dokona, a jego oczekiwanie zostanie zakończone.

Ojciec tymczasem opuścił ręce i wolno pokręcił głową.

-Nie wystarczy biernie czekać –powtórzył z mocą. –Trzeba być upartym jak sam Bóg. I nawet jeżeli brakuje w nas wiary, zrobić wszystko, aby Oczyszczenie faktycznie nastąpiło. Aby moc Upartego dotknęła nas i zaczęła w nas działać. Abyśmy sami stali się uparci jak on! Nie w dążeniu do zaspokajania własnych potrzeb, ale w dążeniu do doskonałości. O tę fizyczną możemy go jedynie prosić w nadziei, że udzieli nam Oczyszczenia. Jednak to nie o nią powinniśmy się przede wszystkim troszczyć. Woda Oczyszczenia ma w nas pracować od wewnątrz, gdyż nawet w pełni uzdrowieni fizycznie, nadal będziemy wciąż na nowo potrzebować Oczyszczenia teraz i na zawsze, dopóki tułamy się po tym świecie!

Ojciec wypowiadał swe słowa z emfazą, w trakcie przemowy majestatycznie wznosił ręce do góry, by w kulminacyjnym momencie przy ostatnim zdaniu powoli je opuścić szeroko przy tym rozstawiając na boki, jakby chciał objąć nimi całą powierzchnię Kwadratu. Ruch ten zgrał się idealnie z odległym wprawdzie, ale wyraźnie słyszalnym odgłosem grzmotu. Słuchając tej przemowy Zielonka wrócił myślami do sceny, której był świadkiem wcześniej tego dnia, gdy mając wolną chwilę włóczył się wśród podziemnych korytarzy pod Sanctum.

Natknął się wówczas na niewielką kapliczkę, bardziej niszę w ścianie korytarza, w której znajdował się stojący samotnie znak Upartego, oświetlony dwoma zawieszonymi po bokach pochodniami. Ojciec stał cicho zaledwie kilka kroków przed symbolem swego boga i intensywnie się w niego wpatrywał. Ręce opuścił luźno wzdłuż ciała, wyraźnie się garbił, a szata falowała lekko, jakby drżały mu kolana. Na jego twarzy odmalowany był wyraz najwyższego skupienia, kapłan zdawał się nie dostrzegać, co w ogóle dzieje się wokół niego.

Zielonka nie chciał mu przeszkadzać, ale jednocześnie zainteresował go ten widoczny przejaw pobożności. Chłopak najciszej jak mógł usunął się w cień pod ścianą korytarza, aby obserwować Ojca. Później gdy się nad tym zastanawiał, nie mógł stwierdzić jak długo to trwało, nim wreszcie ciszę kontemplacji zmącił głos nadchodzącego z drugiej strony korytarza Tkacza.

-Tak myślałem, że cię tu znajdę –wykrzyknął już z daleka kapłan w żółtej masce.

Ojciec nie zareagował. Stał sztywno wpatrzony w symbol Upartego. Jedynym widomym znakiem tego, że w ogóle usłyszał Tkacza, było chwilowe zaciśnięcie dłoni. Dopiero gdy drugi kapłan zbliżył się na odległość kilku kroków, Ojciec odwrócił się w jego stronę.

-Czy coś się stało? -spytał spokojnie.

-Od wczoraj stale się coś dzieje -odparł Tkacz. -Chochla znów złożył nam wizytę, właśnie z nim rozmawiałem.

-Nie zdziwię się, jeśli zjawi się tu po raz trzeci –stwierdził Ojciec. -Dziękuję, że mnie o tym poinformowałeś.

-Skoro już pytasz, powiedziałem mu mniej więcej to samo co ty -powiedział Tkacz.

-Tak uzgodniliśmy -Ojciec skinął głową. -A jednak nadal zdajesz się nie być przekonany.

-Straż, ci spośród nich, którzy dogadali się z Chlebem oraz myśliwi mogą tutaj wejść w każdej chwili -stwierdził kapłan w żółtej masce. -A wówczas ani Sześciopalczasty, ani tym bardziej twój Uparty nas nie obronią.

-Pokładasz niewiele wiary w swojego boga -odpowiedział Ojciec nadal emanując spokojem.

-Mój bóg to handlarz, sprzeda mnie, jeśli będzie miał z tego korzyści.

-Zatem dlaczego mu służysz?

-Znów wracamy do tego tematu? -Tkacz z dezaprobatą pokręcił głową. -Wiem, że moje życie ma dla niego wartość. Nawet jeśli wyda mnie w ręce straży, to tylko dlatego, że coś na tym zyska. Poza tym Targ to osada kupców, Sześciopalczasty im patronuje, a oni potrzebują opiekuna kultu.

-Zawsze podziwiałem umiejętność twojego boga do wyszukiwania przedsiębiorczych kapłanów -stwierdził Ojciec.

-Ceni też sobie poczucie humoru, podczas gdy twój wyszukuje samych ponuraków.

-Przede wszystkim wyszukuje ludzi oddanych. Nie potrzebuje koniunkturalistów.

-Znakomicie, obelga za obelgę -Tkacz zaśmiał się krótko. -Wybacz jeśli cię uraziłem. Znamy się długo i wiesz, że bardzo ciebie cenię, ale Sześciopalczasty mi świadkiem, że dawno się tak nie bałem.

-Jak my wszyscy -odparł Ojciec. -W takich chwilach kapłan jest głównie po to, aby nieść pocieszenie.

-Zatem nie zmieniasz zdania, pójdziesz wieczorem na Kwadrat.

-Dzień Oczyszczenia to dzień nadziei, nie pozwolę, aby mój strach ją komukolwiek odebrał.

-I jesteś gotów nawet za to umrzeć? -Tkacz wpatrzył się uważnie w Ojca, zdawało się, że oczekuje odpowiedzi tak bardzo, jakby miało od tego zależeć całe jego życie.

-Kiedyś tak. Ale wątpię, aby miało to nastąpić akurat dzisiaj. Cokolwiek planuje Chleb, nie zechce nikomu odebrać Dnia Oczyszczenia -Ojciec ponownie spojrzał w kierunku symbolu Upartego. -Nie modlę się o swoje życie, modlę się o święto i za cały kult. Nie chcę, aby stopiły się z lokalną polityką. Wówczas będziemy zgubieni. Staniemy się jedynie dziećmi tego świata. Nie do tego powołał nas Uparty.

-Nie mogę powiedzieć, abym podzielał twoje uprzedzenia w kwestii łączenia religii z polityką.

-Ponieważ twojego boga ukształtowano na obraz i podobieństwo człowieka -Ojciec znów spojrzał na Tkacza. -Sam dopiero co powiedziałeś, że jest on handlarzem. Ale to nie on stworzył handel, to handel stworzył jego, bo potrzebował patrona dla swoich własnych szemranych celów. Ale powiedz mi, jeżeli dwóch kupców modli się do niego każdy o to, aby pomógł mu oszukać tego drugiego, to którego z nich wysłucha?

-Tego który złoży większą ofiarę oczywiście, a ponieważ drugiemu z nich uczciwie powiem, ile zapłacił ten pierwszy, to na pewno wysłucha właśnie drugiego -Tkacz zaśmiał się głośno, jednak Zielonce zdawało się, że jego wesołość podszyta była jakąś sztucznością.

-Oczywiście -przytaknął cicho Ojciec powracając wzrokiem do znaku swego boga.

-Oczywiście, oczywiście -przedrzeźniał go Tkacz. -Uważam, że to uczciwe postawienie sprawy. W interesach nie ma się co spieszyć. Powiedz mi jednak, gdyby obaj modlili się do Upartego, to którego z nich by wysłuchał?

-Żadnego -odparł stanowczo Ojciec. -Uparty nie popiera oszustwa.

-No właśnie -Tkacz powoli pokiwał głową. -Twój bóg nie ma żadnego praktycznego zastosowania drogi przyjacielu. Nikomu nie pomoże, nie da tego, czego ludzie od niego chcą. Tkwi tylko na tej swojej żerdzi i czeka, aż zechcą do niego przyjść.

-Ma na to cały czas świata, to nasze dni są policzone.

-Co prowadzi nas z powrotem do mojego pytania.

-Już na nie odpowiedziałem, jestem gotów umrzeć, jeżeli taka będzie cena przygotowania Wody Oczyszczenia dzisiejszego wieczoru.

-A czy stając po stronie Siostry nie mieszasz przypadkiem religii z polityką?

-Nie staję po stronie Siostry. Udzielam schronienia potrzebującej, oni chcą ją zabić, jestem tego pewny. A na to nie mogę się zgodzić niezależnie od moich poglądów na kwestię religii i polityki.

Po tych słowach Ojciec odwrócił się bokiem do Tkacza i powrócił do kontemplacji symbolu Upartego, a kapłan Sześciopalczastego odszedł z dezaprobatą kiwając głową.

Tymczasem teraz na placu po skończonej przemowie Ojciec stanął tyłem do tłumu i podszedł do konstrukcji, na której wcześniej zawiesił kocioł. Zgromadzeni na Kwadracie w napięciu obserwowali każdy jego ruch, cisza była wręcz namacalna. Zielonka również uważnie mu się przyglądał, jeżeli Chleb planował cokolwiek zrobić Ojcu, teraz miał nastąpić po temu idealny moment, gdy tylko zapłonie stos, oczy wszystkich ludzi przez chwilę skupią się wyłącznie na strzelających wysoko w górę płomieniach.

Kapłan uniósł ręce wysoko w górę i skinął głową. Wówczas dwójka ludzi w brązowych szatach, którzy pozostali na dole podwyższenia, podeszła powoli do stosu. Na kolejne skinienie Ojca podłożyli ogień pod bierwiona i powoli odeszli.

Stos był ogromny, więc przez dłuższą chwilę nie chciał się poddać płomieniom. Ogień muskał jedynie ostrożnie kilka polan, jakby badał teren. Wreszcie jednak natrafił na ukryte między suchymi gałęziami kępki nasączonych w oleju szmat, a wówczas płomienie wystrzeliły wysoko w górę i z wolna objęły cały stos.

Wówczas Ojciec ponownie przemówił, nie zwracał się jednak do zgromadzonych. Mówił wprost do swojego boga.

-Uparty Boże, tobie zawdzięczamy istnienie świata. To ty w swoim uporze stworzyłeś go i powołałeś nas do życia. Tobie zawdzięczamy wszystko, a bez ciebie nic by nie było. Skoro jednak twój upór dał nam życie, niech teraz da nam dostąpić Oczyszczenia. Nie po to byśmy mogli być tacy jak dawniej, ale po to by narodzić się na nowo jako twoje dzieci. Aby świat nie krwawił już ze swych licznych ran, ale żeby je zasklepił i stał się nareszcie miejscem szczęśliwym. Takim jakie dla nas zaplanowałeś. Uparty Boże wiem, że nas słuchasz i że twój upór jest wielki, odwróć więc od nas ostrze twego gniewu i udziel nam łaski Oczyszczenia poprzez tę wodę, masz bowiem moc, aby uczynić ją Wodą Oczyszczenia jawnym znakiem potęgi twego uporu, a choć my tu zgromadzeni nie jesteśmy godni, aby tego dostąpić, w tej chwili pokornie pragniemy oczyścić nie tylko nasze ciała, ale i umysły, a także dusze i mamy nadzieję wytrwać w uporze, aby to pragnienie towarzyszyło nam po kres naszych dni.

Po tych słowach opuścił ręce w stronę kotła. Chwilę jeszcze mówił coś przyciszonym głosem, nim wreszcie pociągnął za dźwignię, która uniosła wypełnione wodą naczynie wysoko ponad podwyższenie i zbliżyła je do płonącego stosu. Płomienie lizały kocioł od spodu, a Ojciec zamilkł i wpatrywał się jedynie w rozgrywający się przed nim spektakl. Zielonce zdawało się, iż upłynęła wieczność nim kapłan odwrócił wzrok i skinął głową stojącej obok Miotle, która opuściła swą pochodnię znad głowy i odeszła na bok. Wówczas kapłan pociągnął za kolejną dźwignię, a kocioł powrócił znad stosu. Miotła tymczasem wróciła i podała Ojcu długą metalową żerdź, której użył on do zdjęcia kotła z konstrukcji, był bowiem zbyt gorący, aby dotykać go bezpośrednio.

-Dokonało się! –krzyknął, po czym rozległ się kolejny o wiele bliższy grzmot. –Zakończyliśmy ceremonię. Woda powróci teraz do Sanctum, gdzie każdy będzie mógł przy niej czuwać przez całą noc lub tak długo jak pozwolą mu na to siły. Jutro od samego rana każdy, kto zechce się jej napić, otrzyma łyk Wody.

Tłum zafalował i wydał okrzyk aprobaty. Ojciec niosąc przed sobą kocioł na długiej żerdzi ostrożnie zszedł z podwyższenia. Przed nim kroczył symbol Upartego, a za nim osoby z pochodniami. Gdy znaleźli się na dole podwyższenia, dołączyła do nich ta dwójka, która wcześniej podpaliła stos. Uformowali taką samą procesję jak wcześniej i ruszyli w stronę Sanctum. Tym razem jednak nie kroczyli samotnie. Tłum począł wiwatować, a następnie część zgromadzonych dołączyła do Ojca i jego świty w drodze do świątyni. Zielonka wypatrzył wśród nich Złotoustego, w którego złotej masce odbijały się zarówno płomienie stosu jak i nieregularne błyski pochodni. Także Sroka i Aksamitna przyłączyli się do procesji zmierzającej w stronę Sanctum. Pozostali odczekali stosowną chwilę nim rozpoczęło się świętowanie, które tej nocy miało trwać jeszcze długo po tym, gdy wypali się stos.

Zielonka ruszył między namiotami starając się nie tracić z oczu procesji. Ojciec kroczył dostojnie. Nie spieszył się i cały czas w skupieniu patrzył na kocioł. Natomiast idąca za nim Miotła czujnie rozglądała się na boki. Nic się jednak nie wydarzyło, a droga nie była przecież daleka, szybko doszli do Sanctum nie niepokojeni przez nikogo.

Procesja weszła do świątyni. A z nią szczurołap, który wmieszał się w tłum, rozglądając się przy tym za Zimą i Niewiernym. Kapłan niosący znak Upartego podszedł do pękniętego ołtarza i umieścił symbol w specjalnie przygotowanym do tego celu stojaku stojącym po jego prawej stronie. Następnie Miotła wraz ze swoim kompanem postawili po obu jego bokach pochodnie. Dopiero gdy odeszli, do ołtarza podszedł również Ojciec i postawił na nim kocioł z Wodą Oczyszczenia w miejscu dla niego przeznaczonym. Przyklęknął przed nim i pochylił głowę w cichej modlitwie, a wówczas pozostali członkowie procesji rozeszli się po Sanctum. Jedni usiedli w ławach stojących po obu bokach nawy, inni przyklękali tam gdzie stali, bądź też zbliżali się do ołtarza i dopiero wówczas padali na kolana. Jeszcze inni poszli do bocznych kaplic. Zielonka przez kilka chwil uważnie obserwował Złotoustego, który z całą swą godnością podszedł do pierwszej ławy i ciężko na niej usiadł. Chłopak odszukał również wzrokiem Srokę, który zajął miejsce gdzieś pośrodku świątyni, natomiast Aksamitna zniknęła w wejściu do kaplicy Nadobnych Panien. Tego wieczoru całe Sanctum podporządkowane było czuwaniu przy Wodzie Oczyszczenia, boczne kaplice pozostawały otwarte, jednak z tym zastrzeżeniem, że mogły się w nich odbywać jedynie prywatne modlitwy tak, aby nie zakłócać spokoju czuwających w głównej nawie.

Ojciec wypowiedziawszy słowa modlitwy, którą słyszał jedynie Uparty, podniósł głowę i skierował się w stronę drzwi prowadzących do podziemi Sanctum. Wówczas dwójka ludzi w brązowych szatach – Zielonka rozpoznał w nich Miotłę i Prostego – klęknęła przed ołtarzem i objęła straż nad Wodą Oczyszczenia. Tymczasem szczurołap, który dyskretnie czekał przy drzwiach wszedł wraz z Ojcem oraz trójką pozostałych ludzi w kapłańskich szatach do podziemi świątyni. Byli to oczywiście Zima i Niewierny, a także Piękna. Kobieta po chwili oddaliła się do swoich spraw, a pozostali skierowali się do komnaty zajmowanej przez Siostrę.

Prowadził do niej długi korytarz, od którego co chwila odchodziły jakieś odnogi. Podziemia Sanctum były ogromne i na poły legendarne. Obecnie kapłani korzystali jedynie z ich niewielkiego fragmentu, jednak Zielonka nieraz słyszał, że długie korytarze sięgają co najmniej do połowy obszaru Targu oraz w drugą stronę i nikną gdzieś pod lasem. Jak mówiono, nawet w czasach przed Skażeniem nie korzystano z wszystkich, a o większości nawet nie wiedziano. Obecnie jedynie Ojciec i być może Tkacz orientowali się w tym obszarze, z którego kapłani nie korzystali na co dzień - jednak jak bardzo, wiedzieli tylko oni sami.

Obecnie Ojciec prowadził ich do odnogi znajdującej się w głębi podziemi. Po drodze minęli dwie warty wystawione przez strażników w drewnianych maskach, którzy ocaleli po bitwie jaka rozegrała się poprzedniego wieczoru na Kwadracie. Każdy z nich skinął im lekko głową. Nie było ich tutaj wielu, spora część sił straży została przy Chochli, który poparł Chleba. Spośród tych, którzy pozostali wierni Siostrze, wielu musiało uciec z Targu, aby nie pojmali ich ludzie służący nowej władzy. Jak zapewniał Piękny czekali na dogodny moment do przeprowadzenia kontrataku.

Tymczasem dotarli do drzwi komnaty zajmowanej przez Siostrę. Strzegło ich czterech strażników w drewnianych maskach. Wszyscy równo skinęli im głowami i zrobili im przejście. Zima podszedł do drzwi i zapukał trzy razy, odczekał chwilę i zapukał kolejne trzy razy, a po kolejnej przerwie jeszcze raz znów trzykrotnie. Następnie usłyszeli taką samą serię puknięć od drugiej strony i dopiero wówczas drzwi zostały otwarte. Za nimi stał Trumna, który przez cały czas pilnował Siostry. Jego skrzynia spoczywała na podłodze tuż przy zajmowanym przez kobietę krześle. Oprócz niego i niedawnej władczyni Targu w komnacie przebywał również Tkacz, który skinął im głową, gdy wchodzili.

Pokój umeblowany był raczej skromnie. Znajdowały się w nim łóżko, stół i dwa krzesła. Na jednym z nich siedziała Siostra, przy drugim stał Tkacz. Na ścianie za plecami kapłana znajdował się obraz przedstawiający Stado w jednym z jego najdzikszych wyobrażeń. Zielonka już kilkakrotnie tego dnia wpatrywał się w ten obraz i za każdym razem miał problem z odgadnięciem co się w ogóle na nim działo. Wszelkie znane artyście gatunki zwierząt, a także ludzie mieszali się na płótnie w dzikim i agresywnym tańcu wzajemnej przemocy i miłości równocześnie. Chłopak zastanawiał się, dlaczego kapłani ulokowali Siostrę akurat w komnacie ozdobionej tym dziełem. Tkacz twierdził, że to najwygodniejsze pomieszczenie w tej części podziemi.

-Jak przebiegła Ceremonia? –spytała niedawna władczyni Targu, gdy weszli do pomieszczenia.

-Nadzwyczaj spokojnie –stwierdził Niewierny. –Cokolwiek knuje Chleb, nie miało to związku z Ojcem.

-Tego nie wiemy –uznał Zima. –Możliwe, że nie chciał po prostu zakłócać święta, nawet nie zjawił się osobiście.

-Nagle przybyło mu sprytu –stwierdziła Siostra. -To bardzo przebiegły ruch, pokazał, że choć jest nowym przywódcą Targu, nie zamierza wybijać się ponad tradycje i zwyczaje oraz tych, którzy trzymają nad nimi pieczę. Musimy zachować czujność.

Pozostali skinęli głowami.

-Cokolwiek planuje, po dzisiejszym wieczorze wątpię, aby zdecydował się na frontalny atak – stwierdził Ojciec. -Jednak kto wie, czy nie zbadał kiedyś dokładniej tych korytarzy.

-Pomyślałam o tym –odparła Siostra. -Wystawiłam straże we wszystkich najbliższych odnogach. Czy udało wam się nawiązać kontakt z Pięknym? -zmieniła temat.

-Tak –Zima skinął głową. -Powiedział, że jutro będzie gotowy.

-Zatem pozostaje nam czekać. Możecie odejść...

Nagły szum dobiegający z korytarza sprawił, że poderwała głowę. Zielonka spojrzał w stronę drzwi. Zima i Niewierny stali już z bronią w pogotowiu. Także Trumna trzymał już w rękach swoje noże, a jego skrzynia uniosła się z podłogi. Ojciec stanął tuż obok niej osłaniając Siostrę, natomiast Tkacz przyczaił się z drugiej strony. Szmer wzmógł się, a płomienie pochodni zafalowały. Zima spojrzał na Niewiernego, który skinął mu głową i schował miecz. Wyciągnął ręce w stronę pochodni i przyciągnął do otwartych dłoni dwie kule ognia. W następnej chwili gwałtowny podmuch powietrza zgasił wszystkie pochodnie. Jedynym źródłem światła były teraz kule zebrane w dłoniach maga oraz skrzynia skażonego.

-Trumna –wyszeptał cicho Zima.

To wystarczyło. Olbrzym odskoczył do tyłu, a Zima zajął jego miejsce. Zielonka zauważył, że jeden ze sztyletów przybysza zniknął, a ten ściskał zamiast niego sferię. W następnej chwili przez szparę pod drzwiami wsunął się do pomieszczenia strzęp mroku, który momentalnie uniósł się pod sufit.

Niewierny natychmiast przypuścił atak. Uniósł lewą rękę, a w stronę cienia pomknął strumień ognia. Mag nie celował jednak bezpośrednio w niego, ale otoczył go ognistą wstęgą, która stopniowo spychała go w dół. Zima czekał w pogotowiu, by w odpowiednim momencie posłać w jego stronę sferię.

Zielonka patrzył na to zafascynowany, gdy jego uwagę zwrócił kolejny cichy szmer. Spojrzał w stronę drzwi i ujrzał kolejny cień przedzierający się pod nimi do pomieszczenia. Zdążył tylko krzyknąć, gdy mroczny kształt był już w środku i rzucił się wprost na Niewiernego. Mag ostrzeżony przez szczurołapa w porę uskoczył, ale jednocześnie stracił kontrolę nad płomieniem i uwolnił drugiego cienia. Wówczas obaj rzucili się na Niewiernego i ciasno go opletli, unikając jednak trzymanych przez niego płomieni.

To dało pole do działania Zimie. Odkorkował sferię i rzucił w Niewiernego. Jeden z cieni wydał z siebie przeciągły wizg, gdy butelka wchłonęła go do środka i upadła na ziemię. Przez dłuższą chwilę świeciła przytłumionym czerwonym blaskiem, który stopniowo słabł. Wówczas dopadł do niej Zima i szybko zakorkował. Drugi cień zorientował się, co się dzieje i uniósł się pod sufit, gdzie pomknęły za nim ogniste wstęgi, które ciasno go otoczyły nie dając zbyt wielkiego pola manewru. Stwór próbował się miotać w swoim więzieniu, jednak miał tam niewiele miejsca na jakikolwiek ruch.

-Nie zrobimy mu krzywdy –zwrócił się do niego Zima podnosząc w górę sferię. –To jedynie nasze zabezpieczenie. Dopóki jesteśmy na Targu nie będziesz niepokoił Trumny, a kiedy odejdziemy, wówczas uwolnimy twojego brata.

Cień nie odpowiedział, falował jedynie wewnątrz kręgu wyznaczonego przez ogniste wstęgi Niewiernego.

-Neutralność za neutralność –powiedział Zima. –Nie zależy nam na wojnie z wami.

Cień nie odpowiedział od razu. Jeszcze przez jakiś czas rzucał się w różne strony próbując znaleźć drogę ucieczki z płonącego kręgu. Wreszcie jednak musiał uznać wyższość maga.

-Dwa dni –wychrypiał wówczas.

Niewierny spojrzał na Zimę, który powoli skinął mu głową, wówczas mag przywołał z powrotem do siebie wstęgę ognia, a uwolniony cień rzucił się w stronę szpary pod drzwiami i uciekł z pomieszczenia.

Następne częściTarg - Rozdział VI - Dzień XXIV

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania