Targ - Dzień VII - Rozdział XXVI
Zbliżało się południe. Zielonka brnął przez zapchany Kwadrat w stronę Tentu. Tłum wprawdzie gromadził się głównie na tyłach wielkiego namiotu, jednak chętnych gapiów było oczywiście więcej niż miejsca wokół podwyższenia, więc rozlewali się na przestrzeni całego placu, gromadząc się w hałaśliwe grupy komentujące bieżące wydarzenia. Ziemia wciąż jeszcze była rozmokła po całonocnej ulewie, a w wielu miejscach nadal stały kałuże, jednak nie przeszkadzało to gapiom gromadzić się niemal na każdej powierzchni, na której dało się ustać suchą nogą.
-Posuwa się za daleko -usłyszał szczurołap, gdy mijał grupkę lepiej odzianych mieszkańców Targu. -Rozumiem przejęcie władzy, nawet uwięzienie Siostry, ale egzekucja...
-Inaczej byś gadał, jakbyś miał namiot w pobliżu Sanctum -ripostowała stojąca w tej grupce kobieta.
-O ile byś przeżył atak upiorów, które wezwała -dodała druga.
Zielonka w pośpiechu minął tę grupkę. Wszędzie słyszał podobne rozmowy. Ludność zgromadzona na Targu była podzielona, Dominowały głosy, że Chleb dobrze zrobił przejmując władzę, natomiast nie wszyscy uważali, że powinien zgładzić Siostrę, zwłaszcza w tak okrutny sposób w jaki podobno zamierzał to uczynić. Szczurołap nie zbliżał się do podwyższenia, ani do miejsca bezpośrednio przed nim. Wiedział, że usypano tam stos, bo widział go już rankiem, gdy przemykał między namiotami. Nie był on wprawdzie tak imponujący jak ten, nad którym poprzedniego wieczoru Ojciec przygotowywał Wodę Oczyszczenia, ale nadal robił wrażenie zdecydowanie zbyt wielkiego dla jednej osoby. Teraz zasłaniał go przed wzrokiem Zielonki tłum ludzi zgromadzonych przed podwyższeniem. Chłopak rozejrzał się ukradkowo aby zorientować się, gdzie są jego sprzymierzeńcy.
-Naprawdę wierzysz w te upiory? -mówił mijany przez niego mężczyzna w lisiej masce, do stojącego obok niego wysokiego draba skrywającego swe oblicze za wizerunkiem niedźwiedzia.
-Nie wierzę w nie, ja je widziałem -odparł tamten.
-Źle zapytałem -zreflektował się lis. -Chodzi mi o to, czy wierzysz w to, że przyzwała je Siostra.
-Wszyscy o tym mówią, dlaczego miałbym w to nie wierzyć?
-Bo to by jej w niczym nie pomogło -powiedział tryumfalnie lis. -Przecież żeby dotrzeć z Sanctum do Holdu, musiałaby wymordować połowę Targu. Gdyby faktycznie miała na swych usługach upiory, to powinna raczej zakraść się niepostrzeżenie na wzgórze i tam zrobić z nich użytek.
-A kto wie, co takiej szalonej babie w głowie siedzi.
-Przez dziesięć lat zarządzała tym miejscem doprowadzając je do obecnej świetności, naprawdę uważasz, że jest szalona?
Zielonka nie słyszał już odpowiedzi jakiej udzielił Niedźwiedź, poszedł bowiem dalej. Klucząc w tłumie dotarł wreszcie w okolice Tentu. Już pierwsza część jego zadania była niezwykle trudna, bowiem musiał w jakiś sposób przeniknąć do ogromnego namiotu, którego pilnowało co najmniej dwunastu myśliwych, a do tego z każdej strony obserwowali go zgromadzeni na Kwadracie gapie.
Zielonka spojrzał z dołu na ogromną sylwetkę namiotu górującego nad Targiem i poczuł lodowaty ucisk w żołądku. Za chwilę miał dokonać najtrudniejszego kroku w swoim życiu. Do tej pory za łamanie praw Targu groziła mu co najwyżej ciemnica i obity grzbiet ale teraz...
Gwałtownie przełknął ślinę. Nie wycofał się, kiedy Zima oferował mu taką możliwość, więc nie chciał się cofnąć również teraz, choć czuł jak lodowata kula z żołądka rozpada się na kawałki, a paraliżujący chłód rozlewa się po jego kręgosłupie. Z trudem opanował drżenie i niby od niechcenia rozejrzał się po okolicy. W pewnej odległości od siebie wypatrzył stojących w tłumie dwóch mężczyzn w czarnych strojach i brązowych maskach na twarzach. Obaj mieli przytroczone do pasów proste drewniane pałki. Ich widok nieznacznie go uspokoił, skoro ludziom Pięknego udało się dostać na Targ, to oznaczało, że plan zaczynał już działać choćby tylko w tej części. Szczurołap spojrzał przed siebie i zobaczył leżący na ubitej ziemi większy kamień. Dwa razy głęboko odetchnął i poszedł w jego stronę. Gdy przechodził tuż obok, potknął się o niego i przyklęknął na jedno kolano dla złapania równowagi.
Na ten znak dwaj ludzie Pięknego wszczęli bójkę. Pilnujący Tentu myśliwi spojrzeli po sobie, jednak początkowo nie zareagowali. Stali tylko w pobliżu wielkiego namiotu i się przyglądali. Gdy jednak dwaj przeciwnicy wciągnęli do walki kilku stojących w pobliżu gapiów, jeden z myśliwych podszedł do grupy próbując załagodzić sytuację. Został jednak sprawnie ogłuszony i wrzucony w większą kałużę, a wówczas dwaj pozostali podbiegli do walczących rozchlapując wokół wodę i pryzmy błota.
Wtedy Zielonka poderwał się do biegu. Chociaż rozmokły grunt mocno go hamował, jednak udało mu się w dwóch susach dopaść do ściany namiotu i sprawnie przeczołgać pod nią do środka zanim ktokolwiek zdołał go zauważyć. Panował tam półmrok, jednak szczurołap zorientował się, że trafił na jedno ze stoisk wydzielonych ściankami działowymi i odgrodzonych od wspólnej sali szerokim straganem. Na czas hucznej uroczystości Chleba kupcy z Tentu mieli zakaz handlu, aby nie odciągać gości od najważniejszego wydarzenia tego dnia, wobec czego Zielonki nikt nie zauważył. Chłopak pozostał chwilę w bezruchu, aby uspokoić oddech i z zainteresowaniem rozejrzał się wokół. Otaczały go schludnie ułożone obok siebie skrzynie. Szczurołap powoli podkradł się do jednej z nich i spróbował otworzyć, jednak była zamknięta na kłódkę. Gdy jego oczy z wolna przyzwyczaiły się do półmroku panującego na stoisku, spostrzegł, że wszystkie skrzynie zamknięte są na jednakowe kłódki. Na każdej z nich wytrawiono ozdobną czcionką literę A. Zielonka zorientował się wówczas, że znalazł się na stoisku Aksamitnej. Zatem trafił we właściwe miejsce, tego właśnie chciał się dowiedzieć.
Uspokojony tym faktem podniósł się na czworaki i ostrożnie wszedł pod stragan spoglądając na to, co działo się w środkowej części Tentu. Kręciło się tam czterech myśliwych, którzy mieli zapewne dopilnować, aby namiot pozostał w tym czasie pusty. Zauważywszy ich szczurołap wycofał się ostrożnie spod straganu i podczołgał się do materiałowej ściany oddzielającej komórkę, w której się znajdował od kolejnego stoiska. Najciszej jak potrafił przeczołgał się pod nią dalej. Było mu o tyle łatwiej robić to po cichu, że z Kwadratu docierały stłumione odgłosy trwającej tam jeszcze bójki, a krzyki tłumu zagrzewającego walczących do boju mieszały się z mlaszczącymi dźwiękami ciężkich kroków na podmokłym podłożu.
Natomiast tym, co niewątpliwie utrudniało Zielonce wykonanie zadania był fakt, że w każdym z wydzielonych stoisk oprócz szerokiego stołu pełniącego rolę lady i częściowo zasłaniającego dla osób patrzących z środka namiotu to, co działo się w wydzielonej przestrzeni, pod jej ścianami leżały zwykle worki bądź skrzynie z towarem, które zajmowały sporo miejsca i znacznie ograniczały możliwości bezszelestnego poruszania się. Szczurołap w najwyższym skupieniu starał się omijać te przeszkody, nie był jednak nawykły do poruszania się w aż tak ciasnej przestrzeni. Jakoś udało mu się jednak przedrzeć przez stoisko i przeczołgać do kolejnego, równie zastawionego co poprzednie. Tutaj jednak miał już mniej szczęścia, próbując ominąć jeden ze stojących mu na drodze worków zahaczył o inny, którego w dusznym półmroku pierwotnie nie zauważył. Worek upadł na ziemię z głośnym szelestem i grzechotem znajdujących się w jego wnętrzu rzeczy, co przyciągnęło uwagę zgromadzonych w centrum Tentu myśliwych. Jeden z nich już biegł w jego stronę, a zanim zbliżył się on do stoiska, Zielonka zdołał jedynie wczołgać się pod masywny stragan i częściowo nakryć innym workiem, akurat w chwili, gdy buty myśliwego znalazły się tuż przy ladzie.
Szczurołap skulił się w bezruchu i starał się nawet nie oddychać, mając nadzieję, że pozostanie niezauważony. Myśliwy długo stał przy straganie najwyraźniej rozglądając się i nasłuchując, jednak nie zdecydował się na wejście w obręb stoiska, być może zostało to zakazane przez Chleba i wreszcie oddalił się w stronę centrum namiotu. Zielonka nie od razu wygramolił się spod straganu, cierpliwie czekał, aż kroki tamtego się oddalą, a mężczyźni powrócą do przerwanej rozmowy. Gdy już usłyszał ich przyciszone głosy odczekał jeszcze dłuższą chwilę i dopiero wówczas najostrożniej jak potrafił wygramolił się spod straganu. Jeszcze wolniej niż poprzednio przedostał się do ściany oddzielającej stoisko od kolejnego i przeszedł na drugą stronę. Skradając się w ten sposób dotarł wreszcie do stoiska, którego ściana graniczyła bezpośrednio z podwyższeniem wzniesionym na tyłach Tentu. Szczurołap skrył się za dużą skrzynią stojącą w rogu tego pomieszczenia. Następnie uniósł skraj namiotu i rozpoczął obserwację.
Znalazł się w idealnym miejscu tuż pod podwyższeniem. Widział stamtąd spore półkole utworzone przez myśliwych, którzy powstrzymywali napierający tłum. W jego centrum stał samotny stos, jak już się rzekło nie tak imponujący jak ten nad którym zawieszona była Woda Oczyszczenia, ale i tak wydał się Zielonce zbyt wielki. W jego centrum wbito samotny pal.
Szczurołap czujnie rozglądał się wokół czekając na nadejście południa. Tłum zgromadzony za kordonem myśliwych gęstniał coraz bardziej, tak iż ludziom Chleba z wyraźną trudnością przychodziło trzymanie go w ryzach. Ludzie odziani byli rozmaicie, poczynając od najbardziej prominentnych mieszkańców Targu poprzez przeciętnych przechodniów w znoszonych ale solidnych szatach aż do łachmaniarzy i żebraków. Wszyscy oni niezależnie od swego stanu i wielkości majątku przyszli zobaczyć oficjalną inaugurację nowych rządów. Zapewne nie wszyscy byli jej zwolennikami, ale niewątpliwie przyjmą widowisko bez słowa głośnego protestu. Chłopak wypatrzył wśród nich również kilku ludzi w czarnych strojach i brązowych maskach.
Wtem nabrzmiałą oczekiwaniem ciszę rozdarł donośny głos świątynnego gongu. Po chwili kolejny, a w jakiś czas po nim jeszcze jeden. Tłum zafalował i rozstąpił się przepuszczając osobliwą procesję. Przewodził jej Chochla niosący znak Upartego. Za nim podążało dwóch strażników z gongami, w które uderzyli po raz kolejny wstępując do wydzielonego półokręgu. Za nimi kroczyło w linii trzech myśliwych, dwaj skrajni paradowali z uniesionymi w górę mieczami, których rękojeści skrzyły się od powtykanych w nie barwionych świecidełek. Środkowy zaś dźwigał ciężki kocioł z Wodą Oczyszczenia. Za nimi między dwoma kolejnymi myśliwymi kroczył ze spuszczoną głową Ojciec. Jego długie zaniedbane włosy zasłaniały twarz, ale Zielonka był pewien, że znajdował się na niej wyraz rezygnacji. Oto święto, którego obchody pielęgnował od tak dawna, miało zamienić się w groteskową parodię wszystkiego w co wierzył. Oczyszczenie o które walczył miast dobrowolną i dogłębną przemianą wewnętrzną każdego z uczestników święta, miało się stać tanią pokazówką, która zamiast spodziewanej wolności miała zainaugurować nowe poddaństwo. Zielonka oczywiście nie znał myśli Ojca, ale tego wszystkiego domyślił się po jego zgarbionej postawie i człapiących krokach. Kapłan ledwie powłóczył nogami w na wpół wyschłym błocie i nawet nie próbował omijać kałuż wciąż jeszcze obecnych tu i ówdzie na placu.
Za Ojcem podążała liczniejsza grupa myśliwych prowadzących Siostrę. Kobieta odziana była w wystawną czerwoną suknię, a jej twarz skrywała lśniąca maska. Ona również wyglądała na złamaną, nisko pochyliła głowę i ramiona. Zielonka nie mógł tego zrozumieć, mógł sobie wprawdzie wytłumaczyć z czego wynikała postawa Ojca, jednak trudno mu było uwierzyć w to, że ta zdruzgotana kobieta, której jak się zdawało pozostały jedynie zewnętrzne oznaki niedawnej chwały, była faktycznie tą samą Siostrą, która jeszcze poprzedniego wieczoru snuła plany odbicia Targu z rąk Chleba. Nie taką widział ją wcześniej Zielonka.
Następnie pojawili się znamienitsi spośród kupców, którzy poparli Chleba. W pierwszej linii kroczyli oczywiście Szynka wraz z Bratem. Pierś opasłego kowala dosłownie mieniła się wszelkimi kolorami, jego pancerz wyglądał niemal tak, jakby w całości wykonano go z barwionego szkła, a on sam uśmiechał się tryumfalnie co najmniej tak, jakby to właśnie on przejął ostatecznie władzę na Targu. Twarz Brata jak zwykle skrywała pełna maska z rubinem pośrodku czoła, który sam jeden zapewne był wart więcej od całego rynsztunku kowala, jednak trudno było przypuszczać, aby smucił się on w tej chwili. Z resztą szedł pewnie sprężystym krokiem co jakiś czas wodząc spojrzeniem wokół. Gdzieś za tą dwójką podążał również Chaber ze swą drogocenną lutnią przewieszoną przez ramię. Za kupcami szło jeszcze kilku strażników Chochli, a dalej kolejni myśliwi, pośród których szedł sam Chleb w futrzanej masce. Kroczył powoli i z godnością. Wystudiowanymi ruchami wodził wzrokiem wokół, powoli obracając głowę i napawając się chwilą swego tryumfu. Wreszcie cały pochód zniknął Zielonce z oczu, a ciężkie kroki zadudniły mu nad głową, gdy wszyscy weszli na scenę. Jedynie dwaj myśliwi prowadzący Siostrę zostali wraz z nią w pobliżu stosu.
-Witam was wszystkich w tym trudnym czasie -donośny głos Chleba rozszedł się ze sceny. -Nie tak miał wyglądać ten dzień. Dziś mieliśmy świętować Dzień Oczyszczenia. Prawdziwy Dzień Oczyszczenia! Zakończenie podłej dyktatury nastawionej wyłącznie na własny zysk. To miało być wasze święto, w którego nadejściu miałem jedynie swój skromny udział. Niestety! Jak mogliśmy przekonać się dzisiejszej nocy, są tacy, których władza psuje doszczętnie. Tacy, którzy nie cofną się przed niczym -nawet największą podłością –aby zachować to, co im słusznie odebrano. Dwa dni temu pokazaliśmy tej występnej kobiecie co myślimy o niej i jej niedawnych rządach. Daliśmy jej jasno do zrozumienia, że nie chcemy jej na naszym Targu. Że nie życzymy sobie zewnętrznych wpływów! Sami będziemy o sobie decydować.
Jednak nasz głos zupełnie się dla niej nie liczy. Nasze zdanie nie ma dla niej znaczenia, jeżeli nie pokrywa się z jej własnym. Prawda o Siostrze objawiła nam się tej nocy w całej pełni. Ta kobieta jest pełna pogardy dla ludu Targu, a przy tym okrutna i zła! Taka właśnie jest ta, która ośmieliła się nazywać naszą siostrą.
Zielonka ze zdumieniem obserwował niedawną władczynię Targu, która stała ze spuszczoną głową pomiędzy dwoma myśliwymi pokornie znosząc tę pełną jadu przemowę Chleba. Ani razu nie podniosła wzroku, nie odezwała się choć słowem. Szczurołap nie wypatrzył bodaj oburzonego drżenia ramion. Pomimo pięknej czerwonej sukni i srebrnej maski na twarzy Siostra wyglądała jak obraz klęski.
-Ubolewam nad tym, co stało się dzisiejszej nocy -kontynuował Chleb. -Takie wydarzenia nie powinny mieć miejsca w świecie i więcej ich nie doświadczycie. W świecie, w którym to lud Targu rządzi tym miejscem -za pośrednictwem mojej skromnej osoby -nigdy więcej nie zdarzy się już nic podobnego. Za chwilę będziecie świadkami początku nowej ery w historii tego miejsca. Dziś nastąpi prawdziwe Oczyszczenie –Chleb mówił teraz głośniej, bardziej podniośle, a Zielonka wypatrzył wśród tłumu wielu ludzi z uznaniem kiwających głowami. -Dziś przejmujemy Targ na własność. Dziś wypalimy zło do korzeni!
Pierścień myśliwych zafalował. Wbrew pozorom tłum nie przyjął wystąpienia Chleba jednoznacznie entuzjastycznie, wprawdzie wielu zgromadzonych wokół podwyższenia wiwatowało, jednak wybrzmiało również wiele okrzyków niezadowolenia. Nie zważając na te drugie dwaj myśliwi, którzy pilnowali Siostry, chwycili ją brutalnie za ramiona i poprowadzili wprost do stosu. Szczurołap z przerażeniem obserwował jak wchodzili wraz z nią po porąbanych szczapach drewna prosto do pala, do którego stanowczo ją przywiązali, po czym spokojnie odstąpili.
-Nareszcie dotarłaś tam, gdzie już dawno powinnaś się znaleźć! -krzyknął wówczas Chleb. -Twoja pazerność tylko niszczyła to miejsce. Teraz Targ stanie się wreszcie domem dla poszukujących realnej pomocy.
Zamilkł, a wówczas odezwali się klakierzy zgromadzeni wśród tłumu, którzy obrzucali Siostrę niewybrednymi epitetami, nie musieli też długo rozgrzewać ludzi tłoczących się wokół stosu. Wnet na niedawną władczynię Targu opadła fala wyzwisk rzucanych ze wszystkich stron. Wkrótce też w ruch poszły nie tylko słowa, ale także zepsute warzywa, wprawdzie większość mijała Siostrę i opadała na drewno stosu nie czyniąc jej większej szkody, jednak precyzyjnie ciśnięty brokuł trafił ją w pierś i zsunął się w dół po sukni, pozostawiając na materiale zieloną smugę. Cały ten jazgot uspokoił się dopiero po dłuższej chwili, a wówczas do uszu Zielonki doleciał dźwięk krzeszącego skry krzesiwa.
-Czas twojej tyranii dobiegł końca! -krzyknął jeszcze Chleb, a następnie szczurołap zobaczył płonącą pochodnię spadającą na szczapy stosu. Drewno było suche i szybko zaczęło przyjmować ogień.
Wówczas pierścień okalający miejsce zaplanowanej kaźni dosłownie pękł w jednym miejscu. Trzech myśliwych zmiotła stalowa skrzynia, która wpadła na pustą przestrzeń i pognała wprost do pala ostrożnie łamiąc go u podstawy i unosząc na sobie związaną Siostrę. Zaraz za skrzynią do stosu doskoczył szczupły olbrzym z dwuręcznym młotem w dłoniach. Gdy tylko się tam pojawił, skrzynia podleciała do niego, a on zasłonił sobą Siostrę od strony podwyższenia.
-Ostatni wierny pies! –rzucił pogardliwie ze sceny Chleb. –Zastrzelcie go.
Nim jednak ktokolwiek zdążył dobrze wymierzyć, rzucona chwilę wcześniej przez Zielonkę kula wybuchła z donośnym hukiem u stóp Trumny spowijając jego oraz Siostrę w kłębach gęstego dymu. Gdy to nastąpiło, szczurołap był już w drodze i po chwili jego również spowił gęsty opar. Dopadł do Siostry chwilę później i złapał ją za rękę. Czuł już gorąco bijące od strzelających coraz wyżej płomieni obejmujących stos.
-Za mną –rzucił, jednak niedawna władczyni Targu nawet się nie poruszyła. Czując falę ogarniającej go paniki Zielonka pociągnął ją mocniej za ramię, a wówczas kobieta dosłownie stoczyła się ze skrzyni na ziemię. Szczurołap pochylił się nad nią, chcąc pomóc jej wstać, jednak nim kobieta podniosła się choćby na kolana, dym zupełnie się rozwiał, a oni pozostali doskonale widoczni na wolnym placu wokół stosu.
Brzęknęły cięciwy, jednak strzały odbiły się tylko od pancerza Trumny, który zdążył go przyodziać, gdy tylko Siostra stoczyła się na ziemię. Wówczas ruszyło na niego kilku myśliwych z włóczniami, jednak nie byli w stanie choćby go zadrapać, a olbrzym rękoma w pancernych rękawicach miażdżył ich oręż i nokautował tych, którzy ośmielili się podejść zbyt blisko niego. Jednocześnie na myśliwych stojących w kręgu wokół stosu natarli skryci wśród tłumu ludzie Pięknego. Jak się zdawało, kompletnie zaskoczyli przeciwników i zaczęli ich spychać w stronę płonącego stosu i podwyższenia.
Zielonka nerwowo spojrzał w tę stronę. Ujrzał Chleba, który z mieczem w dłoni szykował się do skoku na dół. Było tam również kilku myśliwych, którzy pobiegli w stronę schodów, aby pomóc swoim ludziom. Szczurołap zobaczył także Chabra i Brata, którzy widząc co się dzieje, poczęli nerwowo cofać się w głąb podwyższenia oraz osłupiałego Szynkę. Opasły kowal stał jak wryty pośród innych kupców popierających Chleba i spoglądał na rozgrywającą się na dole bitwę jakby nie rozumiejąc co się w ogóle dzieje, szybko rosnące płomienie obejmujące stos, rzucały pomarańczowe błyski na odłamki kolorowego szkła wprawione w rękojeść jego miecza oraz pancerz. W tym krótkim momencie wypatrzył również Ojca, który wyrwał się pilnującym go myśliwym i podbiegł do kotła z Wodą Oczyszczenia, aby go chronić.
Zielonka pociągnął Siostrę za rękę w stronę wyrwy w kręgu, jaką udało się uczynić ludziom Pięknego, jednak kobieta ledwie się podniosła, stanęła jak sparaliżowana spoglądając w stronę kroczącego ku niej Chleba. Nowy władca Targu zwinnie zeskoczył na dół i spiesznie podążył w ich stronę. Zapewne dobrze rozumiał, że wygra tę walkę tylko w jeden sposób. Chłopak w rozpaczy sięgnął po swój sztylet i zagrodził mu drogę. Myśliwy tylko uśmiechnął się pogardliwie i wskazał mieczem w bok. Gdy szczurołap odwrócił wzrok ujrzał Trumnę, który padł na kolana. Olbrzym trwał w bezruchu, a jego pancerz to odrywał się od ciała w niewielkich fragmentach, to znów wracał na swoje miejsce. Wyraz twarzy Trumny, z której na wpół opadła maska, wyrażał ogromne cierpienie.
-Jakieś ostatnie słowa? –spytał pyszałkowato Chleb.
-Nadchodzi Zima –odparł spokojnie szczurołap spoglądając ponownie w stronę podwyższenia.
Nim Chleb podążył wzrokiem w tamtą stronę, powietrze rozdarł przeraźliwy wrzask, a jeden z kupców stojących na podwyższeniu uniósł się gwałtownie w powietrze roztrącając przy tym stojących wokół niego towarzyszy i poszybował nad płonący stos. Z jego ramienia wystawała rękojeść sztyletu Zimy.
-Ty ośle! –wydarł się na Chleba. –Ty niekompetentny błaźnie! –wrzeszczał podlatując wprost do następcy Siostry i unosząc się w powietrzu zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od niego. –To był twój pomysł! Ty chciałeś ją publicznie stracić! Ty upierałeś się, że to ugruntuje moją władzę! -darł się z każdym słowem podlatując bliżej do myśliwego. -Głupcze, zobacz ile kosztował nas twój pomysł. O mało nie zginąłem, a wraz ze mną twój pozór władzy. Ostatni raz cię posłuchałem. Teraz i tak wszyscy już wiedzą, kto tak naprawdę rządzi na Targu! -wykrzyczał wyrywając z ramienia sztylet i ciskając go pod nogi osłupiałego Chleba.
Następnie odrzucił kaptur i maskę, ukazując zgromadzonym przystojną, choć niemłodą twarz pozbawioną śladów choroby i okoloną krótkimi kasztanowymi włosami poprzetykanymi siwizną.
-Powitajcie Efura Cyl, nowego władcę Targu! -krzyknął wyzywająco obracając się powoli wokół własnej osi, aby każdy mógł ujrzeć jego nieskazitelne oblicze, któremu płomienie stosu nadały demoniczny wyraz.
Nagłe ujawnienie się maga wstrzymało walki toczące się wokół stosu, jednak teraz wykorzystując chwilowe zamieszanie ludzie Pięknego -odziani głównie w czarne stroje i maski z brązu- rzucili myśliwym pod nogi cztery kule, które wybuchły z trzaskiem spowijając cały teren wokół stosu gęstym dymem. Efur ledwie rzucił okiem na to, co działo się pod nim.
-Posprzątaj to! –krzyknął do Chleba.
Następnie skinął na Siostrę, która uniosła się w powietrze. Zielonka w ostatniej chwili mocno objął ją w pasie i poszybował wraz z nią. Mag nie zwrócił na to uwagi. Leciał już w stronę Holdu, a oni wraz z nim. Szczurołap jeszcze tylko na chwilę odwrócił wzrok i ujrzał kłębowisko walczących wokół płonącego stosu. Wydawało mu się również, że ogień ogarnął także samo podwyższenie, a to zagrażało również pożarem Tentu.
Komentarze (4)
Dziękuję za miłe słowa :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania