Targ - Dzień VII - Rozdział XXVIII (Ostatni)
Jakieś dwie godziny później Zielonka znajdował wraz z Zimą i Niewiernym w gabinecie Siostry. Ta siedziała za biurkiem, a Piękny stał dość sztywno u jej boku. Przetrwał walkę z myśliwymi, ale został ranny w nogę i mocno kulał.
Plan Zimy powiódł się znakomicie. Dzięki przebraniom od Złotoustego ludzie Pięknego zaskoczyli myśliwych, co dało im dodatkową przewagę w walce. Dodatkową, bo ich głównym atutem pozostawał Trumna. A jak dowiedzieli się później, do walki przyłączyli się również starsi podopieczni Matki, ludzie ze stronnictwa Sroki i Aksamitnej a nawet część znachorów z Dupy pod przewodnictwem Studni. Zwykli odwiedzający i kupcy w panice uciekli z Kwadratu, gdy Efur się ujawnił, więc nie było ofiar wśród postronnych obserwatorów. Walka nie trwała długo, a większość myśliwych po prostu się poddała i oczekiwali teraz na swój los w lochach Holdu. Sam Chleb również uszedł z życiem. Siostra zdążyła go już wstępnie przesłuchać, jednak o jego losie miała zadecydować Rada w Dawności, która z pewnością chętnie wysłucha tego co miał do powiedzenia o Efurze. Zielonka niewiele z tego rozumiał.
Patrzył teraz z niepokojem na Siostrę. Wszyscy trzej przeżyli szok, gdy po wygranej walce podeszli do kobiety, którą uratowali od stosu. Zimie wystarczyło tylko jedno spojrzenie.
-Nie jesteś nią -powiedział tylko i natychmiast pognał w stronę pałacu, a Niewierny i Zielonka pobiegli tuż za nim.
Siostrę znaleźli w jej gabinecie, pilnowaną przez trzech myśliwych, których pokonanie nie sprawiło Zimie i Niewiernemu trudności. Okazało się, że choć Chleb upierał się, aby spalić Siostrę na stosie, Efur nie chciał na to przystać. Władczyni Targu opowiedziała im, jak próbował złamać jej mentalne bariery i wedrzeć się do jej umysłu, aby odczytać jej myśli i nakłonić do działania zgodnego z jego wolą. Trudził się jednak na próżno, kobieta nie poddała się i pozostała tak samo harda jak wówczas, gdy sytuacja na Targu pozostawała pod jej kontrolą. Z tego powodu zdecydowano się na oszustwo, na stosie miała spłonąć inna kobieta, jedna z służących z pałacu, taka która łatwo poddała się sile umysłu Efura. Taka, która wyglądała dokładnie tak jak chcieli tego mag z Chlebem, czyli na kompletnie złamaną i pokonaną. Zagadką pozostawało jedynie dlaczego pozostawili Siostrę przy życiu, skoro ostatecznie w ogóle jej nie potrzebowali. Być może Efur liczył na to, że kiedyś wreszcie ją złamie i uzyska od niej informacje na jakich mu zależało.
Niezwłocznie po uwolnieniu Siostry całą czwórką ruszyli w dół wzgórza. Gdy dotarli na Kwadrat, walki właściwie się już skończyły, a ludzie Pięknego opanowywali sytuację. Widząc to Siostra niezwłocznie wzięła się do wydawania dyspozycji, aby ugruntować odzyskanie władzy a przede wszystkim zapanować nad pożarem Tentu, z którego właściwie nie było już czego ratować, jednak należało dopilnować, aby nie zajęły się pozostałe namioty na głównym placu. Zielonka miał na zawsze zapamiętać tę scenę, ogromny wielobarwny namiot, który zawsze podziwiał leżał bezładnie pośrodku placu trawiony płomieniami, wokół niego biegali ludzie Pięknego i podopieczni Matki z wiadrami. Część ludzi powracała na plac gnana ciekawością silniejszą od strachu, a pośród tego wszystkiego wciąż jeszcze nieco oszołomiony Ojciec stał ze swoim ciężkim kotłem przy nodze i nawoływał powracających ludzi do zaczerpnięcia Wody Oczyszczenia.
Teraz, zaledwie kilka godzin po tym wszystkim, ponownie byli w gabinecie Siostry, a ona -jak domyślał się Zielonka, gdyż jej oblicze jak zwykle skrywała nieprzenikniona maska -patrzyła na nich z wdzięcznością, ale jednocześnie z jakąś determinacją.
-Brakuje waszego przyjaciela –stwierdziła.
-Nie przyjaźnimy się –odparł sucho Zima. –Nie tak, aby inni o tym wiedzieli. I proszę, aby tak pozostało.
-Oczywiście -skinęła głową. -Chciałabym go jednak wynagrodzić, podobnie jak was.
-Będzie ku temu okazja. O ile wiem, spędzi dzisiaj noc w Zarazie świętując zwycięstwa.
-Zwycięstwa? -spytała Siostra.
-To sprawa między mną a nim -powiedział tylko Zima.
-Rozumiem -ponownie skinęła głową. -Piękny zajmiesz się tym -zwróciła się do kapitana.
-Oczywiście -odpowiedział, widoczną część jego twarzy wykrzywił grymas bólu, gdy przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
-A co z waszą zapłatą? -spytała znów na nich spoglądając.
-Zielonka potrzebuje pracy i opieki –Zima nie patrzył na niego, kiedy to mówił.
Szczurołap nie od razu pojął sens jego słów. W pierwszym odruchu chciał nawet skwapliwie pokiwać głową, dla potwierdzenia tego co usłyszał, wówczas jednak dotarło do niego, co właściwie powiedział Zima i spojrzał na przybysza z wyrzutem.
-Myślałem, że... –zwrócił się do niego nie kryjąc rozczarowania.
-Nie możesz ze mną wyruszyć –Zima nadal na niego nie patrzył. –Poza tym Siostrze przydasz się bardziej.
-Chętnie przyjmę ciebie na służbę, jeżeli zechcesz –powiedziała kobieta. -W ciągu kilku ostatnich dni udowodniłeś ile jesteś wart. Poza tym, zamierzam dotrzymać złożonej tobie obietnicy. Wiele na Targu musi się zmienić, a jeżeli faktycznie chcemy budować lepszą przyszłość, musimy wiele rzeczy zorganizować inaczej niż do tej pory. A powinniśmy zacząć od dzieci tego miejsca.
Chłopak tylko skinął głową. To był dobry los, lepszy niż mógłby kiedykolwiek marzyć. Ale gdzieś w głębi liczył, że po tym wszystkim co razem przeżyli, będzie mógł wyruszyć w drogę wraz z Zimą.
-Co z twoją zapłatą magu? –spytała tymczasem Siostra.
Niewierny uśmiechnął się słysząc te słowa.
-Przy Efurze jestem ledwie sztukmistrzem -powiedział. -Co się zaś tyczy nagrody... Starość nie rodzi już wielu potrzeb -kontynuował mag. -Wystarczy mi nieco prowiantu na drogę.
-Otrzymasz go -powiedziała. -A z pewnością znajdę również coś więcej za twoje zasługi.
Zamilkła jakby się zastanawiając czym jeszcze wynagrodzić maga za jego pomoc. Jednak gdy ponownie się odezwała, spojrzała wprost na Zimę.
-Pozostaje jeszcze kwestia twojej nagrody...
-Proszę jedynie o pukiel twych włosów Siostro –odparł cicho jakby zawstydzony.
Zielonka zobaczył, że to nią wstrząsnęło. Przez chwilę nie była w stanie się odezwać, jedynie patrzyła badawczo na przybysza.
-Jesteś więc...
-Jestem Zimą -przerwał jej szybko i dość szorstko.
Siostra nie powiedziała nic więcej. Z namysłem sięgnęła po sztylet leżący przed nią na biurku i odcięła kilka pasm ze swoich długich blond włosów. Następnie odłożyła ostrze z powrotem na swoje miejsce a odcięte pukle z namaszczeniem zwinęła w niewielki kłębek i bez słowa podała Zimie, który jak wydawało się Zielonce, przyjął je z drżeniem.
-Dziękuję, pani -powiedział jakoś tak miękko.
-Powodzenia, dokądkolwiek zdążacie -odparła. -Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
-Bardzo bym sobie tego życzył -odparł Zima składając jej krótki ukłon.
-Ja również -zapewnił Niewierny.
Na tym zakończyli. Następnie Zielonka odprowadził Zimę i Niewiernego do Odwróconego Uśmiechu. Ustalili bowiem, że służbę u Siostry rozpocznie dopiero kolejnego dnia, aby mógł do końca towarzyszyć przybyszowi podczas jego pobytu na Targu.
Przed namiotem kupca obaj jego pomocnicy pakowali skrzynie na wóz. Zielonka jak za każdym razem spojrzał z podziwem na zaprzężonego do niego konia. Nie było to przesadnie wspaniałe zwierzę. Choć wysokie i dobrze odżywione, nie ustrzegło się śladów skażenia w postaci zaczerwienionych blizn biegnących przez jego brzuch oraz opasujących tylne nogi. A jednak nawet pomimo tych niedoskonałości, była to najprawdopodobniej najcenniejsza własność kupca. Szczurołap nie mógł jednak podziwiać konia zbyt długo, bowiem od razu weszli do namiotu.
Odwrócony Uśmiech siedział za biurkiem pochylony nad jakimiś papierami. Gdy tylko ich zobaczył wstał i wyszedł im naprzeciw.
-Mam nadzieję, że to już koniec –powiedział bez wstępów.
-Owszem -odpowiedział Zima. -Możesz ruszać w swoją drogę.
Następnie wyciągnął dłoń do kupca, który ją uścisnął, po czym szybko włożył rękę do kieszeni. Zielonka był pewien, że Zima coś mu przekazał, ale nie zauważył co to takiego.
-Czekaj na mnie w Dawności –powiedział przybysz.
-Za trzy miesiące muszę stamtąd wyjechać.
-Zdążę.
-Oby -odparł Odwrócony Uśmiech. -Chcesz wymienić trochę soli, nim się rozstaniemy?
-Chętnie, co proponujesz?
-Zobaczę.
Gdy kupiec zakrzątnął się przy skrzyniach i workach, które pozostały jeszcze w jego namiocie, Zima wyciągnął z kieszeni pogniecioną i pobrudzoną kartkę oraz rysik. Coś na niej odhaczył, po czym pospiesznie schował ją z powrotem. Stojący obok Zielonka zdołał się zorientować, że to jakaś lista, a przybysz postawił krzyżyk przy pozycji zapisanej jako pukiel włosów siostry.
-Barwione szkło, stalowe i miedziane płytki, porządny sznur, skrawki materiału... -począł tymczasem wyliczać Odwrócony Uśmiech.
-Przygotuj mi pakiet -odparł Zima.
Po dłuższej chwili wszystko było gotowe, a towary zostały wymienione.
-Do zobaczenia w Dawności -powiedział Zima na pożegnanie.
-Uważaj na siebie -odparł Odwrócony Uśmiech. -Ty również Niewierny.
-Nie daj się nikomu wykiwać, gdy będziesz na nas czekał – odpowiedział mag.
Po wyjściu z namiotu Odwróconego Uśmiechu poszli do Sanctum. W świątyni wciąż jeszcze widoczne były liczne ślady nocnej masakry, co skutecznie odstraszało ludzi od tego miejsca. W ławach nie było prawie nikogo. Zielonka wypatrzył jedynie trzy osoby siedzące w różnych miejscach. Natomiast przed pękniętym ołtarzem klęczał Ojciec, obok którego stał niemal już opróżniony kocioł z Wodą Oczyszczenia. Wszyscy trzej podeszli do niego.
-Przykro mi że tak to się wszystko skończyło -powiedział Zima na powitanie.
-Naprawdę? -Ojciec spojrzał na niego uważnie. -Nie wiem, czego pan tu szukał Zimo, ale mam wrażenie, że pańskie stronnictwo wygrało.
-Nie przybyłem tutaj na wojnę -odparł przybysz. -A choć rzeczywiście coś na niej wygrałem, to jednak wolałbym, żeby to wszystko się nie wydarzyło.
-Tak -Ojciec smutno pokiwał głową. -Ostatecznie najwyższą cenę jak zwykle zapłacili zwykli ludzie. A jednak doszło do pewnego Oczyszczenia.
-We krwi -stwierdził Zima.
-I zapewne nie na stałe, to nigdy nie przychodzi na stałe. -Ojciec spojrzał w kierunku ołtarza. -Doprawdy nie wiem, na ile starczy mi jeszcze uporu.
Po tych słowach zamilkł, a cisza utrzymywała się dość długo.
-Przyszedłem się pożegnać -powiedział wreszcie Zima.
-To miło z pana strony -odparł Ojciec. -Niech Uparty pana prowadzi dokądkolwiek pan pójdzie.
-Dziękuję -Zima skinął głową. -Czy mógłbym o coś zapytać zanim wyruszę?
-Zawsze może pan zapytać -stwierdził Ojciec. -Jednak ja nie muszę odpowiadać.
-Przed naszym pierwszym spotkaniem odprawił Ojciec Pięknego, który chciał pomóc w sprawie wilków, a jednak później Ojciec zdecydowanie poparł Siostrę.
-I jak pan wtedy słusznie stwierdził, miałem swoje powody. A raczej wątpliwości. Po tamtej nocy nie myślałem zbyt jasno. Towarzyszył mi strach. Już wówczas wiedziałem, że część straży nie popiera Siostry, a nie miałem pewności do jakiego stronnictwa należy Piękny. Gdyby Siostra przyszła tu osobiście, wówczas na pewno bym z nią porozmawiał. Dlaczego pyta pan o to akurat teraz?
-Właściwie bez powodu. -odparł Zima. -Zastanawiałem się po prostu, czy tego wszystkiego można było jakoś uniknąć.
-Ja również się nad tym zastanawiam, jednak problem z przyszłością i przeszłością polega na tym, że tą pierwszą możemy zmienić, chociaż jej nie znamy, ale tej drugiej za nic już nie zmienimy, nawet jeśli znamy ją na wylot.
-Hubertus -stwierdził Niewierny.
-Tak, niezwykle mądry człowiek, ciekawe co się z nim teraz dzieje -powiedział Ojciec.
-Też chciałbym to wiedzieć – westchnął Niewierny.
-Na nas już pora -wtrącił się Zima. -Bywaj zdrów Ojcze.
-Nie o zdrowie się martwię, ale dziękuję. Bywajcie,
Później poszli w stronę Zarazy. Wybrali przejście pomiędzy Dupą i Zadziorą, gdzie czekał na nich Trumna.
-Chciałeś się wymknąć bez rewanżu –huknął do Zimy.
Tamten jedynie przecząco pokręcił głową.
Walczyli więc. Pojedynek był zaciekły, ale krótki. Tym razem to olbrzym tryumfował i to on zabrał swoją nagrodę z kieszeni na piersi Zimy. Następnie obaj pożegnali się raczej chłodno, nie szczędząc sobie obelg, pomimo iż świadkami pojedynku było ledwie kilku przypadkowych przechodniów oraz Studnia, która w milczeniu obserwowała stojąc oparta o swój kostur u wylotu Dupy.
-Kiepsko walczyłeś młodzieńcze –skwitowała podchodząc do nich, gdy Trumna już się oddalił.
-Mam za sobą intensywny dzień -odparł.
-Jak my wszyscy -pokiwała głową. -A dla niektórych prędko się on nie skończy.
-Na pewno nie dla mnie -wtrącił się Niewierny. -Niebawem wyruszam w drogę.
-Zatem uważaj na maruderów.
Miała zapewne na myśli tych ludzi Chleba, którym udało się uciec w zamieszaniu jakie wybuchło w związku z pożarem Tentu. Z resztą po ugaszeniu pożaru brakowało nie tylko kilku myśliwych ale również Brata, Chabra i Tkacza. Natomiast Szynka siedział obecnie w lochu wraz z Chlebem.
-Na pewno będę.
-Ty również na siebie uważaj -Studnia zwróciła się do Zimy. -Z tego co rozumiem, twoja misja jest ważniejsza niż lokalne konflikty.
-Być może -odparł krótko Zima. -Skoro już się widzimy, mam prośbę -sięgnął do swej torby i wyciągnął z niej sferię. -Oddaj to proszę Sójce, najlepiej dopiero za kilka dni.
-Tak zrobię.
Pożegnali się ze Studnią i ruszyli dalej do Zarazy. Nie weszli jednak głównym wejściem. Podeszli do budynku od tyłu, a czekający przy oknie Złotousty dał im znak, aby weszli schodami na balkon na piętrze i wpuścił ich oknem do małego pomieszczenia.
-Jak widziałeś, wywiązałem się ze swojej części umowy -powiedział na powitanie.
-Istotnie -odparł Zima. -Byłeś niezwykle pomocny.
Nie mówiąc nic więcej sięgnął do zanadrza i wyciągnął z niego pulsujący błękitny kamień.
-Oto twoja zapłata -powiedział. -Pamiętaj jednak, że efekt nie jest natychmiastowy, przez jakiś tydzień będziesz się okropnie czuł, choroba pokaże wszystkie swoje najgorsze oblicza, dopiero później zaczniesz stopniowo zdrowieć.
Karczmarz nerwowo przełknął ślinę.
-Dziś Dzień Oczyszczenia, niebawem zrobi się spokojniej -ton jego głosu brzmiał tak, jakby próbował przekonać sam siebie.
Zima wręczył mu błyszczący kamień do drżącej dłoni.
-Tylko od ciebie zależy kiedy go wykorzystasz, ale pamiętaj, że zadziała tylko raz, później utraci swój blask.
Złotousty skinął głową. Zostawili go z kamieniem w dłoni, patrzącego niepewnie na swoje uzdrowienie.
Później Zielonka odprowadził Zimę i Niewiernego do drogi prowadzącej na Mokradła.
-Zatem widzimy się w Dawności –stwierdził mag.
-Nie –odparł Zima. –Wyruszamy razem. Przez to wszystko mieliśmy zbyt mało czasu.
Niewierny tylko skinął głową, a Zima odwrócił się w stronę Zielonki.
-Dziękuję za wszystko. Kto wie jak by się to skończyło, gdyby nie ty.
-To ja dziękuję –odparł Zielonka. –Tak wiele tobie zawdzięczam.
-Zawdzięczasz to wyłącznie sobie. Mogłeś uciec ode mnie już wtedy, gdy rozmawiałem z Odwróconym Uśmiechem, ale zostałeś. Skorzystałeś ze swojej szansy.
I uścisnął mu dłoń. A potem wręczył dwie sakiewki jedną większą od drugiej. Zielonka zajrzał do środka każdej z nich. W obu była sól.
-Tę mniejszą zanieś proszę do Ściętej na wypadek, gdybym miał u Mak jakieś nieuregulowane rachunki.
-A druga? -spytał Zielonka.
-Dla ciebie -odparł Zima. -Na nowy początek.a
A później obaj z Niewiernym odeszli w stronę Mokradeł. Zielonka patrzył za nimi jeszcze długo potem, gdy zniknęli już za ścianą drzew. Dużo później po tym, gdy ostatecznie stracił ich z oczu, poszedł w swoją stronę, najpierw do Ściętej, a następnie do przybytku Matki. Miał z nią wiele do omówienia. I nie tylko z nią...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania