Tatarakta

Gdzieś tam wciąż zmierzcha,

noc wisi nad środkiem ciężkości,

przewraca drzewa i domy.

Ktoś idzie.

Gdzieś tam wyrósł kamień,

spotkał światło i zmiękł.

Zamienił się w magmę,

która rozlewa się ku liniom brzegowym,

spotyka wodę i stygnie.

Ktoś skrobie o próg, wydrapuje w nim krzyżyk.

Siedzę na chmurze, za sobą mam galaktyki

i okruszki z drewna,

gryzę się w przedramię, do krwi,

która kapie na ziemię i nie wsiąka.

Tworzy kręgi, które tańczą do słońca,

jak pojebane.

Ktoś zerka w górę - delikatne skinienie głową -

i smakuje powietrze, odsuwając się...

 

Skaczę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania