Poprzednie częściTchnienie Lisa - Prolog

Tchnienie Lisa - Rozdział 26

Ryu

 

Ze snu wybudziło mnie skrzypienie drzwi z pokoju naprzeciwko. W drzwiach stał kosz z moimi ubraniami. Podszedłem więc do niego i narzuciłem ciuchy na siebie. Tak teraz czuję się bardziej świeżo. Przydałaby się jednak jakaś kąpiel czy coś w tym stylu. Przypiąłem pas z brońmi i westchnąłem.

-Ranny ptaszek się wybudził.- usłyszałem cichy głos mego kociego kompana. -Jeśli chcesz się odświeżyć to powinieneś zrobić to szybko. No wiesz... zanim ubrania przesiąkną zapachem twego potu.- …

-Tja... dzięki za sugestie- mruknąłem pod nosem. -Chodźmy zatem poszukać choćby i jakieś balii.- opuściliśmy pokój starając się nie wybudzić pozostałej dwójki.

-Hę? Szpiegujesz mnie czy jak??- i że akurat musiałem spotkać córkę mojej mistrzyni...

-Młoda bądź ciutkę ciszej. Ok?- popatrzyła na mnie gniewnie, ale przytaknęła.

-Tylko nie młoda ty chory zgredzie.- ledwo powstrzymałem śmiech, gdzieś już coś takiego słyszałem. -Bawi cię to? Jesteś ty normalny?- westchnęła. -Z kim ja się muszę zadawać. Chodź, a nie tak tylko stoisz. Wczoraj przecież się nie myłeś przed spaniem, więc pewnie chciałbyś to naprawić. Prawda?- uśmiechnęła się szeroko i ruszyła przodem.

Podążyłem za nią idąc tym samym wąskim korytarzem co wcześniej. Teraz jednak, gdy ogień w lampach był zgaszony, to miejsce zdawało się o wiele mniej „ciepłe”. Światło wpadające z małych okien, nie docierało nawet na całą długość korytarza.

Razem pędem zbiegliśmy ze schodów. Wyhamowałem w ostatniej chwili, aby nie wpaść na kobietę krzątającą się z mopem przy wiadrze z wodą. Cholera, było blisko. Przeprosiliśmy za kłopot i oddaliliśmy się pośpiesznie i parsknęliśmy śmiechem.

-Widzę, że jednak aż taki bezużyteczny nie jesteś. Nie dość że potrafisz rozmawiać z obcymi kobietami, to jeszcze mnie rozweseliłeś.- …

-Wiesz jak chciałaś mnie pochwalić to powinnaś to zrobić w inny sposób, bo tu wyszło raczej...- ech.

Razem otwarliśmy drzwi i weszliśmy do małego przedsionka. Z drzwiami naprzeciwko Czekaj...co ona wyprawia?!

-No co tak patrzysz? To łaźnia... Nie będę przecież jak jakaś kretynka wchodzić do zaparowanego pomieszczenia w pełnym ubiorze.- aaa no ma... -Wy tam w tym drugim świecie jacyś niedorozwinięci czy co?- wredna mała.

Westchnąłem i przyłączyłem się do niej. Ona została w samej cienkiej koszulce, a ja w tej specjalnej długiej bieliźnie. Ubrania schowaliśmy do specjalnych koszy. Przeszliśmy przez kolejne drzwi i zeszliśmy po znajdujących się za nimi schodach w dół. Tu nasze drogi się rozdzieliły, bo choć pomieszczenie było jedno, to zostało podzielone na dwie części przez wysoki, wiklinowy parawan.

Męska część znajdowała się po lewej stronie. I mogę przyznać że z tym zaparowaniem to miała racje. Spojrzałem na mego kocura, który podążał za nami w milczeniu. Chyba wziął sobie do serca to, aby wydawać się jak najbardziej niezauważalnym dla wszystkich.

-Ja tu zostaje.- usłyszałem jego głos w głowie. -Więcej duchoty mi nie trzeba.- przytaknąłem.

Pomieszczenie było w całości obłożone jasnym drewnem, a na tego półkach stworzonych z tego samego materiału znajdowały się białe, duże ręczniki. Owinąłem się więc jednym z nich i rozebrałem do naga. Po przejściu paru metrów już mogłem zanurzyć się w wodzie. Usłyszałem też dźwięk zdradzający, że dziewczyna robi to samo.

Mimowolnie uśmiechnąłem się na to. Po czym wygodnie się usadawiając na krawędzi zbiornika, odchyliłem głowę i popadłem w zadumę z której wybudziła mnie rozmowa słyszana zza „zasłoną”. Tak to moja mistrzyni.

Westchnąłem. Mimo że jest tu bardzo przyjemnie chyba nie powinienem ich podsłuchiwać. Zresztą nawet nie chce, co to za dziwna rozmowa. Taka w kobiecym stylu...

Już miałem opuścić pomieszczenie, gdy usłyszałem głos pani Madusy.

-Ryu wszyscy już jedli. Ale jak pójdziesz do karczmarki to powinna ci dać co dla ciebie przygotowała.- no dobra, ale ciekaw wtedy jestem ile tu tak przeleżałem.

Szturchnąłem leżącego kocurka, aby się w końcu wybudził i opuściliśmy to pomieszczenie. W czasie kiedy zakładałem cały swój strój Kuro przeciągał się próbując pozbyć się senności.

-Tak szczerze, to nigdy bym się nie spodziewał zastać takiego czegoś w tym miejscu. I do tego ta ciepła woda. To coś w rodzaju gorących źródeł, ale ukryte w podziemiu.- powiedziałem puszczając kota przodem.

-Chyba nie wszyscy o tym miejscu wiedzą. Ba! Pewnie jest tylko dla nielicznych.- znowu ten przekaz głosowy wprost do mojej głowy, ale to dziwne... odpowiedziałem jednak w ten sam sposób.

-Taa. No wiesz, większość ludzi jaka się tu zatrzymywała wygląda raczej na takich... Cholera nie wiem jak to powiedzieć, aby nie wyjść na jakiegoś chama.- kot zachichotał, więc i ja zrobiłem to samo.

Przeszliśmy korytarz w milczeniu, a gdy tylko wszedłem do głównej „sali” Kijuro wstał od stołu, przy którym siedział i zaczął się zbliżać do mnie szybkim krokiem po czym wlepił we mnie uporczywe spojrzenie.

-Jak mogłeś sobie pójść gdzieś z tą dziewczyną!!- he?! -No tego bym się mógł spodziewać po normalnym chłopaku, ale ty?!- ???? -Co robiliście i gdzie?!-

-Stary co jest? Stało się coś?- zamyślił się na chwile. -Ziemia do...- jego spojrzenie się zaszkliło.

-Przepraszam. Coś... Coś jest nie tak. Powinniśmy słuchać pani Madusy. To będzie chyba nasza jedyna szansa, a przynajmniej moja. Cholera. Chciałbym przestać się tym zadręczać, ale znów czuje napływ tego czegoś. Nadciąga powoli. Gdzieś z głębi mojej świadomości ale tym razem nie zadziałają na niego pół środki. On chce wyjść i osiągnąć swój cel. On...- westchnął ciężko, a ja posadziłem go przy stole.

Taa... Mam wrażenie, że podchodzę do tego wszystkiego co się dzieje wokół mnie zbyt lekkomyślnie. To są poważne rzeczy. Ja zaś przejmuje się tym, że zostawiłem Kinge z jej przyjacielem... moja zazdrość sprawiła że zignorowałem to iż mój najlepszy przyjaciel jest w opłakanym stanie.

Wziąłem porcje zostawioną mi przez gospodynie i powolnym krokiem powróciłem do chłopaka. Chciałbym móc mu teraz pomóc, już w tym momencie. Postawiłem tace z żywnością na stole i usiadłem naprzeciw kruka.

-Obiecuje.- popatrzył na mnie ze zdziwieniem. -Obiecuje ci, że się postaram. Zabiorę się za naukę u pani Madusy z zapałem i...- poczułem klepnięcie w plecy.

-Mama się ucieszy, gdy to usłyszy.- krwisto włosa przysiadła się obok mojego kumpla. -Przykro mi z powodu waszej sytuacji, ale nie możecie się ciągle dołować. Ludzie, to potrafi zepsuć nastrój wszystkim w pobliżu. Naprawdę.- rany i to ONA ma racje...

-Mówisz? To ty miewasz czasem dobry humor?- zmrużyła oczy, ale po chwili zachichotała.

-Wiesz. Zdarza się to i najlepszym.- zaśmialiśmy się. -No chłopaki nie ma co dłużej trzymać tych „deszczowych chmur”.- zostawiła nas samych.

Zabrałem się za jedzenie, opowiadając też mojemu przyjacielowi o ukrytych pod nami gorących źródłach. Od razu też postanowił się tam udać. Miło widzieć uśmiech na jego twarzy. Nie chce sobie nawet wyobrażać, jak to jest mieć w sobie zamkniętą inną istotę. I do tego tak niebezpieczną.

-Nie powinieneś się zamęczać takim myśleniem. Nic nie zmienisz w ten sposób co nie?- kot „przesłał” mi wiadomość.

-Taa... chyba nie powinienem.- powiedziałem cicho pod nosem.

Kiedy tylko się podniosłem, poczułem na sobie czyjś wzrok. Osobą do której on należał okazała się nasza mała Miranda. Ewidentnie oczekiwała na mnie, okazując to przez dość wymowne tupanie nogą. Westchnąłem i podszedłem do niej.

-Nie spieszyłeś się...- a miałem? -Cholera czemu to ja muszę się tobą zajmować. Ale słowo matki jest rozkazem. Pokaż te bronie.- chwyciłem za szable zawieszone przy pasie. -Musze zrozumieć co jest takiego...- gdy tylko dotknęła metalowego ostrza jej źrenice poszerzyły się. -Yhym. - chrząknęła. -Rozumiem.- coś tam bełkotała jeszcze pod nosem i nakazała gestem bym za nią podążył.

Chcąc nie chcąc zrobiłem to. W ciszy wyszliśmy na zewnątrz, a potem przeszliśmy 100-200 metrów od gospody. W najbliższym otoczeniu nie było nic ciekawego, no może poza jedną większą skałą. Myślę, że chyba o to właśnie o to dziewczynie chodziło, aby nam nie przeszkodzić w... czymkolwiek to będzie.

-No. Skoro jesteś całkiem zielony, to mama uznała, że nawet prościej będzie jak zaczniesz z nowicjuszem.- dziewczyna zmrużyła oczy przyglądając mi się uważnie. -Swoją drogą to ciekawe, aby z jednej strony być tak dobrze zgranym ze sobą, a z drugiej...- pokiwała energicznie głową. -Skupmy się na zadaniu.-

-Jasne, tylko powiedź co mam robić.-

Kuro w tym czasie rozłożył się, na wcześniej wspominanym kamieniu. Znajdującym się z 10 metrów od nas. Dziewczyna spojrzała na kota i uśmiechnęła się.

-Te wasze „Ziemskie” stwory. Czy jak to u was zwą, są całkiem bystre.- wskazała na miejsce gdzie leżał czarny kocur. -Skoro on jest z tobą połączony. Wróć... jest częścią ciebie to dobrze przeprowadzi tę energie z przekaźnika. Nawet lepiej niż ty byś to zrobił samemu. Jakie to wygodne. Ja musiałam...- westchnęła. -No to wyciągaj broń i machnij obiema parę razy.-

Posłusznie wykonałem polecenie. Potem dziewczyna kazała mi się rozsiąść wygodnie na ziemi z szablami ułożonymi na kolanach. Nie wiedziałem po co to, ale nie mam powodu się wykłócać. Po około 10 minutach dziewczyna znów się odezwała.

-Straszne! Okropne!! BEZNADZIEJA!!!- ?!

-Co jest?- dziewczyna westchnęła donośnie.

-Trzeba wszystko przebudzać, mimo wszystko... Skoro twój własny duch nie potrafi się zgrać z tobą, to poćwicz ciało, matka na pewno coś wymyśli potem.-

-Tak szczerze, to coraz bardziej się w tym wszystkim gubię. Ale ok. To co mam robić pani trener?- dziewczyna patrzyła na mnie uważnie. -Jestem na twoje rozkazy.-

-Jesteś jakiś walnięty?- widać było, że ją rozluźniłem. -Nie ważne...- stanęła w rozkroku i zaczęła wydawać rozkazy.

Najpierw kazała mi biec za nią trzymając bronie z ostrzem zwróconym ku ziemi. Biegliśmy tak naprawdę spory kawałek, a dziewczyna nie wykazywała ani odrobiny zmęczenia. Ja zaś stawałem się jakiś ociężały. Prawa szabla stawała się z każdym mym krokiem coraz cięższa, zupełnie jakby coś ją ciągnęło.

-Dobrze.- zatrzymała się nagle. -Działa. Jestem genialna...- coś tam mamrotała chwile. -Kocie podejdź.- Kuro posłusznie podbiegł do niej. -Dobrze się spisałeś, może uda ci się tego kretyna poprowadzić.- zaśmiała się głaszcząc kota.

-Zabawna dziewczynka.- powiedziałem cicho, ale tak by usłyszała. -To co teraz? Mała pani kapitan.- prychnęła.

-Teraz siadaj na tamten kamień wraz z kotem. Masz tak siedzieć bez ruchu, aż cie nie zawołam.- …

-Serio?- kiwnęła głową z powagą. -No cóż, w takim razie nie będę się kłócić, młoda.- patrzyła na mnie nabuzowana, ale nic nie powiedziała.

Usiadłem wygodnie, a Kuro rozłożył się na mych nogach. Mimowolnie zamknąłem oczy i próbowałem się odprężyć. Nie myślałem o niczym. Nie wiedziałem ile czasu tak siedziałem. Co chwila jednak czułem potrzebę, aby się podrapać. Za każdym razem gdzieś indziej. Miałem jednak nie zmieniać pozycji i zamierzam to zadanie wykonać bez jakieś wpadki.

-Ty! Ryu możesz już wstać.- usłyszałem wybawicielski głos.

Rozciągnąłem się i otworzyłem oczy. Pierwszą rzeczą jaką dostrzegłem i co mnie lekko zszokowało był zachód słońca. Przetarłem powieki, ale jasno pomarańczowa barwa niebie nie zmieniła się.

-Jak to możliwe?! Uwierzyłbym w maks. godzinę lub dwie, ale tyle czasu?- dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.

-Czekamy z kolacją. Staaary.-przeciągnęła wyraz z wyraźną nutą dezaprobaty. -Chyba że chcesz zimną.- westchnąłem, a dziewczyna odwróciła się.

Musiałem wstać zbyt gwałtownie gdyż poczułem silne mrowienie na na ciele i nie mogłem się powstrzymać by nie syknąć. Miranda szybkim krokiem podeszłą do mnie i nie zważając na słowa sprzeciwu wzięła mnie pod ramie, ciągnąc w stronę gospody. W końcu zdumiony jej zachowaniem zamilkłem.

-Pewnie jesteś teraz nieźle zmieszany.- zaśmiała się. -Ale ciesze się, że wciąż jesteś człowiekiem i masz ograniczenia, a nie...- szybko pokręciła głową. -Chodźmy.- uśmiechnąłem się do siebie.

-Dzięki.- powiedziałem wyswabadzając się od dziewczyny przy wejściu do karczmy. -Więcej nie trzeba. Dam se rade. Jak by to wyglądało?- kiwnęła przytakująco. -Idź pierwsza.- puściłem młodą przodem.

Taa... tawerna wyglądała już jak wczoraj. Ba! Nawet chyba się więcej ludzi zjechało, aby zobaczyć panią Madusę. Rany... Wcale im się nie dziwie. Ta kobieta. Co za pochłaniająca aura. Uderzyłem się w twarz dla ocucenia i ruszyłem w stronę stołu, gdzie znajdował się mój kumpel, a za mną podążyła Miranda.

-W końcu jesteś. Widziałem jak tak siedzisz bez ruchu. Chciałem nawet pomóc, ale mi zabroniono. Ale żyjesz więc nie jest źle. Trzymaj.- przysunął mi parującą miskę z ryżem polanym mięsnym gulaszem.

-Dzięki, a co się tu tak właściwie dzieje?- spytałem wpatrując się w coraz gęściejszy tłum ludzi, gromadzący wokół mojej mistrzyni i rozpocząłem posiłek.

-To mus...- mój kumpel próbował mi odpowiedzieć, ale siedząca obok dziewczyna uciszyła go.

-Mama w ten sposób spełnia swoją powinność. Pełni funkcje mistrza pieczęci i pomaga za pomocą tych umiejętności ludziom z pewnym typem problemów. Poza tym stara się udzielać rad i zabawiać towarzystwo. Hmm... Jest czymś w rodzaju płomienia nadziei. Jednak ludzie nie mogą zapamiętać jej na dłużej. Jedyne co po niej zostaje to wspomnienie tych wesołych chwil.- ona...

Siedzieliśmy wszyscy w ciszy obserwując rozentuzjazmowany tłum, aż skończyłem swoją kolacje. Wtedy postanowiliśmy wszyscy udać się do góry. Cudem przecisnąłem się przez ta gromadę i obejrzałem się pozostała dwójką.

 

Kinga

 

Kazuma miał racje. Przez to że większość straganów nie została jeszcze rozłożona, a uliczkami przemieszczało się mniej ludzi, miasto stało się o wiele bardziej urokliwe. Wzięłam Hikari na ręce i ruszyłam za chłopakiem.

-Masz jakieś określone miejsce do którego się mamy udać?- spytałam, po dłuższej chwili milczenia poświęcanego na podziwianie otoczenia.

-Nie do końca. Mam nadzieje natrafić na ślad pewnej osoby. Jednak nie ma określonego miejsca gdzie można było by go spotkać. Dlatego myślę, że takie poszukiwania w formie miłego spaceru z tobą są lepsze niż otwarte.- uśmiechnął się.

-A-ale przecież tak moglibyśmy...- przerwał mi.

-Ciii... Delektuj się chwilą. Nie przejmuj się wszystkim i daj innym wykonać ich robotę i powinność. To, że ci pomagamy nie jest dla nas ciężarem.- poklepał mnie po ramieniu. -Zrozum to w końcu.- jak tak mówi to czuje dziwną presje emocjonalną.

-Taa, postaram się.- uśmiechnął się szeroko.

-Cieszy mnie to. O! Spójrz, to...- spojrzał na mnie uważnie. -... to miejsce gdzie się udamy dziś wieczorem.- wskazywał palcem na budynek.

Nie zdziwiło mnie to, że niczym się nie wyróżniał. Tu budowle były wykonane w podobny sposób, a dopiero wnętrze ukazywało czym tak naprawdę są i to mi się w nich najbardziej podoba. Nie oceniaj książki po okładce.

-Nie pokazuj palcem, jak jakieś dziecko.- powiedziałam typowym, zirytowanym tonem Kuzona.

-Czyli jesteśmy umówieni?- uśmiechał się teraz tak szeroko, że ukazywał niemal wszystkie zęby.

-Taa...- powiedziałam udając znudzoną. -A macie tu jakąś bibliotekę czy coś w ten deseń?- widać że próbował se coś przypomnieć.

-Jasne. Mogę cie tam zabrać, ale teraz chyba powinniśmy wracać. Pewnie już jesteś głodny prawda?-... zupełnie nie zwróciłam na to uwagi, odpowiedziałam mu kiwnięciem.

Zaczęliśmy wracać, powoli zaczęły się pojawiać stargany, po kolei. Kazuma zaczął mi opowiadać o wędrownych kupcach i powodzie dla którego zostają tu na dłużej niż w innych miejscach. Zresztą nic dziwnego, że takie zyski tu mają. Handel się tu kręci, jak w typowym centrum. Jednak pomimo tego całego ruchu na ulicach, wciąż wydawało się tu jakoś pusto...

-Jesteście! Ile mam na was czekać?!?!- Eizo wyglądał na strasznie... zirytowanego. -Co to za żałosna karteczka?!- pokazał mi wiadomość.

Co ja niby mam powiedzieć. Prawdę? No właśnie... Więc czemu tak ciężko mi to wydusić? Czyżby presja wkurzonego ochroniarza? Do tego jeszcze jego suczka, która wydawała z siebie głośne potępiające szczeknięcie, po skończeniu każdego zdania przez jej pana... Westchnęłam.

-Czekam na wyjaśnienie, nie jakieś marne westchnięcie.- właśnie! Kuzon tak robi.

-Ta, to możesz poczekać trochę dłużej. Strasznie zgłodniałem i nie mów mi że ty nie. Takie stanie i robienie „grooooźnych min” pewnie cię zmęczyło.- ruszyłam do wejścia hotelowego, a przy mijaniu trąciłam przyjaźnie, acz ponaglająco Eizo.

Mam nadzieje, że się nie obrazi. Mimo to kocham robić to co teraz. Uśmiechnęłam się szeroko i pozwoliłam chłopakom zrównać się ze mną w środku holu i spojrzałam na Kazume czekając na jego inicjatywę.

-Dobrze głodomory. Już was prowadzę.- ruszyliśmy za nim.

Doszliśmy do szarych, masywnych wrót znajdujących się parę metrów od recepcji. Dziwne wejście jak na stołówkę... czy tam restauracje. Chłopcy pchnęli drzwi, a po drugiej stronie znajdowała się dość spora sala. Mimo że tego się spodziewałam znów mnie lekko zatkało. To wszędzie pokazywane bogactwo mnie chyba ciut przeraża.

-Nie bądź taka spięta i o kota też się nie bój.- Kazuma szepnął mi do ucha i ruszył pewnym krokiem do jednego ze stolików przy oknie.

Spojrzałam speszona na mego ochroniarza i wciąż trzymając Hikari na rękach zaczęłam manewrować między różnej wielkości stołami. Każdy z nich przykryty był olśniewająco białym obrusem i ustawiono na nich kryształowy wazon z bukietem kwiatów, jednak w każdym z nich był inny gatunek.

-No widzę, że gotowi są na każdą ewentualność. Co nie?- powiedziałam siadając.

-Racja. Trzymaj dzisiejsze menu.- otworzyłam je zastając w środku puste kartki. -Przytrzymajcie palec na pierwszej stronie. Księga znajdzie danie jakie będzie wam najbardziej odpowiadać, z dostępnych na dziś składników.- no dobra, próbujemy.

Nic nie poczułam, jednak już po chwili na czystej stronie pojawił się napis „Virinta”. Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, kelner ubrany w dziewietnastowiecznym stylu odebrał nasze „zamówienia” i odszedł na kuchnie.

Czekając na dania pogadaliśmy o wystroju sali i widoku zza okna. Przedstawiały się tam ogromne połacie zieleni nakrapianej przez różnobarwne odcienie kwiatów. Widok zaprawdę zapierający dech w piersiach.

Rany... Zawsze myślałam, że potrafię obsługiwać stoliki, ale to co robią tutejsi kelnerzy jest nieprawdopodobne. Jak to jest możliwe, że trzymając sporej wielkości tace w obu rękach mogą poruszać się tak szybko?

Przestałam o tym rozmyślać, gdy tylko uchyliłam srebrne wieko uwalniając w ten subtelny zapach dania. Pachnie bardzo ładnie... Choć może to stwierdzenie nie jest do końca trafne.

Przede mną znajdowała się duża, biała ?porcelanowa? misa. W środku niej była zupa-krem o blado zielonym odcieniu. Dziwne... Spojrzałam pytająco na Kazume, a on uśmiechnął się ponaglająco. Wzięłam połyskującą łyżkę i spróbowałam potrawy.

Zjadłam szybciej niż zdążyłam się zorientować. Nie wiem jak oni to zrobili.. Ta kuchnia to jest coś zupełnie innego niż zazwyczaj jadałam. Mimowolnie zaczęłam się uśmiechać.

-Można jakoś wyrazić podziw dla tego co to przygotowywał?- spytałam odkładając łyżkę.

-Jasne, spójrz.- pokazał na swój pusty talerz. -Po pierwsze powinn... powinieneś jeść wszystko.- uśmiechnął się spoglądając na niemal całkiem czystą misę. A po drugie włożyć serwetkę na naczynie i sztuczce na niej.- ?? -Po prostu to zrób.- ..

-Dziwne to trochę, ale ok.- kelner zabrał pozostałości ze stołu z dużym uśmiechem na twarzy. -Chyba to rzeczywiście działa.-

-Jak mogłeś mi nie wierzyć?!- widać że próbował ukryć uśmiech.

-Kretyn. Hikari jak smakuje twoja wędlina?- kotka wydała z siebie pomruk zadowolenia.

Powoli zaczęliśmy się zbierać i powróciliśmy do swych pokoi. Gdy usiadłam na swym łóżku, spojrzałam na mego ochroniarza. Mam wrażanie że coś go gryzie i to z mojego powodu. Ale on nie chce nic powiedzieć.

-Eiiizooo...- przeciągnęłam melodyjne jego imię, wyciągając go przy okazji z zadumy.

-T-tak?- uśmiechnęłam się do niego.

-Pamiętaj, że możesz mi mówić o swych wahaniach i uczuciach. Przecież jesteś przyjaciółmi prawda?- zmrużył oczy wpatrując się uparcie w widok za oknem i westchnął.

-Lękam się o ciebie. Mam wrażenie że ty...- kolejne westchnięcie. -Nawet nie wiem jak ci mam to wytłumaczyć. Cholera!- wstał i podszedł do okna wychylając się z niego.

-Ja...- zamilkłam, a on spojrzał na mnie z jakimś smutnym uśmiechem.

-Już w porządku. Nie przejmuj się tym... To może opowiesz mi co tam robiliście od rana przez te parę godzin?- chyba nie tym się tak denerwował prawda?

-Jasne.- opowiedziałam wszystko ze szczegółami.

-Hmm... Czyli gdzieś cie zaprosił na dzisiejszy wieczór? Mogę się wprosić?- ee

-Nie wiem... To nie ja zajm...-

-Jestem przecież twoim obrońcą. Powinienem więc cie ochraniać. Nawet w takich miejscach. Chodź porozmawiamy z naszym przewodnikiem o tym dobrze?- … -Skoro nie zaprzeczasz.- pociągnął mnie za rękę wymuszając podniesienie się z lóżka.

-Kurcze aleś się wkręcił. Czekaj tylko założę buty.- chłopak i jego suczka stali obok.

-No i jeszcze pamietak o swej lasce.- …

-Coś jeszcze mamusiu mam zabrać do szkoły? Masz mnie za takiego dzieciaka?- uśmiechnęłam się chytrze zbliżając się do drzwi.

-Może nie za AŻ takiego.- zaśmialiśmy się jednocześnie. -No to już, pukaj.- popędził mnie.

Niechętnie zrobiłam o co prosił. Poczekaliśmy chwile w ciszy aż u progu zjawił się Kazuma z szerokim uśmiechem.

-Strasznie szybko ci się tęskno zrobiło. Przecież i tak jeszcze dziś idziem...- przerwałam mu.

-No właśnie o tym chciałam pogadać.- czułam na sobie zaciekawiony wzrok obydwu. -Ja... Znaczy on...- poczułam przy nodze ciepło ocierających się o mnie towarzyszek. -Skoro Eizo jest moim ochroniarzem to powinien iść ze mną prawda?- dobrze to ujęłam?

-Aaa... rozumiem. Masz racje.- uśmiechnął się.

-Co? Już? Tak po prostu?!- nie potrafiłam ukryć zdumienia.

-Cóóóóóż. Nie jestem aż tak zaborczy jak kiedyś. Nie chce cię już ranić bez powodu i ograniczać od ZNAJOMYCH.- ostatnie słowo zaakcentował i spojrzał jakimś dominującym wzrokiem na psiego ochroniarza. -Po obiedzie zabiorę nas na tą wycieczkę. A do tego czasu moje dzieci, macie czas wolny dla siebie. Ja muszę coś załatwić. Oczywiście jak będziecie mieć problem możecie powiedzieć... Powinnaś zostawić ze mną swoją duchową formę.- Iskra wyszła do niego. -Tak żebyś mogła mnie przez nią zawsze informować, w razie co.- postawił mnie tak po prostu przed faktem dokonanym.

-...Ok. Chodź Eizo obejrzyjmy cały budynek.- chłopak kiwnął głową, a Kazuma zamknął drzwi do swego pokoju.

Powolnym krokiem przeszliśmy wszystkie dostępne piętra. Rozmawialiśmy o naszych przeżyciach i odczuciach mieszkania w takim miejscu. I zgadzaliśmy się, że takie luksusy dają odczucie jakbyśmy tu nie pasowali, a w przeciwieństwie do nas Kazuma zaś wydaje się tu czuć jak ryba w wodzie.

Na szczęście Kaori i Hikari chyba nie czują tego co my, bo swobodnie biegały po salach. Dla widza z zewnątrz zapewne wyglądał to jak pościg psa za kotem. Jednak żadne z nas się o to nie bało. Kiedy już przeszukaliśmy każdy zakamarek, zaczęłam zastanawiać się co tam u mojej lisicy.

-Dobra, wracamy. O! Ten kto pierwszy dobiegnie do pokoju... Hmm jeszcze się wymyśli nagrodę.- uśmiechnęłam się szeroko.

Natychmiast po tym jak Eizo kiwnął głową puściłam się pędem przez korytarz. Mimo tego że biegłam najszybciej jak mogłam wciąż słyszałam tuż za sobą ciężki oddech mego ochroniarza. O nie! Tak nie może być!! Wytężyłam wszytki siły. I chyba zaczęłam odczuwać lekkie różnice w swej nowej, męskiej budowie ciała, ale nie chciałam wykorzystać mojej lagi jako pomocy.

Zatrzymaliśmy się przed naszym pokojem, lecz z dłuższą chwile staraliśmy się uspokoić nasz oddech. Chyba obydwoje nie przywykliśmy do biegania po schodach. Szczególnie tak wysokich. Mimo to z naszych twarzy nie schodził uśmiech.

-Wygrała..em.- przerwałam w końcu cisze. -Ale ty też jesteś niezły.- poklepałam towarzysza po ramieniu.

-Taa... Kaori też musisz nieść brzemię porażki.- pogładził suczkę. -Niestety nasz „team” poniósł porażkę. Mam tylko nadzieje, że nie dostaniemy jakieś dziwnej „kary” za to.- pies zaczął się we mnie błagalnie wpatrywać.

-Nie no bez przesady.- zaśmiałam się. -Nie każdy może wygrywać i nie powinniśmy się znęcać nad gorszymi. Prawda?- spojrzałam na kotkę. -No to co teraz robimy?- usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

-Ale hałasujecie.- Kazuma zaśmiał się. -Macie szczęście. Właśnie skończyłem swoje powinności.- wypuścił z mieszkania moją lisią towarzyszkę. -Ciesze się, że mi pomogłaś moja piękna, biała istotko.- pomogła? -Aaa właśnie. Idźcie się jakoś odświeżyć. A potem coś zjemy. Nie musicie się oczywiście z tym śpieszyć mamy czas.- czemu on się tak dziwnie izoluje od nas?

-Będziesz tak czekał w samotności?- spytałam wprawiając go w osłupienie.

-... nie do końca tylko czekał, ale...- uśmiechnęłam się. -Jeżeli chcesz coś jeszcze zrobić samemu to ok.- weszłam do mieszkania zostawiając chłopaków na korytarzu.

Nic nie mówiąc weszłam do łazienki. Opłukałam twarz spoglądając w srebrne, zdobione lustro.

-Tak Kuzonie. Musisz przywyknąć do tego widoku.- próbowałam wymusić u siebie uśmiech.

Po opuszczeniu pomieszczenia zastałam, wlepiający się we mnie wzrok mego ochroniarza. Westchnęłam i pokiwałam ganiąco głową.

-Wiesz. Mógłbyś nie okazywać tak otwarcie uwielbienia moją osobą.- przeciągnęłam się. -Może i jestem lepszy od ciebie i w ogóle większości, ale zrozum. Ktoś mógłby to opatrznie odebrać.- kiwnął głową i szybko schował się w łazience. -Chyba źle to odebrał. Kurcze...- podeszłam do okna.

-Skoro już zaczęłaś odgrywać Kuzona w ten sposób, to nie możesz tego od tak zmienić.- znów głos w głowie.

-Ale to nie tak, że nie chce go... siebie tak grać. Tak właściwie to lubię to. Martwię się tylko o osoby co mogą tego nie przyjmować tak lekko.- powiedziałam i zaczęłam wypuszczać powoli całe powietrze z płuc.

Usłyszałam jak Eizo opuszcza pomieszczenie. Wzięłam wtedy lagę w obie ręce i obróciłam w jego kierunku.

-Chodźmy więc na ten obiad!- razem poszliśmy po naszego przewodnika.

Kazuma zaprowadził nas znów do restauracji na dole. Nie wiem jak działa ta księga, ale to jest genialny wynalazek. Tym razem zjadłam pieczony drób... Nie nazwę gatunku ptaka. Możliwe, że nawet nie znam jego nazwy.

Po opuszczeniu budynku hotelowego. Przeszliśmy parę metrów i mimo że nie jestem mistrzem orientacji w terenie zauważyłam zmianę kierunku. Nie szliśmy do tego miejsca do którego obiecał mi powrót rano.

-Widzę, że zauważyłeś zmianę drogi.- kiwnęłam głową. -Pójdziemy tam kiedy indziej.- spojrzał na Eizo. -Myślę, że w tym momencie to miejsce bardziej cie się spodoba.- z szerokim uśmiechem wskazał na budynek ukryty między stoiskiem z porcelaną, a rzeźbami z drewna.

Następne częściTchnienie Lisa - Rozdział 27

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Kociara 07.09.2016
    Wchodzę na Opowi.. Lis! W w końcu! XD świetnie oczywiście, ciekawe co będą dalej robić :D oczywiście 5 :D
  • DarthNatala 07.09.2016
    Myślałam, że raczej będziesz narzekać że nudne. Bo chciałam opisać otoczenie i przeżycia postaci. No wiesz. xD Strasznie ciężkie to było do napisania. Ale wróciłam :D
  • Kociara 07.09.2016
    DarthNatala no mam nadzieję że wróciłaś :D czasem trzeba i trochę ponudzic więc nie mam na co narzekać
  • DarthNatala 07.09.2016
    Kociara A mogę spytać o to jakie masz odczucia wobec Mirandy? xd Córki mistrzyni Ryu.
  • Jej! Powróciłaś! A ja nawet niezauważyłam nowego opka bo straciłam nadzieję, czekam na CD, a rozdział super, tak uwielbiam tą historię...
    Pozdrawiam cię serdecznie :)
  • DarthNatala 17.09.2016
    Już niedługo dodam kolejny rozdział :) A i zadam ci to samo pytanie co kociarze. Jakie masz odczucia wobec Mirandy?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania