Tęczowy brokat zabija

Szary motłoch przeciskał się wąskim korytarzem prowadzącym na główny dworzec szarego miasta. Co żywsi wyciągali szyję w górę, by móc cokolwiek zobaczyć. Reszta poruszała się popychana przez tłum. Ciasno, ciaśniej, szaro, szarzej. W końcu pierwsi dotarli do mety. Ustawili się wzdłuż szarej barierki, za którą otwierał się inny świat. Z głośników rozległ się głos:

- Pociąg do stacji Raj odjedzie o nieważne której godzinie, z nieważne którego peronu, bo i tak, szarzy ludzie, nigdy do niego nie wsiądziecie.

Tuż za szarą barierką posadzka wyłożona jest białym marmurem. Wypolerowana, lśni. Co odważniejsi mogliby wystawić głowę ciut dalej, by się w niej przejrzeć. Ale takich tu brakuje. Podjeżdża pociąg. Lśniący, nowiutki, można rzec, pachnący luksusem. Zza szklanych, ogromnych, sięgających nieba drzwi wychodzą Ludzie. Ubrani w futra i jedwabie, panterki i koronki, obwieszeni złotem i platyną. Kobiety w szafirowych koliach, mężczyźni w złotych zegarkach. Gustowne, skórzane walizki i mikroskopijne torebki. Czółenka i mokasyny, botki i Oksfordy. Patrzą wysoko, ponad szarą masę. Ich wzrok sięga nieba, myśl wyłącznie chwili naprzód. Ludzie wchodzą powoli, dostojnie do wagonu. Znikają. Za nimi kolejni. To już wszyscy. Konduktor podchodzi do szarej barierki, patrzy ponad tłum. Z kieszeni wyjmuje tęczowy brokat. Dmucha w niego i po chwili chmura tęczowego, lśniącego brokatu roznosi się nad szarym motłochem.

Czy można złapać choć jedną drobinkę? Czy można zabrać ją do domu?

Przedstawienie skończone. Motłoch zobaczył to, po co nie dane mu będzie sięgnąć, i wraca do swoich szarych, ciasnych domów.

Chów klatkowy. Ściana przy ścianie, klatka przy klatce. W jednym molochu 455 okien, a za każdym z tych okien inne marzenia. Wszystkie dawno zapomniane, zakopane, przykryte szarym pyłem.

Za jednym z tych okien coś się jednak rodzi. Jedna drobinka brokatu wczepiła się w długie włosy koloru wypolerowanej miedzi. Zielona, kontrastująca. Widać ją w odbiciu w lustrze. Szara istota patrzy. Drobinka wędruje. Zbliża się do rzęs, przykleja do tęczówki. Istota nie przestaje jej widzieć. Zdejmuje z wieszaka szary płaszcz i wychodzi na ulicę. Oka kątem, którego podobno nie ma, zaczyna dostrzegać zmiany. Kosz na śmieci nie był nigdy tak wyrazisty, a latarnie nie dawały nigdy tak ostrego światła.

Istota dociera do pustego teraz dworca. Schodzi na tory tam, gdzie stał pociąg do Raju. Jakby wiedziona węchem, idzie w ślad pociągu, który już dawno odjechał. Zanurza się we mgle. Jest cicho, zimno i mokro. Słychać jedynie rytmiczne kroki. Mgła kończy się niespodziewanie. Tak jak tory, które nagle urywają się nad przepaścią. Na samym dole przepaści coś z daleka migocze. Czy to złoto? Platyna? Czy tam rodzi się tęczowy brokat?

W Istocie rodzi się myśl. Czy było warto?

 

Ewelina K.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Marian 03.09.2021
    Ciekawy tekst, choć nie całkiem dla mnie zrozumiały.
  • Józef Kemilk 03.09.2021
    Fajne opko. Rozumiem, że to pewna metafora do życia. Dostatek, wywyższanie się to prosta droga do katastrofy, a tzn motłoch i szare życie jest wygranym i tylko z takiego punktu wyjścia można zobaczyć więcej.
    Pozrawiam 5
  • Bajkopisarz 03.09.2021
    „W jednym molochu 455 okien”
    Liczebnik słownie

    He, świetne. Taki otwarty temat, że można sobie wyinterpretować, co się rzewnie podoba. Korzystając więc z prawa czytelnika do dowolnej interpretacji, skłaniam się ku twierdzeniu, że wszystko właściwie jest na pokaz a i tak wszyscy, niezależnie od urody, majątku i zachowania skończymy w czymś w rodzaju rowu kloacznego nad którym unosi się tajemnicza mgiełka. Ma ona na celu zasiać ziarenko wątpliwości, czy aby na pewno jest to rów kloaczny a nie jakiś tajemny pasaż ku lepszemu ze światów. I tak oto całe nasze postępowanie w życiu zależne byłoby od przekonania czym jest owa mgiełka.
    A brokat? To zupełny przypadek. Świecidełko godne swej nazwy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania