Tego się nie zapomina
To były lata dziewięćdziesiąte; uczyłem się w technikum budowlanym i mieszkałem w internacie. Kierowniczkę mieliśmy bardzo groźną – wysoka, silna; o mocno wątpliwej urodzie i głosie artylerzysty. Inna pewnie nie dałaby sobie rady z ponad setką chłopaków.
Na parterze była świetlica - pomieszczenie słabo ogrzewane. Chodziło się tam na dziennik telewizyjny i czasem, od święta kierowniczka pozwalała obejrzeć jakiś film. Było nas kilku zapalonych kinomanów.
Przez parę dni kombinowaliśmy, jak uzyskać pozwolenie na obejrzenie filmu z Bardotką; szanse były nikłe. No i oznaczonego dnia dowiadujemy się, że naszej kochanej szefowej nie będzie, bo ma jakąś ważną naradę w województwie.
Przekupiliśmy wychowawcę, dał nam klucz i po cichutku schodami awaryjnymi pomknęliśmy do świetlicy; w ciepłych kurtkach i butach, bo zimno.
Jeszcze akcja nie dobrnęła do połowy, aż tu na korytarzu ten znajomy głos – od którego skóra cierpła i szyby drżały w oknach. Pognaliśmy do swoich sypialni i tak , jak staliśmy - pod kołdrę.
A ona zaniepokojona hałasem chodziła od sypialni do sypialni i sprawdzała, czy wszystko w porządku. Wpadła i do nas i od progu wrzasnęła:
- Co to za bałagan?! Kto ma dyżur?!
Zamarłem, serce waliło mi , jak młotem. Gdy wstanę – będzie kazała wstać reszcie - nastąpi wsypa; oberwie się też poczciwemu wychowawcy...
W tej chwili zwlókł się z łóżka Jarek, którego rozebrała angina. Na chwiejnych nogach ogarnął pokój, pozamykał szafy i stał przed profesorką czekając na dalsze polecenia.
– No! Jeszcze raz, to wylecisz na zbity pysk! – obiecała, zgasiła światło i wyszła.
Z cyklu Historyjki zasłyszane
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania