Ten pan
Non stop uruchamia przycisk. Dzwoni nachalnie długo, oczywiście daje znak, że wie o mojej obecności.
Jeszcze niedawno zapraszałem do środka, opróżniałem lodówkę, a kiedy mówił, że brakuje na bilet do pośredniaka albo na rachunek za prąd, sięgałem do portfela.
W ostatnią wigilię cała moja rodzinka go wsparła. I nikt z bilonem nie wyskoczył. Zapraszałem do stołu, ale nie mógł zostać. W domu czekały głodne dzieci.
Przychodził co drugi, trzeci dzień. Zawsze czułem od niego alkohol. W styczniu postanowiłem pomóc kompleksowo. Znalazłem dla niego pracę u znajomego w drukarni. Powiedział, że właśnie przeszedł na rentę inwalidzką i żadna praca fizyczna nie wchodzi w rachubę.
Napomknąłem księdzu podczas kolędy o jego ciężkiej sytuacji. Duchowny podsunął pomysł z Caritasem. Codziennie ciepły posiłek, odzież dla rodziny, wsparcie duchowe ze strony parafii.
Tego samego dnia, późnym wieczorem zadzwonił wujek-emeryt, który był u mnie na wigilii. Zaoferował pomoc w załatwieniu formalności w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Namów go – prosił. – Dostanie zasiłek, dopłaty do czynszu. Pokieruję nim. Psa się nie zostawia na mrozie, a w biedzie człowieka – dodał.
Trochę byłem zaskoczony, kiedy podczas kolejnej wizyty powiedział, że od dawna z tych dwóch form pomocy korzysta. Ale to za mało. Dzieci rosną, szkoła kosztuje, a pięćset plus nie zawsze na jedzenie wystarcza.
– Myśli pan, że łatwo jest żebrać? – zapytał ostro.
– Skądże, współczuję – odpowiedziałem z poczuciem wstydu i sięgnąłem po portfel. W głowie kołatała mi myśl, że pomagać trzeba. Pije, ale dzieci mają dom. Ani razu nie śmiałem zapytać, czy walczy z nałogiem.
To był jeden z tych gorących, lipcowych dni. Mimo urlopu z moją współpracownicą rozpisywaliśmy strategię działania na kolejny miesiąc. Kiedy odezwał się dzwonek, byłem w toalecie.
– Spadaj dziadu! – dobiegło zza drzwi.
Wyskoczyłem z niedopiętym rozporkiem. – Anka, co się stało?!
– To dla niego w biurze robiłeś zbiórkę przed Wielkanocą? – syknęła.
– Tak, ale czemu ty... – Głośne: „Wal się kurwo!” – nie pozwoliło dokończyć pytania.
– Oj, naiwniaku. To mój niechciany sąsiad. Matkę psychicznie wykończył parę lat temu. Od momentu, kiedy zabrakło emeryturki, żebrze na wszystkich dzielnicach. Wiesz, ile razy ściągałam radiowóz po nocach? Melina nie mieszkanie, ale czynsz płaci i eksmitować go nie można.
– A dzieci?
– Jakie dzieci? Chyba, że masz na myśli młodociane towarzycho do picia. Rozpija chłopaków z pobliskiej zawodówki. Ale ty jesteś głupi. Nie przeprowadziłeś rozpoznania stałego klienta? Szefowi powiem! – dodała z diabelskim uśmieszkiem.
– Anka...
– Co Anka? W jakim ty kraju żyjesz? Trzeci świat? Pracy nie chciał, śmierdzi od niego wódą, a ty skutecznie pomagasz mu w nabijaniu się w butelkę. Chłopie, każdy bezdomny i głodny znajdzie pomoc. Chyba, że wybierze wódę i dopalacze pod mostem od trzeźwego spania w łóżku i posiłku w domach pomocy.
Zadziałało. Zresztą przez dwa miesiące nie przychodził. Ale teraz, już trzeci raz w tym tygodniu, stoi pod drzwiami. Źle się z tym czuję.
Proszę, przestań, nie dzwoń do moich drzwi, człowieku.
Komentarze (18)
Dziękuję:)
A co do żebrania - nie tak dawno zadzwonił do mojej furtki starszy pan. Był schludnie, acz biednie i staromodnie ubrany. Mieszkam na uboczu, raczej nie ma tam przypadkowych przechodniów. Zapytałam, czy potrzebuje pomocy. Odpowiedział coś o chorobie żony czy coś w tym stylu. Dałam mu pieniądze, po czym on zapytał o drogę do głównej. Wywnioskowałam, że ktoś go musiał tu przywieźć, wysadzić i "puścić w teren". Miałam poczucie, że to naciąganie, a jednak sięgnęłam do portfela. Dla czystego sumienia. Tylko czy to jest faktycznie właściwe? Później wyrzucałam sobie, że go nie wypytałam bardziej. Może to był naciągacz, a może nie, ale może bardziej potrzebowałby innej pomocy?
Widok żebrzącego starszego człowieka mocno "rusza", ale słyszałam też o przypadku babci, która na ulicach Krakowa uzbierała na mieszkanie dla syna...
Także, wracając do tematu - tekst, który pobudza do przemyśleń, to dobry tekst.
Ciekawa obserwacja, Tjeri.
Podobną, ale jednoznaczną, dane mi było zobaczyć w Tajlandii. Gromadka brudnych, chudych maluchów wypuszczona z busika szczelnie co rusz otaczała turystów. Nikt nie odmówił.
Dzięki za podsumowanie.
"Przychodził co drugi, trzeci dzień. Zawsze czuć od niego alkohol i po oczach bije wizerunkowa pomiętość." -> Tu byłoby dobrze zachować jedność czasu, a więc: "Przychodził co drugi, trzeci dzień. Zawsze było czuć od niego alkohol i po oczach bła wizerunkowa pomiętość."
Dzięki:)
Dzięki za wpis.
Pozdrawiam i dziękuję za refleksję.
Skakanie po czasach – zły pomysł
„ty... głośne – wal się kurwo – nie pozwoliło dokończyć pytania.”
Zapis nie halo. Może tak:
ty... – Głośne: „Wal się kurwo!” nie pozwoliło dokończyć pytania.
„Chyba, ze masz na”
Że
Bardzo dobre. Trochę takie… inne. Zwykle opowieści są o biednym zdechlaczku, albo cwanym, ale sympatycznym pijaczku, któremu życie dokuczyło a tutaj czarno na białym pokazany został cyniczny żebrak-alkoholik, który jest po prostu złym człowiekiem. A wspiera go w tym naiwniak, który opieką nad ubogim chciałby sobie podbudować ego, albo zagłuszyć jakieś wyrzuty. Idealnie dobrana para, jeden i drugi mają jakieś korzyści.
Idealna para? Może tak być.
Pozdrawiam :).
Tylko cudzysłów przestaw z "angielskiego" na „polski”. Zobacz https://euroalphabet.eu/program-brakujace-znaki-polski/.
Pozdrawiam :).
Generalizacja nigdzie nie wejdzie bez błędu. Dodajmy założycielskiego.
Relatywizm we wszystkim, poza... no właśnie, Tokarczuk próbuje, i słusznie, czułego narratora wkręcić nam w odbiór świata. Podczas pisania, czytania, co w konsekwencji może mieć wpływ na powstanie szansy zbilansowania dobra i zła, a w przyszłości może z tendencją zwyżki, dzięki empatii, elementu pierwszego.
Co dało narratorowi otworzenie mu oczek przez „korpo-sukę” (mniam:)?
Nic budującego, to jasne, nie muszę wymieniać. Dlaczego po info Anki nie chce temu panu otworzyć drzwi? Powinien spławić go grubym epitetem i się nie przejmować, prawda? Co jednak jeśli sytuacja pijaczkowi się pogorszyła? Może naprawdę teraz wszedł w punkt krytyczny? To raz.
A dwa... jakim łańcuchem trzeba się związać, by móc spokojnie przechodzić nad cudzą biedą, kiedy jesteśmy w stanie choćby minimalnie ją zminimalizować?
Empatia. Jedni powiedzą naiwność, drudzy znajdą w niej element najmniej obciążony relatywizmem. Najmniej, bo nigdy nie do końca. Tu, jak widać, datkowanie przyczyniło się do rozpijania małolatów. Donatora mogą obciążąć skutki, jasne.
Jednak moim zdaniem bezinteresowne współczucie to Coś, no kur.. stałego. Opoka, rdzeń wyprostowanego kręgosłupa.
Podczas zbliżania się do finału błysnęła myśl (cloud cuckoo land:) - narrator otwiera, naciągacz przeprasza.
Czuły narrator w ofensywie.
Dużo mi dałeś w swoim komentarzu. Dzięki. :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania