The Integrating world camp

Rozdział 1

Było ciepłe lato, chociaż czasami padało. Dokładniej początek wakacji. Jeszcze dokładniej? Trzeci dzień 2016 roku gdy dotarłem na miejsce, ale od początku.

 

Oczywiście jak wakacje to musi być i obóz letni. Zbieranina dzieciaków z różnych części kraju, albo jak w tym przypadku z całego świata. "The Integrating world camp" nie jest żadnym luksusowym czy prestiżowym obozem. A przynajmniej nie wszyscy tak uważali. Jest tutaj masa dzieciaków z całego świata. Amerykanie, Rosjanie, Anglicy, Australijczycy, Austriacy, Polacy, Hiszpanie itp. Są tutaj bardzo Bogaci ludzie którzy naprawdę potrafią popsuć dzień. Subkultury, osobowości, poglądy, talenty i beztalencia. Jeden wielki kocią, wszystko wymieszane. Jedynymi w pełni dorosłymi są opiekunowie, pięciu jak wynika z broszury. Wiek uczestników od 14 do 16 lat. Obóz w lesie nad jeziorem, wszędzie robaki i komary. Wymarzone lato co? Nidy nie marzyłem o takich wakacjach, ale muszę przyznać, było całkiem fajnie.

 

To może teraz coś o mnie co? Jestem Dunckan Red, lat 16 jestem ze Stanów, może kiedyś wam powiem z jakiego miasta. Rodzice zdecydowali, że przyda mi się spędzić trochę czasu z rówieśnikami i nawiązać nowych znajomości. Nie wiem czy są tego świadomi, że nikogo z nich nie spotkam nigdy więcej po powrocie do domu. Może impulsem do podjęcia tej decyzji było to, że siedzę cały czas w piwnicy na siłowni, czytając komiksy, książki historyczne i teorie spiskowe. Tak macie rację nie wychodzę z domu, nie lubię za bardzo ludzi, no może nie lubiłem byłoby bardziej poprawne.

 

Co do mojego wyglądu. Mam 184 cm wzrostu 80 kg masy i jestem dość umięśniony. Fryzury wam opisywać nie będę, nie wiem jak. Nie jestem brzydki a przynajmniej mi się tak wydaję. Nie lubię ludzi z prostego powodu, są doszczętnie fałszywi. Mówią ci jedno a robią to co najgorsze, są gdy czegoś chcą, ty potrzebujesz czegoś, znikają niczym śnieg wiosną. Tak więc siedzę w domu i miałem nadzieję, że spędzę tak wakacje. No, ale nadzieja matką głupich.

 

Podróż minęła mi znośnie samolot, autobus, przystanek. Stałem na nim sam, czekałem na opiekuna który miał mnie stamtąd odebrać. Przystanek był przy bardzo ruchliwej drodze. Budka wyglądała dość ładnie ni patrząc na grafity, więc postanowiłem usiąść. Miałem z niej widok na boisko naprzeciw mnie, po drugiej stronie drogi. Chociaż boisko to za dużo powiedziane. Łąka z dwiema wymiarowymi bramkami, ogólnie całe "boisko" wyglądało jakby było wymiarowe. Po tej samej stronie prostopadle do głównej ciągnęła się polna droga. A wciąż po tamtej stronie, za polną drogą równolegle do boiska stało schronisko dla wczasowiczów "Krokodyl" jak wyczytałem. Po mojej lewej stronie również prostopadle ciągnęła się kolejna droga, tym razem asfaltowa.

 

Prowadziła ona do jeziora i miasteczka. Miasteczko to żyło praktycznie tylko sezonowo. Było tam wiele barów, restauracji, lodziarni, wesoło miasteczko, kino, salon gier, sklepy, wypożyczalnie sprzętu wodnego itp. Wszystko przy samej plaży. A co do jeziora, ma dość zwyczajną nazwę Białe. Jest wystarczająco duże i głębokie, ma wiele plaż, prawie wszędzie są plaże, mola i pomosty również są obecne. I jest tu wielu ludzi. W tym okresie przyjeżdża tu cały kraj aby popływać razem w jednym zbiorniku.

 

Nagle z zamyślenia wyrwał mnie klakson srebrnego audi.

- Dunckan Red? Jestem Opiekunem z Integrating world camp. To ty? - Był to młody mężczyzna w wieku około 30 lat. Miał Brązowe i długie jak na mężczyznę włosy sięgające mu prawię do końca uszu, były one kręcone. Ubrany był w niebieską wakacyjną koszulę z żółtymi kwiatami.

- Jak widać. - Mówiąc to pokazałem mu identyfikator z Integrating world camp który wisiał na mojej szyi.

- Dobra, walizki do bagażnika i wskakuj do auta.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania