The Mysterious Girl - Rodział drugi
Wstałem rano z myślą by od razu iść do Lori, polubiłem ją i miałem wrażenie, że ona mnie też lubi. Jakie było moje zdziwienie gdy wyszedłem z pokoju i akurat ona też wyszła, chciałem powiedzieć jej "cześć" a ona po prostu mnie minęła jak gdybyśmy wczoraj nie spędzili ze sobą tych kilku godzin i jakbyśmy byli śmiertelnymi wrogami. A jeszcze kilka godzin temu spędziliśmy razem kilka godzin, fajnych godzin. Myślałem na początku, że mi się to zdawało, że może wcale mnie nie minęła tak po prostu, ale wszystko się potwierdziło gdy poszedłem po nią zawołać ją na śniadanie. Zanim się do niej odezwałem patrzyłem chwilę na to jak bawiła się z końmi. Chyba nigdy mi się nie znudzi ten widok.
- Śniadanie. - Spojrzała na mnie i mnie zignorowała wracając do zabawy z końmi. - Dobra, obraziłaś się za coś bo na prawdę nie rozumiem. Zrobiłem coś wczoraj nie tak? - Nawet na mnie nie spojrzała. - Okej, rozumiem, nie to nie.
Wróciłem do domu trochę zły choć nie miałem prawa, w końcu nie byliśmy przyjaciółmi czy coś w tym stylu a to, że wczoraj dobrze się bawiliśmy wcale nic nie oznaczało i nie oznacza. choć chciałbym to zmienić, nie mogę. Dopiero po chwili zacząłem myśleć o tym, że to może przez to co chciałem zrobić, chciałem ją przytulić. Ale to nie był powód by mnie całkowicie ignorować. Pani Daniels na mnie spojrzała gdy usiadłem na wyspie kuchennej.
- Coś się stało? - Spytała po dłuższej chwili patrzenia na mnie.
- Sam nie wiem. - Stwierdziłem bo w sumie to taka była prawda, nie miałem zielonego pojęcia o co mogło Lori chodzić. - Wczoraj było okej a dzisiaj nagle jest coś inaczej. - Powiedziałem, pani Daniels uważnie mnie słuchała. - Spędziliśmy razem nawet kilka godzin i nie przeszkadzało jej to, że gadałem bez przerwy. A teraz nie zwraca na mnie nawet uwagi, i myślę, że może jednak to gadanie jej przeszkadzało. - Wyznałem bo wiedziałem, że Pani Daniels wiedziała o czym mówię, a raczej o kim.
- Lori potrzebuje czasu i przestrzeni, nie przeszkadza jej to, że dużo mówisz. Ona po prostu przeżyła coś, czego my nie przeżyliśmy. - Wyjaśniła. - Musisz dać jej czas i przestrzeń, po prostu zachowuj się tak jakby nic się nie stało, nie zwracaj na nią uwagi a być może sama odważy się do ciebie zbliżyć. - Stwierdziła jakby to było oczywiste.
- Zawsze taka była? - Spytałem po chwili.
Zastanawiało mnie to na prawdę i był bym gotów zamordować za te wiedze. Wiedziałem o niej tyle co nic, a chciałem wiedzieć wszystko. Jednak droga by się tego dowiedzieć jest ciężka. Wszyscy dookoła mnie wiedzą a ja z jakiegoś powodu nie mogę wiedzieć.
- Nie, może kiedyś będzie ci dane dowiedzieć się co ją tak zmieniło, ale to na pewno nie ode mnie. - Odpowiedziała. - Musisz zaczekać aż sama zechce się przed tobą otworzyć.
Miałem nadzieje, że z czasem na prawdę się dowiem o co chodzi, od Lori lub kogoś innego, wszystko jedno. Bynajmniej tak myślałem i oszukiwałem samego siebie, jasne, każdy mógłby mi to opowiedzieć, ale logiczne było to, że żadna wersja nie zabrzmi tak jak wersja Lori. Bo to ona to wszystko odczuła, ona to przeżyła. Dlatego tylko wersja z jej ust będzie brzmieć prawdziwie.
- Dziękuję za te rozmowę. - Powiedziałem schodząc z wyspy kuchennej.
Całe śniadanie walczyłem sam ze sobą by na nią nie patrzeć i niestety dwa razy przegrałem. Bo ile bym nie próbował moje oczy były ze mną sprzeczne, jak to do cholery działa, że jak bardzo bym czegoś nie chciał, moje ciało i tak będzie sprzeczne ze mną. Powinienem mieć przecież nad sobą kontrole. Po śniadaniu poszliśmy z chłopakami na crossy, zrobiliśmy sobie przerwę w lesie nad jakimś stawem. Jednak specjalnie usiadłem koło Ostina, bo przyjaźnił się z Leonem od przedszkola.
- Ostin? - Spytałem szeptem.
- Co? - Odpowiedział.
- Znasz siostrę Leona? - Spytałem niepewnie, chwilę się nad tym zastanawiał. - No weź, wszyscy się zachowują jakby ona kogoś zabiła i nie można było nikomu o tym mówić. - Rozszerzył oczy do nie wyobrażalnych rozmiarów. - Jak powiesz, że kogoś zabiła to nie uwierzę.
Lori nie wyglądała na osobę która mogłaby ktoś zamordować, poza tym wyglądała najniewinniej na świecie, mordercy tak nie wyglądają. Na dodatek wygląda na zbyt delikatną. Tak że morderczynią być nie mogła, ufałem swojej intuicji i obserwacją.
- Nie grzeb w tym, od roku jest jak duch, nie pogarszaj jej stanu. - Powiedział chcąc wstać ale złapałem go za rękaw. - Mówię poważnie Kaleb, nie wypytuj o nic i po prostu zostaw to w spokoju.
Miłem już dość tajemnic, dlaczego nie mogłem wiedzieć skoro oni wiedzieli? Co im zmieni to, że ja wiem? Mogliby mi powiedzieć i mieliby spokój a zamiast tego woleli się ze mną męczyć.
- Ja po prostu chcę wiedzieć. - Odpowiedziałem.
- To przestań chcieć. - Wstał i poszedł.
Byłem zły, nie chciałem już z nimi siedzieć. Wstałem i wsiadłem na crossa, nie zwracając uwagi na ich zdziwione miny i spojrzenia, ruszyłem przed siebie, wróciłem do domu. Na podwórko wjechałem powoli bo wiedziałem, że konie na pastwisku mogą się spłoszyć a Lori prawdo podobnie z nimi była i gdyby spanikowały mogłyby jej zrobić krzywdę. Jednak gdy byłem już koło domu zsiadłem z crossa i po prostu go pchnąłem w bok puszczając go a on z hukiem się wywalił, w tedy poszedłem do domu. Nie podniosłem go, musiałem się na czymś wyżyć i swoją złość pokierowałem na niego. Gdy wszedłem do pokoju od razu runąłem na łóżko mając ochotę coś komuś zrobić. Nagle ktoś wszedł.
- Leon wyjdź, nie mam ochoty się z tobą kłócić a na rozmowy też nie mam ochoty. - Powiedziałem nawet nie patrząc kto wszedł, jednak ten ktoś nie wyszedł, zamiast tego zaczął podchodzić. - Powiedział... - Nie dokończyłem bo akurat usiadłem i zobaczyłem kogoś kogo się nie spodziewałem. - Lori. - Wypowiedziałem jej imię niemal szeptem. - Co chcesz?
Nie pokazała niczego ani się nie odezwała, zamiast tego niepewnie usiadła na łóżku obok mnie i mnie przytuliła. Lori mnie przytuliła. Nie wiedziałem co zrobić, gdyby to była inna dziewczyna odepchnął bym ją, nie lubię czułości i nawet gdy uprawiam seks z jakąś dziewczyną to robię to od tyłu. Ale Lori nie była pierwszą lepszą dziewczyną, chciałem ją poznać. A ona właśnie w tym momencie mnie przytulała czego nie rozumiałem, bo wczoraj przecież nie chciała bym ją przytulił. Mimo to delikatnie ją objąłem przez co się spięła, chyba też nie lubiła czułości, albo po prostu poczuła się niekomfortowo. Zdziwił mnie sam fakt, że postanowiła się do mnie przytulić a co ważniejsze przyjść do mnie. Widziała jak rzuciłem crossem? Chyba tak, bo przecież nie przyszłaby tu tak o żeby się do mnie przytulić. I w tym momencie uświadomiłem coś sobie, ona nie przytuliła się do mnie bo tego potrzebowała, zrobiła to, bo ja tego potrzebowałem. Ale skąd ona wiedziała, że właśnie tego teraz potrzebowałem? Przecież ja sam tego nie wiedziałem do póki mnie nie przytuliła. Chciałbym ją zrozumieć, jednak póki co było to dla mnie nie osiągalne. Po jakiś dwóch minutach puściłem ją a ona się odsunęła, ale dalej siedziała obok.
- Dlaczego mnie przytuliłaś? - Spytałem niepewny czy to dobry pomysł, jednak ona tylko na mnie patrzyła. - Wiem, że nie powiesz, ale może chociaż napisz na kartce lub mogę dać ci telefon i tam napiszesz. - Zaproponowałem jednak ona dalej tylko na mnie patrzyła, jakby starała się ze mnie czytać, po chwili wstała i wyszła z mojego pokoju.
Dziewczyna nie wróciła do mojego pokoju, ale nie miałem jej tego za złe, musiałem poczekać aż sama z siebie będzie chciała ze mną kontaktu. Podejrzewam, że to trochę zajmie ale no cóż, zdarza się nawet najlepszym. Siedziałem w pokoju przez dwie godziny aż zaczął padać deszcz. Już widziałem jak jutro będę szorował swojego crossa który leżał przed domem na trawie. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami a następnie szybkie kroki na schodach, wstałem z łóżka idąc do pokoju Leona. Chłopak się rozbierał, nie przeszkadzało mu to, że wszedłem do jego pokoju bez pukania podczas gdy on się rozbierał.
- Kurwa jak leje. - Wyklinał. - Jest do chuja lato, skąd ten deszcz.
- Kara za nie dokańczanie tego co się zaczęło. - Powiedziałem zerkając przez okno. - Jej chyba się podoba. - Powiedziałem patrząc na Lori która leżała na grzbiecie konia patrząc w niebo, Leon również wyjrzał przez okno. - Nas gryzie a ona może se na nim leżeć. - Powiedziałem bo Lori leżała na karym koniu.
- Tak to już jest, ją kochają a nas ledwie tolerują, raz sprowadzałem tego karego to tak mnie pociągnął, że prawie się wywaliłem, a Lori zamiast mi pomóc, szła sobie powoli z tym kasztanowatym i łaciatym.
Teraz zacząłem się zastanawiać, czy Lori dała mi wczoraj spokojniejszego konia żeby nic mi się nie stało czy po prostu tak jej się go po prostu wybrało. Coś mi mówiło, że prawdziwa wersja wydarzeń była ta pierwsza. Bo w końcu miała dosłownie obok siebie tego karego a poszła po tego kasztanowatego. Czy to była jakaś oznaka tego, że mnie lubi czy coś? Ale chyba trochę tak skoro nie chciała bym został porwany przez konia.
- Skąd one w ogóle są? - Spytałem, w zasadzie mogłem się domyślać z wcześniejszej rozmowy, ale chciałem wiedzieć coś więcej. - I czy one mają imiona, bo skoro Lori nie mówi to raczej ich nie mają.
- Dwa są z rzeźni, ten kasztanowaty i kary a ten łaciaty ze źrebakiem to koń po wyścigowy, w sumie ten kary też ale on zleciał na rzeźń bo po każdym starcie jego jeźdcy kończyli na ziemi. - Wyjaśnił. - I mają imiona, Lori nie zawsze zachowywała się tak jak teraz. - I teraz sobie przypomniałem, że Ostin mówił, że Lori od roku jest jak duch, czyli od roku się nie odzywa, prawdopodobnie. - Niestety imion tych koni ci nie powiem, bo nie pamiętam a w paszportach mają inne imiona niż mają teraz, bo Lori stwierdziła, że to oznaka ich nowego życia. - Powiedział tak jakby jemu się to nie podobało.
Przecież to świetne, nowe imiona, nowe miejsce, nowi lepsi właściciele, nowy start. Sam nigdy bym nie wpadł na takie coś, gdyby były to moje zwierzęta miały by te same imiona co wcześniej, bo nie pomyślał bym o tym, że to oznaka ich starego, marnego życia. Ona jednak o tym pomyślała.
- Przecież to świetny pomysł, zmiana imion. - Powiedziałem a on spojrzał na mnie jak na nienormalnego. - No przecież są w nowym miejscu, mają czystą kartę, zaczynają od nowa. - Wyjaśniłem.
- Ale może im się od tego wszystko pomieszać. - Stwierdził.
- Naprawdę myślisz, że w miejscu takim jak rzeźń imiona koni są używane? Bo ja szczerze w to wątpię. Miałeś z nimi styczność od początku, nie widziałeś jak wyglądały? - Spytałem bo byłem pewien, że te konie wyglądały jak śmierć. Może i nie widziałem nigdy koni świeżo z rzeźni i w ogóle nie miałem wcześniej do czynienia ze zwierzętami ale raczej za kolorowo to one w rzeźni nie mają. - Im zależy tylko na tym by albo poszły na mięso albo ktoś je odkupił. Tak czy siak chodzi im tylko o pieniądze, nie ważne w jaki sposób mają na nich zrobić. Ten i ten dobry, bynajmniej dla nich, ale każdy wie, że lepszy ten drugi.
Leon zamilkł, co utwierdziło mnie w tym, że miałem racje. W mojej głowie narodziło się jedno pytanie. No może jednak kilka, i w zasadzie Leon mógł na nie odpowiedzieć bo nie za bardzo dotyczyły Lori. Dotyczyły jej zwierząt.
- Ej a konie zawsze będą tylko we cztery? Przecież boksów w stajni jest dwadzieścia, ta stajnia jest ogromna. - Powiedziałem bo gdy tam wszedłem i zobaczyłem te stajnie to nie mogłem wyjść z zachwytu mimo, że była ogromna panował w niej porządek.
- Lori nie bierze na siebie więcej niż może. - Odpowiedział, a to upewniło mnie w tym, że Lori była inteligentna, nie żebym wcześniej w to wątpił. - Każde zwierzę tutaj musi się za klimatyzować i przyzwyczaić do ludzi, Lori nie weźmie kolejnego zwierzęcia do póki Venus do końca nie będzie tolerował wszystkich domowników. - Wyjaśnił.
- Kto to Venus? - Spytałem.
Przez to, że Lori nie mówi a w zasadzie to się nie odzywa, bo mówić ponoć umie, ale mniejsza o to, przez ten tyci problem to tylko pokazała mi te wszystkie zwierzęta.
- Pies, jego poprzedni właściciel go bił i uczył agresywnego zachowania przez co stracił życie. - Zamarłem, był tu pies który kogoś zabił?! - Lori z nim ćwiczyła i w sumie dalej ćwiczy bo nie do końca akceptuje wszystkich domowników, na mnie dalej warczy. Zastanawia mnie to skąd ona ma tyle odwagi albo cierpliowości, przecież ile trzeba to samo przerabiać by zwierzę zrozumiało.
Po tym wszystkim wiedziałem już, że ja do tego psa nie podchodzę, zagryzł swojego właściciela! Był niebezpieczny. Nawet jak Lori go wychowa nie ma mowy, że się do niego zbliżę lub on do mnie. Można psa od uczyć agresywnego zachowania ale prawda jest taka, że to zawsze w nim siedzi, w każdej chwili może kogoś skrzywdzić jeśli poczuje się zagrożony.
- Skąd go wzięła? - Spytałem.
- Był artykuł w internecie, dosłownie pojechaliśmy po niego dwadzieścia minut przed tym jak miał zostać uśpiony, Dalej nie wierzę w to, że ona się tego podjęła. - Powiedział z nie dowierzaniem. - I że oni jej go dal, przecież to był agresywny pies. Może tak jak Lori uznali, że zasługuje na drugą szansę? A może to dzięki temu chłopakowi który zarzekł się, że Lori w stu procentach podoła wychowaniu tego psa.
Ale nie tylko on nie dowierzał, ja byłem w większym szoku, zwykle dziewczyny chcą psa do przytulania. A ona wzięła psa który w każdej chwili mógł jej coś zrobić, lub co gorsza komuś. Ale w sumie bardziej bym się przejął gdyby zrobił coś jej niż komuś innemu.
- Co potem z nim zrobicie? Wychowacie i co? - Spytałem mając nadzieję, że Lori z góry zarzekła się, że tylko go wychowa i komuś odda.
- Zostanie tu. - I w tym momencie widziałem swoją śmierć. - prawdo podobnie kociaki też, nie wiem w sumie, Lori z jednej strony nie przepada za kastracją a z drugiej by się zapłakała na śmierć gdyby miała je komuś oddać, bo po pierwsze nie przeżyła by rozłąki z nimi a po drugie pękło by jej serce gdyby miała je rozdzielić no i po trzecie pewnie by umarła ze strachu, że trafią na złych właścicieli. No i w zasadzie to do kastracji są tylko ogiery, ale to dlatego, że każdy musiałby mieć oddzielne pastwisko by się nie pozabijały. - Mówił, w sumie to wyliczał. - Więc pewnie je wykastruje i zostaną, ale do tego czasu jeszcze daleko więc nie trzeba martwic się na zapas, poza tym Lori zawsze wybiera mniejsze zło, w tym wypadku jest to chyba kastracja i sterylizacja.
- A ja wcale jej się nie dziwie, że się boi o ich przyszłość. - Powiedziałem w stu procentach poważnie. - Spójrz ile macie pod dachem skrzywdzonych przez ludzi zwierząt, ona się o nie martwi a to w zasadzie dobra cecha. - Wyjaśniłem a Leon uniósł jedną brew do góry. - Serio? Mam ci to tłumaczyć, spójrz ile jest hodowli i psełdo hodowli które jedynie marzą o zarobieniu na zwierzętach i nie patrzą na to gdzie one idą, patrzą tylko na zyska a... - Nie dokończyłem bo mi przerwał.
- A Lori nie odda zwierząt byle komu bo wie, że może coś im się stać. - Dokończył za mnie na co tylko skinąłem głową. - Wiem, ale nie uchroni każdego zwierzęcia, nie ma wpływu na to gdzie one trafiają, wiem, że ma tak dobre serce, że zrobiła by dla zwierząt wszystko, ale tak się nie da. - Wyjaśnił. - Chciałbym by do ludzi była też taka uczuciowa jak do zwierząt, ale nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze ujrzę te wersje jej. Szczęśliwą, ale nie tylko przy zwierzętach.
- Była kiedyś taka? - Spytałem zaciekawiony.
- Dobrze powiedziane, była. - Odpowiedział. - Lori za bardzo wszystko przeżywa i odczuwa przez co często udziela się jej humor drugiej osoby, potrafi z odległości wyczytać co czuje dana osoba. Dla kogoś może minąć rok i o wszystkim zapomni, ale Lori dalej będzie pamiętać wszystko, każdą sekundę. - Chyba pierwszy raz mówił tak o swojej siostrze. - Ale to też zła cecha, może pamiętać i to jest okej, ale nie powinna odcinać się od realnego świata.
Słuchałem go przez cały czas bardzo uważnie, nie chciałem pominąć ani jednej ważnej informacji. W końcu kiedyś mogą mi się te informacje przydać. Wyjrzałem przez okno, koni nie było, Lori też. Spojrzałem w miejsce gdzie rzuciłem swojego crossa, nie było go, Poczułem lekką panikę.
- Schowałeś mojego crossa? - Spytałem lekko przestraszony, bo to była najbardziej logiczna opcja.
- Nie, a co? - Włączył mi się lekki tryb paniki w głowie.
- A jak tu wjeżdżałeś to leżał na trawie? - Modliłem się aby powiedział, że tak.
- Nie.
Wybiegłem z pokoju Leona a następne z domu do garażu, kurwa nie było go. Wyszedłem przed dom, też go nie było. Zacząłem panikować, kurwa zniknął mi cross. Ruszyłem w jeszcze jedno miejsce, do stajni modląc się po drodze. Niepewnie wszedłem do stajni i na moje szczęścia był, stał oparty o boks. Nie daleko stała Lori która czyściła łaciatego konia, a źrebak w tym czasie pił mleko od klaczy.
- Schowałaś go? - Spytałem tym samym sprawiając, że na mnie spojrzała. Zdziwiłem się, znowu na mnie reagowała, o co chodziło? Czemu rano nie reagowała a teraz tak. - Po co? - Zadawałem jej pytania nie zyskując odpowiedzi. - Pomóc ci? - Spytałem domyślając się, że będzie czyścić pozostałe dwa konie, a wiedziałem, że odpowiedzi i tak nie uzyskam.
Nie spodziewałem się niczego z jej strony jednak ona podała mi zgrzebło i uwiąz. Chciałem podejść do boksu karego konia jednak dziewczyna zagrodziła mi drogę, uniosłem jedną brew ku górze, kiwnęła głową na kasztanowatego konia. Więc tak też zrobiłem, Lori cały czas mnie obserwowała, chyba pilnowała abym nie zrobił czegoś źle, pomogła mi przywiązać uwiąz. Potem wróciła do czyszczenia swojego konia, ale mimo to czułem, że posyła mi ukradkowe spojrzenia. Nagle podszedł do mnie pies by mnie powąchać przez co cały zesztywniałem, serce przyśpieszyło mi tak bardzo, że poczułem się jak po maratonie. Jednak wiedziałem, że lepiej jak będę stał spokojnie niż jak zacznę panikować, Lori uważnie obserwowała zachowanie psa. Po chwili po prostu sobie odszedł, rozluźniłem się, Lori natomiast podeszła do psa i mu coś dała.
- Co to? - Spytałem a ona podała mi dwa psie smakołyki. - Za co mu to dałaś? - Zadałem kolejne pytanie jednak odpowiedź przyszła sama gdy drzwi od stajni się otworzyły a Venus się od razu poderwał i zaczął szczekać, Lori złapała go za szelki. - Leon budzisz w psach agresje. - Stwierdziłem śmiejąc się.
Nawet gdy Leon wszedł i mu się pokazał on dalej szczekał i się na niego rwał. Czyli wiedziałem tyle, że chociaż pies mnie nie zje, bynajmniej na razie.
- Ja cię chodzę i szukam a ty se siedzisz w stajni i... W zasadzie co ty robisz? - Spytał.
- Czyszczę konia. - Pokazałem ręką na konia który mimo szczekania psa dalej spokojnie stał, chyba był do tego przyzwyczajony. - A ty co chcesz?
To zabrzmiało trochę jakbym był nim zmęczony i nie chciał z nim nic robić, ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero po chwili i było za późno, jednak Leon nie odebrał tego w negatywny sposób. Na szczęście.
- Chciałem pograć w gry ale widzę, że jesteś zajęty. - Stwierdził patrząc to na mnie to na Lori. - Jak skończysz przyjdź.
- Okej. - Odpowiedziałem bez wahania bo w sumie to nie miałem planów na potem, a nie zamierzałem teraz sobie z nim iść. Wolałem się relaksować czyszcząc konia.
Leon wyszedł a Lori puściła Venusa który od razu pobiegł w stronę drzwi i zaczął na nie skakać. Jednak szybko mu się znudziło i położył się niedaleko dziewczyny. Okazało się, że czyszczenie konia z błota było bardzo relaksujące, co prawda koń co jakiś czas obracał głowę w moją stronę i mnie zaczepiał, ale stał w miejscu, ruszał tylko głową, nie licząc momentów gdzie odganiał od siebie muchy. Gdy Lori skończyła czyścić łaciatego konia i wprowadziła go do boksu, myślałem, że od razu weźmie karego konia, jednak ona zaczęła mi pomagać. Ale jakby ją coś oświeciło zaczęła wyczesywać błoto z grzywy i ogonu konia.
- Nie sądziłem, że to takie relaksujące. - Powiedziałem, spojrzała na mnie. - Ale szczerze gdybym miał mieć swojego zwierzaka na pewno bym nie wybrał konia, mają różne temperamenty i w większości uczą się dużo za źrebaka, jeden błąd a potem trzeba z nimi pracować kilka lat by je czegoś oduczyć. - Cały czas na mnie patrzyła. - Wymagają za dużo uwagi, nawet jeśli nie trzeba chodzić z nimi na spacer jak z psem to i tak są strasznie wymagające. W sumie to wszystkie zwierzęta są wymagające i potrzebują dużo opieki, najlepiej mieć Patyczaka, nie trzeba się z nim bawić, chodzić na spacery i generalnie jest bezproblemowy.
Poczułem nagle jak mnie coś udrapało przez co automatycznie wziąłem nogę a kociak który mnie udrapał wbił mi pazury w nogę by nie spaść. Lori szybko zareagowała i delikatnie po odczepiała pojedynczo każdy jego pazur od moich spodni. Nie wierzyłem w to jak bardzo delikatna ona była w stosunku do tego kociaka, uważała na każdy jego pazur i bardzo delikatnie go trzymała.
- Kurwa jak mnie podrapał. - Od razu podwinąłem nogawkę patrząc na kilka kropeczek na nodze, Lori natomiast przytuliła kociaka który po chwili z jej rąk znalazł się na jej barku, jej wzrok na nim był hipnotyzujący. - Możesz je nauczyć by nie rzucały się na ludzi? Bo ich pazurki mimo, że małe to bolesne.
Dziewczyna jednak nie spojrzała na mnie tylko zaczęła wołać kotkę, z tego co się orientowałem to przez mój cały pobyt tu usłyszałem jedynie jej gwizdanie i kićkanie. Może ona była jak ja? może chciała gadać a nie miała z kim? Tylko ja miałem z kim, jednak nie miał kto mnie słuchać, bo każdy już po chwili pytał czy mogę przestać. Ciekawe jaki problem miała ona. Byliśmy podobni, tego byłem pewny. Spojrzałem na nią, dawała kotce jej kociaka, od razu zaczęła iść a kociak za nią.
- Wiesz co? - Spytałem a ona na mnie spojrzała. - Podziwiam twoje zamiłowanie do tych zwierząt, naprawdę, ja bym nad jednym nie zapanował a ty masz ich z dziesięć i patrzysz na nie jak zaczarowana. Dostrzegasz w nich to, czego inni nie widzą, szkoda, że nie wielu jest takich ludzi którzy w zwierzętach widzą dobro, nawet w tych zniszczonych. - Mówiłem a ona cały czas uważnie na mnie patrzyła. - Zazdroszczę ci tego, a jednocześnie współczuję bo musisz patrzeć jak większość tych zwierząt cierpi. Kochasz je, ale wiesz, że któregoś dnia one umrą? Bo tak to w tym świecie niestety działa, nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać, po prostu pewnego dnia wstaniesz a ich już z tobą nie będzie. Niektóre mogą nawet umrzeć w twoich rękach gdy będziesz z nimi siedzieć, prosząc by to nie był koniec. - Specjalnie użyłem słowa "umrą" bo wiedziałem, że ona je traktuje jak ludzi, nie jak zwierzęta. Nie wiedziałem jednak, że te słowa miały dla niej inne znaczenie i że dla niej miały drugie dno.
Zamknęła na chwilę oczy jakby się na czymś skupiała po czym po prostu zaczęła dokańczać wyczesywać błoto z grzywy konia jakbym wcale nic przed chwilą do niej nie powiedział. Jednak gdy bardziej się jej przyjrzałem widziałem w jej oczach sam ból. Z pozoru może i wyglądała jakby nic jej nie ruszyło, ale jej oczy mówiły same za siebie. Chciałem do niej podejść i ją przytulić, ale wystawiła w bok rękę tym samym nie dając mi do siebie podejść.
- Lori, nie chciałem żeby było ci przykro. - Powiedziałem.
Jednak ona pokazała, że mam wyjść ze stajni. Więc tak też zrobiłem, wyszedłem i poszedłem od razu do domu, a następnie do pokoju Leona, tak jak się z nim umówiłem. Chłopaka zdziwił mój widok.
- Już? - Spytał zdziwiony. - Przecież ty wyczesałeś błoto tylko z jego grzbietu.
- Lori mnie wygnała, że tak to ujmę. - Powiedziałem rzucając się na łóżku. - Starałem się być miły a tu chuj.
- Co się stało? - Spytał podając mi pada.
- Chciałem być miły. - Powiedziałem.
- Co jej powiedziałeś? I nie, nie tłumacz mi i nie wyrywaj z kontekstu, powtórz mi to, co powiedziałeś jej. - Te słowa zabrzmiały jak "debilu gadaj w tym momencie co jej nagadałeś".
- Tak całość całość? - Spytałem upewniając się.
- Tak. - Powiedział.
- Po co całość, nie mogę ci streścić? - Jęknąłem, bo co ja jestem, on myśli, że ja umiem to powtórzyć? Że automatycznie zapamiętuję to co mówię?
- Bo dla ciebie to mogło nie być nic złego, a dla Lori mógł by to być przekaz lub mogła wyciągnąć z tego kilka poszczególnych słów. - Wyjaśnił po czym dodał. - Ona jest nad wrażliwa, nie trzeba dużo by ją zranić. - Powtórzył prawie swoje słowa sprzed jakiejś godziny.
- No więc powiedziałem jej coś takiego "Podziwiam twoje zamiłowanie do tych zwierząt, naprawdę, ja bym nad jednym nie zapanował a ty masz ich z dziesięć i patrzysz na nie jak zaczarowana. Dostrzegasz w nich to, czego inni nie widzą, szkoda, że nie wielu jest takich ludzi którzy w zwierzętach dobro, nawet w tych zniszczonych. Zazdroszczę ci tego, a jednocześnie współczuję bo musisz patrzeć jak większość tych zwierząt cierpi. Kochasz je, ale wiesz, że któregoś dnia one umrą? Bo tak to w tym świecie niestety działa, nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać, po prostu pewnego dnia wstaniesz a ich już z tobą nie będzie. Niektóre mogą nawet umrzeć w twoich rękach gdy będziesz z nimi siedzieć, prosząc by to nie był koniec.". - Zacytowałem sam siebie a Leon walnął się ręką w czoło.
- Ja pierdole jaki ty głupi jesteś. - Wstał szybko z łóżka i podszedł do drzwi. - Zaraz wracam, zostań tu.
Po tych słowach wyszedł z pokoju a ja aż tu słyszałem jak zbiegał po schodach. Następnie usłyszałem trzask drzwi wyjściowych, o co mu chodziło? To tylko głupie słowa o zwierzętach. Mimo tego, że kazał mi zostać w jego pokoju poszedłem do siebie bo już ode chciało mi się grać. Nie pamiętam momentu w którym zasnąłem. Po prostu nagle odleciałem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania