Poprzednie częściThe Mysterious Girl

The Mysterious Girl - Rodział osiemnasty

LORI

 

Od jakiejś godziny siedziałam i czytałam w spokoju aż nagle drzwi otworzyły się a następnie do pokoju wszedł Kaleb. Nie odezwał się co od razu przykuło moją uwagę, chłopak zamknął za sobą drzwi i podszedł do mojego łóżka kładąc się od strony ściany a następnie bez chwili zawahania po prostu się we mnie wtulił. Jego zachowanie wydało mi się bardzo podejrzane, przecież on zawsze gada jak najęty, więc co się stało że aż zamilkł?

 

- Coś się stało? - Spytałam jednak nie odpowiedział na moje pytanie jakby go nie usłyszał lub nie było do niego. - Zaczynam się bać.

 

- Nie. - Odpowiedział jednak jego głos nie brzmiał jak zawsze a twarz ukrywał wtulając się we mnie co jeszcze bardziej zwróciło moją uwagę. - Czemu miałoby?

 

- Czy ty... - Zaczęłam się gimnastykować by zobaczyć jego twarz, bo przez to że się we mnie wtulił trudno mi było zobaczyć jego twarz i mimo, że chłopak chował twarz to udało mi się zauważyć lekko zaczerwienione oczy. - Czy ty płaczesz?

 

Odłożyłam książkę na szafkę nocną by było mi wygodniej leżeć i z nim rozmawiać tym bardziej jeśli rzeczywiście coś się stało to lepiej mi było go widzieć całego.

 

- Nie. - Bardziej się zakrył ale po chwili zaczął pociągać nosem na co ledwie utrzymałam powagę, tak może i nie powinno mnie to bawić, ale Kaleb i płakanie to się nie łączyło. - To przez te durną książkę, cały czas mam w głowie to że on wyjechał i łzy same cisną mi się do oczu. - Wytłumaczył. - Ale uznajmy że to alergia.

 

- Oj ty mój biedny chłopcze. - Poczochrałam mu włosy. - Przeżyjesz, nie umiera się na to.

 

- Jeśli twój to jednak nie wcale taki biedny. - Wymamrotał a ja pokręciłam głową z rozbawieniem, czasami jego słowa bawiły mnie tak bardzo, że nie mogłam inaczej zareagować niż w ten sposób. - Czy tak samo będzie z nami?

 

To pytanie padło z jego ust tak nagle, że najpierw nie wiedziałam o co mu chodzi i dopiero po kilkunastu sekundach dotarł do mnie sens jego słów.

 

- Nie. - Zaprzeczyłam od razu. - Bo my nie jesteśmy razem.

 

- Ale będziemy. - Powiedział pewny siebie i swoich słów. - Nigdy nie dopuszczę do tego bym cię stracił, wiesz że już nawet trochę zaplanowałem nam przyszłość?

 

- I co ci z tego wyszło? - Zapytałam choć w zasadzie niezbyt mnie to obchodziło, to i tak nie miało znaczenia, nie zamierzałam go do siebie dopuścić, albo po prostu nie byłam jeszcze tego świadoma, że tak naprawdę dystans między nami się zmniejsza i to bardzo szybko. - Znając życie i tak nic z tego nie wyjdzie.

 

- Z takim nastawieniem na pewno. - Odwrócił się tak by na mnie patrzeć. - Chcę z tobą zamieszkać. Potem chcę zrobić miejsce gdzie zwierzęta będą zarówno pracować jak i się leczyć, tak by pieniądze ze stajni pokrywały koszty badań i leków, może nawet będziemy rehabilitować zwierzęta. Chciałbym by to miejsce było w lesie i było magiczne z cudowną atmosferą.

 

Widać było, że pobyt tu i wszystko czego go uczyłam nie szło na marne. Sam zaczął widzieć w zwierzętach dobre istoty. Słowa Kaleb'a może i brzmiały pięknie i nawet odrobinie realnie, ale on nie rozumiał, że nam nie jest pisane bycie razem. Każdy w naszym otoczeniu podjął decyzje o tym że my ze sobą będziemy jakby nie widzieli, że los ma inne plany. Pchali nas na siebie tym samym sprawiając, ze jeszcze bardziej nie chciałam być z Kaleb'em, bo było to niezręcznie. Na dodatek sam Kaleb zachowywał się dziwnie wobec mnie.

 

- A ty jak nas widzisz za kilka lat? - Zapytał nagle a ja milczałam, bo co w zasadzie miałam mu odpowiedzieć? Nie myślałam nad tym. - Nie myślałaś nigdy o tym co będzie kiedyś?

 

- Nie. - Zaprzeczyłam. - Żyję tu i teraz, po co mam coś planować jeśli nawet nie mam pewności co do tego "kiedyś".

 

- Ale jakoś życie trzeba sobie ułożyć. - Położył się normalnie obok mnie. - Nie masz zaplanowane nic a nic?

 

- Nie, wolę układać sobie wszystko na bieżąco. -Poczułam na sobie spojrzenie chłopaka więc również przekręciłam głowę w jego stronę. - Co?

 

- A jest gdzieś tam miejsce dla mnie? - Zapytał a ja poczułam, że się spinam, ostatnie czego chciałam to żeby mi mówił takie rzeczy. - Zawsze się stresujesz gdy poruszam tego typu tematy, a to przecież nic złego.

 

- Niby tak... - Przytaknęłam niepewnie. - Ale samo mówienie takich rzeczy jest dziwne, nie uważasz?

 

- Nie. - Powiedział pewnie. - Chcę z tobą być i jestem tego pewien.

 

Otwartość Kaleb'a była dla mnie dziwna i sprawiała, że czułam się dziwnie i niekomfortowo. Jak miałam z nim normalnie rozmawiać gdy wypalał nagle z czymś takim. Rozmowy z nim przez to stawały się niekomfortowe i nie mogłam mu potem nawet spojrzeć w oczy. Jak miałam mu patrzeć w oczy wiedząc, że darzy mnie takimi uczuciami? To było dla mnie za wiele, on nie mógł się tak dłużej zachowywać, bo po prostu zwariuje. Jego zachowanie to było dla mnie za wiele, gdy zdałam sobie sprawę z tego co czułam do Conor'a zakopałam to w sobie nie ujawniając światu, choć robiłam dla niego wszystko co tylko chciał, ale i tak nigdy nie wyznałam mu co do niego czułam a jedynym świadkiem moich uczuć do niego był Kayden który ścierał moją każdą łzę spływającą po moich policzkach. Więc jak miałam reagować na to, że Kaleb mówi mi tak otwarcie o tym co do mnie czuje? Wolałam sposób w jaki okazywał to Kaydnen. Mówienie o tym co się czuje nie było dla mnie, dlatego też to wszystko tak mnie peszyło. Jedną z rzeczy które najbardziej mnie przerażały było to, że w jego oczach faktycznie widziałam te wszystkie emocje. Kaleb naprawdę coś do mnie czuł i sprawiało to, że czułam niepokój. Wiedziałam jak wiele rzeczy jest w stanie zrobić zakochany człowiek... Ja sama pozwoliłam zrobić Conor'owi coś bardzo głupiego. Coś na co żaden normalny człowiek by się nie zgodził i mimo że tego żałuję, nie mogę cofnąć czasu. Kayden też odszedł dlatego, że mnie kochał i uważał to co robi za dobre. Moimi zdaniem była to głupia decyzja, tak samo jak moja w dniu śmierci Conora. Patrząc w oczy Kaleb'a czułam się jakbym widziała siebie patrzącą na Conor'a. Odwróciłam wzrok od chłopaka nie mogąc dłużej na niego patrzeć.

 

- Musisz przestać to robić.

 

Te słowa padły z moich słów ledwie słyszalnie, ale wiedziałam, że chłopak je usłyszy. W końcu to on słyszał mnie nawet wtedy gdy się nie odzywałam. Od początku mnie słyszał i to bez najmniejszego wysiłku. W dodatku te jego przeklęte szare tęczówki.

 

- Co takiego? - Mimo że nie spojrzałam w jego stronę wiedziałam, że on dalej się we mnie wpatruje. - Przestać cię kochać?

 

Zamarłam gdy z jego ust padły te dwa słowa. Kochać cię. Niepewnie wróciłam wzrokiem na Kaleb'a mając nadzieję, że może zacznie się jąkać i mówić że mu się tak tylko powiedziało, ale Kaleb cały czas patrzył na mnie i nie wyglądał jakby powiedział coś co mu się wymsknęło i miał zacząć z tego powodu panikować wręcz przeciwnie, był pewny tego co powiedział a to przerażało mnie jeszcze bardziej.

 

- Nie zamierzam dalej unikać tego tematu Lori. - Moje imię w jego ustach w tym momencie brzmiało tak jakby przez chwilę się wahał, ale następne słowa padły pewnie i bez zawahania, był pewny tego co mówił. - Kocham cię i nic tego nie zmieni, nie ważne co będziesz robić ja i tak dalej będę cię kochał, jesteś jedyną osobą przy której czuję tyle emocji i chęć kontaktu fizycznego, i nie mówię tu o seksie a o przytulaniu, całowaniu i spaniu razem lub co tylko zapragniesz. Jestem twój.

 

Nie byłam na to gotowa. Zdecydowanie nie.

 

- Kaleb... Ja... - Jąkałam się nie wiedząc co powiedzieć. - To dla mnie za dużo.

 

Nie do końca wiedziałam co chcę zrobić w momencie w którym wstałam i wybyłam z pokoju, ale na pewno nie zamierzałam zostać w domu. Moje nogi same poprowadziły mnie w stronę pastwiska. Musiałam ochłonąć, na początku myślałam że siedzenie na pastwisku wystarczy ale nawet nie wiem w którym momencie z pastwiska znalazłam się na cmentarzu. Ja... Musiałam z nim pogadać, tak zwariowałam do reszty. Podeszłam do grobu Conora i usiadłam na przeciwko.

 

- Conor, nie wiem co robić. - Nie wiem na co liczyłam, że mi odpowie? - Kaleb powiedział mi że mnie kocha, ale ja nie wiem co czuję. Skąd mam wiedzieć co czuje? A jeśli już to poczuję to jak mam mu to powiedzieć? Czuje się beznadziejnie, dosłownie zwiałam z pokoju jakbym zwariowała. - Wyrzucałam z siebie. - Nawet nie chcę wiedzieć co on sobie pomyślał.

 

Naprawdę zachowałam się jak idiotka, ja dosłownie uciekłam z pokoju przez to, że Kaleb mi wprost wyznał swoje uczucia, kto normalny tak robi? Odpowiedź jest prosta : wariat. Każda normalna osoba by powiedziała, że nie czuje tego samego lub powiedziała że też czuje to samo, a ja zwiałam z pokoju mówiąc, że to dla mnie za dużo. Zresztą, przecież widziałam jak Kaleb łatwo owija sobie dziewczyny wokół palca, każda z nich by zabiła by im powiedział takie słowa, a ja? Co zrobiłam? Uciekłam. Jestem taka głupia, powinnam tam zostać i z nim pogadać o tym wszystkim a zamiast tego wybrałam prostszą opcje, po prostu wyszłam z pokoju zamiast stawić czoła tej sytuacji.

 

- Potrzebuje cię. - Westchnęłam wiedząc, że to i tak nic nie da. - Zawsze coś się wali, czy nie mogę żyć normalnie? Bez żadnych komplikacji jak normalni nastolatkowie.

 

- A mnie nie potrzebujesz? - Zapytał znajomy głos a ja uniosłam głowę do góry, Kayden stał obok grobu ale nawet nie miałam ochoty by się uśmiechnąć. - Co się stało moja dziewczynko?

 

- Co tu robisz? - Spytałam ledwie słyszalnie. - Odszedłeś, skąd wiedziałeś, że jestem tu?

 

- Kaleb zadzwonił. - Wyjaśnił. - Wiesz, że ma paranoje i najlepiej by chodził za tobą krok w krok.

 

- Potrzebuję pobyć sama.

 

Wzrokiem wróciłam do grobu przed sobą, czułam się źle czułam kilka emocji na raz i wszystkie były negatywne. Byłam zdecydowanie za blisko płakania i nawet nie mam pojęcia dlaczego, może to przez to że źle się czułam? Czułam że oczy zaczynają mi się szklić dlatego odwróciłam się tak by Kayden nie widział mojej twarzy. Moich oczu. Wiele razy widział moje łzy, bo w końcu widział mnie w różnych stanach, ale tym razem nie chciałam by je widział.

 

- Wiesz, że możemy porozmawiać? - Nie wiedziałam co robił, ale chyba usiadł na trawie obok mnie. - Wiem, że nie lubisz mówić o uczuciach, ale nie odcinaj się ode mnie gdy próbuję ci pomóc.

 

- Jak chcesz mi pomóc, skoro jedyna osoba którą kiedykolwiek kochałam jest pod ziemią! Nie umiem bez niego funkcjonować, wariuję sama ze sobą. - Wyrzuciłam z siebie. - Tylko on by mógł pomóc.

 

Żałuję, że nie ugryzłam się w język, bo to nie Conor poświęcił dla mnie dużo a Kayden. Zachowałam się w stosunku do niego jakbym nie doceniała tego co dla mnie zrobił, a zrobił i robi dużo. Nie chciałam być w stosunku do niego nie miła, ale to samo wyszło.

 

- Uciekasz przed własnymi uczuciami i nie pozwalasz im dojść do głosu zamiast spróbować ich słuchać. - Zaczął się poprawiać szukając wygodnej pozycji. - Wiem, że trudno ci powiedzieć co czujesz do Kaleb'a, ale oboje wiem, że coś do niego czujesz.

 

- Skąd niby mam to wiedzieć? - Spojrzałam na niego ledwie wstrzymując płacz. - I skąd ty masz taką pewność jeśli nawet ja tego nie wiem.

 

- Bo cię znam...

 

- Bo mnie kochasz. - Przerwałam mu.

 

- To mało istotny fakt. - Wywrócił oczami. - Pytasz skąd mam pewność, że go kochasz, ale przecież odpowiedź jest banalnie prosta.

 

- Chyba mówimy w takim razie o dwóch innych osobach. - Nie miałam już ochoty nawet ciągnąć tego tematu. - Ani ty ani nikt poza mną nie wie co czuję skoro sama tego nie wiem.

 

- A udowodnić ci, że wiem? - Cały czas na niego patrzyłam a on tym razem również na mnie spojrzał. - Od zawsze uciekasz przed uczuciami, ale nie uciekniesz przed twoją mową ciała.

 

- I co ci powiedziała moja mowa ciała? - Kayden brzmiał jakby bredził i mimo, że zawsze we wszystko mu wierzę to tym razem miałam problem z uwierzeniem mu. - Bez urazy Kayden, ale ja sama siebie nie rozumiem.

 

- Ale ja tak. - Powiedział pewny siebie. - Mówisz, że jedyna osoba którą kochałaś jest pod ziemią i to prawda. - Jego wzrok na chwilę przeniósł się na grup, ale szybko wrócił spojrzeniem do mnie. - Ale przypomnij sobie swoje reakcje na to gdy przy Conorze była jakaś dziewczyna, nie widzisz choćby minimalnego podobieństwa?

 

Zastanowiłam się chwile. I tak, może i Kayden miał w tym racje, ale nawet jeśli kochałam Kaleb'a to jak miałam mu to powiedzieć? Mówienie o uczuciach nigdy nie było moja mocną stroną a już na pewno nie mówienie chłopakowi który mi się podoba, że go kocham. Niby miałam łatwiej, bo Kaleb przecież otwarcie powiedział, że mnie kocha więc miałam pewność, że się nie zbłaźnię. Ale nie czułam aby było choćby odrobinę łatwiej. Niby to tylko dwa słowa a taki z nimi problem.

 

- Uznam to za tak. - Powiedział po dłuższej ciszy a ja dopiero wtedy przypomniałam sobie, że dalej tu jest. - Ale stuprocentową pewność zyskałem w momencie kiedy zobaczyłaś jak całuje się z inną dziewczyną.

 

- Zaczynam się ciebie bać. - Powiedziałam opierając głowę o jego bark. - Skąd wiedziałeś, że będę akurat tu?

 

- Po prostu to wiedziałem. - Wzruszył ramionami. - Znam cię lepiej niż siebie więc nie mam problemu, gdybym chciał cię znaleźć znalazłbym cię nawet na końcu świata gdyby zaszła taka potrzeba.

 

- A skąd miałeś pewność, że będę akurat tu a nie na końcu świata? - Tym razem obaj wpatrywaliśmy się w napisy na grobie. - Mogłam być gdziekolwiek.

 

- Ale wiedziałem, że będziesz tu. - No tak, powinnam się przyzwyczaić do tego, że Kayden znajdzie mnie wszędzie. - Gdy Kaleb powiedział mi co się stało od razu wiedziałem, że będziesz tu, powiedział ci co czuje, zrobił coś przed czym ty uciekasz przez cały czas.

 

- A co innego miałam zrobić po tym co powiedział? - Spytałam choć nie oczekiwałam, że mi odpowie. - To było zbyt nagłe i niespodziewane, nie powinien tak robić.

 

- A jak miał ci to niby inaczej powiedzieć? - Patrzył na mnie zdziwiony. - Właśnie tak okazuje się swoje uczucia, no nie tylko, ale tak się je wyznaje.

 

- Jakoś ty mi nigdy ich nie wyznałeś a doskonale wiem co do mnie czujesz. - Odpowiedziałam mu, bo taka była prawda. - Nie mówiłeś tego tylko to okazywałeś.

 

- I tu popełniłem błąd. - Odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na niebo. - Prze ze mnie przyzwyczaiłaś się do przytulania, leżenia razem i innych rzeczy związanych z dotykiem zamiast mówienia ci otwarcie, że cię kocham.

 

Może i wiedziałam co Kayden czuje, ale usłyszeć to od niego to co innego. Ale od niego nawet się nie odsunęłam, może to przez fakt, że byłam świadoma jego uczuć, a może po prostu jego uczucia były dla mnie czymś znajomym. W każdym bądź razie, nie uciekłam, nawet o tym nie pomyślałam. Od początku przy Kaleb'ie czułam się dziwnie, nie wiedziałam co może mu w danym momencie przyjść do głowy i to sprawiało, że nie mogłam mu do końca zaufać. I właśnie zdałam sobie sprawę z tego co stoi mi na przeszkodzie by zaufać Kaleb'owi. Nie znam jego zachowania, nie wiem co siedzi mu w głowie. Na początku przecież mu ufałam, stanęłam w jego obronie. Wszystko zaczęło się mieszać w momencie w którym mnie pocałował, dlatego teraz jest tak dziwnie, boje się że znowu z czymś wyskoczy. Chciałabym aby nasza relacja wyglądała tak jak na początku, wtedy było... Prosto, nie musiałam uważać na każdym kroku.

 

- Idź do domu. - Odezwał się po dłuższej chwili milczenia. - Porozmawiaj z nim jeszcze raz, tym razem bez uciekania i panikowania. - Zaznaczył. - Wyjaśnijcie sobie wszystko i będzie dobrze.

 

- Myślisz, że chce ze mną po tym rozmawiać? - Spytałam niepewnie. - Zachowała się strasznie dziwnie i dosłownie uciekłam z pokoju.

 

- Lori. - Powiedział moje imię pewnie. - On cię kocha, już niczym go od siebie nie odstraszysz. - Zapewnił mnie. - Możesz nawet zobaczyć to po mnie, w ilu stanach cię widziałem a dalej jestem obok i służę pomocą.

 

- Ale ty jesteś Kayden, nie Kaleb. - Przypomniałam mu. - Jesteście zupełnie różni, jaką mam pewność, że się nie rozmyślił i mnie nie wyśmieje?

 

- Właśnie szukasz pretekstu by do niego nie iść. - Pokręcił głową i się zaśmiał rozbawiony. - Jak zaraz do niego nie pójdziesz sam cię tam zatargam.

 

- Tak? - Spojrzałam na niego. - I co byś niby zrobił? Do rozmowy nas nie zmusisz.

 

- Żebyś nie musiała się przekonać, że zmuszę. - Powiedział pewnie. - Jest tyle różnych sposobów a ty wątpisz w moje umiejętności, nie ładnie.

 

- Idę zanim spełnisz swoje groźby.

 

Wstałam z ziemi i miałam już postawić pierwszy krok gdy chłopak siedzący na ziemi odezwał się znowu.

 

- Tylko pamiętaj : Szczera rozmowa. - Podkreślił dwa ostatnie słowa. - Bez tego nie ma szans, że to wyjdzie.

 

- Dziękuję. - Powiedziałam a on spojrzał na mnie jakby nie rozumiał o co chodzi. - Za to że zawsze przy mnie byłeś nie zależnie od sytuacji.

 

- Zawsze będę o ciebie dbał. - Patrząc w jego oczy widziałam tylko jedno : pewność i zapewnienie. - Jesteś moją jedyną rodziną która mi została.

 

Bez zawahania i namysłu po prostu uklęknęłam przy nim a następnie go przytuliłam z całej siły. Chłopak jak zwykle delikatnie mnie objął również mnie przytulając, przy nim zawsze czułam się bezpiecznie. Czułam, że przy nim nic mi nie grozi i nie muszę się o nic martwić. Dawał mi poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Nie miałam pojęcia dlaczego mimo tego wszystkiego co dla mnie robił nigdy nie poczułam do niego czegoś więcej. Nawet nie wiem w którym momencie moje usta wylądowały na jego, sama byłam zdziwiona tym, że go pocałowałam, ale Kayden raczej bardziej bo w pierwszej chwili nie odwzajemnił tego pocałunku. Nie wiem dlaczego z nim wszystko przychodziło mi tak łatwo a z Kaleb'em tak opornie. Ten pocałunek był inny niż nasze poprzednie, był intensywny, jakbyśmy doskonale wiedzieli, że już więcej się to nie powtórzy. Gdy oderwaliśmy się od siebie powoli otworzyłam oczy, chłopak patrzył na mnie jakby już tęsknił za naszymi wcześniejszymi małymi gestami pokazującymi co czujemy.

 

- Będę tęsknił za tym wszystkim. - Powiedział prawie nie słyszalnie. - Ale wiem, że podejmuję dobrą decyzję. Niczego nie jestem tak pewny jak tego, że to jedyna dobra opcja.

 

- A co jeśli nie? - Cały czas patrzyłam mu w oczy, chociaż dalej nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. - Co jeśli to zła decyzja i oboje będziemy jej żałować?

 

- Ufasz mi? - Zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. - Odpowiedz.

 

- No przecież wiesz, że tak. - Odpowiedziałam mu, bo zadał mi najprostsze pytanie jakie tylko mógł zadać. - I po co mam ci odpowiadać, skoro doskonale znasz odpowiedź na to pytanie?

 

- Bo uwielbiam to słyszeć. - Uśmiechnął się a ja się zaśmiałam. - A wracając do tematu, jeśli mi ufasz, to uwierz mi w to że z Kaleb'em będziesz szczęśliwsza, wierzę w was.

 

- Ja niezbyt. - Powiedziałam zgodnie z prawdą a on spojrzał na mnie oburzony. - No co?

 

- Jak moja dobra wiara ma działać podczas gdy ty zapeszasz? - Zapytał oburzony. - Nie wierzysz w moje magiczne zdolności.

 

- Dobra idę zanim się na mnie obrazisz, bo powiem coś co nie koniecznie cię zadowoli. - Cmoknęłam go w usta ostatni raz i wstałam. - Do zobaczenia.

 

- Jeśli nie będzie to ślub, to się nigdzie nie widzimy.

 

Pokręciłam głową z rozbawieniem i ruszyłam przed siebie. Nie chciałam dotrzeć do domu za wcześnie dlatego się nie spieszyłam, zamiast wsiąść na konia po prostu szłam a on razem ze mną. Niestety droga nie trwała tak długo jakbym tego chciała i miałam wrażenie, że dotarłam przed domu w chwilę. Stałam i patrzyłam na budynek zastanawiając się czy jestem gotowa by już tam wejść i przeprowadzić tę rozmowę. I odpowiedź była prosta, nie musiałam się nawet za długo zastanawiać, oczywiście że nie byłam gotowa. Ale w zasadzie to czy miałam jakieś inne wyjście? Również nie. Im szybciej ze sobą porozmawiamy tym dla nas lepiej. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę domu, musiałam ułożyć sobie słowa w głowie. Niepewnie wchodziłam do domu i ruszając na górę, podejrzewałam że chłopak jest w swoim pokoju i tak też było, jednak gdy otworzyłam drzwi nawet nie dał mi dojść do słowa.

 

- O jesteś. - Powiedział i wstał z łóżka, wciągnął mnie do swojego pokoju i zamknął za mną drzwi, ustał jakoś trzy kroki ode mnie i zaczął. - Teraz mnie słuchasz i nawet mi nie przerywasz.

 

Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć ani skinąć głową gdy chłopak zaczął mówić, cóż, zdecydowanie nie byłam gotowa na to co padło z jego ust.

 

- Zacznę od tego, że przepraszam za to jak nagle wypaliłem z tym że cię kocham, nie chciałem cię przestraszyć ani nic, chciałem po prostu być szczery i abyś miała pewność co do ciebie czuję, a wyszło jak wyszło. - Westchnął jakby szykował się na dalszą wypowiedź i prawdopodobnie tak też było. - Wiem, że nie jestem idealny i mam wiele wad, nigdy nie dorównam tym wszystkim fikcyjnym chłopakom o których tyle czytasz, ale obiecuję, że jeśli tylko dasz mi szansę będę nad sobą pracował i się starał. Będę tylko twój i niczyj więcej. Ja... Chciałbym abyś została moją dziewczyną, tak oficjalnie.

 

Serce biło mi zdecydowanie za szybko a w głowie miałam bałagan. Jeszcze chwile temu miałam tam wszystko poukładane i wiedziałam co chcę mu powiedzieć, ale teraz nie wiedziałam już nic.

 

- Ja... - Zaczęłam ale sama nie wiedziałam co powiedzieć.

 

- Tylko nie uciekaj. - Powiedział nagle jakby sam spanikował. - Za długo to sobie układałem w głowie abyś teraz uciekała.

 

- Ja po prostu nie wiem co powiedzieć. - Spojrzałam na podłogę. - Wiedziałam co chcę powiedzieć, ale po tym co powiedziałeś sama już nie wiem.

 

- Powiedz to co uważasz za odpowiednie. - Nie brzmiał już na zestresowanego, to chyba moja reakcja go wystraszyła. - Zaakceptuję twoją decyzję.

 

- Pewnie zastanawiasz się dlaczego uciekłam po twojej pierwszej próbie powiedzenia mi tego wszystkiego. - Zaczęłam nie patrząc na niego, nie miałam tyle odwagi co on. - Nie jestem zwyczajna do tego, że ktoś mi mówi to co czuje, całe życie było mi to okazywane, nie mówione dlatego nie wiedziałam co mam zrobić, przestraszyłam się bo powiedziałeś to wszystko tak szczerze i wprost, a ja nie mówię co czuję.

 

- A teraz wiesz?

 

- Ja... Kocham cię. - Powiedziałam powoli i z zawahaniem, ale nie było one spowodowane tym, że nie chciałam mu tego powiedzieć a tymi wszystkimi uczuciami które czułam. - Ale nie wiem czy to dobry pomysł byśmy byli razem, nie umiemy się dogadać i jest pomiędzy nami wiele nie dopowiedzeń.

 

- To nie ma znaczenia, bo ostatecznie liczy się to że oboje czujemy to samo. - Powiedział. - A te wszystkie sprawy możemy sobie wyjaśnić.

 

- Zdajesz sobie sprawę z tego że ja również nie jestem idealna? - Spytałam. - Mam wiele wad i te wszystkie leki, nie wiem czy ty wiesz na co się piszesz.

 

- Twoje leki nie są problemem, one po prostu są i przepraszam, że na początku tylko o nich ci mówiłem jakby tylko one się liczyły. - Kaleb ku zdziwieniu był bardzo szczery. - Kocham cię i po prostu się martwiłem, zapominając, że te wszystkie leki nie są najważniejsze tylko ty.

 

Nie wiem jak i kiedy, ale Kaleb już chyba nie wytrzymał i zmniejszył dzielący nas dystans wpijając się w moje usta. Na początku miałam chwilę zawahania ale już po chwili całowaliśmy się jakby jutra miało nie być. Moje ręce niepewnie wylądowały na jego karku, a jego ręce na moich biodrach. Gdy tylko się ode mnie oderwał uśmiechnął się, ale nasze ręce nie zmieniły swojego położenia.

 

- Nawet nie wiesz od jak dawna tego pragnąłem. - Wyszeptał. - Marzenia jednak się spełniają.

 

Zaśmiałam się rozbawiona a on po chwili spoważniał.

 

- A... Lori Daniels, czy zostaniesz moją dziewczyną do końca tego świata?

 

- Tak, ty głupku.

 

Mocno objęłam chłopaka gdy bez chwili namysłu podniósł mnie za uda do góry tak bym obejmowała go nogami na biodrach i rzucił nas na łóżko sprawiając, że wylądowałam pod nim.

 

- Nie szalej.

 

Chłopak zaczął mnie całować po całej twarzy a ja się śmiałam.

 

- Kazałaś mi nie mówić więc pokazuję.

 

Coś mi mówiło, że zapowiada się szalone kilka dni do póki Kaleb nie pojmie tego, że naprawdę zostałam jego dziewczyną. I w sumie mu się nie dziwię, Gdyby mi ktoś wczoraj powiedział, że będę z Kaleb'em wyśmiałabym go. Ale czuję, że podjęłam dobrą decyzję.

 

- Możesz się cieszyć odrobinę mniej? - Zapytałam dalej się śmiejąc gdy chłopak zostawiał mokre ślady na mojej twarzy. - To gilgocze.

 

- Nie dasz się człowiekowi nacieszyć, co? - Zapytał odsuwając się od mojej twarzy. - Daj mi się nacieszyć tą chwilą.

 

- Ale ja ci nie bronie się cieszyć, po prostu to łaskocze. - Patrzyłam na niego z dołu, na jego twarzy malowało się sztuczne oburzenie. - No nie patrz tak na mnie.

 

- Jak? - Zapytał chociaż doskonale wiedział jak. - Patrzę normalnie.

 

- Jak karcący ojciec.

 

- Widzisz mnie w tej roli? - Poruszył dwuznacznie brwiami. - Jak chcesz możemy sobie zrobić takie małe bobo.

 

Spojrzałam na niego ani trochę nie rozbawiona jego słowami. Na obiedzie mówiłam prawdę, nie chcę mieć dzieci i ani trochę nie bawił mnie ten temat.

 

- Mówiłam już na obie...

 

- Żartuję sobie tylko, szanuje twoje zdanie i rozumiem to dlaczego nie chcesz mieć dzieci. - Przerwał mi. - To twoja decyzja, twoje ciało i twoje życie.

 

Nie odpowiedziałam na to, po prostu go do siebie przyciągnęłam i przytuliłam. Dla niego mógł być to zwykła czynność, ale dla mnie było to coś więcej. Dotyk od zawsze był dla mnie czymś intymnym i tylko najbliższym osobom pozwalałam się przytulać lub nawet po prostu dotykać. Ale on właśnie stawał się ważną dla mnie osobą, od początku był. Te jego przeklęte oczy tak przykuwają uwagę, że nie da się od nich oderwać oczu. Ich spojrzenie jest tak intensywne i przykuwające uwagę, że gdy tylko się tu zjawił zagapiałam się na jego oczach. Szczerze zdziwiłam się gdy nie zadał mi pytania dlaczego na początku tak często się na niego gapiłam. I teraz również w nie patrzyłam gdy chłopak się odsunął, były tak blisko, wreszcie widziałam je z tak bliska. Były tak piękne jak myślałam, że są.

 

- Znowu jesteś nieobecna. - Przywróci mnie do rzeczywistości. - Wyłączasz się.

 

- To nie patrz na mnie swoimi oczami. - Powiedziałam - Nie patrz na mnie to nie będę się wyłączać.

 

- A co moje oczy mają do tego? - Czy on poważnie nie wiedział o co chodzi? - Od kiedy tu jestem to masz swoje zacięcia.

 

- Zacznij nosić soczewki i nie będzie problemu. - Zaproponowałam a on chwile się zastanowił po czym skinął głową. - No przecież żartuję, ale twoje oczy są tak podobne do oczu Conora, że jak w nie patrzę to od razu mi się przypomina.

 

Skrzywił się, nie skomentował tego. Nie podobała mu się myśl, że mogę w nim widzieć kogoś innego niż jego a to tylko i wyłącznie przez jego oczy. Ale wiedział, że tak już jest i tego się nie zmieni.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania