The Mysterious Girl - Rozdzial siedemnasty
KALEB
Zacząłem się budzić i... czułem, że wtulam się w kogoś. Od razu wiedziałem, że w Lori bo w końcu to ona ze mną spała, ale bardziej zastanawiało mnie to jak doszło do tego, że się w nią wtulam. Moje ręce były pod jej koszulką, była taka ciepła i ładnie pachniała. Było mi tak przyjemnie, że wtuliłem się w nią bardziej.
- Nie żebym ci chciała przeszkadzać, ale nie zapędziłeś się przypadkiem? - Usłyszałem głos Lori i akurat w tym momencie przejechałem nosem po jej szyi co spowodowało, że dziewczyna się wzdrygnęła. - O nie.
Powiedziała odwracając się do mnie od razu przodem. Cóż, najlepszy pomysł to to nie był, bo teraz nasze twarze dzieliły milimetry. Najpierw mój wzrok powędrował na jej oczy w których dostrzegłem lekki strach który przypuszczalnie był spowodowany ty, co mogło się za raz stać. A potem mój wzrok zleciał niżej... Na jej usta. Moje ręce dalej ją oplatały przez co dalej była bardzo blisko mnie, kurwa. Jej usta same mnie namawiały do pocałowania, wyglądały tak cholernie kusząco. Niepewnie przybliżyłem się do niej w celu pocałowania, ale odsunęła się od razu widząc mój ruch.
- Możesz mi powiedzieć, co robisz? - Zapytała.
- Przytulam się do ciebie. - Odpowiedziałem. - Potrzebuję troszeczkę czułości.
- Jeszcze nie dawno sam byłeś za... - Zaczęła, ale nie dokończyła a na jej policzkach pojawiły się rumieńce na co się do niej uśmiechnąłem a ona odwróciła ode mnie wzrok. - Za nie okazywaniem uczuć. - Zaśmiałem się gdy niepewnie dokończyła swoją wypowiedź. - No co?
- Nic, po prostu to urocze, że dalej krępują cię takie rozmowy. - Odpowiedziałem. - I tak byłem za brakiem okazywania czułości podczas seksu, ale do ciebie tak mnie ciągnie, że nie mogę się pohamować. - Wyjaśniłem. - Potrzebuję czuć cię obok.
- Ale ja nie potrzebuję byś ty przebywał tak blisko mnie. - Poczułem lekkie ukłucie w sercu. - To dla mnie niekomfortowe gdy przebywasz tak blisko. - Dodała jakby czuła, że jej słowa mogły mnie jakoś zranić.
- Łamiesz mi serce. - Choć ona nie wiedziała za tymi słowami kryła się prawda, mocniej się w nią wtuliłem, jakbym bał się, że dziewczyna mi zaraz ucieknie. - Ale i tak cię nie puszczę.
- Nie możesz trzymać mnie siłą. - Patrzyła na mnie cały czas. - To by było przetrzymywanie w brew woli.
- Ale kto powiedział, że będę przetrzymywać cię w nie woli? - Zapytałem. - Sprawię, że sama z siebie ze mną zostaniesz.
- A co jeśli nie będę chcieć? - Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. - Nie masz pewności, że będę chciała tu z tobą zostać.
- Ale mam swój urok osobisty. - Zapewniłem ją. - Nie oprzesz mi się.
- Skąd ta pewność? - Dalej mi nie wierzyła. - Nie jestem jak te wszystkie dziewczyny z którymi sypiałeś.
- Wiem, ale wiem też, że masz do mnie ogromną słabość. - Wyszczerzyłem się do niej. - Więc mam przewagę.
Dziewczyna w tym momencie zaczęła wygrzebywać się z moich objęć a gdy tylko jej się to udało po prostu wstała z łóżka. Myślałem, że wyjdzie od razu, ale nie. Dziewczyna odwróciła się do mnie i na mnie spojrzała.
- Raczej to ty masz słabość do mnie, a nie ja do ciebie. - Powiedziała pewnie, i nie ukrywam, że miała w tym sporo racji. - Nie zmieni się to za szybko.
Dopiero po tych słowach skierowała się do drzwi i wyszła a ja zostałem sam. Lori była strasznie uparta i nie chciała nawet do siebie dopuścić myśli, że mogłoby nam wyjść. Teraz nie widziała nikogo innego poza Kaden'em, cały czas napotykałem jakieś przeszkody. Może to był znak, że nie powinniśmy być razem? W końcu los nie bez powodu rzucał mi kłody pod nogi, każda moja próba kontaktu z nią kończyła się fiaskiem. Wszystko ma jakiś powód i los ewidentnie chciał bym odpuścił sobie Lori, tylko niby co miałem zrobić jak byłem od niej uzależniony? Od początku jak tylko ją zobaczyłem wiedziałem, że jest dla mnie. Ale za każdym razem coś się psuje jakby los miał dla mnie zupełnie inny plan, tylko jaki niby skoro wszystkie dziewczyny były dla mnie takie same poza Lori. Było w niej coś i nie wiedziałem do końca co to jest, nie była kopią, była oryginałem. Nie była jak te inne dziewczyny, ani razu nie widziałem jej w makijażu, kochała zwierzęta i w każdym z nich widziała potencjał. Lori była po prostu sobą, nie próbowała dopasować się do tego świata i udawać, że jest jak reszta. Ale mimo tego że ona była dla mnie bardzo ważna to teraz liczył się dla niej tylko Kayden, jakby uczucia z Conor'a przeniosła na Kayden'a od razu gdy tylko go zobaczyła. Nagle coś do mnie dotarło, przecież sam powiedziałem Kayden'owi, że Lori widzi w nim jego brata, choć nie wiedziałem czy było to prawdą. Jednak patrząc na to teraz myślę, że miałem racje. Jak miałem przekonać Lori do siebie, jak miałem sprawić by mnie dostrzegła? Byłem dla niej po prostu człowiekiem, nie widziała mnie jako kogoś ważnego i nie miałem pojęcia jak to wszystko zmienić.
LORI
Kaleb był naprawdę zawzięty, ale to nie zmieniało faktu, że po prostu nie czułam do niego już tego samego co czułam gdy zaczęłam go poznawać. Nie ufałam mu, widziałam trochę jego styl życia i wiedziałam, że nie trzeba wiele by skończył w łóżku z jakąś dziewczyną i nie chciałam ryzykować, że się w czymś nie dogadamy i skończy się to w taki sposób. Będąc razem ranilibyśmy się nawzajem a skoro mogliśmy tego uniknąć, to zamierzałam uniknąć bycia z nim. Jednak z tego co widziałam, Kaleb miał inne plany. Zeszłam na dół gdzie przy stole siedziała mama.
- No witam. - Przywitała się jednak widząc moją minę spojrzała na mnie zdziwiona. - A tobie co?
- Czy musi mi coś być? - Spytałam otwierając szufladę z lekami wyciągając odpowiednie. - Po prostu jest rano.
- I jesteś pewna swojej odpowiedzi? - Dopytała. - Żaden szarooki chłopak nie ma z tym nic wspólnego?
- Znam dwóch. - Odparłam i poczułam, że coś mnie ukuło w sercu. - Trzech. - Poprawiłam się.
- A ja mówię o tym konkretnym. - Czułam na sobie wzrok mamy, ale nie odwróciłam się w jej kierunku. - Nie dajesz mu szansy się wykazać, wiesz, że mu na tobie zależy.
- Ale nie przy nim jest moje miejsce. - Dopiero teraz na nią spojrzałam. - Nie umiem się z nim dogadać, cały czas są między nami jakieś nieporozumienia i niedopowiedzenia.
- A przy kim niby jest twoje miejsce? - Cały czas uważnie na mnie patrzyła. - Całe życie nie pozwalasz sobie na powiedzenie otwarcie tego co do kogoś czujesz. Wiesz, że on dopiero zapoznaje się z sytuacją, to jest dla niego nowe dlatego zachowuje się tak jak się zachowuje, ale sama widzisz, że próbuje się do ciebie zbliżyć. - Nienawidziłam gdy zaczynała te swoje rozmowy, wiedziałam że próbuje mi jakoś pomóc, ale ja nie chciałam pomocy, sama wiedziałam co jest dla mnie dobre a co nie. - Nawet Kayden widzi szanse na to by wam się udało.
- Właśnie przy Kayden'ie jest moje miejsce. - Powiedziałam bez zawahania. - Nie muszę się bać z czym zaraz wyskoczy, rozumie mnie, wiem że nie przekroczy granic. Ufam mu. - Odwróciłam się wreszcie do niej przodem. - Jest jedyną osobą która nie widzi we mnie tylko tych przeklętych objawów, wiesz jakie to uczucie gdy ktoś ci mówi byś może jednak nie robiła czegoś co kochasz, bo może ci się coś stać? Chujowe. - Nie chciałam się tak zachowywać wobec mamy, ale nie miałam wyjścia, nie dała mi innego wyboru. - Całe życie słucham bym może jednak czegoś nie robiła, bo może mi się coś stać, ale przecież każdemu może. Ludzie nie widzą we mnie człowieka tylko objawy i te przeklęte leki a ja jedynie chcę normalnie żyć.
- On po prostu dopiero się uczy, musisz dać mu czas. - Stwierdziła na co ja pokiwałam przecząco głową. - Lori...
- Wszyscy chcą za mnie decydować. - Przerwałam jej. - Zachowujecie się jakbyście wiedzieli wszystko lepiej, czuję się zmuszana.
- Och, przepraszam. - Mama wyglądała jakby dopiero teraz sobie uświadomiła, że z mojej strony faktycznie mogło to tak wyglądać. - Chodzi mi tylko o to, abyś dała mu szansę.
- Lubisz go? - Bałam się odpowiedzi jaką mogę uzyskać od mamy. - Wiem, że masz słabość do każdego dziecka ale chyba nie aż tak.
- A ty nie? - Jej wzrok zmienił się na bardziej pytający. - Cały czas buszujesz w jego pokoju, już byłam pewna, że mogę kupować sukienkę na ślub.
- Mamo! - Oburzyłam się. - Ani ja ani ty praktycznie go nie znamy.
- Co nie zmienia faktu, że podejrzanie często wychodzisz z jego sypialni. - Uśmiechnęła się znacząco. - To chyba jednak trochę go lubisz skoro śpisz w jego pokoju, na jego łóżku.
- Nie dopowiadaj sobie. - Pokręciłam z rozbawieniem głową. - Po prostu potrzebuję czuć, że ktoś jest obok, a on jest najbliżej.
- Co nie zmienia faktu, że jemu naprawdę zależy. - Moja mama nie należała do łatwo odpuszczających. - Daj mu czas, on sam musi to wszystko przetrawić.
- Od kiedy wie o lekach jest z nim trudno wytrzymać...
- Gdyby nie Kayden sama bym za tobą chodziła i cię pilnowała. - Przerwała mi. - W zasadzie Kayden przeżył to najspokojniej jakby się nad tym zastanowić, przyjął to z dziwnym spokojem i opanowaniem.
- Fajnie by było jakby każdy tak do tego podchodził. - Stwierdziłam. - Daje mi przestrzeń i mnie nie ogranicza.
- Nie wiem czy to dobrze.
Nie odpowiedziałam nic bo przyjechał samochód co oznaczało, że przyjechał wet i podkuwacz do koni. Od razu wciągnęła na siebie bluzę i wyszłam z domu. Przyjechało dwóch mężczyzn i jeden chłopak miał na oko z siedemnaście lat.
- Dzień dobry. - Przywitałam się ze znajomymi mężczyznami.
- Cześć. - Odpowiedział jak zawsze jeden z nich. - Gdzie ta wesoła gromadka?
- W stajni.
Od razu ruszyłam przed siebie słysząc za sobą kroki. Otworzyłam drzwi a na dwór jak torpeda wypadł Venus. Konie zaczęły rżeć.
- No widzę, że wesoła gromadka się powiększyła. - Skomentował. - Jest i mój ulubieniec. - Spojrzał na Vidi'ego a ja się zaśmiałam. - Chciałem być miły a teraz już wiem, że z nim się nie da.
- Da. - Zaprzeczyłam od razu. - On próbuje być miły ale na swój sposób.
- Nie powiedziałbym.
- Mogę zacząć wracać do domu? - Zapytał chłopak opierając się o boks, co było jego błędem, bo oparł się o boks Vedi'ego który walnął kopytem w drzwi boksu a chłopak od razu się odsunął. - Czuję tu zagrożenie życia.
- Jedyne zagrożenie życia to V... - Zaciął się a ja się zaśmiałam. - Wszystkie te konie mają imiona na V.
- Tak trudno zapamiętać Veni, Vidi, Vici, Amavi. - Wymieniłam wszystkie imiona koni. - I nie wszystkie mają imiona na V.
- Jeden nie ma, a cztery pozostałe tak. - Podszedł do boksu Amavie'go i go otworzył. - Tylko on i tamten łaciaty są spokojne.
- Czy mogę...
- Nie możesz. - Zaprzeczył nie dając mu dokończyć. - Twoja mama jasno się wyraziła mówiąc, że spędzasz tydzień u mnie.
- Tydzień na takim zadupiu?! - Wrzasnął. - Nie ma mowy.
- Nie zachowuj się jak dziecko, dobrze ci zrobi przebywanie bez znajomych. - Zaczął głaskać konia po pysku. - Cały czas w głowie ci tylko imprezy, wyciszysz się chociaż.
- I co ja niby mam tu robić? - Chłopak dalej się burzył. - Mam tu zwariować?
Nie odpowiedział mu już żaden z nich, olali go i zabrali się do roboty. Ku zdziwieniu szło im szybko wymieniali się końmi i pracowali w ciszy, ja z kolei jak tylko przebadano i podkuto danego konia dałam mu jeść w boksie a następnie wypuszczałam je na pastwisko. Gdy obaj skończyli wsiedli do samochodu a chłopak usiadł buntowniczo na schodach i zaparł się, że wraca do domu i nigdzie nie jedzie.
- Zostawimy cię tu.
- To zostawcie.
Cóż, może i myślał, że żartowali. Ale nie żartowali, po prostu sobie odjechali na co patrzył ze zdziwieniem i szeroko otwartą buzią.
- Chujowi wujkowie.
- Loriś... - Zaczął Kaleb wychodząc z domu ale zmarszczył brwi widząc chłopaka siedzącego na schodach. - A on to kto?
- Daj mi telefon. - Wyciągnęłam rękę w stronę Kaleb'a a chłopak bez zawahania dał mi swój telefon. - Zadzwonię do nich a ty powiesz, że się jednak rozmyśliłeś. - Włączyłam telefon jednak miał on hasło, podałam z powrotem telefon chłopakowi, ale on go nie wziął, spojrzał na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi. - Musisz wpisać hasło.
- Dwa, cztery, zero i sześć. - Powiedział bez ani chwili zawahania na co spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Nie mam problemu z podaniem ci hasła.
Wpisałam hasło i o dziwo działało. Kaleb podał mi swoje prawdziwe hasło do telefonu jakby ten mały przedmiot wcale nie trzymał jego wszystkich informacji, konwersacji i sekretów.
- Dzwonię.
Nie czekałam za jego odpowiedzią, sama podjęłam decyzję, bo była jedyną odpowiednią. Na szczęście chłopak zachował się odpowiednio a jego jak wujkowie po niego zawrócili. Dopiero teraz spojrzałam na Kaleb'a.
- Co chciałeś? - Nagle wyglądał na lekko zmieszanego a ja oddałam mu jego telefon który tym razem pszyją. - No...?
- Bo pomyślałem, że może byśmy coś obejrzeli, ale nie jestem pewien czy to dobry pomysł po ostatnim. - Powiedział niepewnie, pierwszy raz Kaleb był niepewny. - Chcesz?
- A co chcesz oglądać?
- Coś co nie koniecznie może ci się spodobać. - Podrapał się po karku. - Wiecznego studenta.
- O czym to? - Po minie Kaleb'a zaczęła się bać tego co on chciał oglądać, jego mina sama za siebie mówiła, że to nic dobrego. - Kaleb...
- Fabuła jest naprawdę bardzo ciekawa. - Nie patrzył na mnie a to mi nie wróżyło niczego dobrego. - Chyba, że masz inny pomysł.
- Tak, zdecydowanie wolę swój pomysł.
I tak o to skończyliśmy w pokoju chłopaka gdzie oglądaliśmy króla lwa, od razu mu zapowiedziałam, że obejrzymy też drugą część, bo jest bardzo ciekawa. Kaleb cały czas się do mnie przybliżał co nie za bardzo mi się podobało i nie czułam się dobrze. Ale w pewnym momencie gdy się tak przesuwałam skończyło mi się łóżko i spadłam na podłogę, chłopak spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Wygodnie ci tam? - Zapytał rozbawiony. - Jeśli łóżko jest za małe dla nas obu zawsze możesz usiąść pomiędzy moimi nogami i się o mnie oprzeć.
- Spadłam przez ciebie. - Odpowiedziałam wstając z podłogi i ustałam przed nim. - I nie chcę siadać z tobą w jakichś dziwnych pozycjach.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało. - Wzruszył ramionami. - Wcześniej nie było Kayden'a.
- Wcześniej nie byłeś taki. - Powiedziałam, ale po chwili dotarło do mnie jak to mogło dla niego zabrzmieć. - Nie ważne.
- Taki czyli jaki? - W całej jego postawie było widać jeden wielki znak zapytania. - Nic się nie zmieniło poza tym, że Kayden namieszał ci w głowie.
- Kayden w niczym nie namieszał. - Zaprzeczyłam od razu. - Nie zauważyłeś, że od kiedy się pojawił zacząłeś się zachowywać... Właśnie tak.
- A nie wpadłaś na pomysł, że może nie podoba mi się to, że ja nie mogę cię dotykać a on tak? Gdy ja się zbliżam odsuwasz się a on może robić wszystko. - W jego wzroku widziałam coś, coś czego nie rozumiałam. - Widzisz go pierwszy raz od roku i pierwsze co robisz to idziesz z nim do swojego pokoju jakby to było normalne. - Mówił. - Po prostu wkurwia mnie to wszystko, rozumiesz? Jestem zazdrosny o każdego w twoim otoczeniu przez co nie kontroluje się i robię potem głupie rzeczy jak kłócenie się i dotykanie cię przy każdej okazji.
Kaleb właśnie otwarcie powiedział mi że jest o mnie zazdrosny. On właśnie powiedział, że jest zazdrosny. Oszalał.
- Kaleb...
Zaczęłam ale nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. Kaleb dosłownie zrzucił na mnie bombę, domyślałam się co kryło się za jego zachowaniem ale usłyszeć to z jego ust to nie to samo co się domyślać.
- Wiem, ty nie czujesz tego samego co ja. - Powiedział za mnie. - Ale to nie zmieni moich uczuć, więc zrobię wszystko abyś mnie dostrzegła jako kogoś więcej.
- Co jeśli ci się nie uda? - Nie wiem czy ryzykowanie z tym pytaniem było dobrym pomysłem, ale co w zasadzie Kaleb mógł zrobić w takiej sytuacji? - Uczucia nie pojawiają się z dnia na dzień.
- Wiem, ale jestem w trakcie planów. - Zapewnił mnie. - Wszystko zaplanuję i zobaczysz, że nawet nie zdążysz mrugnąć a już będziesz chciała ze mną być.
- Jesteś strasznie pewny siebie. - Stwierdziłam. - Skąd ta pewność?
- Stąd, że już zdaje sobie sprawę z tego że zabierałem się do tego od złej strony. - Stwierdził pewny swych słów. - Teraz już wiem co muszę poprawić i do czego się przyłożyć no i oczywiście czego nie robić.
- To się okaże. - Powiedziałam siadając na łóżku w odpowiedniej odległości od niego. - Póki co nie widzę zmiany.
- Zobaczysz od jutra.
Na tym skończyliśmy naszą rozmowę, on nic nie dopowiedział a ja nie skomentowałam jego słów. Nie wiedziałam na co mam być gotowa, może po prostu sobie żartował, ale w sumie nie znałam go za długo ani za dobrze. On również mnie nie znał, więc ciekawiło mnie co takiego wykombinował. Ale pocieszało mnie to że tym razem siedział spokojnie i nie przybliżał się do mnie dzięki czemu czułam się odrobinę bardziej komfortowo. Tylko... W pewnym momencie zaczęłam przysypiać podczas filmu przez co moja głowa wylądowała na jego barku. Gdy chłopak to wyczuł spojrzał na mnie.
- Jest prawie dwunasta a ty przysypiasz na filmie. - Powiedział rozbawiony. - Może chcesz porobić coś innego zanim zaśniesz?
- Idę się przejechać do lasu. - Powiedziałam wstając resztkami chęci z łóżka na co on zamknął laptopa i odłożył go na bok. - A ty co robisz?
- Idę z tobą. - Również wstał z łóżka i otworzył szafę. - Tylko wezmę bluzę w razie czego.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. To była jego taktyka bym go zauważyła jako kogoś więcej, zamierzał za mną chodzić? Jeśli to był jego genialny plan to już na starcie mógł przywitać się z porażką. Chłopak na mnie spojrzał.
- No co? - Zapytał jakby próbował ze mnie czytać. - Coś jest nie tak?
- Tak. - Odpowiedziałam bez zawahania. - Chcę iść sama, potrzebuję więcej przestrzeni.
- No... - Zaczął niepewnie. - Okej.
Wrócił na łóżko, gubiłam się, co on robił? Chciał namieszać mi w głowie? Kompletnie go nie rozumiałam, chciał iść ale jednocześnie nie chciał?
- Możesz mi powiedzieć co ty robisz? - Spytałam. - Zaczynam się gubić, to chcesz iść czy nie? Najpierw się ubierasz a potem jednak rezygnujesz, zdecyduj się.
- Przecież sama mi właśnie powiedziałaś, że chcesz iść sama. - Po jego głosie słyszałam, że sam już się zgubił. - To ty się zdecyduj.
- Ja idę a ty rób co uważasz.
Wyszłam z pokoju a chłopak w nim został, na początku myślałam, że może jednak do mnie dołączy, ale nie dołączył. Stwierdziłam, że okej, odpuścił to odpuścił. Ruszyłam przed siebie jak zwykle na Vidi'm który podążał przed siebie spokojnym chodem, koń się nie spieszył, spokojnie podążał przed siebie, do póki nie postawił kopyta na ścieżce. Kochałam w nim to, że dawał mi poczucie wolności, był tylko zwierzęciem, ale mimo to ufałam mu bardziej niż nie jednemu człowiekowi. Wiedziałam, że ten las tak samo jak dla niego tak i dla mnie był domem. Koń pędził przed siebie z ogromną prędkością i zatrzymał się dopiero przy moście na którym z niego zsiadłam i usiadłam na moście, on natomiast zajął się jedzeniem trawy. Wpatrywałam się w płynący strumień co jakiś czas spoglądając na ptaki które latały z jednego drzewa na drugie. W tym miejscu czułam się wolna i bezpieczna. Mimo że bywałam tu naprawdę bardzo często nigdy nie mogła się przestać zachwycać pięknem tego miejsca. Spędziłam tam może z pół godziny i zaczęłam powoli wracać do domu. Potrzebowałam tego chwilowego galopu i dopiero teraz to czułam, czułam się o wiele lepiej. Po powrocie gdy tylko rozsiodłałam konia i puściłam go z powrotem na pastwisko udałam się do pokoju Kaleb'a by sprawdzić czym on się zajął podczas mojej nieobecności ale po przekroczeniu progu jego pokoju prawie zasłabłam gdy zobaczyłam co robił. W ręku trzymał książkę. Moją książkę. Książkę której zdecydowanie nie powinien mieć w ręce. Szybkim krokiem podeszłam do chłopaka i zabrałam mu ją mając nadzieje, że nie jest po ptokach, bo książka którą czytał to Hunting Adeline.
- Ej! - Krzyknął oburzony. - Ja czytam.
- To nie książka dla ciebie. - Wzięłam książkę za siebie. - Co robiłeś w moim pokoju?
- Ale mi się bardzo podobała, nie sądziłem że kręcą cię erotyki i to ty jesteś młodsza więc ta książka nie jest ci wskazana. - Strzeliłam buraka na te słowa bo to oznaczało, że przeczytał już za dużo. - Daj znać jak będziesz chciała coś przetestować w prawdziwym życiu, jestem chętny. - Moja reakcja ani trochę się nie zmieniła co sprawiło, że chłopak szczerzył się jak sam szatan. - A w twoim pokoju szukałem inspiracji, skąd mam wiedzieć czego oczekujesz? Może jak to przeczytam to bardziej mnie oświeci.
- Mogłeś pytać, dałabym ci coś innego. - Wymamrotałam. - A od moich książek trzymaj się z daleka, zaraz wracam.
Powiedziałam i wyszłam z jego pokoju kierując się do swojego, musiałam wybrać coś odpowiedniego i coś bez scen osiemnaście plus. Nie zamierzałam potem słuchać przytyków chłopaka na ten temat. Stojąc przed swoimi półkami z książkami miałam spory dylemat, wszystkie książki kochałam bardzo, ale nie dam mu przecież wszystkich książek dlatego też stałam i zastanawiałam się nad tymi które całkowicie skradły moje serce. Chciał czytać? Okej, ale ja decyduję co przeczyta. Czy wierzyłam w to, że to przeczyta? Nie, ale jak chciał to niech mu będzie. Sięgnęłam książkę z półki i ruszyłam do jego pokoju, dalej siedział w tej samej pozycji jakby czekał aż z czymś wrócę.
- To możesz czytać. - Podałam mu książkę którą od razu wziął w ręce i zaczął ją oglądać. - Odpowiednia dla ciebie, tylko może nie rób jak ten chłopak na końcu bo nie zliczę ile chusteczek zużyłam.
- Smak gorzkiej czekolady. - Przeczytał tytuł. - Oby była równie ciekawa jak poprzednia.
- Mniejsza, masz zakaz zbliżania się do mojej biblioteczki. - Powiedziałam stanowczo. - Co cię podkusiło by w ogóle wziąć tę książkę, tyle książek tam jest a ty akurat te musiałeś wziąć?
- Wyglądała ciekawie. - Zaśmiał się jakby go bawiło moje skrępowanie tym, że przeczytał coś czego nie chciałam by czytał ani tym bardziej wiedział o czym czytam. - Nie denerwuj się tak, przecież to tylko książka.
- I co? - Spytałam a on spojrzał na mnie nie do końca rozumiejąc do końca chyb o co pytam. - Była ciekawa?
- Bardzo. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale ci powiem, że na pewno poszerza wyobraźnię i na pewno nie pomaga w pewnych sytuacjach nad którymi się nie panuje.
- Gdybyś nie brał rzeczy które nie są twoje było by super. - Powiedziałam. - Ja na przykład nie biorę twoich ciuchów ani bez pytana ani w ogóle.
- A mogłabyś. - Wywróciłam oczami na jego słowa. - Wyglądałabyś bardzo seksownie.
- Kaleb...
- Ale ja mówię bardzo serio. - Przerwał mi. - Wyglądałabyś w nich lepiej niż ja, możesz zacząć je nosić nawet od dziś, nie musisz pytać.
- Zajmij się książką. - Wolałam to zakończyć zanim by się nakręcił. - A ja idę do siebie.
- Jesteś bardzo sztywna jakby nie patrzeć czytasz porno na papierze a nie umiesz się nawet ze mną podroczyć. - Powiedział. - Lo...
Nie dokończył, bo wyszłam z jego pokoju. On sobie niech czyta a ja narysuję sobie coś w spokoju. Kilka godzin spokoju od Kaleb'a, chyba że się podda po kilku stronach. Usiadłam do biurka biorąc słuchawki w ręce a następnie je zakładając i zamykając oczy by sobie coś wyobrazić. Cóż, skoro Kaleb w postaci fizycznej nie mógł przeszkadzać mi w realu to pojawił się przed moimi oczami. Ale zgodziłam się z moją wyobraźnią, czytający Kaleb to nie bywały widok i musiałam to uwiecznić dlatego zabrałam się za rysowanie i... Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam dużo rysunków chłopaka. Gdy z nim przebywałam a potem siadałam do rysowania moja głowa wyobrażała go sobie w danej sytuacji a ja z głowy przekalkowałam to na papier. Chłopak za często chodził mi po głowie od kiedy się tu zjawił, ale nie zamierzałam sobie dłużej zaprzątać tym głowy. I tak o to zaczęłam rysować leżącego Kaleb'a z książką.
***
Minęło jakieś pięć godzin a ja dalej rysowałam i prawie wyjechałam gdy nagle drzwi z hukiem się otworzyły a następnie stanął w nich Kaleb. Z książką w rękach. Nie wyglądał na zadowolonego, zdjęłam słuchawki i skupiłam się na nim zasłaniając rysunek, bo ustalmy : jego ego by jeszcze bardziej poszło do góry gdyby zobaczył, że go rysuję. Chłopak podszedł do mnie szybkim krokiem.
- Powiedz mi, że to się tak nie kończy. - Powiedział jakby oczekiwał, że go okłamię. - To się nie może tak skończyć, przecież oni byli razem szczęśliwi i ewidentnie dla siebie stworzeni.
- Ale jego mama nie była. - Odpowiedziałam. - Nicholas i Charlotte owszem byli szczęśliwi razem, ale on chciał by jego mama też była szczęśliwa.
- Ale... Ale... Ona przestała grać na gitarze i słuchać muzyki. - Jęknął nie zadowolony. - Tak ma wyglądać miłość?
- Chyba... Chyba tak. - Wahałam się tylko przez chwilę, bo całkowita pewność przyszła po chwili. - Sama porzuciłam wiele po śmierci Conor'a.
- Crossa i rozmawianie. - Powiedział. - Chyba, że coś jeszcze, ale o tym nie wiem.
- Nie zawsze rysowałam ołówkami. - Dopowiedziałam. - Kiedyś kolorowałam kredkami, ale po śmierci Conor'a jakoś tak nie mogłam dlatego zaczęłam rysować ołówkami i tak mi zostało.
- A tak w ogóle to co rysujesz? - Zapytał zbliżając się by zobaczyć, ale automatycznie bardziej zasłoniłam kartkę. - No pochwal się.
- Nie.
Gdy myślałam, że odpuścił chłopak zrobił coś czego się nie spodziewałam, poszedł za mnie i pociągną fotel na kółkach do tyłu przez co odsunęłam się od biurka. Chciałam szybko wstać by nie zobaczył rysunku ale ten cham był szybszy i już po chwili trzymał mój rysunek w rękach i uważnie się mu przyglądał.
- Nie wiedziałem, że jestem taki przystojny. - Spojrzał na mnie. - Jak ty możesz rysować z głowy ludzi?
- Normalnie.
Czułam się skrępowana, bo do cholery przyłapał mnie na tym jak go rysowałam. Co jeśli sobie coś ubzdura i będzie za mną chodził jak opętany gadając jakieś bzdury?
- Drugi raz widzę swój rysunek spod twojej ręki. - Powiedział po chwili. - Umiesz rysować najmniejsze detale.
- Możemy już o tym nie rozmawiać? - Jęknęłam, naprawdę nie chciałam by to widział. - Dobijasz mnie.
- Dlaczego? - Jego mina mówiła, że chłopak naprawdę nie rozumiał. - Przecież ładnie ci wyszło, no chyba, że uważasz że nie to wtedy muszę cię walnąć, bo ja zawsze wychodzę bosko.
- Bo to krępujące.
- No to w takim razie ja dalej czekam. - Powiedział odkładając rysunek i idąc w stronę łóżka. - Nie wiesz na co, prawda?
- Nie.
- Dalej nie znam historii. - I już wiedziałam o czym mówi. - Znaczy, znam jakieś pojedyncze rzeczy, ale chce całość.
- Nie obraź się, ale nie chce tego rozdrapywać. - Przysunęłam się do biurka. - Minął dopiero rok i ja... Ja nie jestem jeszcze gotowa by o tym mówić.
- No okej, ale jak już stwierdzisz, że chcesz opowiedzieć to ja chcę pierwszy wiedzieć. - I zawrócił się w stronę drzwi, ale jeszcze się zatrzymał. - Oddaje.
Położył książkę na regał i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą, chciałam być teraz sama w pokoju. Zobaczył, że go rysowałam. Kaleb zobaczył rysunek którego miał nie widzieć. Ba! powiedział, że to już drugi który widzi a ja nawet nie wiem jaki jeszcze widział. Niby mogłam spytać, ale nie chciałam wchodzić na ten temat. Jeszcze zaczął by go drążyć bardziej i wtedy już w ogóle bym umarła ze wstydu. Najpierw książka teraz rysunek, mam nadzieję, że już nic podobnego nie będzie miało miejsca.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania