Poprzednie częściThe Mysterious Girl

The Mysterious girl - Rozdział czternasty

KALEB

 

Siedzieliśmy na śniadaniu, na moje nieszczęścia siedziałem na przeciwko Kayden'a, ale on nie spojrzał na mnie ani razu. Razem z Lori siedzieli w ciszy od czasu do czasu posyłając sobie spojrzenia jakby niemo ze sobą rozmawiali. W pewnym momencie pani Daniels przerwała ciszę przy stole i wypaliła z najbardziej nie spodziewanym pytaniem. Wszyscy przy stole zamarli. Choć tego nie rozumiałem, to było do Lori i Leona, to oni byli dziećmi pani Diany więc czemu nagle i ja się spiąłem i zamarłem? Mnie się to nie tyczyło.

 

- No więc macie kogoś na oku? - Po tych słowach wszyscy zamarliśmy, jak posągi, całkowicie bez ruchu. - No wiecie, chciałabym kiedyś doczekać się wnuków.

 

Wszyscy wpatrywaliśmy się w talerze, ale Leon nagle po prostu spojrzał na swoją mamę i powiedział jakby gdyby nigdy nic :

 

- No ja jestem gejem więc na mnie nie patrz. - Powiedział wzruszając ramionami. - No ewentualnie pozostaje wynająć surogatkę, no ale to jest drogi i nie opłacalny interes. Ale nie martw się masz jeszcze córkę i dwóch w stu procentach hetero synów.

 

Zmarszczyłem brwi na te słowa, spojrzałem na Kayden'a, ale on nie był zdziwiony. Czy Lori i Leon mieli rodzeństwo a ja nic o tym nie wiedziałem? Za każdym razem jakieś tajemnice o których dowiaduję się ostatni. Swoją drogą nadal nie wiem wszystkiego o tym co stało się z Conor'em, więc tajemnica dalej nie do końca rozwiązana. Nagle Kayden się odezwał.

 

- Cóż, mi pozostaje adopcja, bo nie widzi mi się nikt inny poza Lori. - Powiedział spokojnie.

 

A ja w tym momencie sobie przypomniałem jak pani Diana powiedziała, że jestem częścią rodziny. Jestem jak ich czwarte dziecko. Naprawdę chciałbym mieć kiedyś taką rodzinę, od nich dużo się uczę. Być w śród tak wspaniałej rodziny to cudowne uczucie i najlepsza lekcja. Jeśli miałbym mieć w przyszłości rodzinę to tylko taką, ale czy będzie mi dane mieć ją kiedykolwiek? Tego niestety nie wiem. Moja głowa pracuje na najwyższych obrotach co by tu wymyślić na odpowiedź gdy nagle Lori zabiera głos.

 

- Ja...

 

Zaczęła niepewnie Lori, chyba lekko się stresowała, w pewnym momencie nagle przeniosła spojrzenie na Kyden'a, dopiero teraz zauważyłem, że nie trzymał widelca w prawej ręce tylko lewej, a przed chwilą trzymał go w prawej. Miałem ochotę wstać i się na niego rzucić gdy zobaczyłem co robi. Jego prawa ręka była pod stołem, no on chyba sobie robił jaja, że dotykał ją pod stołem. Jednak Lori szybko wróciła spojrzeniem do swojej mamy.

 

- Wolę nie. - Powiedziała pewniej. - Co jeśli dziecko również będzie mieć tę samą przypadłość co ja? Wolę nie ryzykować.

 

No i wzrok pani Diany wylądował na mnie. Co miałem jej powiedzieć? Każdy miał jakąś wymówkę a ja nie miałem co powiedzieć. Postawiłem na coś oczywistego.

 

- A ja nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. - Nie nadawałbym się na rodzica.

 

- Dobrze, długo nad tym myślałam. - Zaczęła powoli mówić pani Diana, nie wiem czemu, ale czułem, że zbliża się najgorsze. - Znam Kayden'a, a kiedy poznam twojego chłopaka Leon i jakąś twoją wybrankę Kaleb?

 

Zamarłem, kogo ja niby miałem przy... Na moją twarz wstąpił uśmiech. Już wiem. Coś za coś, skoro Lori całuje się z Kyden'em po kątach, to ja też się zabawię.

 

- W sumie to możemy chyba dziś, co ty na ten pomysł Leon? - Spytałem. - W końcu będziesz miał okazję do przedstawienia swojego chłopaka.

 

- No... Okej. - Powiedział niepewnie. - A o której?

 

- Piętnasta? Idealnie na obiad, co prawda trochę prędzej niż zawsze ale to nic. - Zaproponowała pani Diana na co skinęliśmy głowami. - Okej, to do obiadu.

 

Ruszyłem od razu do swojego pokoju by odszukać na facebooku te dziewczynę. To musiała być ona. W końcu to od niej się zaczęło. I ku mojemu zdziwieniu szybko mi poszło, a nawet długo jej nie namawiałem. Zgodziła się bez najmniejszego oporu. Była żałosna, myślała, że naprawdę chcę spędzić z nią trochę czasu i przedstawić jako kogoś ważnego dla mnie. A była mi potrzebna tylko w jednym celu. Do zemsty. Gdybym tylko wiedział, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli to bym nawet jej nie zapraszał.

 

KAYDEN

 

Bałem się co wymyśli Kaleb, nie podobał mi się jego uśmiech gdy pani Diana spytała o osoby im bliskie. Musiałem jakoś go dorwać i z nim pogadać zanim coś odwali. Pomagałem mamie Lori w zbieraniu naczyń ze stołu a bardziej to ja zbierałem a pani Diana je myła gdy nagle usłyszałem jakby ktoś skądś upadł więc szybko wybyłem z kuchni. Przy schodach prowadzących na górę zastałem Lori która akurat siadała na podłodze i Kaleb'a który zeskoczył z przedostatniego schodka i do niej podszedł. Leciała jej krew z nosa czyli przypuszczalnie pojawiły jej się zawroty albo w głowie albo przed oczami ale pytanie co konkretnie się stało, podszedłem do nich i kucnąłem przy Lori.

 

- Przepraszam, nie chciałem, zatrzymałaś się nagle a ja pisałem wiadomość. - Spojrzałem na niego, serio się nie połapał, że mogły jej się pojawić skutki uboczne? - Nic ci nie jest?

 

- Chodź. - Złapałem ją za rękę i pomogłem wstać. - Musisz uważać, bo niezdarność Kaleb'a wprowadzi cię do grobu.

 

- Przecież nie zrobiłem tego celowo. - Powiedział idąc za nami. - Mogła się odezwać a nie nagle się zatrzymała.

 

- A ty mogłeś nie pisać wiadomości schodząc po schodach wiedząc, że przed tobą idzie Lori. - Wyjąłem chusteczki z szuflady i podałem jej jedną. - Musisz bardziej na nią uważać.

 

Gdy weszliśmy do kuchni nie było w niej już pan Daniels, nie wiedziałem nawet kiedy wyszła, nie słyszałem by wychodziła. Pewnie wyszła się przewietrzyć, bo drzwi kuchenne były otwarte.

 

- Przecież uważam bardziej niż ty. - Odpowiedział a ja na niego spojrzałem. - Ty pozwalasz jej robić bardziej niebezpieczne rzeczy.

 

- Ale nie zdarzyło mi się jeszcze zepchać jej ze schodów. - Odparłem. - Które leki?

 

Dziewczyna powiedziała, że są posegregowane w szufladzie i są podpisane więc odnalazłem prawidłowe leki. Po tym jak podałem Lori leki zaprowadziłem ją do jej pokoju i położyłem do spania by odpoczęła. Nie podobał jej się mój pomysł ale jakoś musiałem dorwać Kaleb'a sam na sam. Po moich słowach, że nie zdarzyło mi się zepchać Lori ze schodów wyszedł z kuchni i udał się do pokoju. Więc wiedziałem już, że to będzie dobry moment. Jak tylko Lori zasnęła od razu ruszyłem do jego pokoju, leżał na łóżku i z kimś pisał z tym swoim uśmiechem na ustach.

 

- Nie wiem co kombinujesz, ale lepiej odwołaj to zanim będzie za późno. - Powiedziałem. - Potem może być trudno odwołać to co kombinujesz.

 

- Mieliśmy kogoś zaprosić, tak? To to robię. - Spojrzał na mnie z nad ekranu telefonu. - A to co się wydarzy to nie twoja sprawa.

 

- Kaleb...

 

- Nie, próbowałem wszystkiego ale z nią się po prostu nie da Kayden. - Powiedział. - Czegokolwiek nie zrobię ona i tak woli ciebie, macie jakąś dziwną więź i przez to nie ważne o co chodzi ona zawsze staje po twojej stronie.

 

- Bo nie jest z tobą związana emocjonalnie. - Powiedziałem. - Musisz zacząć spędzać z nią więcej czasu i zacząć tworzyć z nią jakąś relację.

 

- Kayden, ty mnie słuchasz? - Spytał siadając na łóżku i odkładając telefon na bok. - Ona nie chce ze mną rozmawiać a co dopiero spędzać jakoś czas.

 

- Bo znowu się pokłóciliście zamiast normalnie porozmawiać. - Spokojnie starałem się mu tłumaczyć. - Musisz jej pokazać, że przy tobie jest bezpieczna, że w razie gdyby to wszystko przejęło nad nią kontrolę ty jej pomożesz, musisz jej pokazać, ze nie ważne co się dzieje zawsze będziesz obok niej.

 

- Jak ty to robisz? - Spytał nagle a ja uniosłem brew w pytającym geście. - Jak robisz to, że nie ważne co się dzieje ona pozwala ci przy sobie być, nie odpycha cię i nie obraża się na wszystko, zachowuje się przy tobie tak swobodnie i uśmiecha się szczerze i... Pozwala ci się dotykać, nie wtedy kiedy ty tego potrzebujesz tylko tak po prostu, twój dotyk jej nie przeszkadza.

 

- Po prostu przy niej jestem, na dobre i na złe. - Odpowiedziałem. - A co do dotyku... Dla Lori jest to coś intymnego, nie przepada za dotykaniem chyba, że jest to bliska dla niej osoba i wie, że nie posunie się za daleko bez jej zgody.

 

- Do niej przydałaby się instrukcja obsługi. - Powiedział po chwili milczenia. - Byłaby bardzo długa, ale jedyna której bym kiedykolwiek użył, bo nie ma bardziej skomplikowanej rzeczy niż ona.

 

- Mogę ci taką stworzyć, ale nie wypłacisz się do końca swoich dni. - Odpowiedziałem. - Nie wiem tylko czy by papieru na świecie starczyło na te instrukcje. A i ona nie jest rzeczą, nigdy nie mów o niej w taki sposób ani tym bardziej nie traktuj, bo tym razem to ty dostaniesz ode mnie, nie ja od ciebie.

 

Zdawałem sobie sprawę z tego, że sam czasami starałem się kierować Lori, ale były to momenty gdy wiedziałem, ze mam racje i nie mogłem postąpić inaczej. Zawsze wszystko co robiłem, robiłem z myślą o tym by jej pomóc i chronić przed samą sobą.

 

- Pogadasz z nią, no wiesz... - Zaczął niepewnie. - Ze mną nie chce gadać, bo podczas kłótni powiedziałem jej, że Leon miał racje mówiąc, że lepiej było gdy się nie odzywała.

 

- Po co najpierw się do niej zbliżasz a potem ranisz? Nie rób jej tak. - Powiedziałem. - Nie wiesz jak to jest być w jej głowie.

 

- A ty wiesz? - Spojrzał na mnie jakbym robił z niego debila. - Nikt nie wie co chodzi drugiej osobie po głowie.

 

- Widziałeś jej nadgarstki? - Zapytałem niepewnie, nie wiedziałem czy chcę teraz o tym gadać. - Każde wypowiedziane w jej kierunku słowo krąży jej po głowie. - Powiedziałem milknąc na chwilę. - A wiesz co dzieje się gdy jest tego wszystkiego za dużo i ją przytłacza? Tnie się. Nie ogranicza się, potrafi samej sobie zrobić krzywdę byle to wszystko przestało chodzić jej po głowie. Kiedyś funkcjonowała normalnie, ale kiedy przyłapała na tym mojego brata zaczęła to robić z nim i tak jej zostało.

 

- Gdzie ona tak w ogóle jest? - No tego to się nie spodziewałem. - Nie odstępujesz jej na krok, a teraz nagle ją zostawiłeś? Chyba, że cię wygnała.

 

- Nie wygnała mnie. - Zaprzeczyłem od razu. - Wzięła leki i kazałem jej iść spać.

 

- A ona na pewno jak gdyby nigdy nic cię posłuchała. - Zaśmiał się. - Z nią nie ma tak łatwo, to jakbyś pchał pod górę ogromny kamień.

 

- Jak ją poznasz to zobaczysz, że tak nie jest. - Zapewniłem. - A teraz idę do zwierząt sprawdzić jak się mają, idziesz?

 

Chłopak zmieszał się lekko na moją propozycję, ale ku mojemu zdziwieniu poszedł ze mną. Może jakoś dojdę z nim do porozumienia i ogarnę ten cały bałagan który narobił. Choć nie powiem, fajnie by było gdyby sam też zaczął cos działać, jak Lori ma się do niego przekonać gdy on nawet się nie stara i na dodatek jeszcze mi każe ją przekonywać. Czeka nas trudna droga.

 

KALEB

 

Kayden bardzo mnie zaskoczył swoja propozycją i początkowo chciałem odmówić, ale w sumie to co mi szkodziło. Chciałem go trochę poznać poza tym chciał mi pomóc, ale coś czułem, że najlepszymi przyjaciółmi to my się nie staniemy. Na pewno nie po tym jak dowiedziałem się, że przespał się z Lori. Chłopak bawił się z karym koniem, czyli jego też ten koń lubi, super. Ja za to siedziałem i głaskałem Amavi'ego który położył się obok mnie. Zauważyłem, że koń zaczął się koło mnie kłaść gdy siadałem, wcześniej tego nie robił, dopiero teraz to zauważyłem, wcześniej ten fakt mi umknął. Kayden co jakiś czas na mnie spoglądał, ale siedzieliśmy w ciszy. Do czasu.

 

- Mam nadzieję, że jesteś zdecydowany i nie chcesz się nią tylko bawić, bo Lori nie jest dziewczyną na chwile. - Powiedział patrząc na mnie tymi swoimi szarymi tęczówkami. - Ona szybko się przywiązuje i gdy coś do kogoś poczuje jest ją łatwo zranić, ale mimo to ona i tak trwa przy tej osobie.

 

- Przy Conorze też? - Spytałem zaciekawiony. - Na zdjęciach wyglądali na szczęśliwych, choć on na większości zasłaniał twarz.

 

Dopiero w tym momencie zauważyłem, że często wypytywałem go o relacje Lori i Conor'a. I nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę go czymś zranić. W końcu pytałem o jego zmarłego brata i jednocześnie chłopaka w którym kochała się dziewczyna która mu się podoba.

 

- Jeśli pytasz o to jak często ją ranił to ci powiem, że mieli swoje wzloty i upadki, ale to było nic w porównaniu z tym co poczuła gdy znalazł sobie dziewczynę. - Mówił jakby nie był już obok mnie a daleko w swoich wspomnieniach. - Odsunął się od niej, już zanim oficjalnie był z tą dziewczyną nie spędzał z Lori już praktycznie czasu, a gdy oficjalnie zaczął się z nią spotykać po prostu odciął się od Lori. I może bym się cieszył, bo w końcu mogłem z nią spędzać czas sam na sam, ale widok smutnej Lori ani trochę nie sprawiał, że czułem się dobrze. A wiesz co jest zabawne? Że to ja byłem przy niej przez ten cały czas gdy on lizał się z tą dziewczyną a gdy ona go zdradziła i się załamał Lori od razu ruszyła by wyciągnąć go z pokoju i poprawić mu humor.

 

Było mi go szkoda, od początku zauważałem, że dbał o Lori na każdym kroku. Byłem o niego zazdrosny mimo, że Lori nie czuła do niego nic, on jej po prostu dawał to czego ona w danym momencie potrzebowała. Gdy chciała go całować, pozwalał jej na to. Gdy chciała się do niego przytulić, pozwalał jej na to. Gdy chciała się z nim przespać, pozwolił jej na to. On po prostu jej dawał to czego w danym momencie chciała, a jego to nie raniło, mimo, że zdawał sobie sprawę z tego, że Lori nic do niego nie czuje.

 

- Nie rani cię to? - Zapytałem w końcu po dłuższej chwili ciszy. - Bycie w takiej relacji nie brzmi za fajnie.

 

- Jest jedyną osobą która mi została. - Położył się na trawie. - Więc zamierzam o nią dbać i chronić ją najlepiej jak umiem.

 

- A rodzice? - Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to nie było najlepsze pytanie, w końcu Leon raz powiedział, że jestem z rodziny niczym Conor. - Nie musisz...

 

- Nie widziałem ich od kiedy skończyłem trzynaście lat. - Odpowiedział głosem wypranym z uczuć. - Nigdy nie nazwę ich rodzicami, wychowywaliśmy się praktycznie sami.

 

Skinąłem głową, rozumiałem go. Choć przyznam to z nie chęcią, byliśmy do siebie podobni. Obaj z chujowych rodzin. Ale z naszej dwójki on był tym lepszym i nie mogłem temu zaprzeczać. Po około godzinie zebraliśmy się z pastwiska i zaczęliśmy pomagać przy obiedzie, chociaż ja nie za bardzo, bo Arii przyszła dwie godziny wcześniej i zawracała mi głowę. Ja nawet nie za bardzo na nią patrzyłem bo bardziej moją uwagę zwracała Lori i Kayden który się do niej przytulił od tyłu podczas gdy ona kroiło warzywa do sałatki. Co jakiś czas wymieniali między sobą jakieś uwagi, ale nie słyszałem o czym dokładnie rozmawiali, bo Arii co chwile coś gadała. Ale mimo to dalej wpatrywałem się w Lori i Kayden'a, nie podobało mi się to jak blisko niej był. I w tym momencie podjąłem decyzję. Gdy tylko zaczęliśmy wszystko ustawiać na stole a następnie mieliśmy już siadać nie zająłem swojego miejsca. Podsiadłem Kayden'a tym samym sprawiając, że usiadł on koło Arii, Lori spojrzała na mnie zdezorientowana jednak nie trwało to długo, bo praktycznie od razu odwróciła ode mnie wzrok. Prawie wszyscy byli już przy stole poza Leonem i jego chłopakiem, więc czekaliśmy aż do nas dołączą. Wszyscy przy stole siedzieli w ciszy aż nagle do kuchni wszedł Leon a za nim jakiś chłopak, nie znałem go. Spojrzałem na resztę i ku zdziwieniu Lori i Kayden spojrzeli zdziwieni na chłopaka który ewidentnie był im znany bo Kayden uśmiechnął się do niego i pokręcił głową z rozbawieniem.

 

- Tego się nie spodziewałam. - Powiedziała Lori. - I tyle po twoich planach.

 

- A kto powiedział, że nie mogę ich ziścić? - Zapytał siadając razem z Leonem. - Orientacja nie ma tu nic do rzeczy.

 

- Niby nie. - Odpowiedziała. - Spodziewałam się wszystkich ale nie ciebie.

 

- Umiem zaskakiwać. - Stwierdził. - A no właśnie, przepraszam, że się nie przedstawiłem, jestem Devon.

 

- Miło nam poznać, jestem Diana a to mój mąż Silver. - Przedstawiła się pani Diana. - No więc smacznego.

 

Zaczęliśmy jeść a ja nawet nie wiem co mnie podkusiło, że w pewnym momencie moja ręka wylądowała na kolanie Lori. Dziewczyna od razu na mnie spojrzała, jednak ja na nią nie spojrzałem, miała na sobie spódniczkę przez co moja ręka sama zaczęła kierować się ku górze, Lori się spięła gdy moja ręka znalazła się pod jej spódniczką. W pewnym momencie poczułem kopnięcie pod stołem. Jak zwykle to Kayden, patrzył na mnie porozumiewawczo, ale mimo to postawiłem na swoim i nie przestałem. Lori w pewnym momencie po prostu odsunęła się od stołu co poskutkowało tym, że musiałem wziąć swoją rękę a ona wyszła z jadalni. Kayden od razu wstał od stołu i ruszył za nią, nawet się nie zastanawiał on po prostu automatycznie wstał i wyszedł.

 

LORI

 

Było mi nie dobrze, źle się czułam po tym jak Kaleb mnie dotykał. Chodziłam po łazience próbując się uspokoić ale nie mogłam, ręce mi się trzęsły a oddechy był nie równy. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Najbardziej obawiałam się, że to Kaleb, nie chciałam z nim teraz rozmawiać a tym bardziej przebywać sam na sam.

 

- To ja. - Usłyszałam głos zza drzwi. - Otwórz.

 

Otworzyłam drzwi, chłopak ledwie wszedł a ja od razu wtuliłam się w Kayden'a. Jego zapach sprawiał, że czułam się bezpiecznie. A w jego objęciach byłam bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej. Nie chciałam go puszczać, chciałam by ze mną tu został i nie wychodził do końca życia. Potrzebowałam go teraz.

 

- Wszystko dobrze? - Spytał również mnie obejmując. - Widziałem, przepraszam, że nie zareagowałem, ale nie wypadało tak nagle wstać i zacząć robić zamieszanie.

 

- Jest okej. - Wymamrotałam w jego klatkę piersiową. - Ale nie chcę koło niego siedzieć.

 

- Możemy się zamienić miejscami jeśli chcesz. - Zaproponował. - Ty usiądziesz koło tej dziewczyny a ja koło niego.

 

- Dobrze. - Zgodziłam się. - Ale daj mi chwilę.

 

- Mam wyjść? - Spytał a ja się wtuliłam w niego mocniej o ile było to możliwe, chłopak zrozumiał od razu, nie potrzebował odpowiedzi. - Rozumiem.

 

Staliśmy tak dłuższą chwilę, jego zapach był kojący. Każdy w swoim życiu potrzebował takiego Kayden'a. Naprawdę doceniałam to, że mimo wszystko on i tak przy mnie był, kochał mnie i wiedziałam to od zawsze. Nie chciałam go krzywdzić, ale nie czuję do niego tego co on do mnie, nie dałabym mu tego szczęścia na które zasługuje. A zasługuje na cholerny cały świat. Kayden naprawdę jest wyjątkowy, mało jaki chłopak zostałby przy dziewczynie którą kocha a ona tego nie odwzajemnia. Mimo to on zawsze jest obok mnie, nie ważne co się dzieje. Wspiera mnie we wszystkim nie ważne co robię on zawsze trzyma za mnie kciuki. To cudowne uczucie wiedzieć, że nie ważne co się zrobi jakaś osoba przy nas zawsze zostaje nie patrząc na okoliczności.

 

KAYDEN

 

Zgodnie z ustaleniami i tym jak się umówiłem się z Lori usiadłem na jej miejscu a ona na moim. Kaleb spojrzał na mnie zdziwiony a następnie na Lori, ale ona na niego nie spojrzała. Nie dziwiłem jej się, Kaleb za szybko próbował działać i zamiast ją do siebie przekonywać to ją od siebie oddalał nawet jeśli robił to nie świadomie. Chyba będzie potrzebna druga rozmowa. Ale teraz jest teraz a co później to się zobaczy. Uśmiechnąłem się do Kaleb'a i nachyliłem się lekko w jego stronę a następne wyszeptałem tak by tylko on usłyszał :

 

- Jak chcesz mnie też możesz położyć rękę na kolanie, nie obrażę się. - Powiedziałem po chwili dodając. - A no i nie koniecznie jeździj ręką w górę, bo wiesz, może być kłopot.

 

Moje słowa ewidentnie go zdziwiły, ale resztę posiłku nawet nie spojrzał w moja stronę, za to co jakiś czas zerkał na Lori. Jak miałem mu pomóc skoro sam sobie cały czas szkodził i nie brał do siebie moich rad. Starałem się, chciałem pomóc, naprawić ich relację, ale jak mam to zrobić podczas gdy on się tak zachowuje. W końcu całkowicie ją do siebie z niechęci i tyle z tego będzie. Jak Lori ma się czuć przy nim dobrze jeśli cały czas przekracza jej granice i jest dla niej wręcz przeciwieństwem bezpieczeństwa. Rozumiem, do tych czas każda dziewczyna sama wchodziła mu do łózka i nie musiał się zbytnio nawet wysilać, ale on od początku wie, że Lori nie jest "każdą". Cały czas ją dotyka bez jej zgody i nie patrzy na to czy jej się to podoba, a ją to po prostu przeraża, nie miała w życiu tak bliskich kontaktów z żadnym chłopakiem i musi się przyzwyczaić do tego wszystkiego, a on tego nie rozumie. Lori nie jest zwyczajna do takiego dotykania i jest tym wszystkim przebodźcowana z kolei Kaleb nie ma w zwyczaju starania się o cokolwiek lub kogokolwiek, bierze co chce i nie zwraca uwagi na to, że wyrządza komuś właśnie krzywdę swoim zachowaniem. Swoje potrzeby stawia na pierwszym miejscu niż komfort drugiej osoby. Zależy mu na Lori i ja to widzę, ale jak ma mu pomóc skoro kompletnie mnie nie słucha i przekracza jej granice nie pytając o to czy może. W takim tempie uda mi się ich ze sobą spiknąć za sto lat. Musze koniecznie zgarnąć Kaleb'a i z nim to wszystko przegadać, ale to tak porządnie. Jak starszy brat z chłopakiem swojej siostry. Bo tak właśnie staram się traktować Lori, jak siostrę. Tak, czasami mi to nie wychodziło i dawałem jej całusa w usta, ale nie miała nic przeciwko temu. Zdziwiła mnie nawet tym, że chciała się ze mną przespać, choć w sumie to rozumiem. Czuje się przy mnie bezpiecznie i komfortowo, dlatego chciała to zrobić ze mną a nie z kimkolwiek innym. Byliśmy blisko i trudno było stwierdzić co nas łączyło, nie dało się tego nazwać. Ale wiedziałem jedno, nie ważne co by chciała, zrobiłbym to dla niej, nie musiała by powtarzać dwa razy. Byłem dla niej zawsze i wszędzie, nie ważne o co chodziło. Byłem jej, choć ona nie była moja.

 

LORI

 

Po obiedzie razem z mamą i Kayden'em zaczęliśmy sprzątać podczas gdy reszta wybyła z kuchni do pokoi. Nie chciałam wiedzieć co będą tam robić ani nie chciałam iść na górę. Wiedziałam, że dźwięki z pokoi sąsiadów mogłyby być nie za fajne. Specjalnie razem z Kayden'em nie śpieszyliśmy się z sprzątaniem rzeczy ze stołu a gdy nadszedł ten jakże cudowny moment gdzie zaczęliśmy iść do pokoju w duchu się modliłam abym się pomyliła, ale nie. Dźwięki z pokoju Leona były bardzo niepokojące. Brzmiał tak jakby ktoś go mordował. Domyśliłam się, że oni... Cóż, robią rzeczy dla dorosłych. Bardziej było słychać Leona co samo za siebie mówiło kto komu...

 

- Może my jednak idźmy na dwór? - Zaproponował Kayden. - No chyba, że chcesz tego słuchać.

 

- Ewentualnie możemy do nich dołączyć. - Zaśmiałam się rzucając się na łóżko i spojrzałam na niego, jego mina... - Tylko żartuje.

 

Chłopak od razu odetchnął z ulgą a ja na to jeszcze bardziej się zaśmiałam.

 

- Naprawdę tylko żartuje. - Zapewniłam go. - To by było aż tak straszne gdybyśmy się drugi raz ze sobą przespali?

 

- Nie. - Zaprzeczył od razu. - Po prostu... Nie mogę, źle bym się z tym czuł.

 

- Dlaczego? - Spytałam zdziwiona, czy nasz pierwszy raz mu się nie podobał? Może czegoś mi brakuje? - Przecież już ze sobą spaliśmy.

 

- Tak, ale to co innego. - Kayden ewidentnie nie chciał drążyć tego tematu więc tylko skinęła głową. - To co? Dwór?

 

Skinęłąm głową bo rzeczywiście nie widziało mi się słuchać jęków mojego brata. Od razu po wyjściu z domu ruszyłam w kierunku pastwiska, tu czułam się najlepiej. Usiadłam na trawie i obserwowałam jak konie zajadają się trawą, od kilku dni przebywały na dworze, nie wprowadzałam ich do stajni. I to był dobry pomysł, lepiej czuły się na pastwisku. Nawet dołączyłam do reszty koni Vedi'ego, oczywiście kilka dni przed był tu weterynarz który go wykastrował żeby Vidi i Vedi się na siebie nie rzucały. Dawałam im tu jeść i pić, żyły wolno. Kayden usiadł obok mnie, siedzieliśmy w ciszy do póki nie wypalił z niespodziewanym pytaniem którego się nie spodziewałam. Nie z jego ust.

 

- Czujesz coś do niego? - Wypalił nagle. - Do Kaleb'a.

 

- Ja... Nie wiem Kayden. - Powiedziałam niepewnie. - Sama już nic nie wiem, wzbudza we mnie za dużo emocji na raz.

 

- Myślę, że na spokojnie musicie pogadać bez żadnego dotykania macania i kłócenia się. - Spojrzałam na niego jak na wariata. - No co? Wierzę w was.

 

- Nie ma nas. - Zaprzeczyłam od raz. - Nie lubię gdy mnie dotyka.

 

- Bo nie jesteś do tego przyzwyczajona i nie czujesz się przy nim dobrze. - Powiedział. - Ale popracujemy nad wami i będzie dobrze.

 

- Kayden...

 

- Lori znam cię, wiem czemu z nim nie rozmawiasz. - Spojrzałam na niego zdziwiona, bo on nie mógł wiedzieć, niby skąd? - Pokłóciliście się a on potwierdził słowa Leona z waszej którejś kłótni, nie odzywasz się, bo Leon wtedy powiedział, że lepiej było gdy się nie odzywałaś. - Mój wzrok z powrotem wrócił na konie. - Czujesz coś do niego, nawet jak sama przed sobą tego nie przyznasz to i tak to widać. Ja to widzę.

 

- Sam chciał abym się nie odzywała. - Wzruszyłam ramionami. - Więc to robię, nie sprawiam mu problemów. Ale on znowu czegoś chce a ja nie jestem po prostu gotowa, to za duży przeskok.

 

- Rozumiem, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że jemu na tobie zależy? - Spytał. - Myślę, że jeśli na spokojnie porozmawiacie to wszystko się ułoży.

 

- A ty?

 

- Co ja? - Zmarszczył brwi.

 

- Co z tobą? - Spytałam i na niego spojrzałam. - Do końca życie masz zamiar tak żyć?

 

- Kocham cię. - Powiedział patrząc mi prosto w oczy. - Wiem, że nie czujesz tego co ja do ciebie i lepiej będzie ci z Kaleb'em, namieszałem ci w życiu tym, że tego dnia przyszedłem i zostałem w twoim salonie, układałaś sobie życie, a ja tak nagle po prostu się pojawiłem wprowadzając w nie zamieszanie. Mimo, że nigdy nie chciałem źle, to właśnie w tamtym momencie nie świadomie podjąłem złą decyzje. Pozwoliłem ci podążać za sobą zamiast odwrócić cię tyłem i każąc iść ci w kierunku w którym podążałaś. Przepraszam.

 

- Nic nie zrobiłeś. - Zaprzeczyłam od razu. - To nie twoja wina, że między mną a nim się nie układa.

 

- Gdybym odszedł prędzej prawdopodobnie teraz nie obracałby jakiejś dziewczyny. - Odpowiedział. - Jest o mnie zazdrosny i dlatego się tak zachowuje, odejdę.

 

- Kayden...

 

- Nie Lori. - Przerwał mi. - Ja nigdy nie będę szczęśliwy, ale ty możesz. - Poczułam, że szklą mi się oczy, nie robił tego, nie odchodził, to mi się śniło. - Nigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak ciebie, nie wiem czy kiedykolwiek kogoś pokocham, ale jednego jestem pewny, chcę byś była szczęśliwa.

 

W tym momencie bez zastanowienia usiadłam na chłopaku okrakiem i się w niego wtuliłam, nie chciałam by odchodził. Chciałam żeby przy mnie został, żeby było jak kiedyś. Wiedziałam, że zawsze będę mogła na niego liczyć, ale fakt, że nie będę go widywać tak często bolał. Przez ten cały czas który z nim spędziłam od momentu w którym zobaczyłam go w moim salonie był najlepszym czasem. Wiedziałam jedno. Kayden Diaz zawsze będzie jedną z najważniejszych osób, ale fakt, że ja u niego byłam na pierwszym miejscu i nie mogłam dać mu tego na co zasługiwał bolał. Chłopak również mnie objął. Nie chciałam go puszczać, ale przecież siłą go nie zatrzymam.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania