Poprzednie częściThe Mysterious Girl

The Mysterious Girl - rozdział dwudziesty pierwszy

KALEB

 

Spokojnie spaliśmy gdy nagle usłyszeliśmy huk który spowodowały drzwi, najpierw mnie to nie ruszyło, ale po chwili sobie uświadomiłem, że przecież Lori spała ze mną więc ktoś wszedł do pokoju. Niechętnie otworzyłem oczy i uniosłem głowę, w progu stał Leon który się szczerzył a ja nie ogarniałem jeszcze co do końca się działo. Dopiero gdy Lori wygrzebała się z moich objęć by wstać zaczęło coś tam do mnie docierać, ale wróciłem do spania, nie wyspałem się, Lori całą noc się wierciła czym mnie budziła. Podczas gdy ja zakryłem się kołdrą dziewczyna wciągnęła do środka Leona i zamknęła drzwi, chłopak dalej się szczerzył. Ewidentnie miał dobry humor.

 

- No witam moje gołąbeczki, jak miło widzieć was razem dogadujących się. - Zaczął. - Nie żebym chciał wam przeszkadzać, ale przyjeżdża ciocia z wujkiem i ponoć zaadoptowali sobie dwójkę dzieci, synów.

 

- Czy w waszej rodzinie nie mogą jak już to zaadoptować jakiejś dziewczyny? - Wymamrotałem w kołdrę. - Chłopaków już starczy, co chwile sami chłopacy, dali by jakąś babę a nie. - I w tym momencie dostałem z poduszki. - Ała, a to za co?

 

- Domyśl się. - Uniosłem głowę i wbiłem wzrok w Lori która miała pokerowy wyraz twarzy.

 

- Stosujesz wobec mnie przemoc. - Patrzyłem na nią zaspanym wzrokiem. - Nie powiedziałem nawet nic złego, dostałem z poduszki za bycie szczerym.

 

- Nawet cię nie dotknęłam. - Zauważyła. - I dobrze wiesz o co mi chodzi.

 

- Zazdrosna szurnięta baba. - Wymamrotałem wracając do spania. - Brakuje jeszcze abyś mnie w pokoju zamknęła.

 

- Nie jestem zazdrosna, to po pierwsze. - Miałem ochotę westchnąć. - A po drugie oboje wiemy, że lepiej byś ty trzymał się z daleka od płci przeciwnej, dla swojego dobra.

 

- To że dziewczyny się do mnie kleją to nie moja wina.

 

- Ale to ty im na to pozwalasz i odpowiadasz na ich zaczepki.

 

Dobrze, że ponownie schowałem twarz w kołdrze, bo gdyby zauważyła, że wywracam oczami to wkurzyła by się jeszcze bardziej.

 

- A co mam powiedzieć ja, gdy każdy chłopak pożera cię wzrokiem? - Spytałem. - Zamordować ich nie mogę, uszkodzić też nie, bo mi nie pozwolisz.

 

- Nikt nie pożera mnie wzrokiem.

 

- Ja tak, Kayden tak, jeden z tych chłopaków z wczoraj też. - Zacząłem wyliczać. - Mówić dalej?

 

- A czy zwróciłam uwagę na kogoś innego niż ty i Kayden?

 

Nie no, jeszcze przyznaje, że zwraca uwagę na Kaydena. Poczułem, że krew zaczęła we mnie wrzeć. Niby nie dała mi powodów do zazdrości, ale właśnie przyznała się że zwraca na niego uwagę. Moja zazdrość dostała zazdrości, nie chciałem by zwracała na niego uwagę.

 

- No ty nie, ale oni tak.

 

- Ale ja w przeciwieństwie do ciebie nie podrywam żadnego chłopaka.

 

- Ale żadna inna dziewczyna poza tobą mnie nie obchodzi, więc nie wiem jaki w tym problem. - Wyznałem. - I wydaje mi się, że jesteśmy kwita, skoro ty przez ostatni czas dobierałaś się do Kaydena, a ja nie tknąłem nikogo myślę, że wszystko się wyrównało.

 

- Jak to dobierała się do Kaydena?! - Wydarł się Leon. - Co mnie ominęło?

 

- Nie wtrącaj się. - Powiedziała Lori. - I poza tym Kayden to Kayden, ja go znam a ty pozwalasz obcym dziewczynom się dotykać, poza tym ty robiłeś to przez całe życie a ja tylko kilka razy, wiec nie, nie jesteśmy na równi.

 

- Trudno. - Wzruszyłem ramionami. - Poza tym już tego nie robię i to od w sumie długiego czasu więc nie mam sobie niczego do zarzucenia.

 

- Ja się o coś pytałem. - Upomniał się Leon. - Dalej czekam na odpowiedź.

 

- Ale jej nie dostaniesz. - Odpowiedziała Lori. - To moje życie a ty się nie wtrącaj.

 

Mówiąc to podeszła do drzwi i chwyciła za klamkę, otworzyła drzwi i tak po prostu sobie wyszła jakbyśmy wcale nie rozmawiali, naprawdę nie nadążam za tą dziewczyną. A nawet jeszcze dobrze nie zaczęliśmy naszego związku. Coś czuję, że to będzie mój pierwszy i najtrudniejszy związek, ale przede wszystkim mam nadzieję, że pierwszy i ostatni, nie wyobrażam sobie swojego życia z inną dziewczyną niż ona. Dla mnie jest idealna pod każdym względem, oczywiście, ma wady jak każdy, ale te wady sprawiają, że na swój sposób jest wyjątkowa. Leon się na mnie patrzył jakby myślał, że tak po prostu mu powiem o co chodzi.

 

- Nie ma nic za darmo. - Powiedziałem odkrywając twarz całkowicie i wygodniej się układając.

 

- Co chcesz?

 

- Jej numer telefonu.

 

- W sensie Lori?

 

- Nie, twojej mamy, wiesz.

 

Rzucił mi swój telefon, który ku własnemu zdziwieniu zdążyłem złapać. Usiadłem wygodnie po turecku a następnie odblokowałem go i zacząłem szukać numeru Lori, ale w kontaktach nie znalazłem kontaktu w który by wskazywał na to, że to jej numer. Może byłoby łatwiej gdyby Leon nie zapisywał ludzi "misiaczek", "wariatka" od kiedy pamiętam tylko tak zapisywał ludzi i mimo, że znało się jego wszystkie hasła i loginy, to tak naprawdę nic to nie dawało, bo nie szło się domyślić kto jest kim. Może nie był jednak taki głupi za jakiego go wszyscy mieli. Niby mogłem wchodzić w wiadomości i spróbować stwierdzić który czat brzmi jak rozmowa rodzeństwa, ale nie chciałem naruszać jego prywatności. Spojrzałem na niego z nad ekranu telefonu.

 

- Wiedźma.

 

Moje palce zaczęły wystukiwać nazwę kontaktu i... Leon serio miał ją tak zapisaną. Ale nie dopytywałem, po prostu chwyciłem za swój telefon i zacząłem przepisywać. Tylko nie zapisałem jej jak Leon a po prostu "moja dziewczyna" Na początku chciałem zapisać ją jako "Lori" ale moja dziewczyna brzmi lepiej, poza tym tak zazwyczaj zapisywałem dziewczyny z którymi sypiałem. A ostatnio zrobiłem porządek w telefonie i pousuwałem wszystkie numery do tych dziewczyn łącznie z wiadomościami. Zacząłem żyć normalnie i nie mogłem tego zepsuć, musiałem je pousuwać też w razie gdyby mnie podkusiło i bym nie wytrzymał. Zależało mi na Lori i to z nią chciałem budować przyszłość, nie potrzebowałem rozpraszaczy które mogłyby wszystko zniszczyć. Przeszłość to przeszłość, teraźniejszość to teraźniejszość i na tym zamierzam się teraz skupić. Oddałem Leonowi telefon, ale zanim na niego spojrzałem napisałem do Lori.

 

Ja : Hejo.

 

Odłożyłem telefon na bok, poczułem, że wibruje a ekran się podświetlił, ale wolałem póki co skupić swoją uwagę na Leonie który usiadł na moim łóżku czekając aż zacznę.

 

- A więc co chcesz wiedzieć?

 

- Wszystko, bo chyba ominąłem kilka odcinków z tej komedii z tego co widzę.

 

Zacząłem opowiadać Leonowi wszystko co wiedziałem i coraz bardziej bawiła mnie jego mina. Ewidentnie nie spodziewał się tego, że Lori ma taką relacje z Kaydenem. A mówił, że nie mam się o co martwić, tak Leon, nie miałem się o co martwić z całą pewnością, a Lori wcale nie całowała się z Kaydenem i się z nim nie przespała. Gdy doszedłem do obecnego momentu był już chyba całkowicie w szoku.

 

- Chcesz mi powiedzieć, że Lori przespała się z Kaydenem tylko dlatego, że ty pocałowałeś jakąś typiarę by sprawdzić jak zareaguje? - Spytał prawie niesłyszalnie. - Zrobiłeś tyle głupich rzeczy, że ja się dziwie jak to wszystko jeszcze całkowicie się nie zepsuło. - Ewidentnie jeszcze nie wszystko do niego dotarło. - W zasadzie sam ich do siebie zbliżyłeś, bo to twój pocałunek z tą dziewczyną był ostatnim gwoździem do trumny. Gdybyś jej nie pocałował dosłownie nic by się nie stało.

 

- Wiem, ja sam się nad tym zastanawiam. - Chyba pierwszy raz się z nim zgodziłem. - Gdy tak sobie czasami siedzę i myślę o tym, że nic by się nie stało gdybym nie pocałował tej dziewczyny, to mam ochotę się śmiać.

 

- Sam zadecydowałeś, podjąłeś jedną decyzje a reszta zadziała się sama. - Wzruszył ramionami. - A to nie moja sprawa, ale jestem w dużym szoku, że Kayden zgodził się z nią przespać, chociaż...

 

- Mnie nie. - Leon zmarszczył brwi na moje słowa. - Zauważyłem, że on jej pozwala ze sobą robić co tylko chce.

 

- Nie widzi świata poza nią. - W jego oczach było widać fascynacje. - Obaj ją kochacie, ale w jego oczach widać to o wiele bardziej. - Nawet w jego głosie było słychać fascynacje. - Chciałbym, żeby ktoś kiedyś patrzył na mnie tak jak on patrzy na nią. Możesz mi powiedzieć, że przecież to normalne, że ktoś tak na kogoś patrzy, bo przecież dorastamy i inne duperele, ale on tak na nią patrzy prawie od początku ich znajomości.

 

- Możesz mi powiedzieć jak to możliwe, że Lori była tak wpatrzona w Conora, że kompletnie zlała Kaydena? - Spytałem. - Nie znam go za długo, ale od początku w każdym jego ruchu widzę troskę i miłość jaką ją darzy.

 

- Szczerze to sam nie wiem, ale... - Nie wiem czy mi się przewidziało, czy Leon naprawdę strzelił buraka. - Przez pewien czas Kayden mi się podobał.

 

- To stąd Lori wiedziała, że jesteś gejem? - Zapytałem a on na mnie spojrzał. - No co? Ja ci powiedziałem wiele ciekawych rzeczy, teraz twoja kolej.

 

- Pocałowałem go. - Wypalił a ja rozszerzyłem oczy. - W nim zakochałem się jako pierwszym, tylko nie wiedziałem jak mu to powiedzieć, więc jak gdyby nigdy nic go pocałowałem.

 

- Przy Lori?

 

- Co? - Spytał głupio. - Oczywiście, że nie.

 

- To jak się dowiedziała?

 

- No a jak myślisz inteligencie?

 

- Powiedział jej? - Spytałem a on skinął głową. - Ja tam bym wolał to przemilczeć.

 

- Widzisz, Lori i Kayden nie umieją czegoś przed sobą zatajać. - Westchnął. - Oni z siebie czytają, zauważą każdą zmianę w zachowaniu. Są jak jeden organizm, jak lustrzane odbicie.

 

- Jak ona na to zareagowała? - Byłem strasznie ciekawy. - No mów, nie trzymaj mnie w niepewności.

 

- Ta zołza od początku wiedziała! - Prawie że krzyknął. - Przez ten cały czas wiedziała i nawet się nie zdziwiła gdy usłyszała, że go pocałowałem.

 

- Ty naprawdę masz pecha. - Stwierdziłem. - Najpierw Kayden który się buja w Lori a teraz ja, podobają ci się chłopacy którzy bujają się w twojej siostrze.

 

- No cóż, takie życie. - Nie brzmiał jakby go to jakkolwiek ruszało. - Chociaż teraz mam najlepszego chłopaka na świecie.

 

- Najlepszy, to jestem ja. - Przypomniałem mu. - Ale cieszę się, że jesteś szczęśliwy.

 

- Postaraj się tego nie zjebać. - Powiedział wstając z łóżka i idąc do drzwi, zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o czym mówił. - Jak skrzywdzisz moją siostrę to ja skrzywdzę ciebie.

 

I wyszedł, teraz już rozumiałem o co mu chodziło i co miał na myśli. Miałem nie zepsuć mojego związku z Lori, będzie dobrze o ile żaden chłopak nie będzie się przy niej kręcił. Byłem chłopakiem i wiedziałem co innym chłopakom siedziało w głowie. Chciałem dla niej dobrze dlatego chciałem by trzymała się z daleka od tych wszystkich idiotów. Wstałem z łóżka, choć najchętniej zostałbym w nim na zawsze. Ruszyłem w kierunku szafy by wziąć z niej ciuchy i iść do łazienki by wziąć prysznic, ale moje chęci umarły tak szybko jak się pojawiły. Mimo to zebrałem się w sobie i wyjąłem pierwsze lepsze ciuchy a następie wyszedłem z pokoju i ruszyłem do łazienki, na szczęście była wolna, ale postanowiłem, że nie chce mi się brać prysznica więc nalałem sobie wody do wanny i tak sobie leżałem. W wannie siedziałem z dwadzieścia minut i się relaksowałem, gdy już z niej wyszedłem i zacząłem się wycierać a następnie ubierać zdałem sobie z czegoś sprawę. Nie wziąłem bokserek. Ja to normalnie mam farta w życiu, zacząłem myśleć nad tym co zrobić. Nie wiedziałem czy to dobry pomysł, ale postanowiłem napisać do Lori. Chodzenie po tym domu w ręczniku nie mogłoby skończyć się dobre, dlatego wziąłem ręcznik i obwiązałem w pasie a następnie chwyciłem telefon i dopiero przypomniałem sobie, że przecież po tym jak wysłałem wiadomość Lori mi odpisała.

 

Moja dziewczyna : Znamy się?

 

Ja : No oczywiście, że tak.

 

Ja : Żeby tak swojego ulubionego sąsiada z pokoju obok nie poznać, nie ładnie.

 

Ja : A będziesz tak miła i przyniesiesz mi bokserki?

 

Moja dziewczyn : Oszalałeś?

 

Ja : Tylko pytam.

 

Ja : Dobra dziewczyna by przyniosła i jeszcze pomogła założyć.

 

Moja dziewczyna : Kiedy ty nawet nie wiesz jak wygląda związek, więc o czym ty mi właśnie mówisz.

 

Wiedziałem, że to napisze. Za bardzo brała wszystko na serio.

 

Ja : Tylko żartuję.

 

Ja : Ale bokserek naprawdę zapomniałem, przyniesiesz?

 

Nie odpisała od razu, myślała nad tym czy więcej argumentów jest za czy przeciw. Wiedziałem to, byłem wręcz tego pewny. Wpatrywałem się w ekran czekając na odpowiedź.

 

Moja dziewczyna : Idę.

 

Moja dziewczyna : Zasłoń się.

 

Uśmiechnąłem się na widok drugiej wiadomości.

 

Ja : Nie chcesz na mnie popatrzeć?

 

Nie dostałem odpowiedzi, ale za to usłyszałem pukanie do drzwi, otworzyłem je i... Zobaczyłem szczypce które trzymały moje bokserki, natomiast Lori stała przy samej ścianie i nie patrzyła w moim kierunku. Wyglądało to komicznie, chwyciłem swoje bokserki a ona poluzowała chwyt tym samym puszczając moje bokserki.

 

- Tak tylko ci przypomnę, że kiedyś będziesz sobie nakładać tym jedzenie.

 

Wróciłem do pomieszczenia zamykając je za pomocą zamka. Ubrałem się i wyszedłem niemal wpadając na Lori.

 

- Ubieraj się szybciej. - Pośpieszyła mnie, spojrzałem na nią zdziwiony. - Przyjechali ciocia i wujek, no i moi nowi kuzyni.

 

- Aż tak ci się do nich spieszy? - pytałem przekraczając próg swojego pokoju. - Chociaż w sumie ja też bym się cieszył gdyby to były kuzynki. - Wyjąłem dresy z szafy i spojrzałem na nią, zabijała mnie wzrokiem. - Czyżby ktoś był zazdrosny? - Podszedłem do niej i położyłem ręce na jej tali i przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej całując ją w usta. - Moja zazdrośnica.

 

- Kto tu niby jest zazdrosny, to ty chcesz mordować każdego chłopaka który nic nie zrobił tylko ze mną rozmawiał. - Wymamrotała, nie miała humoru. - Nie zajmuj mnie tylko się pospiesz.

 

- Nie zajmuje ciebie. - Powiedziałem. - Zajmuje się tobą, a to duża różnica. - Pokręciła głową, jej mina jasno mówiła, że nie ma nastroju. - Wszystko okej?

 

- Tak.

 

- Brałaś leki? - Jęknęła niezadowolona i oparła swoją głowę o moją klatkę piersiową. - To ważne.

 

- Wiem, po prostu nie mogę już o tym słuchać. - Położyłem swoją głowę na jej i mocniej ją objąłem. - To męczące, sama wzmianka o nich sprawia, że mam ochotę krzyczeć.

 

- Ale wzięłaś leki? - Dopytałem, nie chciałem jej męczyć, ale to było ważne. - Wiesz, że to bardzo ważne byś normalnie funkcjonowała.

 

- Wzięłam. - Odpowiedziała po dłuższej chwili ciszy. - Musimy iść na dół.

 

- Wolałbym zostać tu, tylko z tobą i nikim innym. - Odsunąłem ją by wciągnąć dresy, gdy byłem już ubrany cmoknąłem ją jeszcze raz w usta. - Teraz możemy iść.

 

Czułem, że coś jest nie tak, jej wzrok był jak za mgłą a ona sama nie wyglądała jakby czuła się dobrze. Ale dopóki nie powie, że czuje się źle pozostaje mi jedynie czujnie ją obserwować. Zeszliśmy na dół, Leon zagadywał chłopaków a dorośli robili coś w kuchni, podeszliśmy do chłopaków. Leonowi to jednak nie przeszkadzało, bo dalej im o czymś opowiadał, wyglądali na lekko speszonych.

 

- Leon oddychaj. - Przerwałem mu. - Straszysz ich tylko i peszysz.

 

- O, jesteście. - Dopiero nas zauważył. - I nikogo nie peszę a już na pewno nie straszę. - Skrzyżował ręce na piersi. - A Lori wygląda jakby zamiast być tu była daleko stąd. - Uważnie się jej przyglądał.

 

- Nic mi nie jest. - Westchnęła. - Żyję.

 

- Brałaś lek...

 

- Jeśli jeszcze raz usłyszę wzmiankę o lekach to zrobię komuś krzywdę. - Uprzedziła go. - Jestem świadoma otoczenia, nic mi nie jest.

 

- Nie wątpię, ale mówię serio. - Brzmiał na zmartwionego. - Nie wyglądasz najlepiej.

 

Lori ewidentnie nie miała ochoty dalej toczyć tej rozmowy, bo po prostu się odwróciła, poszła do korytarza a następnie usłyszałem jak drzwi się zamykają.

 

- Ty też to widzisz, prawda? - Spytał Leon. - Czujesz, że coś jest nie tak, ale nie wiesz co.

 

- Powiedziała, że wzięła leki i jej wierzę, ale naprawdę jest coś nie tak. - Przyznałem mu rację. - Tylko nie wiem co, ja nic nie zrobiłem, ty raczej też nie, a Kaydena nie wiem kiedy ostatni raz widziałem.

 

- Może to właśnie o to chodzi. - W jego oczach dostrzegłem coś jakby błysk. - Nie widziała się jakiś czas z Kaydenem.

 

- Nie sądzę, Kayden by jej nie zostawił gdyby łączyło się to z tym, że coś może się stać. - Obaj myśleliśmy na głos. - Coś jest nie tak, ale dopóki się nie dowiem co, będę ją po prostu obserwować i czuwać.

 

- Ja bym zadzwonił do Kaydena.

 

- Cieszę się, że nie jestem tobą i nie jestem jeszcze tak zdesperowany. To nie jest nagła ani ostateczna sytuacja.

 

- Ale coś jest nie tak, a oboje dobrze wiemy, że jeśli coś z Lori jest nie tak to tylko Kayden jest w stanie stwierdzić o co chodzi.

 

- Nie możemy mu zawracać głowy za każdym razem gdy coś jest nie tak. - Dzwonienie po Kaydena byłoby głupotom, sam muszę nauczyć się jak postępować z Lori w trudnych sytuacjach. - Jeśli będzie naprawdę źle wtedy zadzwonimy, póki co nie jest źle.

 

- Jak uważasz. - Wzruszył ramionami. - W razie czego to na ciebie Kayden będzie wściekły, oł sorry chłopaki. - Powiedział przypominając sobie o ich obecności. - To Kaleb. - Machnął głową w moją stronę. - Ta co wyszła to Lori. - Przedstawił siostrę. - A to jest Nicholas i Mateo, są bliźniakami.

 

- Cześć. - Przywitałem się wystawiając rękę najpierw do jednego chłopaka a potem drugiego. - I zauważyłem, że są bliźniakami, są jak dwie krople wody.

 

- Idziesz do niej? - Zapytał Leon wracając spojrzeniem do mnie, pokręciłem głową przecząco. - Czyżbyś bał się mojej siostry?

 

- Nie, ale wiem, że nie wiele jej już brakuje by kompletnie się wkurwiła i pojechała siną w dal. - Wyznałem. - Ta granica jest zbyt cienka bym ryzykował.

 

- Myślisz, że wsiadła by na Vidiego...

 

- Nazwała konia widziałem? - Spytał jeden z bliźniaków. - Czemu?

 

- Cóż, tego nikt nie wie. - Leon wzruszył ramionami. - Chociaż gdy się tak na nich patrzy można dostrzec jak porozumiewa się z nim bez słów, możliwe że nazywając go tak miała na myśli to, że patrząc w jego oczy widzi jego dusze która jest bliska jego duszy.

 

- To brzmi zbyt skomplikowanie. - Stwierdził drugi brat.

 

- Zrozumiałbyś gdybyś widział jak razem współpracują, ona się nie zastanawia dwa razy, po prostu pozwala mu prowadzić, to wygląda magicznie. - Wyjaśniłem. - W zasadzie jej praca ze zwierzętami wygląda magicznie.

 

- Brzmi ciekawie.

 

Pani Diana akurat weszła do salonu tym samym przerywając naszą rozmowę, wszyscy na nią spojrzeliśmy. Miała już coś powiedzieć, ale chyba zauważyła, że nie ma Lori.

 

- A Lori gdzie zgubiliście? - Spytała. - Jest dziś strasznie dziwna, nie da się z nią praktycznie porozmawiać jakby nie była sobą.

 

- Ma chyba gorszy dzień. - Odpowiedział Leon. - Obawiam się, że zbliża się upadek albo inne badziewie, bo dawno nic jej nie było.

 

- Mam nadzieję, że nie. - W oczach mamy Leona widać było zmartwienie. - Mam nadzieję, że to chwilowy brak zainteresowania otoczeniem a nie izolacja przed światem.

 

- Damy radę, to nie pierwszy i ostatni raz. - Leon starał się pocieszyć panią Dianę. - Zresztą to Lori, wiesz że miewa swoje humorki.

 

- Oby było wszystko dobrze, zaraz będzie obiad.

 

Nie potrzebowałem słuchać dalej, po prostu ruszyłem w kierunku wyjścia z domu. Musiałem z nią pogadać, spróbować ustalić co jest nie tak. Miałem z początku tylko obserwować, by jej nie zdenerwować i się nie pokłócić, ale nie mogłem stać bezczynnie. Wciągnąłem na szybko swoje buty i wyszedłem na dwór, rozejrzałem się choć nie wiem po co, bo z zamkniętymi oczami mógłbym wskazać gdzie jest. Oczywiście, że była na pastwisku razem z końmi. Podszedłem do płotu a następnie na nim usiadłem i zeskoczyłem po drugiej stronie, szczerze? Nie wiedziałem co chcę jej powiedzieć. Dostrzegła mnie dopiero gdy ustałem centralnie przed nią, uczyła diabła dembować. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, w jej oczach widziałem lekką dezorientację.

 

- Co się dzieje? - Zapytałem wprost. - Nie chcesz poznać swoich nowych kuzynów?

 

- Nie mam dziś na nic ochoty. - Wymamrotała, naprawdę była dziś dziwna. - To nic takiego.

 

- Rano było okej, a teraz zachowujesz się dziwnie i nie mogę tego zrozumieć. - Powiedziałem. - Wszyscy się martwimy.

 

- Nie ma potrzeby, naprawdę jest wszystko dobrze. - Brzmiała jakby mówiła prawdę, ale nie wyglądała ani się tak nie zachowywała. - Nie musicie się martwić.

 

- Choć. - Rozłożyłem ręce tym samym dając jej znak by się przytuliła, zrobiła to. - Nie jesteś sama, jeśli coś się dzieje to musisz mówić.

 

- Wiem. - Tak samo jak w pokoju tak i teraz oparła swoją głowę o moją klatkę piersiową. - Ale naprawdę jest okej, możesz mi uwierzyć?

 

Co miałem jej powiedzieć? Jak miałem jej uwierzyć skoro miałem oczy i nie byłem ślepy. Widziałem, że coś jest nie tak, toczyłem walkę sam ze sobą, ale coś sobie uświadomiłem. Nie chciałem jej okłamywać, chciałem być szczery.

 

- Nie mogę. - Odpowiedziałem prawie nie słyszalnie. - Chciałbym wierzyć, ale nie mogę.

 

Puściła mnie i się odsunęła, nie chciałem jej puszczać, ale musiałem. Znów patrzyliśmy sobie w oczy, ale szybko to przerwała. Nie chciałem by tak to się potoczyło, ale upadki są po to by wstać, a my wstaniemy z tego wszystkiego jeszcze silniejsi. Ruszyłem w kierunku domu, póki co musiałem odpuścić. Gdy tylko przekroczyłem próg domu od razu poczułem na sobie spojrzenie Leona.

 

- I? - Spytał a ja spojrzałem na niego krzywo. - No co? Chcę coś wiedzieć.

 

- Więc wiesz, że drugiej tak upartej dziewczyny jak twoja siostra to na pewno nie ma. - Powiedziałem, nie starałem się nawet być miły. - Nic do niej nie dociera.

 

- I nie dotrze do póki coś się nie stanie. - Wzruszył ramionami. - Toczy walkę sama ze sobą, ale swojego organizmu nie oszuka, teraz daje rade, ale gdy będzie musiała zrobić coś bardziej wymagającego przestanie myśleć o tym, że musi uważać i skupi się na tym co robi.

 

- Co jak coś jej się stanie? - Nie podobała mi się ta myśl. - Coś jej się już kiedyś stało?

 

- Nie. - Zaprzeczył. - No poza tym gdy ty gapiłeś się w telefon i przypadkiem zwaliłeś ją ze schodów, no w sumie dalej nie wiem czy to na pewno był przypadek.

 

- Myślisz, że specjalnie bym zepchał ją ze schodów? - Spytałem zdziwiony tym co zasugerował. - Owszem, byłem w cholerę zazdrosny o Kaydena, ale nigdy bym nie zrobił jej krzywdy, jest jedyną dziewczyną która wzbudza we mnie emocje, umie mnie namówić do rzeczy których nie chce robić, wystarczy jedno jej spojrzenie bym wiedział, że robię coś złego lub nieodpowiedniego i zrobiłbym dla niej wszystko. W życiu nie zrobiłbym jej krzywdy celowo, jest moim światem.

 

- Co ona z tobą zrobiła? - Leon się przeżegnał. - Gdzie jest Kaleb "mam wyjebane, dziewczyny są na jedną noc"? Od zawsze wiedziałem, że jest wiedźmą.

 

- Ha ha, bardzo zabawne. - Wywróciłem oczami. - Ludzie się zmieniają.

 

Cały czas zapominaliśmy o chłopakach, nie zwracaliśmy na nich uwagi jakby ich nie było, spojrzałem na nich. Obserwowali nas jakbyśmy byli telewizorem, chyba ich to bawiło. Mnie też by bawiło gdyby mnie to nie dotyczyło, dlatego też byłem zirytowany, ale się nie odezwałem. Na tym zakończyła się moja rozmowa z Leonem, moim zdaniem to dobrze, bo miałem ochotę zrobić mu krzywdę.

 

***

 

Siedzieliśmy w salonie, ja, Lori, Leon i któryś z bliźniaków, drugi poszedł na dwór około pół godziny temu mówiąc, że musi się przewietrzyć. Ustaliliśmy, że bliźniacy będą spać w moim pokoju, bo w sumie to miałem tam tylko ciuchy... No i moją magiczną szufladę, a spanie w pokoju Lori razem z nią nie wydawało się złym pomysłem. Natomiast rodzice bliźniaków będą spali w pokoju gościnnym tuż koło pokoju państwa Danielsów. Leon oczywiście cały czas paplał, Lori milczała i jedynie opierała głowę o mój bark, chłopak z kolei wypatrywał brata przez okno. Okazało się, że byli w naszym wieku dlatego mniej więcej umieliśmy się dogadać, tylko przez to, że dopiero ich poznaliśmy było trochę dziwnie i niekomfortowo. Nagle chłopak się obrócił do nas przodem.

 

- Nie podoba mi się to. - Oświadczył. - Robi się po chmurno a tego idioty nigdzie nie widać.

 

- Gdzie on w ogóle poszedł? - Zapytał Leon. - Miał iść się przewietrzyć a coś ani widu ani słychu.

 

- Obawiam się, że poszedł do tego lasu. - Podrapał się po głowie. - Jak jechaliśmy to mówił, że mu się podoba i że koniecznie musi się tam przejść.

 

- Pojadę sprawdzić, może go znajdę. - Lori wstała z kanapy tym samym sprawiając, że od razu się rozbudziłem. - Znam ten las jak własną kieszeń.

 

- Co jak gdzieś zasłabniesz? - Zapytałem, nie podobał mi się ten pomysł. - Od rana zachowujesz się dziwnie.

 

- Dam radę, mam Vidiego a on poszedł gdzieś sam i kompletnie nie zna okolicy. - Każde jej słowo brzmiało pewnie. - Znajdę go i wrócę, ewentualnie bądźcie pod telefonem.

 

I już zacząłem się niepokoić, nie podobało mi się to. Wstałem by już z nią iść ale zanim choćby postawiłem krok z powrotem wylądowałem na kanapie. Lori mnie na nią popchała, stała nade mną.

 

- Nic mi nie będzie, a ty zostajesz. - Patrzyła mi prosto w oczy. - Muszę to zrobić szybko a ty będziesz mnie spowalniał.

 

- Uważaj na siebie. - Powiedziałem. - I bądź pod telefonem.

 

- Nawet do mnie nie pisz. - Ostrzegła mnie. - Masz być pod telefonem, ale nie wypisuj i nie dzwoń, jeśli będzie trzeba dostaniesz telefon.

 

Nie wiem czemu czułem, że ja dostanę ten telefon. Całym sobą czułem, że ten dzień nie skończy się dobrze. Od rana czułem, że coś się stanie, nie wiedziałem co ani czy na pewno, ale coś mi mówiło, że tak.

 

- Dalej mi nie odpisałaś. - Zauważyłem. - Czekam na odpowiedź.

 

- Nie dostaniesz jej.

 

- Czyli tak? - Uśmiechnąłem się cwanie. - Mogłaś od razu mówić.

 

- Kiedyś dokończymy tę rozmowę.

 

I poszła. Nie chciałem by szła, nie chciałem by coś jej się stało. Jak tylko usłyszałem zamykanie drzwi chwyciłem po telefon, czułem że Leon się na mnie patrzy, ale miałem wywalone.

 

- Co robisz? - Spytał w końcu.

 

- Piszę do Kaydena.

 

- Po co?

 

Spojrzałem na niego, nie wiedziałem, czy mam mu mówić o moich obawach, niby było między nami okej, ale na pewno nie byliśmy przyjaciółmi a na pewno nie takimi jak przedtem.

 

- Czuję, że coś się stanie. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.

 

Ja : Kayden, przyjedź.

 

Nie odpisał.

 

***

 

Siedzieliśmy w salonie, Kayden przyjechał na swoim koniu prawie od razu po dostaniu mojego sms'a, nie odpisał. On od razu zaczął się zbierać i w przeciągu dziesięciu minut znalazł się u nas. Na dworze strasznie padało a ich dalej nie było. Siedzieliśmy i czekaliśmy na to co los przyniesie. Miałem nadzieję, że moje przeczucie było złudne, ale mój telefon zaczął dzwonić. To numer Lori.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bettina 9 miesięcy temu
    Super, subtelny, delikatny świat.
  • Bettina 9 miesięcy temu
    - Mam nadzieję, że nie. - W oczach mamy Leona widać było zmartwienie. - Mam nadzieję, że to chwilowy brak zainteresowania otoczeniem a nie izolacja przed światem.

    Tolerancji, że to chwilowy brak tolerancji. Brak tolerancji prowadzi do chwiliwych izolacji.

    Pozdrawiam ì jestem zachwycona.

    Bardzo serdecznie, miłego wieczoru

    Bettina

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania