The Mysterious Girl - Rozdział dwudziesty szósty
KALEB
Lori poszła przed chwilą do łazienki, a mi już się nudziło i nie miałem co robić, gdyby ktoś mnie teraz obserwował uznałby mnie za wariata, chociaż może i nim byłem. Nie minęły nawet dwie minuty a ja wstałem i ruszyłem do łazienki. Nie, nie dlatego, że Lori tam była, po prostu też musiałem umyć zęby. Bynajmniej tak sobie powtarzam. Idąc do łazienki nie mijałem nikogo, a do samej łazienki wszedłem bez pukania, gdy tylko się do niej wślizgnąłem Lori na mnie spojrzała zdziwiona moim zachowaniem, jej mina jasno mi mówiła, że nie rozumie co ja wyprawiam, a sam jej wzrok mnie karcił za to, że wszedlem tu tak po prostu bez pukania. Ja natomiast jak gdyby nigdy nic wziąłem swoją szczoteczkę a następnie zwędziłem pastę Lori którą położyła na brzegu zlewu, spojrzała na mnie krzywo. Czy ona musi tak na mnie patrzeć? Wiem, że ma okres i prawie wszystko ją drażni, ale zdecydowanie wolę jej wzrok gdy patrzy na mnie jak gdyby nic innego nie było ważne, a nie gdy mnie nim morduje za samo moje istnienie.
- Twoje, moje, nasze wspólne. - wyszczerzyłem się do niej a następnie złożyłem pocałunek na jej ustach chcąc poprawić jej jakoś humor. - No nie patrz tak na mnie, nie ukradłem ci przecież jedzenia.
- Nie wiem czy wiesz, ale ta łazienka jest jedno osobowa. - odwróciła się z powrotem w stronę zlewu dalej myjąc zęby. - Nie miałeś być w pokoju?
- Wiesz, ja wiem, że ty wczoraj nie obejrzałaś filmu do końca, ja też nie, ale skończyłem na momencie gdzie Kiara stwierdziła, że te ich lwy i lwy ze złej ziemi to jedno, więc my też jesteśmy jednością. - nałożyłem sobie pastę na szczoteczkę i odłożyłem ją na wcześniejsze miejsce jak gdyby nigdy nic. - Poza tym, nudziło mi się to przyszedłem do ciebie dotrzymać ci towarzystwa.
- I ukraść mi pastę.
- I ukraść ci pastę. - przytaknąłem.
Boże, nie sądziłem że dziewczyny tak długo myją zęby, myślałem, że umyjemy i po sprawie, a ona nałożyła pastę drugi raz i umyła je jeszcze raz. Nie wiem co ona za pasty używa, ale chyba wypaliło mi język i dziąsła i ogólnie wnętrze ust, ta pasta mnie dosłownie paliła. Gdy wychodziliśmy z łazienki przepuściłem ją w drzwiach, ale prawie wpadła na Nicholasa, więc szybko przyciągnąłem ją z powrotem do siebie, by się z nim nie zderzyła, może i faktycznie mam ze sobą problem, ale tylko może, bo kto normalny się tak zachowuje? Wariaci, a z tego co wiem to oni normalni nie są. Lori na mnie spojrzała i chciała coś powiedzieć, ale nie dałem jej dojść do słowa gdy nagle złapałem ją za rękę, wyminąłem Nicholasa a następnie wciągnąłem Lori do naszego pokoju zamykając za nami drzwi. Lori chyba dalej nie prze analizowała tego co się właśnie stało, bo dalej stała w tym samym miejscu, ja jedynie rzuciłem się na łóżko z jękiem, bo dopiero do mnie dotarło jak się właśnie zachowałem. Boże jaki ja jestem głupi, co ja najlepszego wyprawiam, ona nawet mi nie daje szansy na bycie zazdrosnym, a mi jak zwykle odwala. Jeszcze trochę i będę myślał nad szukaniem dla siebie jakiegoś dobrego psychiatry lub psychologa.
- Musisz mi wybaczyć moje debilne zachowanie, nie wiem o co mi chodzi. - spojrzałem na nią przekręcając głowę w bok, Lori dalej stała w tym samym miejscu. - Przepraszam, uh ja nie wiem co ze mną nie tak, chyba po prostu znowu jestem zazdrosny i nawet nie wiem o co.
- No ja chyba się domyślam o co chodzi. - powoli podeszła do łóżka i usiadła na jego krawędzi, przesunąłem się by mogła bardziej na nim usiąść i było jej wygodniej. - Jesteś zazdrosny o Nicholasa, tak jak wcześniej byłeś zazdrosny o Keydena choć też nie miałeś wtedy powodów.
- Jesteś na mnie zła? - na jej twarzy pojawiło się niezrozumienie. - Z powodu sytuacji z przed kilku minut.
- Nie jestem. - poczułem ulgę. - Ale proszę cię, przystopuj z tą zazdrością i potrzebą przebywania ze mną cały czas.
- Próbuje, ale jesteś pierwszą dziewczyną na której mi tak kurewsko zależy i gdy widzę koło ciebie jakiegoś chłopaka po prostu mi odbija i nad sobą nie panuję i co niby miałbym robić jeśli nie siedzieć z tobą?
- Idź trochę do chłopaków a ja pójdę do koni. - zaproponowała, obróciłem się na plecy. - I naprawdę nie musisz się o nic martwić, okej? Kocham cię ty debilu jeden, ale nie możesz być zazdrosny o wszystko co się koło mnie znajduje. - uśmiechnąłem się do niej. - Jestem twoja i to się nie zmieni.
- Nawet jeśli Conor wyjdzie zza grobu?
- O duchy też jesteś zazdrosny?
- Jestem zazdrosny o wszystko. - podniosłem się do siadu. - A teraz idę na dół, bo moja własna dziewczyna mnie wygania.
- Dbam o twoje relacje społeczne. - cmoknęła mnie w usta, a ja się skrzywiłem. - Co? - zeskanowała mnie jakby chciała się upewnić czy nic mi nie zrobiła. - No?
- Tak krótko?
Dziewczyna chwilę się zastanowiła aż w końcu mnie popchała z powrotem na łóżko zdając sobię sprawę o czym mówię, a następnie się nade mną pochyliła i wpiła się w moje usta. Chciałbym tu zostać na zawsze, może i nie lubiłem wcześniej gdy dziewczyna nade mną górowała ani się całować i ogólnie żadnych czułości, ale dla niej mogłem być na dole i robić z nią co tylko zechciała. Przygryzłem jej wargę na co jęknęła w moje usta. Boże, przysięgam że gdyby mnie poprosiła żebym kogoś dla niej zamordował zrobiłbym to bez zawahania. Nie chciałem kończyć tego pocałunku, ale czułem, że zaczyna nam brakować powietrza, ale to nie ja przerwałem pocałunek tylko ona.
- Może jednak z tobą zostanę?
- Nie kombinuj. - cmoknęła mnie. - Idziemy.
- Ja przez ciebie zwariuję.
Nie odpowiedziała mi, zamiast tego wstała i zaczęła się zbierać, decyzja zapadła i nie miałem nic do gadania, życie z dziewczyną nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Zwlekłem się z łóżka mimo kompletnego braku chęci i ruszyłem na dół zostawiając Lori samą w pokoju, nie takie były plany na dziś. Miałem z nią porysować i posłuchać muzyki, nawet zrobiłem wczoraj playlistę, kupiłem wczoraj jej ulubiona białą czekoladę i tyle z moich planów, ale cóż, jak nie teraz to potem. Tak czy siak muszę ją dorwać by to zrealizować. Póki co ten dzień nie idzie zgodnie z moim planem, chciałem te dni spędzić z nią. Gdy przekroczyłem próg salonu chłopaki okupywali kanapę i się wyzywali, grali na padach i grali w jakieś wyścigi samochodowe. Nie zwrócili na mnie uwagi od razu, dopiero gdy usiadłem na kanapie spojrzeli w moją stronę zdziwieni moją obecnością jakby zobaczyli ducha i nie dowierzali własnym oczom.
- Nie, nie jestem tu z własnej woli i nie chcę tu być, miałem zupełnie inne plany ale pewna osoba je zmienił w kilka sekund. - wyjaśniłem nawet na nich nie patrząc. - Nie patrzcie na mnie jak na ducha.
- Po prostu jesteśmy w szoku że jej się udało. - wymamrotał Leon. - Wiedziałem, że moja siostra umie poskromić nawet smoka, ale nie sądziłem że okiełzna ciebie.
Spojrzałem na niego zabójczo, na co on jedynie podał mi jednego z wolnych padów i wyłączył grę by zmienić ustawienia na czterech graczy i zacząć grę od nowa.
- Wiesz jak się gra? - spojrzał na mnie. - Tak samo jak w twoją starą ulubioną grę.
Skinąłem głową i usiadłem wygodniej, no to czeka mnie cudowna zabawa, wyścigi samochodowe to był mój konik. Gdy z Leonem graliśmy w tego typu gry zawsze z nim wygrywałem, nie ważne co to była za gra, to ja miałem zawsze pierwsze miejsce. Czekało ich niezłe rozczarowanie gdy przegrają.
***
Szarpałem się właśnie z Nicholasem o pada którym grałem z nimi w wyścigi samochodowe, chłopacy się na mnie zdenerwowali i zaczęliśmy się kłócić, bo ograłem ich już piąty raz. Śmiałem się z nich aż nagle Nicholas się na mnie rzucił i zaczął mi wyrywać pada, szamotaliśmy się na kanapie aż nagle poleciałem do tyłu a za mną Nicholas. Nie chciałem wiedzieć jak to wyglądało i w jakiej pozycji się znaleźliśmy, ale akurat usłyszałem kroki na korytarzu i odchyliłem głowę do tyłu, nie obchodziło mnie już to że Nicholas nade mną był i pewnie dziwnie to wyglądało , a to że ktoś tu szedł. Do salonu weszła Lori i chciała już coś powiedzieć, ale gdy zobaczyła w jakiej pozycji znajdowałem się z chłopakiem otworzyła tylko usta i je zamknęła patrząc na nas jak na debili, nie żebyśmy nimi nie byli, ale nie musiała tak na nas patrzeć.
- Nie wiem czy chcę wiedzieć. - przeskanowała nas wzrokiem. - zostawiłam was z nim na może godzinę i dwadzieścia minut a zastaję was bijących się o głupiego pada.
- Bo on oszukuje, w uno nas ograł, w wyścigach samochodowych też magicznie wygrywa, on kantuje. - oskarżył mnie Mateo. - Nikt nie jest tak po prostu w czymś dobry.
- No jak nie? - Lori spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Mogę się teraz odwrócić i narysować ciebie i każdy najmniejszy detal twojego dzisiejszego ubioru bez najmniejszego problemu.
- Nie zrobiłabyś tego. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - To jest nie możliwe.
- Siedzisz tu, ja idę do góry, daj mi godzinę może trochę więcej. - zaczęła się nad czymś zastanawiać po czym machnęła ręką i rzuciła. - W każdym bądź razie kiedyś tu wrócę. - odwróciła się w kierunku schodów i miała już iść do góry, ale jeszcze się odwróciła. - A ty mnie nie zdradzaj z moim kuzynem. - wskazała na mnie palcem.
Robi postępy, pierwszy raz nazwala ich swoimi kuzynami, wcześniej mówiła do nich tylko po imieniu, więc robi postępy w kontaktach między ludzkich. I czy ona właśnie stwierdziła, że mogę ją zdradzić z chłopakiem? Ja w życiu się nawet z chłopakiem nie całowałem a ona do mnie startuje z takimi aluzjami, ale w sumie co mi tam.
- A może jednak wolę chłopaków? - skrzyżowałem ręce na piersi dalej leżąc na podłodze a Nicholas zabrał mi w tym momencie pada. - Ej oddawaj! - chciałem mu go zabrać, ale odsunął rękę z padem i ze mnie zszedł.
- No dzieci. - pokręciła głową z rezygnacją. - Postarajcie się nie pozabijać przez czas gdy was tu zostawię samych.
Lori ruszyła na górę, a ja podniosłem się do siadu, chłopacy schowali mi pada. Spojrzałem na nich jak na debili, poważnie? Nie chcieli ze mną rywalizować, bo przegrali kilka razy, amatorzy.
- No weźcie, nie zachowujcie się jak dzieci. - wstałem i zacząłem przeglądać wszystkie rzeczy w poszukiwaniu pada. - Ja też chcę grać.
- Tobie już starczy. - nawet na mnie nie patrzyli tylko usiedli i czekali aż się poddam i sobie pójdę, a oni będą mogli dalej grać. - Ja z tobą więcej nie gram.
- No dam wam tym razem fory, Jezu naprawdę się obrazicie o to, że przegraliście kilka razy? - spojrzeli na mnie krzywo. - O jejku, duże dzieci się obraziły.
- Nie możesz grać, bo i tak wtedy wiadomo z góry kto wygra więc jaki sens jest grać skoro z góry wszystko jest wiadome. - oburzył się Mateo. - W zasadzie powinieneś nie grać już od pierwszej wygranej, bo zostawiłeś nas daleko w tyle, więc ciesz się że i tak pograłeś dłużej.
- A spadajcie na drzewo.
Ruszyłem na górę, nie opłacało mi się z nimi siedzieć skoro i tak nie dadzą mi pograć, a pada już na pewno nie odzyskam. Powoli wlekłem się do pokoju, bo Lori i tak nie poświęci mi póki co uwagi, dopóki nie skończy rysować i nie udowodni Mateo, że ma racje. Oni to też nie mają się o co kłócić, już na korytarzu słyszałem, że Lori słuchała muzyki na głośnikach, ale gdzie ona do cholery miała głośniki? Nie widziałem żadnych w jej pokoju. Otworzyłem drzwi i dotarły do mnie już wyraźnie dźwięki piosenki My House od Flo Rida. Nie sądziłem, że Lori słuch takich piosenek, bardziej myślałem o Shakirze lub Taylor Swift. Lori na mnie spojrzał i się uśmiechnęła co odwzajemniłem, ale ruszyłem w kierunku łóżka. Rzuciłem się na nie mając już dość tego dnia, przymknąłem oczy gdy nagle piosenka dobiegła końca i zaczęła się kolejna, tylko... Ona nie była po angielsku ani innym języku, brzmiała jakoś dziwnie i kompletnie jej nie rozumiałem. Melodia była przyjemna, ale tekstu w ogóle nie rozumiałem.
- Co to jest? - spytałem gdy kolejne słowa piosenki padały. - I po jakiemu?
- Fala od Guziora i Oskara 83, po polsku.
Uniosłem głowę i spojrzałem na nią zdziwiony, czy ja aby na pewno dobrze usłyszałem? Ona słuchała polskiej piosenki? Od kiedy Lori umiała polski i znała takie piosenki, ona chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, zawsze gdy myślę, że już niczym mnie nie zaskoczy ona znowu to robi.
- Em a co z niej rozumiesz? - spojrzała na mnie zdziwiona. - No bo to jest obcy język, my się go nie uczymy.
- A. - pokręciła głową jakby coś sobie właśnie uświadomiła. - Kayden i Conor mają polskie korzenie, ich mama była polką.
- I? - dalej nic z tego nie rozumiałem, to że oni mają polskie korzenie nie za wiele ma wspólnego z tym, że ona słucha polskich piosenek. - Co ma jedno do drugiego?
- Kayden mnie kiedyś uczył częściowo polskiego i coś tam jeszcze pamiętam więc sobie słucham, poza tym ma fajną melodię więc czemu bym miała nie słuchać?
- Zaraz się okaże, że to piosenka o seksie na plaży. - automatycznie na twarzy lori zagościły rumieńce. - Zawsze tak jest, nie ufałbym temu.
- A ja ufam.
Odwróciła się z powrotem do biurka i wróciła do rysowania Mateo, a ja do leżenia. Nie wiem ile tak siedzieliśmy w ciszy, ale muzyka mnie usypiała gdy nagle usłyszałem Lori która coś mówiła. Uniosłem na nią wzrok, siedziała na fotelu i trzymała w ręce kartkę pokazując mi ją, nie wiedziałem już czy śnię czy to rzeczywistość.
- Co? - zapytałem w końcu zachrypniętym głosem.
- No jak uważasz, podobny?
Nie przyjrzałem się nawet tylko skinąłem głową na znak że tak.
- Kaleb, nie jesteś przekonujący ani trochę, nawet nie przyjrzałeś się temu rysunkowi. - odłożyła kartkę na biurko. - Idziesz spać?
- Chyba tak.
- To idę na dół pokazać to tym niedowiarkom, a ty się połóż tak byśmy się obaj zmieścili na łóżku.
- Okej.
Lori wybyła z pokoju a ja wróciłem do wcześniejszego zajęcia, czyli przysypiania i nawet mi się udało zasnąć. Atmosfera była na tyle przyjazna że przymknięcie oczu było rajem, aż nagle poczułem walniecie poduszką i się przestraszyłem.
- Matko boska ty chcesz bym dostał zawału! - krzyknąłem. - Nie mogłaś mnie obudzić normalnie?
- Mówiłam ci abyś się przesunął. - dźgnęła mnie palcem w bok brzucha przez co się przesunąłem. - Żebym ja musiała się prosić by wejść na własne łóżko.
- Chodź tu. - położyłem się na plecach i rozłożyłem ręce by się we mnie wtuliła. - No na co czekasz?
- Nie wiem. - położyła się obok mnie a ja od razu ją objąłem i przyciągnąłem do siebie by byłą bliżej mnie. - A może nie chcę byś mnie przytulał?
- I tak wiem, że chcesz. - pocałowałem ją w głowę.
- Kaleb, a może chcesz iść na crossa? - odchyliła głowę do tyłu by na mnie spojrzeć. - Wiesz, dawno nie byliśmy. - wzięła moją rękę i zaczęła się nią bawić. - Tak za dwadzieścia minutek?
- A jak się czujesz? - zmarszczyła brwi. - No, ja czekam na odpowiedź.
- Dobrze.
- Nic cię nie boli?
- Nie, brałam przecież tabletki przeciw bólowe które mi rano dałeś. - podniosła się. - To co? Jedziemy?
Kurde, nie miałem ochoty, chciałem spać, jazda crossem z chęcią spania nie brzmiała najlepiej ani najbezpieczniej. Tylko, że z jednej strony pierwszy raz Lori zapytała czy chcę z nią jechać a z drugiej kompletnie mi się nie chciało. Lori cały czas na mnie patrzyła i chyba się domyśliła, że nie za bardzo mi się widzi teraz ruszać z łóżka, bo odezwała się pierwsza.
- Widzę twoje chęci, a raczej ich brak, pójdę sama. - pochyliła się nade mną i złożyła mi krótki pocałunek na ustach a następnie wstała z łóżka. - Miłego spania.
- Uważaj na siebie.
Skinęła głową i ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju. Był środek dnia a ja zamierzałem iść spać, czy mi odbiło? Być może, ale jakoś poczułem się zmęczony tym dniem mimo, że nawet nic takiego nie robiłem. Nim zasnąłem poprawiłem się a gdy zamknąłem oczy usłyszałem jak Lori wyjechała z podwórka. Miałem nadzieję, że ta chwila nieobecności przy niej nie sprawi, że coś jej się stanie.
LORI
Chciałam się przejechać z Kalebem, ale że nie chciał to pojechałam sama, z początku chciałam się przejechać tak po prostu, ale jakimś cudem wylądowałam na cmentarzu, od kiedy Conor umarł czułam potrzebę by być tam chociaż trzy razy w tygodniu, ale od kiedy jest Kaleb zaniedbałam to i bywałam tam rzadziej niż bym tego chciała. Nie wiem dlaczego czułam wyrzuty sumienia z tego powodu, może dlatego że czułam się jakbym zdradzała Conora choć nigdy nie byliśmy razem, dziwnie czuje się z tym że jestem z Kalebem, choć od zawsze chciałam być z Conorem. Patrząc w przyszłość zawsze widziałam w niej Conora, a skończyłam z Kalebem, o którym wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Dużo się zmieniło w moim życiu od kiedy Kaleb się pojawił, ale na lepsze, chyba brakowało mi towarzystwa kogoś takiego. Usiadłam na przeciwko nagrobka i wbiłam wzrok w wyryte na nim napisy, znałam je na pamięć. Nie zliczę dni które tu przepłakałam.
- Cześć. - uśmiechnęłam się lekko. - Mam nadzieję, że u ciebie jest równie dobrze jak u mnie, że jesteś uśmiechnięty, a nie ponury jak po zerwaniu z Alis i że jesteś tam z kimś szczęśliwy, bo na to zasługujesz. - wspomnienie tej dziewczyny wywołało we mnie negatywne uczucia, nie dlatego, że zajęła moje miejsce, a dlatego, że tak bardzo go zraniła, że nie chciał już żyć, bo to wszystko było jej winą, może i też połowicznie moją, bo mogłam zadzwonić od razu po karetkę, ale jako jego przyjaciółka musiałam dotrzymać słowa. - Mam też nadzieję, że stała jej się poważna krzywda, to ona powinna tu leżeć a nie ty, nawet nie wiem czy określenie jej jako dziewczyna a nie potwór to dobre określenie, bo człowiekiem to ona na pewno nie była, żałuję że nie powiedziałam ci od razu co do ciebie czuję, może wtedy... Może wtedy byś z nią nie był i byś tu ze mną był. - spojrzałam w niebo, wiedziała, że moje wyznanie uczuć do niego nic by nie dało, bo on od początku wiedział co do niego czułam, ale chciałam mieć jakieś marne nadzieje w końcu jestem tylko człowiekiem. - Chciałabym abyś tu był, abym mogła cię przytulić jeszcze chociaż raz, nawet jeśli miałby to być ostatni raz. - przymknęłam oczy. - Czasami wyobrażam sobie co by było gdybyś jednak żył, czy spróbowalibyśmy być razem? Czy może faktycznie Kaleb zawrócił by mi w głowie i uczucia do ciebie by zniknęły, ech tęsknię za tobą, wiesz? To głupie, bo mam chłopaka, ale cały czas i tak mi cię brakuje.
Położyłam się na chodniku przymykając oczy. Czasami miałam wrażenie jakby tu był, jakby siedział obok mnie mimo, że wiedziałam, że go nie było, bo to było niemożliwe. Byłam idiotką, wiedziałam o tym od zawsze, a upewniło mnie w tym to jak się zachowywałam wobec Kaydena. On zawsze był obok mnie, kiedy go poznałam nie wiedziałam jeszcze, że te szare oczy znały mnie już dawno, bo Kayden tak naprawdę nie poznał mnie w momencie gdy poznałam się z Conorem, on wypatrzył mnie już wcześniej. Z początku nie wiedziałam skąd wiedział tyle na mój temat, ale potem przypomniałam sobie chłopaka o szarych oczach który oddał mi mój szkicownik który gdzieś zostawiłam. Poznając go nie sądziłam też, że to w jego objęciach będę płakać, Kayden robił dla mnie wiele rzeczy, a ja i tak byłam wpatrzona w Conora, gdy tak sobie o tym teraz myślę robi mi się szkoda Kaydena, bo on robił dla mnie wszystko, był zawsze gdy tego potrzebowałam i mnie wspierał. Kayden a Conor to dwa różne światy i to bardzo odlegle, ale od kiedy poznałam Kaleba mam wrażenie, że to Conor mi go zesłał by moje wewnętrzne rany po nim się zagoiły. Westchnęłam otwierając oczy, niebo było piękne, nie było na nim ani jednej chmury.
- Wiem, że nie byłeś szczęśliwy w tamtym momencie, ale nie wiem dlaczego to zrobiłeś, przecież nie wiedziałeś co będzie za tydzień za dwa lub nie wiem kiedy. - myśląc o tym, że umarł tak młodo miałam ochotę krzyczeć, tyle życia miał przed sobą, ale to był jego wybór, nie mogłam nic zrobić poza wsparciem go w tej decyzji. - Wiem, że na pewno nie podjąłeś tej decyzji tak o, ale sam fakt, że w ogóle ją podjąłeś boli, wiesz? Chciałabym byś też tu był, byś poznał Kaleba, byś zobaczył naszego źrebaka.
Cmentarz był dla mnie jak prywatny konfesjonał, mogłam się tu wyżalić, wypłakać lub ekscytować, zależało od mojego humoru, ale po prostu tu czułam się bezpiecznie i że mogłam mówić co chciałam. To było moje bezpieczne miejsce, miałam nadzieję, że Conor mnie usłyszy w tym miejscu, nie chciałaby był sam, dlatego go odwiedzałam i do niego mówiłam, może to było idiotyczne, ale w koszmarnych dniach mi to pomagało. Dziś czułam się dobrze, ale i tak chciałam tu posiedzieć i porozmawiać, bo z Kalebem nie mogłam porozmawiać tak jak rozmawiałam tu, mógłby mnie nie zrozumieć. Zresztą kto by uznał za normalną osobę kogoś kto gada do płyty nagrobnej na cmentarzu i uważa to za zupełnie normalne.
- Chciałabym aby Kaleb był połowicznie tobą i Kaydenem, ale tylko z charakteru, mam wrażenie, że traktuje mnie jak dziecko. - mówiłam w powietrze. - Panikuje gdy tylko straci mnie z oczu, nie wiem czy to normalne, ale nie wygląda. Ty nie zwracałeś na to praktycznie uwagi, Kayden jedynie martwił się moim stanem a nie że zniknęłam mu z oczu, po Kalebie nie wiem czego mogę się spodziewać. - podniosłam się do pozycji siedzącej, musiałam się zbierać, nie wiem ile czasu tu spędziłam, ale raczej sporo. - Muszę iść, Kaleb pewnie już dostaje zawału, ale postaram się przychodzić częściej, kto wiem, może przyprowadzę ze sobą Kaleba i twój duch w niego wstąpi. - podniosłam się na równe nogi. - Lecę, do potem, przytuliłabym cię jakoś, ale nie mogę, więc jedynie mogę ci powiedzieć, że w duchu to robię.
Ruszyłam w kierunku wyjścia z cmentarzu, nie chciałam wracać już do domu, ale jak trzeba to trzeba. Stojąc przy furtce obróciłam się i spojrzałam ostatni raz na grób Conora, muszę go częściej odwiedzać. Podeszłam do mojego crossa i wyjęłam słuchawki z kieszeni łącząc je z telefonem i wkładając do uszu, pudełeczko od nich włożyłam z powrotem razem z telefonem do kieszeni bluzy. Wsiadłam na crossa i go odpaliłam a następnie założyłam kask i gogle do jazdy na crossie. Ruszyłam powoli wyjeżdzając z parkingu na drogę zatrzymując się przed wjazdem na ulicę, spojrzałam w prawo a następnie w lewo, rzadko tu coś jeździło, ale zawsze dla bezpieczeństwa sprawdzałam czy na pewno nic nie jedzie. Droga była czysta, z przodu jedynie jechał chłopak, który również był na crossie i jechał rozpędzony, na moją twarz wstąpił uśmiech, od razu wiedziałam co chcę zrobić. Powoli wjechałam na drogę, a następnie ruszyłam najszybciej jak tylko mogłam, dogoniłam go co wcale nie było trudne, wyprzedziłam go i spojrzałam za siebie i zasalutowałam przykładając dwa palce do głowy. Wsiadając na crossa przy cmentarzu miałam ochotę wrócić do domu, ale plany nieco się zmieniły gdy zachciało mi się żelek, więc zamiast skręcić do domu pojechałam prosto.
KALEB
Nicholas powiadomił nas, że jego kolega wpadnie na chwilę, ale mnie to nie interesowało, interesowało mnie to, że moje słońce dalej nie wróciło do domu. Na pisałem do niej kilka SMS'ów, ale na żadnego mi nie odpisała, gdy do niej zadzwoniłem również nie odebrała. Do chuja na co jej ten telefon jak i tak nie idzie się do niej dobić. Już się zdążyłem wkurwić i nakrzyczeć na chłopaków za to, że mnie uspokajali jakby to miało mi pomóc, a jedyne co mogło mi pomoc to jej widok i pewność, że nic jej nie jest. Chłopak, który przyjechał do Nicholasa co chwilę na mnie zerkał.
- Kaleb, a powiesz mi w czym ma ci pomóc wyglądanie przez to okno? - odezwał się nagle Leon, a ja spojrzałem na niego krzywo, irytowali mnie tym, całym gadaniem. - Gdyby coś jej się stało Vidi byłby niespokojny, pewnie pojechała się gdzieś przejechać.
- Nie pomagasz, wiesz?
- No bo się denerwujesz bez powodu. - odwróciłem się w kierunku stołu przy którym siedzieli chłopacy. - Nie patrz na mnie jakbym kłamał, ona nie ma dwóch lewych rąk, umie jeździć crossem lepiej od nas, sam widziałeś.
- Czekaj. - wtrącił się nagle chłopak który tu przyjechał. - Ta dziewczyna na czarnym crossie jest stąd? - wszyscy zamilkli nie rozumiejąc co ma na celu to pytanie. - No mijała mnie, pojechała prosto.
- Widzisz, żyje nic jej nie jest już nie musisz pisać i wydzwaniać. - Leon zaklaskał w ręce. - A skoro skończyliśmy już ten temat to w zasadzie po co on tu przyjechał.
- Bo potrzebuję Nicholasa by zwiększył moc w moim crossie. - wyjaśnił. - Choć patrząc na to z jaką prędkością jechała ona myślę, że i ona może się przydać.
- Po co chcesz ulepszyć tego crossa?
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, bo nagle usłyszeliśmy zamykanie drzwi i wszyscy spojrzeliśmy w kierunku korytarza. W głębi duszy miałem nadzieję, że to Lori i na szczęści to była ona, nie zdążyła nawet dobrze się rozejrzeć a ja już ją obejmowałem. Ona jednak chyba nie miała teraz ochoty się przytulać, bo mnie odsunęła. Na widok chłopaka zmarszczyła brwi jakby była zdziwiona jego widokiem tu.
- Nie spodziewałaś się, że zagoszczę w twoim domu? - spytał chłopak któremu się przypatrywała. - Życiowy szok?
- Nie. - zaprzeczyła. - Zastanawiam się co Olivier Brown robi w naszym domu. - chłopak się zdziwił, a my nie rozumieliśmy skąd ona go znała. - Poważnie?
- Nie rozpoznają? - chłopak spojrzał na bliźniaków. - I jakim cudem dwóch chłopaków mnie nie rozpoznało, a ona tak?
- Ona ma imię. - skrzyżowała ręce na piersi. - A rozpoznałam cię, bo mój kolega kochał oglądać wyścigi crossowe i zawsze trzymał za ciebie kciuki, więc tak o to zapadłeś mi w pamięci.
- Nie żebym źle życzył koledze, ale niech go diabli biorą, to miała być dyskretna misja i miałem zostać niezauważony.
- Już dawno go wzięli. - usiadłam na blacie kuchennym wyciągając z szuflady swoje tabletki. - Za prędko.
- Oł. - chłopak posmutniał. - Przykro mi.
- Każdy w kółko to powtarza, ale czy to cokolwiek zmienia? - wzięła leki i je popiła. - Czas leci dalej, co się stało się nie odstanie, ale chociaż coś po sobie zostawił.
- Domyślam się, że crossa na którym mnie dziś wyprzedziłaś. - skinęła głową. - Wiesz co on tam do niego powrzucał?
- Nie, ale tworząc go zrobił tez dla mnie instrukcję wszystkiego, jak go rozłożyć, naprawić i inne pierdoły, wszystko co jest do niego potrzebne, a co?
- Bo mój cross umie jechać naprawdę mega szybko, ale chciałbym dodać do niego więcej mocy. - wyjaśnił blondyn. - A umiałabyś choć minimalnie nam z nim pomóc?
- Mogę, ale nie dziś. - zaznaczyła od razu. - Dziś robię pass, muszę oczyścić swój umysł.
- Okej. - zgodził się. - Tylko nie za bardzo opłaca mi się w takim razie wracać do domu.
- Kanapa jest wolna. - wzruszyła ramionami. - Tylko ostrzegać, że salon jako jedyne pomieszczenie znajduje się od strony padoku, więc możesz się nie wyspać.
- No cóż.
I tak jak gdyby nigdy nic Olivier został na noc, ku zdziwieniu rodzice Lori nie mieli nic przeciwko, Jezu naprawę ich podziwiam za ich gościnność i otwartość. Od nich mogłem się uczyć, byli dobrymi rodzicami w porównaniu do moich. Zazdrościłem Lori i Leonowi tego jakich mieli rodziców mimo, że od pewnego czasu sam stałem się częścią tej rodziny.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania