The Mysterious Girl - Rozdział dwudziesty ósmy
KALEB
Doskonale wiedziałem, że Olivier chciał mnie sprowokować tym, że kazał Lori i Kaydenowi się pocałować. Tyle, że ich pocałunek mnie nie ruszył, bo tak jak powiedziałem Kayden to Kayden, on też chce dla Lori dobrze tak jak ja i nie przeszkadza mi to, że się pocałowali, tym bardziej, że ten pocałunek był dosłownie na pokaz by udowodnić coś Olivierowi. Brunetka się we mnie wtulała, ale w pewny momencie wróciła z powrotem do przytulanie Kaydena, chciałem zapytać czy coś się stało, ale zrozumiałem w momencie gdy pani Diana weszła do kuchni, Lori musiała usłyszeć, że schodzi po schodach dlatego poszła do Kaydena by jej mama nie przyłapała nas na przytulaniu. Choć skłamałbym gdybym powiedział, że nie chcę by wszyscy na tej planecie oficjalnie wiedzieli, że jest moja, ale decyzja o powiedzeniu wszystkim nie należała tylko do mnie, dlatego czekałem aż Lori się do tego pomysłu przekona, co może zająć wieki. Ale dla niej mogę poczekać, bo wiem, że jest tego warta. Pani Daniels uśmiechnęła się widząc nas wszystkich w kuchni, ale jej uwagę najbardziej przykuł Kayden.
- O, Kayden ciebie się nie spodziewałam zobaczyć. - powiedziała zadowolona. - Od śmierci twojego brata rzadko tu bywasz.
Spojrzałem na Lori by sprawdzić czy wszystko jest okej, zauważyłem, że Kayden bardziej ją objął jakby chciał ją chronić przed wspomnieniem o swoim bracie. Dobrze, że to robił, bo ja teraz nie mogłem zrobić nic, gdybym coś zrobił pani Diana na pewno by się domyśliła, że coś pomiędzy nami jest, ale w zasadzie lubiłem jej mamę. Pani Diana byłą bardzo miła i mnie lubiła, więc myślę, że ucieszyłaby się na wiadomość o tym, że spotykam się z jej córką.
- Nie za bardzo mam czas, większość czasu spędzam w pracy. - mimo, że widziałem jak wzmocnił swój uścisk nie spojrzał na Lori, patrzył na panią Dianę, rozumiałem to, nie chciał by uwaga mamy Lori skupiła się na niej. - Rzadko kiedy mam czas wolny, ale gdy tylko go mam staram się go jakoś spędzić.
- Masz kogoś?
Na moją twarz wstąpił uśmiech, bo mama rodzeństwa traktowała każdego nastolatka jak swoje dziecko i interesowało ją wszystko co związane z tą osobą, to był miłe z jej stron. Może i mogło być męczące, ale chociaż ktoś o to zapytał, bo Kayden tak samo jak ja nie miał domu takiego jak każda normalna rodzina, nasze domu były pełne toksycznego zachowania, nikt nie pytał o nasze samopoczucie czy o to jak sobie radzimy, a tu mogliśmy czuć się jak w domu, sama pani Daniels traktowała nas jak własne dzieci mimo, że nimi nie byliśmy, w życiu nie spotkałem milszej i cieplejszej osoby od niej, ludzie powinni się od niej uczyć i brać z niej przykład. Rodzice Lori i Leona byli najlepszymi rodzicami na świecie, nie jedno dziecko mogło by im pozazdrościć takich wspaniałych rodziców i relacji jakie z nimi mieli. Ja zazdrościłem, chciałbym mieć taką rodzinę, ale niestety nie miałem tyle szczęścia co oni, jedynie sam mogłem spróbować zbudować taką rodzinę. W zasadzie jednego członka tej rodziny już mam, Lori, niczego nie jestem tak pewny jak tego, że chcę by była ze mną do końca naszych dni.
- Wie pani jak to jest u mnie, nie potrzebuję do szczęścia za wiele. - spojrzał na Lori, która się w niego wtulała. - Czy coś więcej jest mi potrzebne do szczęścia jeśli mam ją, może i nigdy nie odwzajemni moich uczuć i nie będzie mnie kochać w ten sam sposób co ja ją, ale nigdy mnie nie zostawi, przy niej jest moje miejsce.
- Nie chciałbyś mieć w przyszłości żony i dzieci?
- Nie potrzebuję tego wszystkiego, po co mi to skoro obok mnie będzie moja najlepsza przyjaciółka? Lori zawsze była i będzie najważniejszą kobietą w moim życiu, nikt nigdy nie będzie na jej miejscu, zawsze wyobrażając sobie moją przyszłość wiedzę w niej Lori obok mnie, nie jakąś inną dziewczynę, zawsze Lori.
- Czasami musimy postawić siebie ponad kogoś. - uśmiechnęła się do niego miło jakby chciała mu coś w ten sposób przekazać. - Pamiętaj o tym.
Kayden jedynie skinął jej głową, nie wydawało mi się by słowa mamy Lori do niego trafiły, jego uczucia trzymają się tyle lat, że wątpię by coś to zmieniło przez kilka słów. Jeśli przez rok przerwy nie wyparł uczuć do niej i nikogo sobie nie znalazł, uważam, że prawdopodobieństwo by sobie kogoś znalazł jest nikłe. On naprawdę ją kochał, jego uczucia były silniejsze niż wszystkie przeszkody jakie stały mu na drodze do bycia z nią, jego uczucia były tak mocne, że nie myślał o sobie a o niej. Zacząłem się zastanawiać, czy to nie on zasługuje na to, by z nią być, darzyłem ją uczuciami, ale czy były tak silne jak jego? Wątpię by moje uczucia chociaż w połowie były tak silne. Mimo to, on chciał by Lori próbowała być ze mną, na jego miejscu chyba pękło by mi serce tak, że nic by go nie posklejało, a on miał odwagę by być obok niej i patrzeć jak układa sobie życie z zupełnie innym chłopakiem, mimo, że nie widzi świata poza nią. Wyrzuciłem z głowy myśli o Kaydenie, bo sam podjął decyzję i mimo, że zacząłem dostrzegać coraz więcej, nie mogłem nic zrobić z tym jak postąpił. Pani Diana zaproponowała, że zrobi nam śniadanie więc przytaknęliśmy, powiedziałem by mnie zawołali gdy posiłek będzie gotowy a następnie skierowałem się na górę do pokoju, słyszałem za sobą kroki co oznaczało, że Lori i Kayden idą za mną, bynajmniej domyślałem się, że to oni. Nie odwróciłem się jednak, dalej szedłem w kierunku pokoju aż nagle poczułem, że ktoś złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce, na mojej twarzy zagościł uśmiech, bo doskonale wiedziałem kto to. Odwróciłem głowę w kierunku brunetki, trzymała mnie jedną ręką a drugą trzymała Kaydena, tyle że jego po prostu trzymała za rękę, ich palce nie były splecione jak nasze. Uśmiechnąłem się do niej co odwzajemniła.
- Nie obudziłeś mnie. - powiedziała oburzona. - Tak się nie robi.
- Chociaż dłużej pospałaś, a ja w tym czasie ogarnąłem Kaydena. - wywróciła oczami na co pokręciłem głową. - Znów będziemy się o coś kłócić?
- Może lepiej nie. - wtrącił się Kayden przerywając nam. - Kłótnie z samego rana nie brzmią jak pomysł na życie, chyba że chcesz by przez resztę dnia się do ciebie nie odzywała i trzymała cię z dala od siebie nie pozwalając ci się nawet minimalnie dotknąć. Nie wiem do końca jak to z wami jest, ale z tego co się orientuję, to ty nie umiesz bez niej wytrzymać więc może lepiej się nie kłóćcie.
- Prędzej by mnie uderzyła, bo od wczoraj podejrzanie się do mnie dobiera. - odpowiedziałem mu z rozbawieniem. - Więc wątpię by się obraziła.
- Bo kończy się jej okres, więc jest jak wampir łaknący krwi.
- Ja tu jestem. - powiedziała. - Czuję się obgadywana.
- Jeszcze tupnij nogą i powiedz, że nigdzie nie idziesz. - spojrzałem na nią, piorunowała mnie wzrokiem. - No nie gniewaj się, wiesz, że tylko się wygłupiam.
- Żebym zaraz ja nie zaczęła się wygłupiać. - spojrzała na mnie porozumiewawczo, dla własnego dobra nie odezwałem się. - Też tak myślę.
Otworzyłem drzwi od pokoju i jak zwykle przepuściłem ją w drzwiach, mijając mnie dalej patrzyła na mnie krzywo mimo, że nie skomentowałem jej słów. Zaraz po niej wszedłem ja a na końcu Kayden, Lori rzuciła się na łóżko, a ja położyłem się obok niej, Kayden natomiast zajął miejsce na fotelu. Siedzieliśmy w ciszy, ale przyjemnej ciszy, aż wreszcie Lori nie wytrzymała i się odezwała.
- Co Kayden tu robi? - to chyba ją bardzo ciekawiło, bo aż usiadła i popatrzyła to na mnie to na niego. - Jakby nie mam nic przeciwko, ale nie przypominam sobie byśmy się umawiali, że przyjedziesz.
- Kaleb po mnie rano zadzwonił, więc o to jestem.
- Nie mówiłaś, że on jest mechanikiem. - spojrzała na mnie zdziwiona nie rozumiejąc do końca co dokładnie mam na myśli. - Ty wiesz ile on by moich problemów rozwiązał z crossem?
- Nie wiem, ale wiem za to, że mam ochotę się gdzieś przejechać. - przeciągnęła się. - Ale to późnej, teraz czas na zastanowienie się co można podkręcić w tym jego crossie.
- Nowa moda? - Kayden patrzył na jej spodenki. - Ostatnim razem jak widziałem twoje piżamy to nie były takie długie.
- Też je tak zapamiętałam, ale wczoraj nagle się wydłużyły. - spojrzała na mnie. - Bo ktoś ma paranoje i kazał mi je zmienić.
- Nie chcę się codziennie zamartwiać czy ktoś przypadkiem nie patrzy tam gdzie nie trzeba. - westchnąłem przymykając oczy. - Dbam o ciebie.
- Nie nazwałabym tego dbaniem, ale co kto woli, a poza tym nikt poza tobą nie patrzy tam gdzie nie trzeba.
- Oj tam, czasami oko mi poleci i od razu, że się patrzę. - udałem niewinnego, poza tym nie ma na mnie żadnych dowodów. - Może raz czy dwa mi się zdarzyło.
- Dzieci. - pokręcił głową Kayden, a Lori wstała z łóżka i do niego podeszła i ustała nad nim, odchylił głowę do tyłu by spojrzeć na jej twarz. - A nie?
- A ty nie jesteś dzieckiem?
- Nie.
Patrzyłem na każdy jej ruch, usiadła na jego udach okrakiem by byli mniej więcej na równi twarzami, ale dalej nie byli na równi przez to, że Lori na nim siedziała, więc była minimalnie wyżej. Patrzyli na siebie aż nagle Lori bez słowa po prostu go przytuliła, on również ją objął. Po chwili się od niego minimalnie odsunęła, ale nie na długo, bo po chwili jej usta wylądowały na jego szyi, a on po prostu odchylił głowę w bok by dać jej większe pole do popisu. W momencie gdy odchylił głowę w bok jego spojrzenie spotkało się z moim, puścił mi oczko, nie do końca wiedziałem o co mu chodziło i co kombinował, ale nie czułem się zazdrosny, śledziłem każdy jej ruch. W pewnym momencie jego ręce wylądowały na jej biodrach. Poczułem jak robi mi się gorąco, ale nie było ono spowodowane złością czy zazdrością a... Podnieceniem. Z trudem przełknąłem ślinę patrząc jak dziewczyna ułożyła swoje ręce na jego torsie i usiadła na nim wygodniej, zrobiła mu malinkę, a następnie oderwała się od jego szyi. Uważnie obserwowałem każdy jej ruch i dotyk. Normalne byłbym zazdrosny jak cholera, bo halo, moja dziewczyna robi malinki innemu chłopakowi niż ja. Dlatego zdziwiła mnie moja reakcja, nie powinno mnie to podniecać, a jednak. Dziewczyna na mnie spojrzała jakby próbowała odczytać moje emocje, ale jestem pewny, że same moje oczy jej powiedziały co w tym momencie czułem. Dalej leżałem w swojej pozycji tyle, że głowę miałem odwróconą w ich stronę. Lori uśmiechnęła się do mnie, a następnie wpiła się w usta Kaydena, nie miałem pojęcia co robiła, może sprawdzała prawdziwość moich słów, a może po prostu miała na to ochotę. Dziwiło mnie to jak Kayden tak po prostu zgadzał się na to wszystko, łatwość z jaką się jej oddawał i pozwalał robić co tylko chciała była zadziwiająca. W pewnym momencie gdy się ze sobą całowali, Kayden wziął swoje ręce z bioder Lori na pośladki i chciał wstać, tyle, że nie uprzedził Lori o swoich planach przez co dziewczyna szybko oplotła go nogami w pasie, a swoje ręce oplotła za jego karkiem. Nie przerwali pocałunku. Zastanawiało mnie co on robił, aż nagle zaczął zmierzać w stronę łóżka, usiadłem, bo nie do końca wiedziałem co zamierza zrobić. Jednak gdy podszedł do łóżka i położył Lori tak, że była pod nim i go puściła oderwał się od jej ust i wstał jak gdyby nigdy nic. Nie rozumiałem co się właśnie stało, Lori chyba też, bo uniosła się podpierając z tyłu na łokciach, na jej twarzy malowało się niezrozumienie, oboje patrzeliśmy zdziwieni na Kaydena.
- No, skoro już jesteście wystarczająco podnieceni życzę miłej zabawy.
Zaczął iść w kierunku wyjścia a my obaj patrzyliśmy na niego z nie zrozumieniem, co tu się właśnie wydarzyło, jeszcze przed chwilą prawie pieprzyli się na fotelu a teraz wychodzi? Coś mi nie pasowało.
- Kayden gdzie ty idziesz do cholery? - usiadła by widzieć bardziej bruneta. - Myślałam, że trochę rozrywki nie zaszkodzi.
- Rozrywki? - spojrzał to na mnie to na nią. - On jest podniecony od samego patrzenia i nie widać mu prawie koloru oczu tylko źrenice, które są rozszerzone jakby coś brał, a ty mnie zaraz rozbierzesz, skoro oboje już jesteście wystarczająco podnieceni to miłej zabawy. - chwycił za klamkę i otworzył drzwi, ale nim wyszedł odwrócił się jeszcze do nas. - A, Lori sprawdź kieszeń, nie planuję zostać jeszcze wujkiem.
I wyszedł. Tak po prostu. Oboje wpatrywaliśmy się w drzwi, które za sobą zamknął. Nie do końca rozumiałem co tu się właśnie wydarzyło. Spojrzałem na Lori, niepewnie włożyła rękę do swojej kieszeni, a następnie wyjęła z niej prezerwatywę. Wpatrywaliśmy się chwilę w rzecz którą trzymała. Czułem, że oboje myślimy o tym samym, ale nie mogliśmy ulec pożądaniu, poza tym jak dobrze liczę Lori ma dziś ostatni dzień okresu, przeżyjemy.
- To... - zaczęła niepewnie. - Mamy zabezpieczenie...
- Jutro kończy ci się okres, a ja nie chciałbym byśmy później żałowali, że tak przeżyliśmy nasz pierwszy raz. - powiedziałem, a ona patrzyła na mnie z niezadowoleniem, nigdy nie sądziłem, że będę wstrzymywał się z uprawianiem z kimś seksu. - Nie patrz na mnie w ten sposób.
- Kayden by się zgodził. - założyła ręce na krzyż udając obrażoną. - Z innymi dziewczynami nie miałeś problemu by po prostu je wziąć i przelecieć a...
- Właśnie, dobrze mówisz, nie miałem problemu by je przelecieć, ale ja nie chcę cię przelecieć tylko się z tobą kochać, dlatego chcę to zrobić w odpowiednim momencie. - przybliżyłem się do niej by pocałować ją w skroń. - Obiecuję ci, że to zrobimy, ale nie teraz.
- Czemu nie? - spojrzała na mnie. - Chcę tego.
- Wiem, ale chcę by ta chwila była wyjątkowa. - przytuliłem ją. - Jeśli tak bardzo tego potrzebujesz to zawsze przecież masz Kaydena, on na pewno się zgodzi.
- Ha ha. - udała że się śmieje. - Wiem, ale ja chcę się z tobą kochać lub pieprzyc, cokolwiek byle z tobą, to znaczy... Wiesz, Kayden nie jest zły, kocham go jak brata, ale to ty jesteś moim chłopakiem.
- Muszę nad tym pomyśleć.
Puściłem ją a następnie wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju zostawiając ją samą w pokoju, wiedziałem, że nie powinienem był tego robić, ale co innego mogłem zrobić? Nie miałem pomysłu. Nigdy wcześniej nie myślałem, że będę narzekał na to, że jakaś dziewczyna chce ze mną iść do łóżka, nigdy nie miałem z tym żadnego problemu, a przy Lori cały czas się wstrzymuję . Zszedłem do salonu gdzie Kayden patrzył na to jak chłopaki grają w wyścigi samochodowe w które graliśmy wczoraj. Gdy tylko zauważył, że wszedłem do salonu spojrzał na mnie nie rozumiejąc co tu robię, podszedłem do niego.
- Serio? - spytał patrząc na mnie. - Zostawiłeś ją samą w pokoju?
- Ja... Nie mogę, nie chcę by tak wyglądało nasze pierwsze zbliżenie, chcę by wszystko było idealne.
- Myślisz, że właśnie tego chce Lori? By wszystko było idealnie? - to pytanie dało mi dużo do myślenia, bo w zasadzie nad tym się nie zastanowiłem, zastanawiałem się nad tym czego chcę ja, nie tego czego chce ona, bo w zasadzie myślałem, że ona też by chciała by wszystko było idealne. - Uważasz, że do tego by to zrobić wszystko musi być idealne?
- Chcę po prostu by dobrze to wspominała. - westchnąłem. - Do tej pory nie byłem w związku z żadną dziewczyną, dlatego chcę by wszystko było idealne.
- A wiesz co wystarczy Lori? - zapytał nagle na co pokręciłem przecząco głową, bo w zasadzie kierowałem się tylko swoją intuicją. - Wystarczy jej to, że ktoś odwzajemnia jej uczucia, ona nie potrzebuje nie wiadomo czego, więc nie unikaj czegoś czego też chcesz tylko dlatego, że boisz się tego że coś pójdzie nie tak, bo ona jest gotowa na wszystko co jej zaoferujesz, pójdzie za tobą w ciemno, pozwoli ci się prowadzić.
- Nie chcę zrobić jej krzywdy, nie jestem przyzwyczajony do obchodzenia się delikatnie w łóżku z dziewczynami. - nie wiem nawet po co ja z nim o tym rozmawiam, on i tak tego nie zrozumie, on uprawiał seks tylko raz, a ja? Ja nawet nie umiem zliczyć tych wszystkich razy. - Boje się, że mogę zrobić jej krzywdę.
- Więc niech ona cię poprowadzi. - wzruszył ramionami. - Nie odstawiaj tego na idealny moment, bo on nigdy nie nastanie.
Nagle do salonu weszła Lori, myślałem, że do mnie podejdzie, bo w końcu dziś się jeszcze ze mną nie przywitała. Nie posmakowałem dziś jeszcze jej ust, a nie powiem, że trochę za nimi tęskniłem. Dziewczyna jednak nie podeszła do mnie, tylko do Kaydena i coś mu wyszeptała na ucho a następnie złapała go za rękę i zaczęła prowadzić. Myślałem, że pójdą do sypialni, by dokończyć to co zaczęli, ale po chwili usłyszałem trzask drzwiami od dworu co oznaczało, że wyszli z domu. Ciekawiło mnie gdzie poszli, ale nie ruszyłem się ze swojego miejsca.
- Czyżby kłopoty w związku? - odwrócił się do mnie Leon, który wygrał wyścig, więc musiał zaczekać aż chłopacy skończą wyścig by grać od nowa. - Mogę zrobić wam terapię jak chcecie, ale nie wiem czy to coś da.
- Nie jesteś zabawny Leon. - złapał się teatralnie za serce na co wywróciłem oczami. - Niestety musiałem powiedzieć ci prawdę, jako byłemu przyjacielowi.
- Byłemu? - zdziwił się. - W sensie wiem, że mieliśmy sporo kłótni i ostatnio nie rozmawiamy, ale myślałem, że między nami jest okej.
Leon bardzo mnie zdziwił, czy rodzeństwo Daniels lubi tak z czymś nagle wyskakiwać i zaskakiwać? Może mają to w genach. Zastanowiłem się chwilę i w sumie nie był to zły pomysł, pogodzenie się z Leonem bez godzenia to dobra opcja. Może i żadna ze stron nie przeprosiła ani o tym nie porozmawialiśmy, ale to nie było konieczne, w końcu byliśmy chłopakami. My nie przepraszaliśmy, my po prostu zachowywaliśmy się jak gdyby nigdy nic.
- Myślę, że możemy wrócić na stare tory. - zgodziłem się z nim po dłuższej chwili. - A co do sprawy z Lori to... Cóż, skomplikowane.
- Macie taki status na facebooku ustawiony? - odezwał się Olivier. - Może się przydać w razie gdyby ktoś nie wiedział, że coś was łączy i chciał zagadać.
- Żeby tobie przypadkiem szpital potrzebny nie był. - odgryzłem się. - Nie obchodzi mnie to o co ci chodzi, ale jeśli postawisz w jej stronę choćby krok za blisko osobiście dopilnuję byś nie wyszedł za prędko ze szpitala.
- Ale po co od razu ta agresja? - spojrzał na mnie. - Tylko się z tobą droczę, z nią też tak rozmawiasz? Za delikatny to ty nie jesteś, nie byłbym pewny czy jesteś dobrym materiałem na chłopaka.
Odbiłem się od stołu o który się opierałem i zacząłem podchodzić do kanapy, jednak nim przemierzyłem choćby połowę odstępu usłyszałem znajomy glos. Miałem tylko w głębi duszy, że nie usłyszała tej przepychanki słownej.
- Kaleb, zanim coś zrobisz przemyśl to kilka razy. - spojrzałem na nią, za nią stał mój brat i kuzyn i jakaś dziewczyna, chciałem udusić Oliviera gołymi rękoma, ale nie mogłem, zacisnąłem pięść i wróciłem do opierania się o stół, bo tylko to mi pozostało. - Też tak myślę.
- Cześć. - przywitał się ze mną mój brat. - Nie sądziłem, że dziewczyna będzie tobą pomiatać.
- Ta dziewczyna to moja dziewczyna więc lepiej nauczy się jej imienia. - ponownie odbiłem się od stołu o który się opierałem i ruszyłem w stronę wyjścia. - Mam już dość tego dnia, gdzie jest Kayden?
Podszedłem do Lori, dopiero teraz zauważyłem, że ma ręce całe w smarach. Mimo to że miała brudne ręce zbliżyłem się do niej i cmoknąłem ją w usta. Potrzebowałem tego by się uspokoić.
- Jest na podwórku, robimy crossa Luke'a. - odpowiedziała. - Mam dość ludzi. - wyszeptała tak, że tylko ja to usłyszałem, uśmiechnąłem się. - A tu ludzie i jeszcze więcej ludzi.
- Jak zrobicie crossa to będzie mniej więc się nie obijaj. - spojrzała na mnie morderczo. - No nie patrz tak na mnie, potem może ci te męki wynagrodzę.
- Teraz już nie mam ochoty. - spojrzała na mnie obojętnie. - A, a ten pocałunek był twoim ostatnim do póki nie przemyślisz swojego zachowania.
Odwróciła się do mnie tyłem i wyszła z domu, a ja jedynie patrzyłem jak wychodzi z domu, żartowała? Za dziewczynami nigdy nie nadążysz. Nie wiedziałem czy miałem to brać na serio czy sobie żartowała, ale o tym przekonam się niestety dopiero później, bo teraz muszę zająć się tym towarzystwem, mam nadzieję, że nie zostaną na długo. Już bym wolał siedzieć z Lori i Kaydenem i im pomagać chociaż kompletnie nie znam się na majsterkowaniu. Ugościłem mojego brata i kuzyna oraz dziewczynę któregoś z nich w kuchni. Jeszcze nawet nie wiem co ode mnie chcą a już chcę ich wyprosić i iść jak najdalej od tych wszystkich ludzi, no poza Lori i Kaydenem, ich towarzystwo lubię.
- A więc co was do mnie sprowadza?
- Musisz przecież poznać moją dziewczynę, z resztą, swoją też byś mógł tu wziąć a nie siedzi z jakimś chłopakiem i majsterkują, to nie jest zajęcie dla dziewczyny. - powiedział mój brat a krew we mnie zawrzała, okej, ze swoją dziewczyną niech robi co chce, ale mojej niech da spokój. - No idź po nią.
- Nie, Lori lubi sobie pomajsterkować więc nie zamierzam jej ograniczać, ma wolną rękę, chce się pobrudzić to niech się brudzi. - usiadłem na wyspie kuchennej, dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna jest z brzuchem i właśnie sobie przypomniałem, że przecież któryś z nich mówił, o tym, ale nie pamiętałem który. - No to rozumiem, że zakładacie rodzinę.
- Och, nasze dziecko to wpadka, twój brat nie za bardzo jest zachwycony, ale już jest po fakcie. - odpowiedziała dziewczyna. - Jestem Freya i jestem w piątym miesiącu ciąży. - skinąłem jej głową na znak, że rozumiem. - A ty pewnie jesteś Kaleb.
- Tak.
Miałem już dość, te rozmowy nie miały sensu. Dziewczyna co chwilę zaczynała jakiś temat czym mnie denerwowała. Zastanawiało mnie to czemu mój brat z pośród tylu dziewczyn musiał przypadkowo zapłodnić akurat ją, jest tyle ładnych i cichych dziewczyn. Ciekawiło mnie też to czy mojego brata nie denerwowało to jej ciągłe gadanie, bo mnie po prawie godzinie bolała głowa, więc co dopiero miał on. Cieszę się, że Lori nie jest taka, to znaczy ona też dużo mówi, ale nie gada na temat nie potrzebnych rzeczy.
***
Był wieczór, ja dokańczałem jeść kolacje, a Lori już dawno poszła do pokoju, ciekawiło mnie co robiła. Po zjedzeniu kanapek umyłem naczynia które pobrudziłem, a następnie odłożyłem je na suszarkę by wyschły i ruszyłem na górę. Dzisiejszy dzień był męczący i sprawił, że kompletnie nic mi się nie chce, nie żeby wcześniej mi się chciało, ale wiadomo o co chodzi. Wdrapałem się po schodach i wszedłem do naszego pokoju, Lori czytała książkę, zdziwiło mnie to, bo dawno nie widziałem jej z książką. Wczołgałem się na łóżko od strony ściany przez co dziewczyna krzywo na mnie spojrzała, nienawidziła być od krawędzi. Wstałem a ona przesunęła się w stronę ściany więc położyłem się od krawędzi. Chciałem jakoś zwrócić jej uwagę na mnie, ale nie wiedziałem jak. Zastanowiłem się chwilę i nachyliłem się by ją pocałować, ale odwróciła głowę nie dając mi możliwości by ją pocałować.
- Poważnie?
- Powiedziałam ci coś po południu.
Nawet nie oderwała wzroku od książki, skoro tak się bawimy niech będzie. Jeśli chce mnie ignorować to okej, ale nie ułatwię jej tego. Już po chwili miałem w głowie pomysł co zrobię. Podniosłem się, dalej nic. Podwinąłem jej koszulkę by było widać jej brzuch i nachyliłem się by zacząć składać pocałunki na jej brzuchu, ale nie dała mi nawet chwili, bo ledwie odsłoniłem jej brzuch a ona od razu go zakryła dalej na mnie nie parząc. Nie tak, to jeszcze inaczej. Spojrzałem na zawiązany sznurek od spodenek które na sobie miała, odwiązałem go cały czas patrząc na to, czy zwraca na mnie uwagę. Jaka ona była uparta, wiedziałem, że mój dotyk na nią działa, ale walczyła zawzięcie. Chwyciłem za krawędź jej spodenek i zacząłem je jej ściągać, pozwoliła mi, ale nie patrzyła na mnie. Kurwa. Nie przewidziałem, że będzie mieć na sobie jaskrawe czerwone koronkowe majtki. Teraz już nie wiedziałem czy to pułapka na mnie czy na nią. Byłem pewny jednego, działała na mnie, cholernie na mnie działała. Cóż, dobrze że nie patrzyła, bo gdyby spojrzała na moje dresy mogłaby zobaczyć bardzo ciekawe zjawisko. Przełknąłem z trudem ślinę.
- Możesz zostawić moje ubrania w spokoju? - odłożyła wreszcie książkę. - Jak ja chcę to nie, ale jak ty chcesz to już nagle tak? No to ci powiem, że nie, nie zamierzam się tak bawić Kaleb.
- Rozumiem, że jesteś na mnie zła, ale ja chcę dobrze, a poza tym nie chcę uprawiać z tobą teraz seksu tylko chcę całusa a ty się na mnie obrażasz jakbym popełnił zbrodnię.
- Znowu się o coś kłócimy. - powiedziała siadając i biorąc swoje spodenki. - Może ten związek to był zły pomysł.
Wstała z łóżka i wciągnęła spodenki a ja jedynie patrzyłem na każdy je ruch nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Jednak gdy zauważyłem, że zmierza w kierunku drzwi, a nie wraca do łóżka wiedziałem, że muszę coś powiedzieć.
- Lori...
- Nie. - przerwała mi. - Wrócę jutro.
I wyszła, tak po prostu wyszła. Domyślałem się że pojedzie do Kaydena, ale chciałem by wróciła. Nie chciałem się z nią kłócić, tym bardziej o taką głupotę. A już szczególnie nie chciałem by kręciła się sama w nocy. Od razu gdy usłyszałem zamykające się drzwi złapałem za telefon i napisałem do Kaydena.
Ja : Napisz do mnie gdy Lori do ciebie przyjedzie.
Nie czkałem długo aż odpisze, odpowiedź zwrotna przyszła prawie od razu, minęło za ledwie kilka sekund gdy usłyszałem powiadomienie o przychodzącej wiadomości.
Kayden : Coś się stało?
Ja : Pokłóciliśmy się.
Kayden : Nie przyjdzie do mnie, prawdopodobnie pójdzie na cmentarz.
Zastanawiałem się co zrobić, Lori jest zła, nie będzie chciała rozmawiać z nikim, nikt nie przemówi jej do rozumu choćby nie wiadomo jak się starał. Lori była czasami uparta jak osioł co ani trochę nie ułatwiało sprawy. Nie sądziłem tylko, że w pewnym momencie wstanie i stwierdzi, że nasz związek to był zły pomysł. Kochałem ją, nie chciałem jej zranić i to w tak bezsensowny sposób. Wpatrywałem się w ostatnią wiadomość którą wysłał mi Kayden, nie odpisałem mu, wyszedłem z naszego czatu i dopiero teraz zauważyłem nieodczytaną wiadomość która przyszła trzy dni temu.
Aurora : Wiem, że już się razem nie trzymamy, ale liczę, że na moją osiemnastkę wpadniesz, fajnie by było usiąść starą paczką przy jednym stole. Cole, William, Amber i Sara się zgodzili.
Wahałem się, czy chciałem tam iść? Spotkać się z nimi po tylu latach. Reszta ma być, jak wszyscy to wszyscy, ale...
Ja : Wpadnę, kiedy i gdzie? I czy mogę wziąć swoją dziewczynę?
Wiedziałem, że odpisze dopiero rano, bo to Aurora, chodzi prędko spać i prędko wstaje. Nie powiem, że się nie obawiałem tego spotkania, bo bałem się cholernie, nie widziałem ich od... sześciu lat? Może nawet dłużej. Obawiałem się też spotkania z Sarą, gdy byliśmy mali lgnęła do mnie jak nie wiem co. Zacząłem zasypiać, brakowało mi czegoś. Kogoś.
***
Obudziłem się nie wyspany, była dziewiąta a ja leżałem i nie wiedziałem co zrobić, czułem się źle, nawet nie sprawdziłem czy Aurora odpisała, choć z drugiej strony wiedziałem że odpisała. Westchnąłem w końcu i wszedłem w wiadomości. Tak jak myślałem, odpisała dwie godziny temu, zauważyłem też wiadomość od Kaydena, ale najpierw odpisałem blondynce.
Aurora : Jasne, możesz ją ze sobą wziąć, chętne poznamy wybrankę twego serca, musi być wyjątkowa skoro zwróciłeś na nią uwagę.
Aurora : O osiemnastej za cztery dni, w remizie koło tego lasu, zresztą dziś będziemy tam jechać z naszą paczką, możemy cię zgarnąć.
Zastanowiłem się chwilę, nie miałem siły, ale nie miałem też co robić, Lori raczej za prędko nie wróci. Zastanawiałem się dłuższą chwilę co mogę porobić w domu, ale nic mi nie przyszło do głowy poza nakarmieniem koni i napojeniu ich, no i oczywiście musze nakarmić tez inne zwierzęta.
Ja : Jasne, ale muszę tylko nakarmić i napoić konie oraz inne zwierzęta.
Myślałem, że będę musiał czekać na odpowiedź dłużej, a ona odpisała od razu.
Aurora : Spoko, to co? Tak na dwunastą?
Ja : Yep.
Spytała mnie o adres, a ja jej go podałem, miałem się już ogarniać gdy przypomniałem sobie o Kaydenie. Wszedłem w nasz czat i poczułem lekki strach czytając jego wiadomość.
Kayden : Nie przyszła ani nie ma jej na cmentarzu.
Wysłał mi te wiadomość o trzeciej w nocy, co świadczyło o tym że o jebanej trzeciej w nocy pojechał konno na cmentarz. Czułem nie pokój, chociaż może już do niego pojechała.
Ja : I jak?
Kayden : Bez zmian, jest Vidi na padoku?
Wstałem i poszedłem do pokoju Leona, bo tam najlepiej widać pastwisko, może i ze sporej odległości, ale jednak widać. Vidiego nie było.
Ja : Nie.
Kayden : Więc pewnie teraz gdzieś gna po lesie, wróci.
Nie pocieszał mnie, chciałem ją tu i teraz, chciałem mieć pewność, że nic jej nie jest. Chociaż to była Lori, to logiczne, że nic jej nie jest i gdzieś teraz wędruje. Mimo to nic nie poradzę na to, że jej brak mnie stresuje i martwi. Tylko, że teraz nie mogę pozwolić sobie na zamartwianie się, muszę iść do koni i się ogarnąć do wyjścia.
***
Czekałem przed domem aż po mnie podjadą, Cole podobno ma auto siedmio osobowe więc nie będziemy się na szczęście cisnąć w samochodzie. Gdy tak stałem patrzyłem na Amaviego aż nie usłyszałem że ktoś wjeżdża na podwórko, spojrzałem w stronę wjazdu, to moi starzy znajomi. Czułem się dziwne, że po tylu latach się nagle spotkamy, niepewnie wsiadłem do auta i przywitałem się z nimi.
- A więc? - Cole odezwał się w celu przerwania niezręcznej ciszy. - Słyszałem, że podobno trafiła cię strzała amora.
- Może i trafiła, a co? - spojrzałem na niego, kierował, ale widziałem, że zerka w kierunku pastwiska, Cole od dziecka miał styczność z końmi, bo jego rodzice posiadali gospodarstwo, ale zawsze marzył by jeździć na zawody. - Co tak patrzysz?
- Bo ten dom nie wygląda jak stajnia, a konie tu są zadziwiająco dobrze zbudowane i zadbane. - poprawił swoje okulary i nagle nadepnął mocno na hamulec. - Kurwa!
Dopiero po chwili zauważyłem dlaczego zahamował, Lori przeskoczyła na Vidim przez maskę a następnie przez płot na pastwisko koni. Uśmiechnąłem się, wróciła, była cała i zdrowa.
- Co to miało do cholery być? - zapytał odwracając się do tyłu przez ramie by na mnie spojrzeć. - Jej się do grobu spieszy?
- Nie, ona wie co robi. - zapewniłem go. - A co do strzały amora to to właśnie ona.
- Często tak wyskakuje znikąd? - odezwał się William. - To niebezpieczne, w życiu bym tak nie przeskoczył, po pierwsze coś mogłoby stać się mi a co gorsza koniu. Ja czasami się waham z przeskoczeniem normalnej przeszkody a tu mowa o samochodzie.
- To idź na lekcje jazdy do Lori. - zaśmiałem się. - Ja musiałem przeskoczyć leżące drzewo, a jedyne co umiałem to jako tako wydawać koniowi polecenia.
- Nie spieszy mi się w piach. - pokręcił przecząco głową. - Chociaż imponujące jest to jak ufa swojemu koniu i jak on ufa jej, bo wątpię, że mój koń by tak o z taką lekkością przeskoczył auto.
- Ale to jest Vidi i Lori, dla nich nie ma rzeczy nie możliwych. - wzruszyłem ramionami. - Jak wrócę muszę z nią pogadać.
- Pokłóciliście się? - tym razem to Aurora się odezwała.
- Powiedzmy.
Nikt się już nie odezwał do końca drogi, ale może to i lepiej. Czułem na sobie wzrok Sary, ale nie spojrzałem na nią ani razu. Nie zamierzałem wchodzić z nią w żadne rozmowy, jeszcze zrobiłbym coś głupiego i Lori by mi nie wybaczyła. Musiałem unikać kontaktu z Sarą, dawno nie byłem z nikim blisko przez co gdyby się do mnie zbliżyła mógłbym ulec, a tego nie chciałem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania