Poprzednie częściThe Mysterious Girl

The Mysterious girl - Rozdział dwunasty

KALEB

 

Zaczynałem bać się o Lori, miała jakieś cholerne leki i ich nie brała, no zwariowała. Gdybym wiedział gdzie mieszka Kayden to bym już dawno tam był, a tak chodzę w te i z powrotem jak debil i czekam nie wiadomo na co jakby to miało coś zmienić. Miałem nadzieję, że nic jej nie jest nie jest. Kayden mówił, że to nic poważnego, ale... Co jeśli się mylił? Boże, głowa mi eksploduje zaraz od tego myślenia o tym wszystkim. Nie tak miało być, miało być wszystko dobrze, więc czemu się wszystko sypie? Nigdy nie miałem szczęścia w życiu. Naprawdę przydałoby się coś w życiu zmienić, bo to jest irytujące, że cały czas to mi się coś przytrafia. Nagle drzwi się otworzyły, spojrzałem w tam tą stronę, a do domu weszła Lori a tuż za nią Kayden. Nie wyglądała jakby umierała więc chyba czuła się dobrze, a to sprawiło, że i ja się uspokoiłem.

 

- On chyba nie jest w nastroju. - Stwierdził Kayden. - Wyglądasz jakby ktoś ci pół rodziny umordował a ty ledwie uszedł z tego cało.

 

- Ha ha. - Powiedziałem sarkastycznie. - Nie mam za bardzo ochoty na towarzystwo co chcecie?

 

- Idziemy na imprezę. - Powiedział a ja od razu spojrzałem na Lori. - Nic jej nie jest, wzięła wszystko i żyje.

 

Miałem wrażenie, że mój duch po słowach "idziemy na imprezę" wyszedł i stanął obok. To ja odchodzę od zmysłów, czy wszystko z nią okej i czy nic jej nie jest, a ona chce iść na imprezę?! No chyba jaja sobie robią. Ona powinna leżeć i się regenerować, a nie latać po imprezach. Poza tym po lekach nie można pić więc jaki jest sens iść na imprezę?

 

- Jesteś nie odpowiedzialna. - Pokręciłem zrezygnowany głową. - Kilka godzin temu źle się czuła a teraz chcesz ją ciągać po imprezach?

 

- Ciebie też, zbieraj się. - Spojrzałem na niego jak na nienormalnego, co on kombinował. - Lori dwa razy powtarzać nie musiałem.

 

- Ona nie będzie pić. - Zarządziłem, cóż, z całą pewnością jej się to nie spodobało, że za nią decyduję, bo spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, ale chociaż na mnie spojrzała. - Bierzesz leki.

 

- Nie zamierzam rezygnować z dobrej zabawy bo ty masz takie widzi mi się. - Powiedziała i ruszyła na górę. - Kayden, gdzieś powinien być mój telefon, znajdź go i napisz do Rihan'a!

 

I tyle ją widziałem, w kilku krokach znalazłem się obok Kayden'a. Nie zamierzałem mówić głośno, bo Lori mogłaby nas usłyszeć.

 

- Wiesz, że ona nie może pić, co ty odwalasz? - Miałem nadzieję, że on sobie robił jaja z tą imprezą, ale jak zauważyłem, że wziął ze stołu telefon dziewczyny i pisze do kogoś wiadomość spoważniałem. - Wiesz, że to zły pomysł, jak zmiesza alkohol z lekami będzie rzygać.

 

- Za łatwy jesteś. - Powiedział pisząc w skupieniu. - Ona wie, że nie może pić, po prostu nie będzie ci się podporządkowywać, nie traktuj jej jak dziecko, to nie będzie się tak zachowywać.

 

- To jak niby mam się zachowywać? - Byłem na niego zły, że w ogóle pomyślał o imprezie, przecież ona dopiero co się źle czuła. - I co ci wpadło do głowy aby iść na imprezę?

 

- Ona tego potrzebuje, takie kilka godzin w tłumie ludzi jest jej potrzebne. - Wzruszył ramionami. - Staram się, by niczego jej nie brakowało i by czuła się dobrze.

 

- Gdyby tak było wygnałbyś ją do łóżka i kazał iść spać. - Stwierdziłem. - To, że ty chcesz latać po imprezach nie oznacza, że i ona chce.

 

- Myślisz, że pozwoliłbym ją skrzywdzić? - Spytał śmiejąc się. - Kocham ją i jest dla mnie jednocześnie jak siostra.

 

- Bracia nie patrzą tak na swoje siostry. - Powiedziałem. - Okłamujesz samego siebie.

 

I wtedy przyszła Lori, weszła między nas, stała tyłem do Kayden'a a twarzą do mnie. Jasno dawała mi do zrozumienia po czyjej jest stronie i kogo chroni.

 

- A przyjaciele nie kłamią. - Powiedziała.

 

Odwróciła się przodem do Kayden'a i kiwnęła głową na drzwi i zaczęli zmierzać w ich kierunku ale nie wytrzymałem.

 

- Nie wiem, okej? - Zacząłem. - Nie wiem dlaczego jesteś na mnie zła, tak zniszczyłem zdjęcia, ale co zrobiłem wcześniej? Nie zrobiłem niczego za co mogłabyś być zła.

 

Odwróciła się w moją stronę. Kayden przystanął w miejscu obracając się by mieć na nas lepszy widok, obserwował nas obu. Nie miałem pojęcia co robił, może gesty Lori mówiły mu więcej niż mi a może po prostu patrzył co się stanie.

 

- Nie jestem zła, jestem zawiedziona. - Powiedziała spokojnie. - Umówiłeś się wtedy z jakąś dziewczyną...

 

- Jak przeszkadza ci mój tryb życia to mi to powiedz zamiast mnie unikać i zachowywać się jakbym nie istniał. - Przerwałem jej. - Nie robię już tego. - Lori nie patrzyła na mnie a swój wzrok wbijała w podłogę. - Co?

 

- Nie pamiętasz. - Powiedziała ledwie słyszalnie.

 

- Czego nie pamiętam, powiedz mi o czym zapomniałem. - Nalegałem. - Co takiego się stało, a ja tego nie pamiętam, powiedz mi.

 

- Powiedziałeś, że przyjdziesz.

 

Te słowa mi wystarczyły bym zrozumiał. Wieczór w który się posypała poszła spać a ja powiedziałem, że jestem umówiony i że przyjdę później. Ale nie przyszedłem, bo nie mogłem, nie gdy czułem, się źle z myślą, że najpierw pieprzyłem jakąś dziewczynę a potem zakradałbym się do jej łóżka. Nie chciałem jej brudzić. To wszystko było nie porozumieniem.

 

- Kurwa, jakim ja jestem debilem. - Pokręciłem głową. - Nie przyszedłem, bo źle czułem się z myślą, że chwilę wcześniej pieprzyłem dziewczynę, która sypia z kim popadnie.

 

- Nie ważne. - Nie brzmiała jak wcześniej, głos jej się łamał. - Już nie ważne.

 

I ruszyła do wyjścia nawet Kayden zszedł jej z drogi. Ale nie zwlekał długo zanim za nią ruszył. Byłem idiotą, ale nie zamierzałem puścić jej samej na imprezę z nim. Od razu ruszyłem za nimi by ich nie zgubić.

 

LORI

 

W tle leciała jakaś piosenka, ale nie za bardzo zwracałam na nią uwagę, od godziny byliśmy na imprezie blisko miasta. Kayden cały czas był obok mnie i ku mojemu zdziwieniu nie pił. Rihan niestety nie mógł przyjść, ale nie powiedział z jakiego powodu. Podejrzewałam, że po ostatnim mógł dostać szlaban, ale nie miałam pewności. W pewnym momencie poczułam czyjeś ręce na biodrach, od razu obejrzałam się przez bark, moje oczy spotkały się z oczami Kayden'a.

 

- Jesteś strasznie spięta, wszystko okej? - Wyszeptał mi do ucha. - To przez rozmowę z... Nim.

 

- Kaleb'em, Kayden, ma na imię Kaleb...

 

- Nie, stoi tam i patrzy na nas, chyba nie za bardzo podoba mu się to co widzi. - Zaśmiał się, a ja pokręciłam głową. - Coś nie tak? Nie masz humoru.

 

- Nic. - Powiedziałam ledwie słyszalnie i odwróciłam się przodem do niego po czym po prostu go przytuliłam. - Cieszę się, że cię mam.

 

- Przecież widzę, że coś jest nie tak. - Powiedział w moje włosy. - Przecież możesz mi powiedzieć, znam cię Lori i wiem kiedy jest coś nie tak.

 

- On wie prawda? - Spytałam a on westchnął. - Wiem, że wie, nie robiłby takiej afery o nic.

 

- On się o ciebie martwi, tak jak ja. - Powiedział. - To że wie o wszystkich lekach to nie koniec świata.

 

Nie odpowiedziałam, nie chciałam by inni wiedzieli. Wiedzieli tylko rodzice, Leon, Conor i Kayden a teraz Kaleb wiedział. Chciałam się odwrócić ale Kayden mocniej zacisnął swoje ręce którymi mnie obejmował. Chwilę patrzył przed siebie a potem spojrzał na mnie.

 

- Nie odwracaj się. - Powiedział. - Nie rób sobie tego.

 

Ale mimo to odwróciłam się. Mimo, że mówiłbym tego nie robiła, zrobiłam to. I wtedy to zobaczyłam. Kaleb całował się z dziewczyną z mojej szkoły. I to nie jakoś zwyczajnie, to był brutalny pocałunek, nawet z tej odległości mogłam dostrzec, że właśnie całowali się z języczkiem. Zabolało, ale nie patrzyłam na to długo bo pozwoliłam by Kayden mnie poprowadził w nie znanym mi kierunku. Poszliśmy na most. Zanim jednak usiedliśmy Kayden wytarł moje łzy które spływały mi po policzku. Usiedliśmy na moście, myślałam, że usiądziemy jak kiedyś obok siebie, ale Kayden przesunął się bardziej do tyłu tak, żebym mogła usiąść między jego nogami. Tak też zrobiłam. Oparłam się o jego klatkę piersiową i wpatrywałam się w dół. Poczułam, że chłopak oparł swoją głowę o mój bark.

 

- Czuję się przy tobie jak dziecko. - Powiedziałam gdy kolejne łzy spływały mi po policzku, ale mimo to zaśmiała się. - To dziwne, bo jesteś tylko o rok starszy.

 

- Możesz się czuć jak dziecko. - Spojrzałam na niego. - Mogę się tobą zaopiekować moja dziewczynko.

 

Chłopak nachylił się by pocałować mnie w policzek, tak jak robił to zawsze, ale nie wiem co mi odbiło, że w tym momencie ja... Ja obróciłam się w jego stronę i jego usta zamiast na moim policzku znalazły się na moich ustach. W pierwszej chwili się chyba wystraszył bo chciał się odsunąć, ale ja całkowicie usiadłam do niego przodem. Jego ręce oplotły mnie w tali, żebym nie spadła z mostu. Nawe nie wiem w którym momencie znalazłam się na nim. Kayden leżał a ja siedziałam na nim okrakiem, jego ręce nie zmieniły położenia cały czas były w tym samym miejscu. Nagle się od siebie oderwaliśmy. Nie wiem czemu ale nie czułam się przy nim źle i niekomfortowo, tak jak czułam się przy Kalebie. I może nigdy się nie dowiem czemu to zrobiłam, ale nie żałowałam.

 

- Kurwa. - Odchylił głowę do tyłu. - Boże.

 

- To w końcu kurwa czy Bóg?

 

Chłopak zaśmiał się na moje słowa a ja dałam mu szybkiego całusa w usta i z niego zeszłam. Kayden usiadł i spojrzał w dal. Ludzie szaleli w najlepsze a my spokojnie siedzieliśmy. Jak gdyby nigdy nic.

 

- To był twój pierwszy pocałunek, prawda? - Spytał nagle. - Bynajmniej pierwszy poważny.

 

- Bardzo było czuć? - Spytałam niepewnie.

 

- Trochę.

 

Resztę imprezy baliśmy się dobrze. Tańczyliśmy razem, śpiewaliśmy i wygłupialiśmy się a do tego wszystkiego nie był nam nawet potrzebny alkohol. Czułam na sobie co jakiś czas wzrok Kaleb'a, ale miałam go gdzieś, skoro on bawił się z innymi dziewczynami to ja mogłam bawić się ze swoim przyjacielem. Poza tym jednym pocałunkiem na moście w trakcie imprezy doszło do jeszcze kilku. To było przyjemne czuć kogoś tak blisko. I wiedzieć, że ta osoba tego chce. Do domu zaczęliśmy się zbierać jakoś po drugiej w nocy. Może i byliśmy nienormalni, ale gdy tylko przekroczyliśmy próg jego pokoju zostałam przygwożdżona do drzwi.

 

- Mogę? - Spytał patrząc mi w oczy. - Nie wiem jeszcze jak jutro wstaniemy, ale chcę żyć dzisiaj.

 

- Możesz. - Odpowiedziałam bez zawahania. - Z konsekwencjami naszych czynów będziemy mierzyć się jutro, dziś jest dziś.

 

Chłopak złożył na moich ustach pocałunek, ale nie skończyło się na jednym. Chwilę później wylądowaliśmy na jego łóżku. Kayden nie zachowywał się nie odpowiednio, po prostu się całowaliśmy, to chyba nie było zbrodnią. No bynajmniej do czasu, bo postanowił postawić kolejny krok, zaczął całować mnie po szyi. Boże, to było takie przyjemne. A on cały czas obserwował moje rekcję na to co robił. Ale to ja podjęłam decyzję w momencie gdy złapałam za krawędź jego koszulki i po prostu mu ją zdjęłam a on ku mojemu zdziwieniu, pozwolił mi na to. A reszta ruszyła sama, już się nie hamowaliśmy.

 

KALEB

 

Lori zniknęła mi gdzieś z oczu, obserwowałem ją bez przerwy od kiedy zobaczyłem jak całowała się z Kayden'em na moście. Ode mnie uciekała ale z nim to mogła robić wszystko czego tylko chciała i było dobrze. Pocałowałem te jedną jebaną typiarę by sprawdzić jak zareaguje, ale nie sądziłem, że pójdzie się całować z Kayden'em! Zwinąłem się z imprezy jak upewniłem się, że ich nie było. Jak ją tknie to łapy mu upierdolę przy samej dupie. Wiedziałem, że mi nie pomaga. Niby chciał mi pomóc a poszedł się z nią lizać, nie wierzę w to, że ona naprawdę go pocałowała. Czułem złość i nawet nie wiedziałem na kogo, na siebie, na Lori czy na Kayden'a. Zamiast normalnie z nią porozmawiać wolałem testować i kurwa przetestowałem, już wiem do czego jest zdolna zraniona Lori. Noce bez niej były katorgami, ale spanie w jej pokoju ułatwiało mi zaśniecie, nie było to, to samo co spanie z nią, ale musiałem się jakoś zadowolić tym co miałem.

 

LORI

 

Zaczęłam się przebudzać, ku mojemu zdziwieniu byłam ubrana, no nie kompletnie ale miałam na sobie majtki i koszulkę, ale nie swoją koszulkę. Odwróciłam się przodem do Kayden'a który dalej spał, przybliżyłam się do niego i wtuliłam się w jego tors. Spał w samych bokserkach, ale nie przeszkadzało mi to, zresztą, wczoraj się ze sobą przespaliśmy więc chyba już nie będzie między nami tematów tabu. Chłopak obudził się gdy się w niego wtuliłam.

 

- Która godzina? - Spytał zachrypniętym głosem.

 

- Nie wiem, dopiero się obudziłam. - Powiedziałam kładąc głowę na jego klatce piersiowej. - Dziś nie wstaję.

 

Chłopak się zaśmiał, ale po chwili objął mnie ręką w tali.

 

- Aż taka zmęczona jesteś? - Zapytał rozbawiony. - Możesz zostać w łóżku, ale nie zapomnij wziąć leków.

 

- Dobrze, nie zapomnę. - Nie lubiłam gdy tak mi przypominał o czymś o czym chciałam zapomnieć. - Ale nie przypominaj mi o tym co chwilę, dobrze?

 

- Postaram się, ale nie obiecuję, że nie wspomnę o tym jakieś trzydzieści razy jednego dnia. - Przyznał. - Martwię się o ciebie, jesteś jedyną osobą która mi została, muszę o ciebie dbać.

 

- Więc okazuj to w inny sposób. - Zarządziłam. - Nienawidzę przypominać sobie, że muszę brać jakieś głupie leki na wszystko, bo coś jest ze mną nie tak.

 

- Wszystko z tobą okej. - Powiedział jeżdżąc swoją ręką po moim ramieniu. - Każdy ma czasami gorszy okres w życiu.

 

- Tak, szkoda, że mój trwa od kiedy mam jakieś dziewięć lat i dalej końca nie widać. - Poczułam, że chłopak się rusza więc spojrzałam na niego. - Co robisz?

 

- Idę zrobić śniadanie. - Odpowiedział. - Co chcesz na śniadanie?

 

- Kanapkę.

 

- Coś mało kreatywnie. - Powiedział podnosząc się co sprawiło, że musiałam go puścić. - Bierzesz od razu wszystkie pięć leków, czy jakoś są dawkowane.

 

Nie dziwiło mnie to, że pytał, jeszcze rok temu miałam dwie tabletki na te głupie skupienie i koncentrację, teraz było ich więcej i sama lewie pamiętałam która od czego jest.

 

- Niebieska i czerwona rano, po południu granatowa i przezroczysta, fioletowa przed snem. - Powiedziałam. - Reszta jest na różne objawy, ale to jest już nieistotne.

 

- Wszystko jest istotne. - Powiedział a ja wywróciłam oczami. - Jeszcze będzie dobrze, mówię ci.

 

- Zawsze jak się tak mówi to jest jeszcze gorzej. - Taka była prawda, a w moim przypadku nie było mowy o poprawie. - I z resztą sam widzisz, że jest gorzej a nie lepiej.

 

- Wracasz dziś do domu czy zostajesz na jeszcze trochę? - Spytał a ja na niego spojrzałam, wiedziałam, że mój wzrok mówił mu więcej niż moje słowa. - Zamierzasz go unikać do końca życia?

 

- Nie, nie chcę po prostu przebywać z nim sam na sam. - Te słowa padły z moich ust tak nagle, że sama nie wierzyłam, że to powiedziałam. - Dziwnie się przy nim czuję i nie chce brać przy nim leków.

 

- Przy Conorze też nie chciałaś. - Stwierdził. - Nie chcesz by widział cię w stanie po lekach.

 

- Widziałeś mnie we wszystkich stanach po lekach, wiesz jak to wygląda. - Wtuliłam się w kołdrę. - Nie chcę by inni musieli na to patrzeć.

 

- Dlatego nie brałaś leków? - Spytał. - Nie chciałaś by zobaczył cię podczas któregoś upadku?

 

Upadkami nazywałam swoje stany w których kompletnie się sypałam i nie byłam w stanie funkcjonować, nie miałam wtedy ochoty na towarzystwo. Mimo to Kayden zawsze przy mnie był, nie przerażały go momenty gdy siedziałam i dosłownie wyłam choć nawet nie miałam dobrego powodu. Nie odsunął się ode mnie gdy dowiedział się o lekach. Wtedy już wiedziałam, że nic go nie przestraszy. Nie licząc tego gdy nie wiedział gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Był przy mnie na dobre i na złe. Nie tylko wtedy gdy się śmiałam ale i wtedy gdy wyłam.

 

- Nie chcę ich brać.

 

- Ale musisz, wiem, że przez nie masz różne stany, ale one są lepsze niż to co dzieje się z tobą gdy ich nie bierzesz. - Wyznał zakładając koszulkę wyjętą z szafki. - Idę zrobić śniadanie a ty... Może lepiej nie wychodź dziś z pokoju.

 

- Co? Czemu? - Spojrzałam na niego marszcząc brwi. - Nie jestem dzieckiem, to że czasami zakręci mi się w głowie lub przed oczami zamazuje i wiruje mi obraz po lekach lub boli mnie...

 

- Nie chodzi o to. - Przerwał mi. - Wiesz, że nie traktuję cię jak dziecka, chodzi o to, że... Wczoraj um... Trochę mnie poniosło.

 

- W jakim sensie tych słów? - Spytałam podejrzliwie na niego patrząc. - Kayden.

 

- No porobiłem ci malinki na szyi. - Powiedział nagle drapiąc się po karku. - Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać i tak jakoś wyszło.

 

- Tylko na szyi? - Spytałam patrząc na niego badawczo. - Nie wierzę.

 

- No jeszcze trochę na brzuchu i udach. - Spojrzałam na niego karcąco. - No nie moja wina, że mnie poniosło, lubię cię całować.

 

- W to nie wątpię. - Skoro nie za bardzo mogłam wychodzić z pokoju to musiał coś dla mnie zrobić. - Ale skoro mam nie wychodzić to musisz mi przywieść z domu książkę.

 

- Pooglądamy coś razem. - Powiedział. - Możesz wybrać, mój laptop jest na półce.

 

Wskazał na szafkę nocną a niżej faktycznie była półka na której był laptop. Wyszedł z pokoju a ja wzięłam laptopa, zaczęłam szukać filmu. Najpierw chciałam wybrać coś pod nas obu ale potem przypomniałam sobie, że Kayden oglądał ze mną wszystko nie ważne co oglądałam. Mogłabym włączyć bajkę o jednorożcach a on i tak by to oglądał, bo ja to oglądałam. Mimo to wybrałam coś co mu raczej bardziej podpasuje, film nazywał się "Patriota". Gdy przyszedł ze śniadaniem miałam ochotę go zamordować, powiedziałam, że chcę kanapkę a on zrobił naleśniki i przyniósł ze sobą nutellę. Po tym jak zjedliśmy po dwa naleśniki, na talerzu zostały jeszcze cztery ale ja już nie miałam ochoty więc Kayden przyniósł mi leki i powiedział, że na chwilę musi gdzieś jechać, nie za bardzo mi się to podobało, ale jak musiał to musiał.

 

KALEB

 

Jak tylko zobaczyłem przy wejściu do stajni Kayden'a od razu na niego ruszyłem, przywaliłem mu pięścią w twarz a konkretniej w nos. Może nie powinienem był od razu na niego ruszać i dać mu dojść do słowa, ale jak tylko go zobaczyłem moja cała złość wróciła i musiałem się na kimś wyżyć. Los chciał aby tym kimś był Kayden.

 

- Ała, kurwa, za co?! - Wydarł się. - Nic ci nie zrobiłem.

 

Kayden trzymał się za nos, ale ku mojemu zdziwieniu nie leciała mu krew. Ale emocje trochę ze mnie zeszły, wyżyłem się na nim i mi złość przeszła. Od razu było mi lepiej.

 

- Całowaliście się! - Wydarłem się. - Miałeś mi pomóc a tym czasem jedynie mi przeszkadzasz.

 

- To Lori pocałowała mnie i to była twoja wina. - Odsunął się ode mnie. - Jakbyś nie lizał się z tam tą dziewczyną nic by się nie stało.

 

- Nie prawda, od początku się do niej kleisz. - Stwierdziłem. - Nie obwiniaj mnie o swoje błędy.

 

- Moje? Nie ja bawię się jej uczuciami. - Powiedział. - Najpierw się o nią starasz a potem odpuszczasz. Zdecyduj się, bo tylko ją ranisz.

 

- Nie bawię się jej uczuciami. - Zaprzeczyłem od razu. - Chciałem tylko sprawdzić jak zareaguje.

 

- A wiesz jak to wygląda z jej perspektywy? - Spytał podchodząc do boksu łaciatej klaczy i głaszcząc ją po pysku. - Jakbyś dowiedział się przypadkiem o tych wszystkich lekach i nagle dotarło do ciebie, że nie chcesz już jej, że przestraszyło cię to wszystko i przerosło więc wybrałeś prostszą drogę.

 

- Ale tak nie jest...

 

- A wiesz czego Lori boi się najbardziej na świecie? - Przerwał mi ciągnąc temat. - Tego, że bliskie jej osoby zostawią ją gdy dowiedzą się o jej przypadłości.

 

I nagle do mnie dotarło to, dlaczego mi to mówił. Lori właśnie poczuła się przeze mnie odtrącona, ale przecież tak nie było. Nie o to mi chodziło, nie tak to miało wyglądać. Jak ja mam to wszystko naprawić? Jak mam to odkręcić? Chcę aby ona do mnie wróciła. Czułem jakby czas spędzony bez niej był zmarnowanym czasem, a nawet nic nie mogłem z tym zrobić. Ale teraz mogłem skorzystać, mogłem się dowiedzieć innych rzeczy. Stał przede mną Kayden a on był jak wikipedia tyle, że on posiadał wiedze o Lori.

 

- Długo bierze Leki? - Nie wiedziałem czy mi odpowie ale potrzebowałem tej odpowiedzi. - Kayden?

 

- Od kiedy ma jakieś dziewięć lat. - Powiedział. - Zaczęło się od tego, że Conor przepytywał ją ze wszystkiego z czego miała sprawdzian i wszystko umiała co do joty, sprawdzał ją jeszcze przed sprawdzianem, bo sama sobie nie wierzyła, że umie. No ale po sprawdzianie posypała się na kawałki mówiąc, że obleje ten sprawdzian bo nic nie napisała, obaj byliśmy zdziwieni, i nie zwróciłoby to niczyjej uwagi gdyby te sytuacje się nie powtarzały.

 

- Czemu nie brała leków przez ten cały czas gdy tu byłem? - Martwiło mnie to, coś mogło się jej stać przez ten cały czas gdy ich nie brała. - Przecież gdyby zasłabła gdzieś ze mną nie miałbym pojęcia co robić.

 

- Nie chciała, żebyś był świadkiem jej upadku. - Wyjaśnił a ja spojrzałem na niego niezbyt rozumiejąc. - Lori nazywa tak swoje... Swoje wszystkie sytuacje po lekach.

 

- A co się jej po nich dzieje? - Zapytałem, skoro nazywa to upadkiem to raczej nie mogło to być nic dobrego. - Już wiem mniej więcej jak wygląda odstawienie leków, ale z tego co mówisz mają one jakiś skutek uboczny. Bynajmniej tak to rozumie, bo nie chciała ich brać by nagle jej nic nie odwaliło.

 

- Różnie bywa, może mieć gorączkę przez kilka dni totalnie bez powodu, może boleć ją głowa lub wirować jej obraz i nie jesteś w stanie przewidzieć kiedy to się stanie. - Wymieniał i tłumaczył. - Ale nie to jest najgorsze.

 

- Więc co twoim zdaniem jest gorsze, jak nie to, że ona sama sobie nie będzie radzić? - Spytałem. - Co jak zostanie sama i nie będzie miał jej kto pomóc.

 

Jego oczy w tym momencie mówił za niego. Był zły na mnie za moje słowa, ale ja powiedziałem prawdę, nie kłamałem. Jeśli Lori zostanie sama to sobie nie poradzi. Sam dobrze o tym wie, więc co go tak rozgniewało w moich słowach?

 

- Nie będzie nigdy sama, zawsze ma mnie i swoich rodziców. - Powiedział wbijając we mnie spojrzenie którym mógłby zabijać. - Nie zostawię jej nigdy, kocham ją i nie pozwolę by stała jej się krzywda.

 

- No okej, ale wracając do tematu. - Chciałem zmienić temat, bo czułem, że jeszcze chwila i odda mi za to, że mu przywaliłem. - Co jest najgorsze?

 

- Najgorzej jest wtedy kiedy siedzi w pokoju i dosłownie wyje, nie płacze, wyje, nie ma powodu do tego by tak bardzo rozpaczać, nie chce wtedy z nikim siedzieć, chce być sama. - Dokończył. - Nic jej nie pomaga, a zmuszenie jej do wzięcia leków uspakajających boli inaczej, bo mimo, że wiesz, że zmuszasz ją do ich wzięcia dla jej dobra, ale masz wyrzuty, bo prosi byś tego nie robił.

 

- Co wtedy robisz? - Spytałem a on na mnie spojrzał. - Domyślam się, że skoro wiesz jak to wszystko wygląda to przeżyłeś to z nią.

 

- Cóż, są dwa scenariusze, albo będziesz silny i ją zmusisz, albo będziesz płakał mówiąc jej, że to dla jej dobra. - Wyjaśnił. - Czasami było tak a czasami tak, nie lubię jej do niczego zmuszać dlatego było to ciężkie, ale w duchu powtarzałem sobie, że to dla jej dobra i że to jej pomoże.

 

- Pamięta coś z takich rzeczy? - Może nie powinienem go wypytywać aż tak, bo to w końcu jest prywatne, ale od Lori bym się tego nie dowiedział. - No bo to w sumie są takie jakby przejściowe ataki.

 

- Pamięta. - Przytaknął. - Pamięta wszystko.

 

- A co do tych zawrotów głowy...

 

- Nie przewidzisz ich, są nagłe i różne. - Spojrzałem na niego pytająco. - Raz wiruje jej obraz przed oczami innym po prostu kręci jej się w głowie, ale częściej wiruje jej obraz przed oczami.

 

- Długo musiałeś się tego wszystkiego uczyć? - Spojrzał na mnie zdziwiony. - No wiesz... Znasz ją tak dobrze jakby była twoim cieniem lub odbiciem.

 

- Jest dla mnie ważna, to logiczne, że o nią dbam i uczę się wszystkich potrzebnych mi informacji na jej temat. - Wyznał. - Też lepiej zacznij się uczyć, bo Lori podczas takiego ataku nie jest w stanie powiedzieć nazwy, może ci powiedzieć kolor tabletek które w danym momencie potrzebuje, ale tylko jeśli będzie trzeźwo myśląca. A równa się to z tym, że jeśli nie będziesz ogarniał tych leków a ona powie zły kolor, możesz ją zabić.

 

- Czyli musi być cały czas na jakichś lekach? - Spytałem. - Przecież tam było tyle leków, że w takim tempie to jej serce od nich siądzie.

 

- Nie siądzie. - Zaprzeczył. - Ale musisz odróżniać leki i wiedzieć co jej podajesz, bo twoja pomyłka może kosztować ją życie.

 

- A jak to jest, że może funkcjonować normalnie bez leków tak długo? - Zastanawiało mnie to i to bardzo. - Przecież powinna wykazywać jakoś to, że nie brała leków.

 

- Leki sprawiają, że jest lekko otumaniona, ale świadoma i skupiona. - Zaczął powoli jakby zastanawiał się nad dobraniem odpowiednich słów. - Więc ich odstawienie skutkuje, że nagle jest pełna energii przez sporą ilość czasu, ale kluczowy moment wyłapania, że nie zażywa leków to ten w którym w jednym momencie lata jak opętana a po chwili chce jej się spać.

 

- Przecież spać może jej się chcieć tak po prostu. - Stwierdzam, że osiwieję w szybkim czasie jeśli będę musiał ją kontrolować na każdym kroku. - Mój mózg raczej tego nie ogarnie.

 

- Niech lepiej już zacznie ogarniać.

 

- A ty znasz te wszystkie leki? - Spytałem, ciekawiło mnie to, czy za każdym razem czytał co jest na każdym opakowaniu czy pamiętał. - W sensie ich zastosowanie.

 

- Te stare tak, ale muszę nauczyć się tych nowych, a jest ich sporo.

 

Nie mówiąc nic więcej po prostu sobie poszedł. On naprawdę był dziwny, nie znałem wcześniej kogoś aż tak dziwnego. Może i Lori go lubiła ale ja na pewno nie zamieram się z nim dogadywać. I średnio mu ufałem. Na dodatek całował się z nią! I to kilka razy, bo na imprezie też wyłapałem niektóre ich pocałunki.

 

KAYDEN

 

Musiałem z nim pogadać, ale nie spodziewałem się, że mi przywali. I zastanawiało mnie jedno, który pocałunek widział, bo szczere to miał nie jedną okazję do zobaczenia nas gdy wymienialiśmy się śliną. Ale grunt, że nie domyślił się chyba tego, że się ze sobą przespaliśmy. Dobra, na pewno nie wiedział, bo przecież zabiłby mnie na miejscu z zazdrości. Gdy wróciłem do domu i wszedłem do pokoju Lori spała. Ale rozbawił mnie ten widok bo w ręce miała zwiniętego naleśnika z nutellą a jej głowa była prawie w talerzu gdzie były jeszcze naleśniki z kolei mój laptop leżał bokiem. Och Loriś ty to umiesz zasnąć normalnie z klasą. Delikatnie wyjąłem jej naleśnika z dłoni i dopiero wtedy zauważyłem, że jej druga ręka jest w słoiku z nutellą no i nie wytrzymałem, parsknąłem śmiechem. Lori się przebudziła i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.

 

- Śpij, nie przeszkadzaj sobie. - Wolną ręką zamknąłem laptopa i położyłem na szafce nocnej. - Mogę tę nutellę czy jest ci bardzo potrzebna?

 

Lori ledwo kontaktowała, ale po chwili dotarł do niej sens moich słów i wyjęła rękę z nutelli po czym szybko wstała i wyszła z pokoju kierując się do kuchni.

 

- No no, ktoś chyba miał ciekawą noc. - Usłyszałem śmiech Devon'a. - Mogliście mnie zaprosić.

 

- Nie uprzykrzaj życia mojej koleżance!

 

Krzyknąłem biorąc talerz z naleśnikami i biorąc nutellę, naleśnika którego Lori nie dokończyła położyłem na resztę naleśników i ruszyłem do kuchni.

 

- No ja chyba byłem dziwnie wychowany, bo nie uczono mnie sypiania z koleżankami. - Powiedział. - Chyba muszę się nauczyć od kogoś wychowania.

 

Nie miałem ochoty z nim gadać a Lori od razu po umyciu rąk poszła do mojego pokoju i tyle ją widziałem.

 

- Musiałeś to skomentować? - Spytałem. - To nie twoja sprawa.

 

- No przecież ja wam od początku kibicuję - Jęknął oburzony. - Człowiek raz coś powie i od razu wielkie mi halo.

 

- Następnym razem milcz. - Powiedziałem kierując się do wyjścia z kuchni. - I mówiłem ci już, że nie będziemy razem i tyle.

 

No i mnie też tyle widzieli, chciałem być z Lori a ona nie chciała teraz z nimi siedzieć więc siedzieliśmy w pokoju. Choć nie spędzaliśmy czasu ani trochę kreatywnie i pożytecznie, spaliśmy. Ale chociaż dobrze nam się spało. Musiałem się nią nacieszyć zanim Kaleb mi ją ukradnie i już nie będę mógł z nią spać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania