The Mysterious girl - Rozdział dziewiąty
Siedziałem w pokoju i nie wiedziałem co zrobić, wiedziałem, że nie uniknę złości Lori. Była silnie związana z tymi zdjęciami, miała dużo wspomnień na nich. Niby były to tylko przedmioty, ale wiedziałem, że dla niej było to coś więcej niż zwykłe zdjęcia. Patrząc na nie nie miała przed oczami tylko papieru i obrazów, widziała w nich więcej niż dało się zauważyć patrząc na zdjęcie. Myślę, że ona widzi nie tylko to co uchwycił akurat aparat ale i resztę rzeczy których na zdjęciu nie widać bo obiektyw ich nie zmieścił. Mimo, że żałuję nie mogę już nic zrobić, czasu nie cofnę. Czułem się okropnie z tym co zrobiłem, wiedziałem, że gdy wejdzie do pokoju i zobaczy ich brak będzie jej przykro. Coś mi mówi, że tego kwiatem i czekoladą nie naprawię. Nie wiem czy w ogóle to naprawię. Musiałbym chyba wykupić cały sklep z kwiatami i kupić wszystkie możliwe słodycze, choć wątpię by i to pomogło. Byłem zły, a moja złość doprowadziła do tego, że teraz to Lori będzie zła, pytanie jak bardzo. Nie wiedziałem czy już wróciła czy dalej była u koni. Szczerze wolałem aby dalej była z końmi i nie zauważyła braku zdjęć. A wiedziałem, że na pewno zauważy ich brak. Nie chciałem jej skrzywdzić... Byłem po prostu zły, że mnie olała. Teraz mam pewność, że na pewno mnie zobaczy i na dodatek prawdo podobnie zabije, po prostu cudownie. Nagle drzwi otworzyły się i uderzyły z hukiem o ścianę, Lori stała w drzwiach. Przysięgam, że nie spodziewałem się tego ile ona ma siły w tym drobnym ciałku. Przysięgam, że w jej oczach nigdy nie widziałem tylu emocji, choć większość z nich była negatywna. Ale to było dla mnie mało istotne, Lori pokazywała uczucia. Choć ta myśl szybko mi minęła bo Lori zaczęła wywracać mi pokój do góry nogami.
- Co ty robisz? - Spytałem spokojnie, nie chciałem wiedzieć co się stanie jak zdenerwuję ją bardziej. - Szukasz czegoś?
- To nie jest zabawne Kaleb. - Posłała mi piorunujące spojrzenie. - Gdzie one są. - Powiedziała głosem wypranym z emocji.
- Co gdzie jest? - A ja mimo tego nie wyszedłem z roli, nie mogłem wyjść z roli. - Nie wiem o czym mówisz.
Już wiem czemu wtedy Liam i Ostin się odsunęli. Wścieka Lori się nie kontrolowała, dawała się ponieść emocjom. Porozrzucała mi wszystkie rzeczy, w większości były to moje ciuchy które były w różnych miejscach, to na fotelu, to na biurku a nawet na podłodze. I nie ciuchy na podłodze nie znalazły się tam przez Lori, często gdy kładłem się spać rzucałem ciuchy obok łóżka a potem nie chciało mi się ich zbierać i po prostu tam leżały. Ale za to na podłodze wylądowały ciuchy z biurka i krzesła. Super, ciekawe kto je będzie zbierał bo na pewno nie ja.
- Wiesz, oddaj mi je. - Jej wzrok mnie przerażał, wpadła w obłęd, zachowywała się jak narkoman bez narkotyków, może tym dla niej były te zdjęcia? Narkotykami bez których nie umiała funkcjonować. - Nie będziemy się zachowywać jak dzieci.
- Nie mam ich. - Szedłem w zaparte. - Po co mi by były jakieś twoje zdjęcia.
Może nie powinienem był mówić "Jakieś twoje zdjęcia" bo dla Lori były one naprawdę ważne, ale jakoś musiałem odsunąć od siebie podejrzenia. No cóż, od zawsze byłem głupi i nie myślałem za szybko a potwierdziło się to w momencie gdy z ust Lori padły następujące słowa :
- Nie wiem, ale wiem, że to ty. - Powiedziała z pewnością w głosie. - Teraz już mam pewność.
- Niby jaką?
- Na początku powiedziałeś, że nie wiesz o co mi chodzi. - Zaczęła. - A potem powiedziałeś, po co by mi były jakieś twoje zdjęcia. - Spojrzałem na nią pytająco, bo nie miałem pojęcia o co jej chodziło i dokąd zmierzała ta wypowiedź. - Nie wspomniałam nic o zdjęciach.
Zamilkłem, miałem się przyznać? Co jeśli nie da mi tego wytłumaczyć? Stracę ją. Odejdzie. Nie będzie chciała mnie znać. Z drugiej strony jeśli skłamie wścieknie się bardziej. Jedyne pocieszenie w tej sytuacji to to, że przestała demolować mi pokój. Choć w tej chwili już wolałem by się wściekała a nie patrzyła na mnie tym wzrokiem. Tym intensywnym i badawczym wzrokiem który przenikał moją duszę. Przerażało mnie to, że w jednym momencie demolowała mój pokój a w drugim wpatrywała się we mnie tak intensywnym wzrokiem, że miałem wrażenie jakby w jednym momencie wiedziała już wszystko. Jej gniew był o wiele lepszy niż jej spokój, miałem wrażenie, że to większa kara niż demolowanie mi pokoju.
- Dobrze, powiem ci, ale obiecaj mi, że mnie wysłuchasz do końca. - Nie ruszyła się, nie odpowiedziała, nie zrobiła niczego. - Zniszczyłem je...
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej bo Lori po prostu wyszła z pokoju trzaskając drzwiami, w pierwszej chwili chciałem wstać i za nią iść, ale co by to dało? Była na mnie zła i nic tego nie zmieni. Tym razem mi nie wybaczy. Nie taką rzecz. Nagle poczułem coś mokrego na policzku, wytarłem to. To była łza. Jedna samotna łza. Samotna jak ja.
LORI
Jak on mógł, jak mógł zniszczyć tak ważną dla mnie rzecz? Wiedział, że te zdjęcia są dla mnie ważne. Tak, nie wiedział dlaczego są aż tak ważne, ale wiedział, że są jedną z ważniejszych dla mnie rzeczy. Łzy zamazały mi obraz, ale nie chciałam płakać. Nie teraz. Czułam się jakby mnie zdradził. Po raz drugi mnie zawiódł i rozczarował. Do trzeciego razu nie dojdzie. Koniec przyjaźni z Kalebem. Koniec spędzania razem czasu. Koniec wspólnych przejażdżek. Koniec spania razem. Koniec wszystkiego. Koniec nas. Choć nas wcale nie było. Był on i ja, osobno, nigdy razem. Wjechałam na Vidi'm do znanego mi już trochę miejsca. Na schodach siedział Rihan który jak zwykle wszystkich obserwował. Podjechałam do niego i dopiero wtedy mnie zauważył. Uśmiechnął się na mój widok.
- Wiedziałem, że się we mnie bujasz i dlatego tu wrócisz. - Powiedział zaczepnie. - Moja krew działa cuda.
- W twoich snach mój drogi. - Odpowiedziałam od razu. - Zbieraj się.
- Co? - Zmarszczył brwi na moje słowa. - Gdzie chcesz mnie wyprowadzić?
- Mam ochotę zaszaleć a samej to mi się nie widzi. - Wyznałam. - A tak poza tym to... No wiesz, jesteś pełnoletni...
- Czy ty mnie właśnie namawiasz do tego abym gdzieś poszedł z tobą pić? - Przerwał mi zanim dokończyłam. - A taka grzeczna się wydawałaś.
- A kto powiedział, że grzeczne dziewczyny nie mogą pić? - Spytałam zaciekawiona. - O ile mi wiadomo nie ma księgi gdzie pisze co przystoi grzecznej dziewczynie a co nie.
- Każdy. - Odpowiedział. - Ale w takim razie będziesz moją niegrzeczną dziewczynką.
- Mogę być. - Stwierdziłam. - Ale tylko i wyłącznie jeśli pomożesz mi się upić tak bardzo, że nie będę wiedziała kim jestem.
- Co się stało? - Spytał zmartwiony.
- Nie obraź się, ale nie chcę o tym rozmawiać. - Powiedziałam już mniej entuzjastycznie, nie miałam siły dłużej udawać, że wszystko jest okej, bo nie było od dnia w którym Kaleb przekroczył próg naszego domu z torbą z rzeczami. - To jak będzie?
- No chyba oczywiste, że nie puszczę cię nigdzie samej. - Powiedział poważnym tonem po czym wstał ze schodów. - Ale jak ty chcesz...
Nie dane mu było dokończyć bo gwizdnęłam a w naszym kierunku zaczęła podążać Veni ze swoim źrebakiem. Chłopak spojrzał na osiodłanego konia z dużą niepewnością. Ale ja wiedziałam, że nie ma bardziej spokojnego konia od Veni, była moim pierwszym koniem, wzięła udział zaledwie w jednej gonitwie, nie miała szansy się rozbrykać. To na niej wszystkiego się uczyłam, była spokojnym i cierpliwym koniem.
- Specjalnie dla ciebie założyłam jej ogłowie, co prawda bez wędzidła ale ogłowie to ogłowie, w rowie skończyć nie powinieneś. - Powiedziałam.
- Jak to jest, że nie lubisz zakładać sprzętu na konia a siodła zakładasz? - Spytał opierając się o barierkę.
- Siodło chroni konia. - Wyjaśniłam. - Nie lubię jak zwierzętom dzieje się krzywda, pod moim dachem są traktowane jak członkowie rodziny.
Chłopak już o nic nie pytał po prostu ruszyliśmy, musieliśmy najpierw jechać do tego głupiego miasta. Głupiego bo nie przepadałam za tym całym hałasem miasta, dlatego tak bardzo lubiłam przebywać w lesie i lubiłam miejsce w którym mieszkaliśmy. Zawsze nie ważne co by się działo jechałam w las szukając rozwiązania. Nie ważne jak potoczyłby się dzień ja i tak lądowałam w lesie. I tak stało się i tym razem tylko najpierw potrzebowałam alkoholu by świat przestał choć na chwilę być tak beznadziejny. Gdy dojechaliśmy do miasta on poszedł po wino a ja została z końmi przed sklepem. Cóż, wrócił z dwoma winami i papierosami. Pojechaliśmy do lasu, po drodze opowiadał mi dlaczego nie może jeździć na koniach. Tak, nie dość, że zaciągnęłam go żeby ze mną wypił to jeszcze namówiłam na złamanie zasad jego ojca. Nie mógł jeździć bo raz miał wypadek i ojciec zakazał mu wsiadania na konie. Wylądowaliśmy na jakimś moście i tak o to się zaczęło. Miałam tylko pić a skończyło się to tak, że i piłam i paliłam. Nigdy nie paliłam ale okazało się to całkiem odstresowujące. Nie wiem w którym momencie urwał mi się film ale o wiele później niż Rihan'owi. Nie powiedziałam mu nic o tym co skłoniło mnie do tego, że chciałam się upić, a on nie pytał, nie nalegał. Po prostu ze mną był i wspierał mnie samym siedzeniem obok.
KALEB
Było już rano a Lori nie było w domu. Jej rodzice i Leon wyjechali już o jakiejś czwartej. To była już druga noc której nie przespałem. Chodziłem w te i z powrotem nie wiedząc co zrobić. Lori nie wzięła swojego telefonu, z pastwiska zniknęły dwa konie i źrebak. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie pewnie je otworzyłem i... Stali przede mną dwaj kuzyni i brat. Byłem w dużym szoku i nawet tego nie kryłem. Po prostu się w nich wpatrywałem.
- A ty co wyglądasz jak zwłoki? - Spytał Cameron. - Aż tak straszni jesteśmy? - Spytał żartobliwie.
- Nie mam humoru na śmianie się. - Wymamrotałem. - Co tu robicie?
- Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę. - Odpowiedział Maks. - Nie cieszysz się?
- Nie mam humoru, energii i nie wiem czego jeszcze. - Powiedziałem ledwie słyszalnie. - Jedźcie do domu.
- Nie no, chcemy z tobą trochę posiedzieć, nie można? - Spytał oburzony Ilay. - Gości wyganiać nie wolno.
- Nie spałem dwie noce, możecie mi dać spokój? - Powiedziałem już całkowicie stawiając na swoim. - Naprawdę nie mam na was teraz siły.
- Czemu nie spałeś? - Spytał niby poważne Maks, ale jego następne słowa sprawiły, że cała tego powaga zniknęła. - Panienki nie dały ci spać?
- Jak już to jedna. - Wymamrotałem.
Cóż, skończyło się tak, że Cameron, Ilay i Maks weszli do środka. Cameron i Ilay byli kuzynami a Maks był moim bratem. Nie mam pojęcia co oni tu robili, nie miałem z żadnym z nich kontaktu więc nie wiedziałem jak się tu znaleźli. Miałem to gdzieś, jedyne czego teraz chciałem to aby Lori wróciła do domu. Siedziałem na kanapie a oni stali nade mną jak debile i ani trochę mi nie pomagali. Nie chciałem ich tu. Nagle do domu ktoś wszedł, spojrzałem zdziwiony na obcego chłopaka, nie widziałem go tu wcześniej. Wszedł jak do siebie czyli przypuszczalnie był kolegą Leona, ale nie kojarzyłem go, ale przecież Lori też nie znałem. Leon miał wiele tajemnic jak się okazało i nie zdziwiłoby mnie to gdyby nagle okazało się, że ma kolegę którego nawet na oczy nie widziałem.
- Kim jesteś? - Spytałem zdziwiony zjeżdżając go wzrokiem od góry do dołu. - Nie znam cię.
- Witam w klubie, gdzie Lori? - Spytał od razu bez ogródek a ja spojrzałem na niego jakby był chory psychicznie. - No co?
- Nie jesteś kolegą Leona? - Spytałem zdziwiony. - Myślałem...
- To nie myśl bo ci to nie wychodzi. - Dociął mi, świetnie, jeszcze mnie nie zna a już patrzy na mnie jakby chciał mnie zabić. - Gdzie ona jest?
- Pytaj mnie a ja ciebie. - Skoro on nie był miły dla mnie to ja nie zamierzałem być miły dla niego. Proste. - Nie wiem, wyszła wczoraj i ślad po niej zaginął.
- Wzięła telefon? - Spytał po chwili ciszy. - No odpowiadaj.
- Nie. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - A co to ma do rzeczy?
- Skoro nie wiesz to nie znasz jej, a ja nie zamierzam jej obgadywać. - Powiedział i oparł się o komodę myśląc nad czymś.
- Myślisz, że wróci? - Spytałem niepewnie. - Wyszła w miarę wcześnie i dalej nie wróciła.
- To Lori, zawsze wraca. - Wyjaśnił. - Bardziej niż to, że ją wcięło martwi mnie to z kim ją wcięło, co jak co, ale jak do picia to tylko ja, no ewidentnie coś jej się drzwi pomyliły. Takiej zdrady to ja jej nie wybaczę.
Moi kuzyni i brat parsknęli śmiechem na słowa chłopaka, nawet ja mimo swojego chujowego samopoczucia zaśmiałem się z tego. Chociaż nie miałem pojęcia co miał na myśli mówiąc, że takiej zdrady jej nie wybaczy. Był jej chłopakiem? Oby nie.
- Myślisz, że poszła z kimś pić? - Nie chciało mi się w to wierzyć, Lori nie pije. - Nie wierzę ci.
- To se nie wierz. - Odpowiedział obojętnym głosem. - Ale gdy przerasta ją realny świat potrzebuje się od niego odciąć i nie da się jej namierzyć w żaden sposób, jeśli nie będzie chciała być znaleziona to możemy bawić się z nią w chowanego po lesie, tyle że z góry jesteśmy na przegranej pozycji bo ona zna tam każdy most, każdą ścieżkę, każdy kamień, każdą rzekę i każde drzewo.
- Lubi las, więc to nic dziwnego. - Wzruszyłem ramionami. - Dużo się tam włóczy, bardziej bym się zdziwił gdyby nie znała tego terenu.
- Wiesz o niej nie wiele, wiesz tyle na ile ci pozwoli. - Zaśmiał się. - Wnioskuję, że jeśli jej tu nie ma to się o coś pokłóciliście.
Nie odpowiedziałem mu, jeszcze go nie poznałem a już go nie lubiłem. Zapadła między nami cisza, obserwowałem go uważnie, nie ufałem mu. Ale nagle coś zauważyłem, chłopak pisał z kimś na telefonie i się uśmiechnął, skądś znałem ten uśmiech. Nagle na mnie spojrzał a ja odwróciłem wzrok jakby wcale nie przyłapał mnie na obserwowaniu go.
- Czemu mnie obserwujesz? - Spytał. - Byłem tu więcej razy niż ty, nie zamierzam niczego kraść, nie musisz mnie pilnować.
- Skądś cię kojarzę. - Wyznałem. - Ale nie wiem skąd.
- Nie znam cię, więc nie możesz...
Nie dokończył bo nagle jakieś szkło z hukiem rozbiło się na płytkach, wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. We wejściu stała Lori a obok było rozbite szkło w czerwonej cieczy. Wino. Wpatrywała się w chłopaka opartego o komodę. Nie spuszczała z niego wzroku.
- Hej? - Powiedział niepewnie również na nią patrząc.
- Hej? Hej?! Pieprzony Kayden Diaz stoi oparty o komodę w moim salonie! - Krzyknęła. - Co ty tu do cholery robisz? Jezu nie, ja mam zwidy, za dużo wypiłam.
- Nie, Lori. - Powiedział już bardziej pewnie. - Dobrze widzisz i ja się pytam z kim ty się szlajasz po nocach? Coś mogło ci się stać.
- Wszystko jedno Keyden, nie zależy mi. - Powiedziała, patrzyli sobie prosto w oczy. - Mogę umierać choćby teraz.
- Za dużo wypiłaś, dziewczynko. - Zaczął powoli do niej podchodzić. - Idź się połóż.
- Albo to ty jesteś za trzeźwy, chłopczyku. - Cały czas się w siebie wpatrywali, nie odrywali od siebie wzroku. - Dlaczego przyszedłeś?
- Mam powiedzieć prawdę czy...
- Lepiej mnie pięknie okłam bo coś mi mówi, że naprawdę gotowa nie jestem. - Przerwała mu.
Chłopak chwilę milczał ale podszedł do niej, był trochę wyższy od niej, ale nie przesadnie, ich oczy były prawie na równi. Stali i się w siebie wpatrywali jakby niemo rozmawiali. W tej chwili było coś magicznego. Ich spojrzenia na sobie mówiły same za siebie. Obaj nie mogli oderwać wzroku od swoich oczu.
LORI
Gdy weszłam do salonu i zobaczyłam Kaydena myślałam, że mam zwidy. Nie widzieliśmy się od tego felernego pogrzebu a w zasadzie to od tygodnia po nim, bo Kayden każdego dnia przychodził i siedział ze mną. Ale ja nie mogłam na niego patrzeć. Za bardzo mi go przypominał. Tęskniłam za nim, ale nie mogłam nawet do niego napisać, bo wiedziałam, że nie widzę w nim Kaydena tylko Conora, a nie mogłam tak żyć, nie mogłam go wykorzystywać. Dlatego zaczęłam ignorować jego wiadomości, myślałam że więcej go nie zobaczę a tym czasem on stoi u mnie w salonie jak gdyby nigdy nic.
- Więc tak zrobię. - Powiedział bez wahania. - Czułem, że coś jest nie tak i tak o to tu jestem.
W jego oczach zawsze było wszystko wypisane. Nie mówił prawdy. Chciałam wiedzieć co tu robi ale z drugiej strony bałam się poznać odpowiedź.
KEYDEN
Lori zmieniła się odkąd widziałem ją ostatni raz. Była... Coraz słabsza. Inni ludzie tego nie dostrzegą, ale ja tak, bo wiem jaki ogromny ból czuła po stracie Conora. Widziałem większość jej łez. Chciałem o nią dbać, potrzebowała mnie. Potrzebuje, nie mogę jej zostawić, nie zasłużyła na ten cały ból. Dlaczego wszystko co najgorsze zawsze spotyka tych którzy są nie winni i bezbronni ale i przede wszystkim nie zasługują na to całe cierpienie. Moje uczucia względem niej nigdy się nie zmieniły, zawsze chciałem być blisko niej by ją chronić, ale ona nigdy nie chciała mnie. To zawsze Conor był u niej na pierwszym miejscu mimo, że nigdy nie widział jak Lori cierpi widząc go z jakąkolwiek dziewczyną. Nie wiem dlaczego zawsze byłem nie dostrzegany w jej oczach. Miałem jakieś marne nadzieje, że Lori już nic do niego nie czuje, ale wystarczyło mi jedno spojrzenie w jej oczy by wiedzieć, że jestem głupi i naiwny. Lori przecież od zawsze była stała w swoich uczuciach i wyrzucenie ich z niej było wręcz nie możliwe, nie wiem co trzeba było by zrobić aby dostrzegła mnie jako mnie a nie Conora.
- A teraz idź spać. - Powiedziałem. - Dobrze?
Lori jednak wystawiła do mnie rękę którą z lekkim zawahaniem chwyciłem. Zaczęłam mnie prowadzić do swojego pokoju. Już rozumiałem. Nie chciała być sama. A ja nie zamierzałem jej zostawiać. Już nigdy więcej. Obaj nie mogliśmy być szczęśliwi więc obaj będziemy żyć nieszczęśliwi. Chyba, że wyleczę ją z Conora, ale jak to zrobić skoro ona nie widziała poza nim świata i dalej nie widzi?
KALEB
Myślałem, że trafi mnie jasna cholera gdy zobaczyłem jak Lori wystawiła w jego kierunku rękę a następnie zaprowadziła go do swojego pokoju. To ja tu ledwie żyję a ona sobie idzie spać z kolegą?! Dwie noce przez nią do cholery nie spałem tylko po to by nagle poszła do łóżka z pierwszym lepszym chłop... I teraz sobie to uświadomiłem. Kayden Diaz. Conor Diaz. Oni byli braćmi, to stąd kojarzyłem ten uśmiech, ze zdjęć. I dlatego Lori tak zareagowała, musieli być do siebie bardziej podobni niż ja to widziałem. Ale to było nieważne, ważne było to, że jakiś chłopak poszedł z nią spać choć nie miał prawa jej dotykać.
- Nie przedziuraw tej kanapy. - Zaśmiał się Maks gdy zaciskałem dłonie na materiale kanapy. - Nie ta to inna.
- Nie, przy innych nie czuję tego czegoś. - Prawie, że to wysyczałem. - Przy niej mam wrażenie, że nie mieszkałem siedemnaście lat w domu z alkoholikami, że świat nie jest czarno biały, że zwierzęta to nie tylko istoty a coś więcej a otoczenie wcale nie jest takie nudne, nie widzi we mnie tylko zniszczonego chłopaka i nie traktuje mnie przez to gorzej. Ona mnie dostrzega inaczej niż te wszystkie dziewczyny z którymi sypiałem, nie widzi we mnie obiektu seksualnego, a osobę z którą można spędzać czas inaczej niż uprawiając seks, rozumiesz?
- Naćpała cię czymś? - Zaśmiał się Ilay, oni nie rozumieli. - Oj kuzynie, nieźle cię omotała.
- Nie rozumiecie, nigdy nie umiałem spać z nikim na łóżku, a z nią umiem, nie przeszkadza mi, że jest obok, ja... - Zawahałem się na chwilę. - Ja chcę by była obok.
- Jak nic coś mu podała. - Przyznał Cameron. - Stary, laski to same problemy, wiem, bo mam prawie dziewiętnaście lat i dziecko w drodze.
- Jak się nie umie zabezpieczać to tak to jest. - Stwierdziłem. - I wy nic nie rozumiecie, jak już się zakochacie lub zauroczycie to zobaczycie.
- Cóż, na pewno nie ja. - Zaśmiał się Ilay, był gejem. - No chyba, że poznam tak przystojnego chłopaka jak ja, a to się nie zdarzy bo nie ma takich już na tym świecie.
Nie miałem ochoty z nimi siedzieć dlatego ucieszyłem się, gdy podczas grania w jakąś grę telefon Camerona zadzwonił. Dzwoniła do nich ciocia aby wracali bo potrzebuje ich pomocy w czymś. Przy odprowadzaniu ich do drzwi nawet nie udawałem, że mi przykro, że jadą. Nawet się z nimi nie pożegnałem tylko zamknąłem im praktycznie drzwi przed nosem. Poszedłem do siebie aby się położyć i iść spać, ale nie mogłem zasnąć. Po pierwsze, myśl że Lori sobie śpi w jednym łóżku z jakimś chłopakiem nie podobała mi się ani trochę. Po drugie, myśl że nie przyjdzie do mnie jak tylko zasnę nie ułatwiała mi zaśnięcia. Miałem tylko nadzieję, że łapy trzymał przy sobie, choć w sumie Lori nie lubiła się przytulać, albo to ze mną nie lubiła się przytulać? A tak naprawdę to uwielbiała. Nie wiem, teraz już nic nie wiem. No może wiem tyle, że ma ochotę walnąć pięścią w ścianę bo gdy tylko zamykam oczy widzę to jak on się do niej klei. Nie podoba mi się ta myśl.
LORI
Kayden nie ograniczał się i gdy tylko wylądowaliśmy w moim łóżku od razu się we mnie wtulił. Nie przeszkadzało mi to, bo widział mnie w gorszych sytuacjach niż gdy byłam pijana, na przykład gdy dostałam w szkole okresu, to on wtedy mi pomógł bo Conora gdzieś wcięło. Spojrzałam na chłopaka który się w mnie wtulał.
- Tęskniłem. - Wyszeptał zanurzając swoją twarz w mojej szyi, wzdrygnęłam się gdy przejechał delikatnie nosem po mojej szyi. - Przepraszam.
- Jest okej, tylko naprawdę nie wiem jak znalazłeś się w moim domu. - Powiedziałam ledwie słyszalnie. - Myślałam, że... Myślałam, że mnie znienawidziłeś za to, że odsunęłam się od ciebie po śmierci Conora i że jesteś zły za to, że go nie powstrzymałam...
- Nie, rozumiem to dlaczego się odsunęłaś. - Przerwał mi. - Nie mogłaś na mnie patrzeć, bo nie widziałaś mnie, tylko Conora. - Powiedział spokojnie. - A teraz gdy cię widzę, wiem że dalej nie do końca widzisz mnie.
- Przepraszam. - Powiedziałam. - Nienawidzę tego, że wszystko mi go przypomina.
- Nie przepraszaj. - Nienawidziłam go za to, że zawsze się tak zachowywał, nie był na mnie zły cokolwiek by się nie stało. - Kochałaś go, to normalne, że zamiast mnie widzisz jego.
- Nie chcę tego. - Wymamrotałam bo byłam już na granicy snu. - Chcę widzieć ciebie a nie Conora.
Oczy same mi się zamknęły i tak po prostu odleciałam w krainę snu.
***
Przebudziłam się bo zachciało mi się pić więc zeszłam na dół do kuchni. Gdy weszłam do kuchni siedział tam Kaleb ale nie skupiłam się na nim bardziej, nie chciałam go ani słyszeć ani widzieć. I dopiero teraz uświadomiłam sobie, że zasnęłam z Kayden'em a obudziłam się sama. Nalałam sobie wody z kranu do szklani. Będąc szczerą muszę przyznać, że nie znam nic lepszego do picia niż zimna woda z kranu.
- Lori...
Nie dokończył bo wystawiłam do niego rękę pokazując, że nie chcę z nim gadać ale zignorował to i zaczął mówić. Chcąc nie chcąc słuchałam co mówi.
- Nie chciałem ich zniszczyć, zrobiłem to przypadkiem, byłem wściekły i samo tak wyszło, poza tym to tylko głupie zdjęcia. - Przerwał na chwilę widząc mój piorunujący go wzrok, ale nie odezwałam się, chciałam poczekać do końca. - I tak musisz zacząć żyć tu i teraz a to ci nie pomaga.
- Sam jesteś głupi, nie kontrolujesz się. - Powiedziałam zła. - Jesteś jak tykająca bomba, nie wiadomo kiedy wybuchniesz i ile zniszczeń przyniesiesz.
- Ja się nie kontroluję? - Spytał, widziałam w jego oczach złość, ale nie rozumiałam na co on był taki zły. - To ty raz zakradzasz mi się do łóżka, innym razem nie pozwalasz mi ze sobą spać, a potem jeszcze sprowadzasz sobie jakiegoś chłopaka do łóżka.
- To nie jest jakiś chłopak tylko mój już aktualnie jedyny przyjaciel który jest dla mnie jak brat. - Byłam na niego zła bo to wszystko było jego winą, nic by się nie wydarzyło gdyby nie tamten wieczór. - I co ci w ogóle do tego z kim śpię w łóżku, to nie twoja sprawa. Lepiej zajmij się sobą bo w moim łóżku było tylko 3 chłopaków i z żadnym niczego nie robiłam, a ty swoich panienek na palcach nie zliczysz.
- A więc to o to ci chodzi? O dziewczyny z którymi sypiam i nic mnie z nimi nie łączy? - Spytał z niedowierzaniem. - One nic dla mnie nie znaczą, poza tym, jedyny kolega? Dobrze wiedzieć, że jesteśmy dla siebie nikim.
Miałam go dość, nie chciałam z nim przebywać w jednym pomieszczeniu dlatego po prostu wyszłam z kuchni i poszłam do siebie do pokoju. Chciałam odpocząć, bolała mnie głowa a on jeszcze mnie denerwował. Zasnęłam zadziwiająco szybko, moja głowa dotknęła poduszki i nagle magicznie odleciałam w krainę snu.
KALEB
Tak ma teraz wyglądać nasza relacja? Będziemy się kłócić o wszystko, nie wiedząc o co chodzi drugiej osobie. Zapowiadało się ciekawie. Poszedłem do siebie ale spanie dalej mi nie szło. Czułem się chujowo ale nie mogłem zasnąć choć oczy i ciało mnie o to błagały. Ale życie byłoby za proste gdybyśmy dostawali to co chcemy. Dlatego czekałem. Czekałem aż Lori zaśnie. Tak, zamierzałem zakraść się do jej sypialni, jeśli coś miało mi pomóc na sen to tylko i wyłącznie jej obecność obok i jej zapach. Miałem wrażenie jakbym robił samobójczą misje gdy skradałem się do jej pokoju. Ale udało mi się i ku mojemu zdziwieniu, nie obudziła się. Chciałem ją dotknąć, ale w ostatniej chwili się powtrzymałem, wygrałem walkę ze samym sobą. Gdybym ją dotknął obudziłaby się, a ja tylko chciałem się w końcu wyspać. I na dodatek moja bezsenność to jej wina więc nie powinna mieć do mnie problemu o to, że skradam się do jej łóżka. I ku mojemu zdziwieniu zasnąłem prawie od razu.
***
Obudziłem się słysząc coś. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to Lori, mówiła coś do mnie. Jednak mój mózg jeszcze nie przetwarzał informacji. Nawet mój wzrok potrzebował chwili by wyostrzyć obraz.
- Kaleb, co ty tu do cholery robisz? - Spytała a ja zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma jej przede mną, nie stała, nie siedziała. - I do cholery odsuń się ode mnie.
Cóż, nie wiem jak do tego doszło, ale byłem wtulony w Lori. Przytulałem ją od tyłu. Musiałem ją tym obudzić. Nie dobrze.
- Mi tam wygodnie. - Wymamrotałem. - Śpij.
- Mówiłam ci już coś, nie chcę z tobą spać. - Nie byłaby sobą gdyby nie zaczęła się wiercić próbując uwolnić się z moich objęć. - Puść mnie.
- Śpij. - Dalej się wierciła. - Lori, nie żebym ci groził ale takie wiercenie się przy moim kroczu nie działa na mnie za dobrze i jak się podniecę to sama będziesz się tym zajmować.
- To nie moja wina, że twoje panienki nie są w stanie cię zaspokoić. - Nie miałem pojęcia czemu tak się na to uwzięła. - Zostaw mnie w spokoju.
- Zazdrosna jesteś, że tak ciągle do nich nawiązujesz? - Wyszeptałem jej do ucha, Lori przestała się wiercić i spojrzała na mnie przez ramie przez co nasze twarze dzieliły milimetry. - No co?
- Kaleb ty się dobrze czujesz? - Spytała z pełną powagą. - O co miałabym być niby zazdrosna, jakbyś nie zauważył jestem zła a nie zazdrosna więc mnie puść.
- Nie wiem o co miałabyś być zazdrosna, bo żadna inna dziewczyna ci nie dorównuje. - Powiedziałem jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. - A teraz idziemy spać.
- Nie, ja idę.
Przez to, że lekko ją puściłem od razu wstała nawet nie dając mi szansy abym ją zatrzymał. Nie chciałem by zostawiała mnie tu samego. I gdzie niby chciała iść? Przecież spała i nie dzwonił żaden budzik czyli nie zamierzała wstawać o tej godzinie.
- Gdzie idziesz? - Spytałem mając nadzieje, że odpowie. - Lori?
Zaczęła się ubierać i mnie nie słuchała. Gdy się ubrała po prostu wyszła z pokoju a następnie usłyszałem drzwi dworowe. Zostawiała mnie samego. Pocieszał mnie fakt, że przespałem jakieś dwie godziny, no może trzy. Może na dwa dni nie było to dużo, ale samo sapanie było tak przyjemne. I znowu odleciałem, nie wiem co miało wpływ na to, że zasnąłem bez problemu, może to zapach Lori lub to, że to jej pokój.
LORI
Nie wiem co mną kierowało w momencie gdy stanęłam przed drzwiami dobrze znanego mi domu. Mogłam jeszcze zawrócić, ale nie chciałam. Bałam się spojrzenia twarzą w twarz, ale bardziej obawiałam się wrócić do domu. Kaleb pewnie dalej jest w moim pokoju a nie mam ochoty z nim siedzieć. Może nie to, że się bałam ale nie widziało mi się wracać do domu gdzie spałabym z nim na jednym łóżku. Dopóki nie dojdzie do tego co zrobił źle. Musiałam podjąć decyzje. Jechać w las, czy zapukać w te cholerne drzwi. Nie miałam pojęcia czego się tak bałam, przecież nigdy mnie nie odtrącił, dlaczego więc bałam się, że tym razem to zrobi? Uniosłam rękę by zapukać, ale nie zrobiłam tego. Zaciągnęłam się powietrzem. Musiałam się uspokoić. Teraz w tym momencie. Uspokoić się i zapukać w te cholerne drzwi. Musiałam to zrobić szybko abym nie zdążyła się wycofać. Zapukałam w drzwi i odczekałam chwilę. Drzwi otworzyły się po kilku minutach.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania