Poprzednie częściThe Mysterious Girl

The Mysterious girl - Rozdział piętnasty

LORI

 

Po tym jak Kayden poszedł i zostawił mnie samą na pastwisku wróciłam do pokoju. Starałam się nie rozpłakać, ale gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju łzy zaczęły płynąć mi z oczu i spływać po policzkach. Kompletnie nie miałam nad sobą kontroli, moje ciało samo sobą rządziło. Usiadłam na podłodze opierając się plecami o ścianę. Nie chciałam by Kayden się odsunął, przez rok gdy go nie było nie czułam aby mi go tak brakowało jak teraz. Teraz odczuwałam jego brak mocniej, był jedną z niewielu osób które mi zostały. Siedziałam tak z godzinę aż położyłam się spać, nie miałam ochoty na kolacje, nie byłam głodna. Chciałam być sama. Siedzenie na posiłkach na przeciwko Kaleb'a nie było moim marzeniem. Byłam zmęczona i chyba skończyła mi się ilość wylanych łez, bo już nawet tego nie byłam w stanie robić. Dlatego też szybko zasnęła, byłam zmęczona.

 

KALEB

 

Jedliśmy kolację, nie było Lori. W zasadzie to nie widziałem jej od obiadu. Na początku myślałem, że może spóźni się z Kayden'em ale nie było za równo jego jak i jej. Całą kolacje spędziłem milcząc, ale gdy zaczęliśmy wstawać coś sobie przypomniałem.

 

- Lori nie powinna wziąć leków? - Spytałem. - Jest wieczór a nie brała jeszcze ich.

 

- Daj jej już dziś spokój. - Leon machnął na to ręką. - Dziś nie jest w nastroju.

 

Zmarszczyłem brwi na te słowa, źle się czuła? Od razu gdy odszedłem od stołu ruszyłem na górę, chciałem już chwytać za klamkę od drzwi Lori, ale nagle poczułem, że ktoś pociągnął mnie za tył koszulki. Obejrzałem się przez ramię, to Leon. Spojrzałem na niego nie do końca rozumiejąc co ode mnie chce. Skinął głową na swój pokój więc kiwnąłem potwierdzająco, od razu po przekroczeniu progu jego pokoju wiedziałem, że nie powie mi niczego dobrego. Tyle, że na pewno nie podejrzewałem tego co powiedział.

 

- Kayden napisał do mnie kilka godzin temu. - Zaczął a ja usiadłem na jego łóżku cierpliwie czekając jakie następne słowa padną z jego ust. - Chciał napisać do ciebie, ale nie ma twojego numeru telefonu.

 

Wyciągnął urządzenie z kieszeni i mi je podał. Niepewnie chwyciłem za urządzenie i je odblokowałem, bo znałem hasło. Hasło Leona do wszystkiego było takie samo więc nie miałem problemu z dostaniem się do jego jakichkolwiek kont czy jak w tym przypadku telefonu. Wszedłem w wiadomości i od razu w oczy rzuciła mi się ta jedna wiadomość.

 

Kayden : Pierwsze co chcę zaznaczyć to to, że ta wiadomość jest do Kaleb'a, ale nie mam jego numeru więc piszę do ciebie z nadzieją i prośbą abyś mu to przekazał.

 

To była pierwsza wiadomość, wysłana praktycznie od razu po obiedzie, jednak treść drugiej od razu mi wyjaśniła nieobecność Lori na kolacji.

 

Kayden : Odchodzę, na pewno nie na zawsze, ale póki co będę trzymał się z daleka. Będzie cię teraz potrzebować, zajmij się nią. Dzwońcie do mnie jedynie w ostateczności.

 

Spojrzałem to na Leona to na wiadomość, Kayden naprawdę się odsunął? Naprawdę ją zostawił? W jednej chwili zaczęło mi być nie dobrze. W mojej głowie pojawiła się jedna myśl : To prze ze mnie. Odszedł, bo nie chciał stać pomiędzy nami. Zostawił ją przeze mnie, co jeśli nie dam sobie rady?

 

- Nie zrobił tego. - Powiedziałem. - Nie mógł tego zrobić.

 

- Zrobił, odszedł. - Potwierdził. - Kayden odsunął się abyś mógł spróbować być z Lori, doceń to, że mimo tego co do niej czuje i tak odsunął się abyście mogli spróbować, doceń to i lepiej dobrze wykorzystaj.

 

- Zostawił ją tak o, ty uważasz, że to z jego strony miłość? - Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. - Na moje oko raczej nie za bardzo, nie zostawia się osoby którą się kocha.

 

- Nie rozumiesz. - Pokręcił głową. - Właśnie na tym to polega, jest w stanie dla niej zabić, ale jest też w stanie odejść gdy wie, że nie odwzajemni jego uczuć a ma szansę aby udało jej się kimś innym. Kocha ją tak mocno, że jest w stanie pozwolić jej odejść z innym, to jest miłość Kaleb. Nie trzyma jej na siłę i odsuwa się gdy widzi, że to konieczne.

 

- Odejście od kogoś zalicza się do miłości? - Zapytałem chcąc się upewnić. - Od kiedy niby?

 

- Ty naprawdę nie rozumiesz. - Powiedział z niedowierzaniem. - Jeśli kogoś kochasz robisz dla niego wszystko, nawet jeśli to łamie ci serce.

 

- On po prostu jest frajerem. - Skomentowałem zachowanie Kayden'a.

 

- Jeśli w przyszłości będziesz moim szwagrem, proszę zmień charakter i nastawienie do tego typu sytuacji. - Nie podobało mi się to co mówił Leon. - Kayden zachował się w stosunku do ciebie w porządku, więc odwdzięcz mu się tym samym i okaż szacunek.

 

- Za to co zrobił? - Zaśmiałem się. - To przez niego się od...

 

- Nie. - Leon zaprzeczył od razu. - Kayden nigdy nie nastawiał Lori przeciwko tobie, rozdzieliliście się, bo zacząłeś się zachowywać o właśnie tak. Musisz zacząć zachowywać się inaczej albo Lori nie wytrzyma i naprawdę zostawi cię dla Kayden'a a on nie będzie się drugi raz zastanawiał.

 

Nie chciałem go już słuchać. Psuł mi na struj. Chłopak którego kiedyś traktowałem jak brata teraz był powodem mojego złego humoru. Gdy przechodziłem obok drzwi pokoju Lori od razu bez zastanowienia chwyciłem za klamkę i otworzyłem je. W pokoju panowała ciemność, rozejrzałem się po pokoju, dopiero po chwili dostrzegłem Lori która spała. Na podłodze przy jej łóżku leżało pełno zużytych chusteczek, od razu domyśliłem się, że nie zasnęła tak po prostu. Wykończyło ją płakanie. Po cichu zacząłem podchodzić do jej łóżka a następnie powoli położyłem się obok niej, miałem nadzieję, że może się nie obudzi, ale to przecież Lori. Po chwili poczułem jak dziewczyna się obraca w moja stronę. Jej oczy były zaczerwienione od płaczu. Było mi jej szkoda, jej widok w takim stanie mnie ranił i bolał.

 

- Słyszałem o Kayden'ie. - Powiedziałem ledwie słyszalnie. - Przykro mi.

 

Patrzyła na mnie a ja starałem się grać najlepiej jak umiałem, ale wzrok Lori jasno mówił że ani trochę mi to nie wychodziło.

 

- Nie idź lepiej na aktora. - Uśmiechnąłem się do niej, ale jej mina pozostała taka sama jak była. - Wywalili by cię już na samym początku.

 

- Chcesz porozmawiać? - Zaproponowałem. - Ponoć dobrze jest się wygada...

 

- Chcę być sama. - Odpowiedziała głosem wypranym z emocji, nie podobało mi się to. - I co tu robisz?

 

- Przyszedłem z tobą posiedzieć, uznałem że towarzystwo dobrze ci zrobi. - Powiedziałem starając się przekonać samego siebie, że o to mi chodziło. - No wiesz, możemy porozmawiać o tym wszystkim.

 

- Nie mam na to siły. - Wymamrotała. - Ani ochoty, chcę pobyć sama.

 

- Cóż, i tak zostanę. - Ułożyłem się wygodniej. - Jak będziesz coś chciała to mów.

 

- Kaleb, nie mam ochoty ani się kłócić ani na twoje towarzystwo. - Jej głos był zachrypnięty od płakania. - Po prostu sobie stąd idź.

 

- A co jeśli nie chce? I nie zamierzam się kłócić tylko spokojnie porozmawiać. - Odpowiedziałem jakby to było oczywiste, bo dla mnie było. - To nie moja wina, że Kayden cię skrzywdził, od początku go nie lubiłem i mu nie ufałem.

 

- Właśnie, że twoja. - Odpowiedziała podnosząc się do siadu i spojrzała na mnie wzrokiem jasno mówiącym, że to moja wina. - Chce abym spróbowała z tobą być i dlatego odszedł.

 

- Ale nie możesz zganiać tego na mnie, to jego decyzja. - Nie byłem na nią zły za to, że tak myślała, ale bolało mnie to, że nawet nie przeszło jej przez myśl by rzeczywiście czegoś spróbować. - Chce dla ciebie dobrze dlatego robi to co robi.

 

- Ale ja nie chcę z tobą być. - Poczułem ukłucie w sercu. - Co chwile mnie czymś ranisz.

 

- Ty mnie też i jakoś ci tego nie wypominam. - Powiedziałem ledwie słyszalnie ale tak by usłyszała. - Pomyślałaś jak czuję się gdy Kayden cię dotyka w najróżniejsze sposoby a ja nawet nie mogę cię przytulić? Albo jak cię całuje i oddajesz jego pocałunki podczas gdy mnie odsunęłaś? Czym różnię się ja od niego, w czym do cholery jest lepszy, co takiego zrobiłem, że nawet nie mogę cię dotknąć?

 

- Chcesz wiedzieć? - Spytała wstając z łóżka. - Chcesz wiedzieć dlaczego nie możemy być razem? Dlaczego to wszystko jest tak pogmatwane?

 

- Tak. - Przytaknąłem. - Chcę wiedzieć.

 

- Za każdym razem gdy mnie dotykasz czuję cholerny dyskomfort i boję się że nie zapanujesz sam nad sobą i posuniesz się dalej podczas gdy ja nie będę tego chciała. - Zaczęła. - Nie uczono cię nie przekraczania granic i za każdym razem boje się, że w końcu nie wytrzymasz.

 

- Czy kiedykolwiek...

 

- Tak. - Przerwała mi. - Po tym jak wróciłam po mojej nieobecności, po prostu zrobiłeś to co chciałeś nie patrząc na to czy ja tego chcę.

 

- Przyznaję, nie powinienem był cię wtedy całować ale nie wytrzymałem, to był odruch.

 

- Nie ważne, chcę być sama. - Powiedziała. - Idź.

 

- Nie pójdę.

 

Nie odezwała się już. Usiadła przy biurku i zaczęła rysować a ja ją obserwowałem, patrzenie na nią gdy rysowała było czymś czego nie dało się opisać, tak samo jak gdy była przy zwierzętach. Skupienie wymalowane na jej twarzy samo za siebie mówiło ile pracy wkłada w rysunek. Nie odrywała wzroku od kartki praktycznie w ogóle, jedynie by zmienić ołówek. Patrzyłem tak na nią aż nagle urwał mi się film.

 

LORI

 

Całą swoją uwagę poświęcałam kartce, ale w pewnym momencie mój wzrok nie kontrolowanie poleciał na Kaleb'a. Chłopak spał rozwalony na moim łóżku jakby było jego, pokręciłam głową, nie dość, że spał rozwalony tak, że zajmował całe łóżko to nawet się nie przykrył. Po cichu odsunęłam się od biurka i podeszłam do chłopaka, wzięłam koc leżący obok niego i chciałam go nim nakryć ale mój wzrok dłużej zatrzymał się na kocu, dostałam go od Conora na któreś urodziny, od tamtej pory zawsze spała tylko z nim. Po dłuższej chwili nakryłam chłopaka kocem i wróciłam do biurka. Gdy tak spał wydawał się najniewinniejszą istotą na świecie, szkoda, że za dnia taki nie był. Rysowałam do rana, nie były to konkretne rzeczy a losowe przedmioty lub po prostu szkice jakichś osób. W pokoju zaczęło się robić jasno gdy nagle usłyszałam znajomy głos.

 

- Nie spałaś? - Zapytał zachrypniętym głosem chłopak leżący na łóżku. - Powinnaś bardziej o siebie dbać.

 

- Jak śpisz to śpij. - Powiedziałam spoglądając na niego, akurat ziewał i się przeciągał. - Wyspałeś się?

 

- Tak, ale bardziej bym się wyspał gdyby ktoś mnie ogrzewał. - Spojrzał na mnie kładąc się bokiem. - Może...

 

- Leon spał sam, mogłeś do niego iść na pewno by cię ogrzał. - Przerwałam mu. - Poza tym mój pokój to najcieplejsze pomieszczenie w domu, bo grzejniki zawsze są ustawione na fula.

 

- Ale i tak nie protestowałbym gdybym miał jakieś towarzystwo. - Poruszał brwiami a ja pokręciłam głową. - No przecież tylko się śmieję, ale na prawdę chodź tu.

 

Patrzyłam na niego niezbyt przekonana jego pomysłem, ale przecież musiałam chociaż spróbować, w końcu Kayden tego chciał. Niepewnie wstałam z fotela i ruszyłam w jego kierunku ale stojąc przed łóżkiem nie za bardzo wiedziałam czy to zrobić ale chłopak w pewnym momencie chwycił mnie za rękę i w ciągnął na łóżko. Położyłam się obok niego, ja patrzyłam w sufit a on na mnie. Czułam się nie komfortowo.

 

- Spinasz się. - Powiedział dalej się we mnie wpatrując. - Dlaczego?

 

- Bo może cały czas na mnie patrzysz? To niekomfortowe. - Odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy. - Nie każdy jest jak ty i ma wywalone w to co ktoś o nim myśli.

 

- Nie mam wywalone. - Odpowiedział i odwrócił ode mnie wzrok. - Nie w każdego, nie lubię na przykład gdy patrzysz na mnie tym wypranym z emocji wzrokiem. - Powiedział. - Nie lubię również gdy zachowujesz się wobec mnie tak obojętnie.

 

- Zebrało ci się na szczere rozmowy? - Spytałam również powracając wzrokiem do sufitu. - Wiesz, że to nie ma sensu.

 

- Nie chcesz dać nam szansy?

 

- Nas nie było, nie ma i nie będzie. - Powiedziałam jakby to było oczywiste. - Nie mogłoby nic dobrego z tego wyjść.

 

- Przecież na początku tak nie było. - Zamyślił się na chwilę. - Było kilka nie przyjemnych sytuacji ale poza tym było dobrze.

 

- Nie dogadujemy się, mamy inne charaktery i prędzej bym cię zamordowała niż z tobą coś spróbowała. - Wyjaśniłam. - To po prostu nie ma przyszłości.

 

- A ja i tak wiem, że gdzieś w tobie są uczucia do mnie. - Powiedział pewny swoich słów. - I odnajdę je w tobie. Jeśli ja coś do kogoś czuje to znaczy, że nie jest to pierwsza lepsza osoba.

 

- Nie możesz nikogo zmusić do uczuć. - Skomentowałam jego wcześniejsze słowa. - To nielegalne.

 

- Ale ja cię nie zmuszę. - Powiedział spokojnie. - Tylko pobudzę je w tobie.

 

W jednym momencie chłopak zamiast leżeć obok znalazł się nade mną, siedział na mnie okrakiem. Momentalnie spięłam się bardziej o ile to możliwe, zawisł nade mną a to sprawiło, że jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej. Nie podobało mi się to.

 

- Kaleb...

 

- Zaczniemy wszystko od nowa. - Patrząc mu w oczy nie widziałam żadnego zawahania, sama pewność. - Teraz pójdziesz spać a gdy wstaniesz czas się cofnie. Poznamy się na nowo.

 

- To tak nie...

 

- Csiii. - Przyłożył swój palec do moich ust. - Idź spać.

 

- Jesteś wariatem. - Powiedziałam gdy zaczął wstawać. - Oszalałeś.

 

- Oj tam od razu oszalałem. - Machnął ręką wstając z łóżka. - Zaufaj mi i idź spać.

 

- Pójdę spać, ale nie dlatego, że chcesz abym poszła a dlatego, że chce mi się spać.

 

- Tak sobie wmawiaj.

 

Chłopak jak torpeda wyszedł z mojego pokoju jakby coś go goniło. Nie miałam pojęcia co on kombinował, ale wiedziałam, że na pewno oszalał. Nie dało się cofnąć czasu, dużo czytałam i sama miałam bujną wyobraźnie, ale nie aż tak. Opcja była jedna, Kaleb ewidentnie coś brał. Nie wiem co ale coś na pewno. Przez jakąś godzinę starałam się zasną i udało mi się to co prawa z dużym uporem ale jednak udało.

 

***

 

Obudziłam się późnym wieczorem, musiałam być naprawdę zmęczona. Przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon, była prawie dwudziesta, przespałam cały dzień. Nie chciało mi się wstawać, ale byłam głodna, długo nic nie jadłam. Wygrzebałam się z łózka i ruszyłam do kuchni, gdy przekroczyłam próg pomieszczenia od razu dostrzegłam w niej Kaleb'a.

 

- No na reszcie, już myślałem, że się zgubiłaś. - Powiedział, ale po chwili odchrząkną i kiwnął głową na stół. - Zrobiłem nam kolację, ale zanim zaczniemy jeść, weź leki.

 

- Ty? - Spytałam niepewnie. - Nam?

 

- Tak, co prawda mam dwie lewe ręce, ale się starałem. - Przyrzekł, czyli się potrujemy, super. - Jeśli nie będzie ci smakować to trudno, ale włożyłem w to całe swoje serce.

 

- Czyli nic, bo go nie masz. - Stwierdziłam. - I umiem robić sobie jedzenie.

 

- Nie wątpię, robisz je lepsze niż ja, ale to zapowiedź lepszego jutra. - Ukłonił się. - Mówię ci, zakochasz się.

 

- W jedzeniu czy w tobie? - Zapytałam dalej na niego patrząc. - Jedno mnie zatruje a drugie dobije, tak obstawiam.

 

- Pokochasz nas obu. - Odpowiedział od razu. - Ale mnie bardziej.

 

- Oj coś w to wątpię. - Nie miałam ochoty się z nim teraz kłócić. - Możesz próbować, ale to czy się uda to kwestia wątpliwa.

 

- Od razu stawiasz na nie, tak się nie robi.

 

Wywróciłam oczami. Ale zrobiłam jak chciał tylko, że leków nie wzięłam bo byłoby to nie zdrowe brać je na pusty żołądek. Usiadłam z nim przy stole, centralnie na przeciwko niego. Zaczęliśmy jeść i... Kaleb zdecydowanie przesolił makaron bo od razu wyczułam sól.

 

- Kaleb?

 

Spojrzałam na chłopaka który bez najmniejszego skrzywienia jadł makaron. Ewidentnie nie wyczuł tego, że przesadził z ilością soli.

 

- Hym?

 

- Nie czujesz może, że dodałeś za dużo soli?

 

- Nie, a dodałem za dużo? - Patrzył na mnie zdziwiony.

 

- Tak, nie jedz tego bo ci nerki siądą. - Zabrałam mu talerz. - Chcesz nas potruć, od początku to wiedziałam.

 

- Ale ja chciałem zjeść. - Powiedział patrząc na to jak wstaję od stołu z talerzami. - Zrobiłem na idealną kolacje a ty wybrzydzasz.

 

- Nie zamierzam jeździć po lekarzach, bo chciałam być miła i zjadłam makaron w którym było więcej soli niż makaronu. - Powiedziałam wywalając makaron z talerzy do wiadra z resztkami z obiadu i śniadania. - Ja nam coś zrobię.

 

- To ja ci pomogę. - Chłopak wstał z krzesła i podszedł do mnie. - Co mam robić?

 

- Usiąść i nie zrobić sobie krzywdy.

 

Chłopak na mnie patrzył podczas gdy ja wyjęłam ogórka, pomidora i rzodkiewkę z lodówki. Chłopak uważnie mnie obserwował. W końcu westchnęłam i wyjęłam sobie i jemu danko a następnie wyjęłam noże.

 

- Dziękuję. - Powiedział biorąc ode mnie nuż. - Tak trudno?

 

- Nie pokalecz się.

 

- Raz. - Powiedział. - Zdarzyło mi się to raz a ty mi to będziesz wypominać do końca życia.

 

- Nie wiesz czy tyle z tobą wytrzymam. - Stwierdziłam.

 

- A czy to znaczy, że dasz mi szansę? - Zapytał patrząc na mnie błagalnie. - No wiesz, ty i ja, to bardzo dobry duet.

 

- O ile dobrze pamiętam to sam nie chciałeś ze mną gadać. - Przypomniałam mu, nawiązując do jego słów z naszej kłótni. - Jesteś strasznie nie zdecydowany.

 

- Przespałaś się z Kayden'em i powiedziałaś mi to bez zająknięcia! - Krzyknął wyrzucając ręce w powietrze. - Jak byś zareagowała na moim miejscu?

 

- Nie zareagowałabym, bo co mnie obchodzi z kim chodzisz do łóżka. - Powiedziałam krojąc pomidora. - To twoja sprawa co, kiedy i z kim robisz.

 

- Yhm a Kayden'a pocałowałaś bo? - Zapytał. - Mi odmówiłaś a na niego nawet weszłaś.

 

- Z nim to wszystko jest proste. - Powiedziałam po dłuższej chwili ciszy. - Od kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić on... On po prostu jest, możesz uważać to za głupie, ale po prostu z nim wszystko jest proste, nie boję się, że przekroczy moje granice i zrobi coś czego nie chcę.

 

Kaleb tego nie skomentował, w skupieniu kroił ogórka aż nagle rzucił nóż na blat a ja podskoczyłam, bo wystraszyłam się nagłego hałasu.

 

- Kurwa. - Przeklął a ja spojrzałam na niego chcąc się upewnić, że tym razem się zrobił sobie krzywdę, ale nie. - Nie stój tak blisko mnie.

 

- Czemu? - Spytałam niepewnie. - Zachowujesz się dziwnie.

 

- Może dlatego, że mam nad sobą resztki kontroli? - Spytał a ja spojrzałam na niego nie do końca rozumiejąc co miał na myśli. - Pamiętasz jak ostatnim razem cię pocałowałem gdy wróciłaś? - Skinęłam głową na jego słowa. - To teraz też mam ochotę to zrobić.

 

- Ale tego nie zrobisz, prawda? - Nie chciałam z nim wchodzić od razu na głęboką wodę, on miał dużo dziewczyn do nauki a ja trzymałam się Kayden'a z tego obaj byliśmy nie doświadczeni w tych sprawach. - Kaleb...

 

- Ide się przewietrzyć.

 

Jak powiedział tak zrobił, tyle że on nie wyszedł, on dosłownie zwiał z kuchni. Ja natomiast zostałam i dokończyłam robienie nam kanapek. Tyle że nie wiedziałam czy Kaleb przyjdzie czy nie, ale gdy wyjrzałam przez okno dostrzegłam go z końmi na pastwisku, chyba na prawdę musiał ochłonąć.

 

KALEB

 

Boże. Ja tam prawie nie wytrzymałem, mało brakowało a ręce zaczęły by mi się trząść o ile bym nie znalazł się obok niej w przeciągu kilku sekund. Wiedziałem, że to nie wyglądało normalnie, ja dosłownie wyleciałem z tej kuchni na dodatek było już ciemno więc nie było nic widać. I moja dusza ubolewała nad tym, że nie zjadłem kolacji. Ale jak się okazało po moim powrocie, Lori zadbała o to aby nie padł z głodu i zrobiła mi trzy kanapki. Jadłem drugą gdy do pomieszczenia wszedł Leon z telefonem w ręce. Spojrzał na mnie zdziwiony.

 

- Kto ci zrobił takie kanapki? - Zmarszczył brwi. - Ty nigdy byś nie zrobił takich równych kanapek.

 

- Lori. - Powiedziałem wygryzając się w kanapkę. - I nie komentuj, bo sam jestem w szoku.

 

- Myślałem, że jesteście dalej skłóceni. - Usiadł na przeciwko mnie przy stole. - Zakopaliście już topur wojenny?

 

- Szczerze? - Chłopak skinął głową. - Nie wiem, ni to dobrze ni to źle.

 

- Czyli jakie wnioski? - Zapytał ponownie. - Musi być jakiś etap.

 

- Nie ma żadnego etapu. - Odpowiedziałem jedząc kanapkę. - Z nią trzeba stawiać naprawdę małe kroczki, takie tyci tyci.

 

- No bardzo mi przykro, moja siostra nie jest jedną z twoich panienek. - Zaśmiał się i wziął ostatnią kanapkę, moją kanapkę. - Wiedziałeś na co się piszesz.

 

- To moje kanapki. - Powiedziałem patrząc jak chłopak pochłania moją kanapkę. - Może nie zrobiłem ich sam ale jednak są moje.

 

- Prawda. - Potwierdził. - Ale robione przez moją siostrą.

 

- I co to ma do rzeczy? - Zapytałem odkładając połowę kanapki i łapiąc za szklankę, napiłem się wody a następnie dopowiedziałem. - Zrobiła je dla mnie.

 

- Twoje, moje, nasze wspólne.

 

- Yhm. - Spojrzałem na niego. - Kłamiesz.

 

- Co? - Zdziwił się. - Czemu niby? Od razu mnie posądzasz o kłamstwo, przyjaciele sobie ufają.

 

- Na przykład woda. - Zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mi chodzi. - Nie dałeś mi w szkole swojej wody gdy chciałem się napić a ja ci swoją dałem.

 

- No ale jedzenie to inna rzecz.

 

- Mówisz tak za każdym razem gdy coś ci wypominam! - Nie wytrzymałem i wyrzuciłem ręce w powietrze, chyba mój odruch nerwowy. - Więcej ci nie uwierzę.

 

- Nigdy nie powinieneś mi ufać. - Wyszeptał.

 

- Co? - Spytałem udając, że nie słyszałem.

 

- Nic.

 

- Słyszałem!

 

- Oj tam, oj tam. - Machnął ręką i wziął telefon w ręce aby coś na nim zrobić. - Wiedziałeś na co się piszesz zaprzyjaźniając się ze mną.

 

- No właśnie nie, sam się jakoś pojawiłeś i tak o to jesteś.

 

- Dzięki za szczerość.

 

- Spoko stary.

 

Pokręciłem głową i wstałem od stołu następnie kładąc naczynia do zlewu i kierując się ku górze, zostawiając Leona w kuchni samego. Chwile zastanawiałem się czy iść do siebie czy do lori ale w końcu zdecydowałem, że pójdę do siebie aby już jej dziś nie męczyć. Poza tym pewnie miała mętlik w głowie po tym jak wybyłem z kuchni w tempie natychmiastowym.

 

***

 

Zacząłem się przeciągać i nagle poczułem, że kogoś walnąłem ręką, spojrzałem w lewo i ku mojemu zdziwieniu Lori spała obok mnie owinięta w swój koc. Uśmiechnąłem się na ten widok, brakował mi jej. Jak najciszej i delikatniej wstałem z łóżka zbliżając się do drzwi, chciałem już wychodzić gdy odwróciłem się jeszcze na chwilę i zawróciłem się by przykryć Lori kołdrą. Znów powoli zbliżyłem się do drzwi i ulotniłem się z pokoju po cichu je zamykając. Cóż, jeszcze dobrze nie rozpocząłem tego dnia a już wpadłem na tatę Lori. Nie chcę wiedzieć jak to wyglądało gdy się tak wymykałem z pokoju.

 

- Dlaczego wymykasz się z własnego pokoju jak złodziej? - Patrzył na mnie zdziwiony. - Wiem, że wszyscy śpią, ale chyba nie trzeba się aż tak skradać.

 

Nie wiedziałem czy mówienie mu, że jego córka śpi ze mną w łóżku to dobry pomysł. Sam nie skakałbym z radości gdyby jakiś chłopak spał z moją córką w jednym łóżku. Żaden ojciec by nie skakał. Dlatego odpowiedź była oczywista.

 

- Na dole jest dudent. - Powiedziałem udając powagę. - Nie chcę robić nie potrzebnego hałasu.

 

- Ale żeby aż się skradać? - Dopytywał. - Oj Kaleb coś kręcisz ale uznajmy, że ci wierzę.

 

Mężczyzna poszedł przodem a ja jeszcze chwilę stałem w miejscu by mieć pewność, że nie spotkam go na dole. Nie zamierzałem umierać tak prędko. Chciałem chociaż dożyć do momentu pocałowania Lori. Zjadłem śniadanie sam i ruszyłem do zwierząt. Zamieniłem się w męską wersję Lori, spędzanie czasu ze zwierzętami sprawiało mi dużo radości i mimo, ze było przy nich dużo pracy to i tak byłem wręcz wypełniony energią.

 

***

 

Była już dwunasta a Lori nie wyłoniła się z mojego pokoju, z jednej strony nie chciałem jej budzić a z drugiej potrzebowałem jej towarzystwa. Dlatego właśnie stałem przed drzwiami i zastanawiałem się czy ją budzić czy nie. Cóż, doszedłem do jednego wniosku. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka następnie rzucając się na łóżko, dziewczyna nagle wstała i usiadła rozglądając się dookoła a gdy jej wzrok padł na mnie uśmiechnąłem się do niej. Po jej minie mogłem stwierdzić od razu, że nie podobała jej się moja pobudka.

 

- No hej. - Pomachałem do niej podczas gdy ona patrzyła na mnie jak na debila. - Sama się o to prosiłaś.

 

- Ja się o to prosiłam? - Spytała w między czasie ziewając. - Spałam sobie.

 

- No właśnie, a już pora na wstanie. - Powiedziałem wygodnie się układając na łóżku. - No nie gniewaj się.

 

Nie odezwała się, więc już wiedziałem, ze będzie ciekawie.

 

- No ale, że na mnie się obrażać? - Spytałem. - Nie wolno tak.

 

- Wolno.

 

Powiedziała i wygrzebała się z moich rąk ponownie kładąc się spać. Okryła się kocem i kołdrą i wróciła do spania. Ta kobieta mnie wykończy. Chyba że ja ja pierwszy. Ale nie ruszyłem się z łóżka, zostałem, ona spała a ja leżałem i nie wiedziałem co ze sobą zrobić.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania