Poprzednie częściThe Mysterious Girl

The Mysterious Girl - Rozdział Trzeci

Rano nie chciało mi się wstać, ale mój brzuch domagał się śniadania, była ósma dwadzieścia. Czyli najwyższy czas na wstanie i ogarnięcie się, podniosłem się do siadu, jednak przypomniał mi się wczorajszy dzień i automatycznie ode chciało mi się wstać więc runąłem z powrotem na łóżko. Lori pozwoliła mi wczoraj ze sobą przebywać a ja wszystko zepsułem durnymi słowami, było dobrze dopóki się nie odezwałem. Właściwie to dopóki nie zacząłem gadać o umieraniu. Nagle do pokoju wszedł Leon.

 

- Wstawaj musimy wyprowadzić konie i dać wszystkim zwierzętom jeść. - Powiedział ściągając ze mnie kołdrę.

 

- Lori jeszcze tego nie zrobiła? - Spytałem przeciągając się. - Przecież o tej to ona już dawno w stajni jest.

 

- Lori nie ma. - Odpowiedział jakby to było normalne i oczywiste.

 

- Co? - Spytałem zdziwiony i ciekawy co miał na myśli. - Jak to "Lori nie ma"?

 

- Normalnie, chodź. - Rzucił we mnie bluzą z wczoraj i dresami które leżały gdzieś na fotelu. - Nie zamierzam spędzić tam całego ranka bo ty się obijasz.

 

- No jak normalnie, wczoraj przecież była. - Tłumaczyłem mu jak debilowi, jak on mógł uważać za normalne to, że jego siostra gdzieś zniknęła. - Jaja se robisz?

 

- Nie, po prostu jak chce pobyć sama to oddala się od domu i spędza po za nim kilka godzin. - Wyjaśnił. - A no i pojechała koniem wczoraj po tym jak do niej poszedłem.

 

- I ty jej nie zatrzymałeś?! Puściłeś ją w noc?! - Wydzierałem się, Jezu no co za idiota, to jego siostra, powinien o nią dbać. - Ty jesteś normalny? - Spytałem już spokojnie.

 

- Tak, już wszyscy w domu przyzwyczaili się do tego, że wychodzi kiedy chce i o której chce. Każdy ma swój sposób na radzenie sobie z myślami, o to jej sposób. - Wyjaśnił. - Może i dziwny ale skoro jej pomaga to nie nasza sprawa.

 

- Na ile najdłużej zniknęła? - Spytałem lekko bojąc się odpowiedzi.

 

- Tydzień, przychodziła jedynie jeść i pić no i do toalety. - Złapałem się za głowę.

 

- Wy się o nią nie martwicie? - Spytałem.

 

Bo było to naprawdę dziwne, ona była dziewczyną, nie powinna się włóczyć po nocach. Przecież to niebezpieczne coś mogło się jej stać. Ktoś mógłby ją porwać a oni nawet by nie wiedzieli. To było nie rozsądne.

 

- Martwimy, ale jeśli tak sobie radzi to dlaczego mamy jej odbierać jedyną rzecz która sprawia, że chce żyć. - Powiedział. - Jeśli potrzebuje kilku godzinnej separacji od ludzi to chyba nic złego.

 

- Czemu moje słowa wywołały w niej taki ból? - Te pytanie wypowiedziałem tak niepewnie jak nigdy. - W sensie, może i tego nie pokazała, ale jej oczy mówiły za nią.

 

- Nie zadawaj mi pytań na które nie mogę ci odpowiedzieć. - Chciałbym wreszcie aby ktoś mi to wytłumaczył a nie ukrywał wszystko. - Mimo, że dla niektórych czas leci dalej, dla niektórych zatrzymał się już dawno.

 

Czy chodziło o Lori? Co się kryło za tymi słowami? Gdyby mi powiedzieli odpuściłbym. Nie zraniłbym jej głupimi słowami które dla mnie były normalne. A może... Może jeśli przeanalizuje je dogłębnie zrozumiem co Lori z nich wyłapała. Ta myśl jednak szybko mi minęła bo byłem zbyt zajęty myśleniem czy przez noc nic jej się nie stało. Zrobiliśmy wszystkie obowiązki które Lori robiła rano, byłem zmuszony iść do Venusa bo Leon stwierdził, że jego zje od razu a mnie może oszczędzi, ale na szczęście tylko chwile na mnie warczał. Usiedliśmy na śniadaniu tak jak zawsze, tylko tym razem krzesło na przeciwko mnie było puste. Nagle w trakcie śniadania pani Daniels się odezwała.

 

- Może powinieneś po nią pójść? - Spytała patrząc na Leona. - Nie było jej całą noc, co jeśli coś jej się stało?

 

- W tedy wrócił by sam koń, a jak widzisz obu niema więc nie masz się o co martwić, jeśli do wieczora nie wróci to wtedy po nią pojadę. - Odpowiedział. - Wiesz, że konie są nauczone wracania do domu, nie raz przecież przychodził tu któryś sam a Lori dopiero po godzinie lub dwóch. Gdyby coś się stało wróciłby. - Dopowiedziałby uspokoić panią Daniels.

 

- Dobrze, ale i tak uważam, że lepiej już teraz po nią jechać, całą noc spędziła na dworze. - Pani Daniels się nie poddawała.

 

- Mamo, przecież nie pierwszy raz zniknęła na noc. - Leon starał się uspokoić swoją mamę ale nawet ja w tej chwili bałem się, że coś mogło się stać Lori. - Wiesz, że i tak codziennie tam chodzi, zna te drogę lepiej niż my wszyscy razem wzięci.

 

- Ale nie oznacza to, że ma tam siedzieć dniami i nocami. - Powiedziała. - To dla niej nie zdrowe, powinna funkcjonować dalej.

 

- Nie możemy oczekiwać od niej cudów, wiesz jak to przeżyła, nie jesteśmy w stanie poczuć tego co ona wtedy poczuła ani tego co czuje teraz. - Powiedział Pan Daniels chwytając Panią Dianę za rękę.

 

Zastanawiałem się o czym mówią. Nie powiedzieli nic konkretnego, pilnowali się, nie chcieli bym się dowiedział od nich, ale co za różnica kiedy i od kogo się dowiem? Ja tylko chcę wiedzieć, czy to coś złego? Chyba nie. Tylko co jeśli ta prawda zmiecie mnie z planszy? Grzebie w tym a nawet nie wiem czego się spodziewać. No trudno, ona chociaż mnie słucha, może jak się dowiem to może będzie chciała ze mną rozmawiać? Oby bo potrzebuje kogoś kto nie tylko słucha ale i doradza. To co przykuło moją uwagę, to to jak Pan Daniels złapał panią Dianę za rękę. W moim domu nie było czegoś takiego, nie było nawet wspólnych posiłków. To co działo się w tym domu było mi obce, nigdy nie uczono mnie czułości do drugiego człowieka, więc nowością było dla mnie to, że martwiłem się o dziewczynę której praktycznie nie znałem. Musiałem nauczyć się tu funkcjonować, bo nie mogłem zachowywać się wobec tej rodziny tak jak mojej prawdziwej. Ci ludzie byli dla mnie mili i nie traktowali mnie obco. Po śniadaniu ruszyłem z Leonem do pokoju, moją uwagę przykuło jedno zdjęcie na komodzie ale nie przyjrzałem mu się za dobrze, nawet nie dostrzegłem co tam na nim jest. Gdy wszedłem do pokoju Leona on nawet na mnie nie spojrzał, leżał na łóżku.

 

- Ej, a tak w ogóle to próbowałeś rozmawiać z Lori? - Spytałem, bo w zasadzie od początku mojego pobytu nawet na nią praktycznie nie patrzył.

 

- Tak, ale szybko doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Jakkolwiek byś na nią nalegał i prosił ona i tak się nie odezwie, zawsze mało gadaliśmy ale od pewnego momentu nie zamieniłem z nią ani słowa. Zamknęła się na świat i minie raczej jeszcze sporo czasu zanim zacznie żyć normalnie.

 

- Yhym a jak myślisz, ile zajmie jej dojście do "normalności"? - Spytałem robiąc palcami cudzysłów w powietrzu przy słowie normalność, bo jak dla mnie Lori była normalna, ale miała jakiś problem. - Tak na oko. - Dopowiedziałem.

 

- Nie wiem, to jest Lori, u niej zawsze wszystko trwa dłużej. - Odpowiedział. - Może zająć rok lub nawet dwa lata.

 

Myślałem nad jego słowami aż nagle mnie oświeciło. Wszystko zaczęło się w momencie gdy wspomniałem o śmierci. O umieraniu. Może to o to chodziło? Może miała jakąś sytuację z tym i dlatego teraz taka jest. Cóż, usłyszałem w tym domu już tyle razy, że nie oni mi to powiedzą, ale może tym razem...

 

- Kogo straciła? - Spytałem niepewnie bo w końcu były to tylko moje podejrzenia.

 

- Co? - Spytał nie rozumiejąc mojego pytania i jednocześnie zmiany tematu.

 

- Było dobrze, aż wypaliłem z tym, że jej zwierzęta kiedyś umrą. - Wyjaśniłem.

 

- Nikogo, ale kogo by nie zabolała myśl, że ktoś bliski umiera, wtym przypadku zwierzęta. - Tłumaczył.

 

Czyli jednak fałszywy trop.

 

- W sumie też prawda. - Stwierdziłem. - Ale co w takim razie ukrywacie?

 

- Kaleb naprawdę uwierz mi, że jeśli przyjdzie na to czas i Lori zechce ci to wyjaśnić, to to zrobi. Ale daj jej czas, bo naleganie i wymyślanie teorii nie pomoże. - Powiedział wstając z łóżka. - Jeśli zechce to ci powie, zaufaj mi.

 

- Niech będzie. - Westchnąłem i runąłem na łóżko.

 

Nie podobało mi się to. Nie wiedziałem o co chodzi i nie wiedziałem czego przy niej unikać, co jeśli znowu walnę jakąś głupotę? Ja sam ze swoimi myślami nie wytrzymam. Zanim Lori mi powie to zdążę doprowadzić ją i siebie do jakiegoś załamania. Miałem jej nie krzywdzić nie wiedząc co ją krzywdzi. Po prostu super.

***

 

Dzień mijał strasznie wolno, a po Lori ani śladu. Czułem wewnątrz siebie coś dziwnego, jakby... Tęsknotę? Nie, ja nie czuje takich emocji do dziewczyn. Zaprzeczałem sam sobie, ale trochę zgodnie ze sobą. Bo one były tylko do zaspokojenia potrzeb, wystarczył jeden telefon i już jakąś miałem w łóżku, więc dlaczego leżałem na swoim łóżku sam i odczuwałem czegoś brak. Zakryłem twarz dłońmi, Jezu co się ze mną dzieje. Nie poznawałem samego siebie i już byłem zły na samego siebie, czułem za dużo naraz i już nie wiedziałem o co mi chodzi. Musiałem uspokoić i siebie i swoje myśli. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i napisałem do pierwszej lepszej dziewczyny jaką znalazłem w kontaktach, a to nie było trudne bo miałem zapisane mnóstwo numerów do dziewczyn a na tą chwile była mi potrzeba jakakolwiek byle chętna. Napisałem jak zawsze bezpośrednio i bez ogródek.

 

Kaleb : Hej, masz może ochotę może do mnie przyjść?

 

Nie musiałem pisać nic więcej, bo każda dziewczyna wiedziała o co chodzi, tak wyglądały moje każde wiadomości z jakąkolwiek dziewczyna Nie musiałem długo czekać na odpowiedź z jej strony. Nawet nie wiedziałem która z dziewczyn to była, bo ich nie odróżniałem.

 

Lexa : Zawsze i wszędzie. Będę za dwadzieścia minut.

 

Tak też się stało, przyjechała po dwudziestu minutach. Nie owijałem w bawełnę i od razu przeszliśmy do konkretów. Ona wiedziała, że mnie nie obchodzą żadne pierdoły i że nie ma na co liczyć z mojej strony poza seksem dlatego nawet się nie sprzeciwiała gdy od razu przeszedłem do rzeczy. Jednak w trakcie palnąłem coś co nie powinno mieć nawet miejsca. Jak zawsze z każdą dziewczyną pieprzyłem ją od tyłu, nie lubiłem na nie patrzeć bo co niby miałbym im powiedzieć? Byłem już blisko gdy nagle z moich ust wypadły dwa słowa. Dwa słowa które nie powinny paść a jedno z nich szczególnie.

 

- Kurwa, Lori. - Byłem zły sam na siebie, o czym ja do cholery myślałem, nie mogłem jej nawet dotknąć o czym ja kurwa myślę.

 

- Kaleb, Lexa, nie Lori. Wiem, że dla ciebie nie liczy się to z kim się pieprzysz ale chociaż nie wymawiaj imienia innej dziewczyny, bo psujesz w ten sposób atmosferę. - Wymamrotała dysząc.

 

Nie odpowiedziałem bo myślałem o Lori, czy już wróciła? Co jeśli to usłyszała, ma do cholery pokój obok mojego. Po wszystkim leżałem chwile z Lexą ciężko dysząc. Chciała się do mnie przytulić ale na to też nigdy nie pozwalałem żądnej dziewczynie. No... Prawie każdej. Lori już przekroczyła te granice a ja nawet nie wiem co mnie podkusiło by ją do siebie dopuścić. Miałem kilka zasad i się ich trzymałem. Po pierwsze jak uprawiać seks to tylko taki który nic nie znaczy a w trakcie zero czułości, od razu przechodzimy do sedna. Po drugie nie ma mowy, że będę spał w łóżku z dziewczyną która jest tylko do pieprzenia. Po trzecie, zero przytulania po wszystkim. To ma być nic nie znaczący stosunek, zero miziania, przytulania czy innych pierdół. Nie dziwie się, że Leon nie chce bym przebywał z Lori, jeśli tak łatwo ją zranić to nic dziwnego, że chce uniknąć kolejnych takich sytuacji. Odprowadziłem Lexe do drzwi i wszedłem do kuchni. Zestresowałem się lekko bo Lori rozkładała talerze na stole, na obiad. Podszedłem do niej.

 

- Pomóc ci? - Spytałem z lekkimi nadziejami, poczułem wzrok pani Diany na sobie ale cały czas patrzyłem na Lori, pokiwała przecząco głową nawet na mnie nie patrząc. - W takim razie ja idę się wykąpać.

 

Lekko zabolało mnie to, że nawet na mnie nie spojrzała, ale chyba musiałem to jakoś przeboleć. Po drodze do łazienki spotkałem Leona, minęliśmy się bez słowa bo nie było nawet o czym gadać, zresztą śpieszyłem się, nie chciałem się spóźnić na obiad. On zszedł na dół a ja wszedłem do łazienki. Prysznic zawsze mnie relaksował, był taki przyjemny i oczyszczający. Ale niestety moje przyjemności nie mogły trwać długo bo musiałem iść na obiad. Na obiedzie Lori była strasznie nie obecna i zjadła tylko kalafior którego nawet nie zjadła połowy z talerza. Obserwowałem ją cały obiad, w większości tylko grzebała w kalafiorze i brała jakieś pojedyncze kęsy. Po obiedzie od razu poszła do siebie. Ja i Leon poszliśmy do niego by jak zwykle pograć w gry.

 

- Lori dawno temu wróciła? - Spytałem niby obojętnie.

 

Chciałem mieć pewność, że nie usłyszała czegoś czego nie powinna. Zresztą nawet gdyby to chyba nic by się nie stało. Nawet by nie zapytała bo z nikim nie gada. I nie moja wina, że mam mętlik w głowie, pociąga mnie fizycznie i to jest okej, ale nie jest okej pieprzenie się z dziewczyną która mieszka ze mną pod jednym dachem. To by było szaleństwo przespać się z nią. Ona nawet by pewnie nie chciała.

 

- A co ciekawi cię czy usłyszała jak do jakiejś typiary powiedziałeś jej imię? - Spytał z uśmiechem na twarzy, Jezu on to słyszał.

 

- Nie było takiej sytuacji. - Powiedziałem z powagą i spokojem, bo może Leon nie słyszał i najzwyczajniej w świecie robił sobie jaja.

 

- Była, słyszałem. - Powiedział i już wiedziałem, że nie kłamał.

 

- To był przypadek, myślałem o tym gdzie jest...

 

- Podczas pieprzenia jakiejś typiary myślałeś o tym gdzie jest Lori a podczas gdy dochodziłeś powiedziałeś jej imię. - Powiedział. - Ciekawie, ale wiedz, że jeśli tkniesz moja siostrę to ręce upierdzielę ci przy samej dupie.

 

Gdybym w tedy wiedział o co chodzi, może powiedział bym coś innego, ale przecież nie od dziś wiem, że nie zastanawiam się długo nad tym co ktoś mówi.

 

- Brzmi groźnie, ale przyjaciela byś nie skrzywdził. - Powiedziałem pewny swoich słów.

 

- Ale chłopaka który pcha się do łóżka mojej siostry już tak. - Odpowiedział. - Idę z chłopakami na crossa idziesz z nami?

 

- Nie. - Powiedziałem od razu bez zastanowienia. - Chcę pogadać z Lori.

 

- I tak teraz z nią nie pogadasz bo poszła spać a raczej trochę minie zanim odeśpi nocne buszowanie. - Powiedział. - Więc?

 

- Moja odpowiedź dalej brzmi nie, poczekam.

 

I tak o to się rozdzieliliśmy, on poszedł z chłopakami a ja do siebie czekać aż Lori wstanie. Koniecznie chciałem z nią pogadać. Jeszcze w tedy nie wiedziałem, że to tworzy między nami pewną przepaść i że będzie to mieć jakieś konsekwencje. Gdy tak czekałem uświadomiłem sobie, że dalej nie wiem czy Lori słyszała moją pomyłkę. Ale w zasadzie to co to robi? I tak nic mi nie powie na ten temat, bo ona nie chce rozmawiać ze mną na żaden temat.

 

***

 

Była dwudziesta pierwsza a ja siedziałem w stajni z końmi czyszcząc je. Tak, ja sam z siebie przyszedłem wyczyścić konie. Ale i z nimi pogadać, brzmi wariacko, ale w sumie one znają Lori najlepiej, oddała im swoje serce. Odkryłem, że czyszczenie koni jest naprawdę relaksujące. Przytulałem właśnie pysk kasztanowatego konia gdy nagle koń wyjął swój pysk z objęć moich rąk i obrócił głowę patrząc za siebie.

 

- Kurwa, nie strasz. - Powiedziałem łapią się za klatkę piersiową, przede mną stała Lori owinięta w kocyk, przyglądała mi się. - Tak, padło mi na mózg, zacząłem z nimi rozmawiać. I odkryłem, że lubią gdy się do nich mówi są w tedy spokojniejsze, przymykają oczy i jakby się wyłączają, ale to też zależy jakim tonem się do nich mówi.

 

Lori przytaknęła skinieniem głowy a następnie wtuliła się w ciało konia jednocześnie go drapiąc po zadzie, koń z zadowoleniem uniósł głowę i podwinął chrapy.

 

- Wyczyściłem jego i ją, ale do niego to ja nie podejdą. - Powiedziałem patrząc na karego konia który nie spokojnie poruszał się po boksie.

 

Lori zdjęła z siebie koc i mi go podała na co z lekkim zdziwieniem go od niej wziąłem.

 

- Ale ja nie zamierzam iść spać. - Powiedziałem patrząc na to co robi.

 

Wzięła uwiąz i podpięła konia a następnie wyprowadziła go z boksu przywiązując go. Po czym wzięła ode mnie koc i ponownie się nim okryła, była zaspana i było to po niej widać. Usiadła na kostce siana która była obok mnie, przymykając oczy.

 

- Dzięki, może idź spać? - Spytałem czesząc karego konia i co jakiś czas na nią zerkając, z zamkniętymi oczami pokiwała przecząco głową. - Będziesz ze mną siedzieć? - Skinęła twierdząco, dalej mając zamknięte oczy.

 

Nie odzywałem się, wiedziałem, że zaraz zaśnie a nie chciałem jej tego utrudniać, była zmęczona i było to po niej widać. Skończyłem o jakiejś prawie dwudziestej trzeciej, tak jak myślałem Lori spała. Nie chciałem jej budzić więc po prostu delikatnie i powoli ją podniosłem jak pannę młodą i zaniosłem do jej pokoju. Gdy ją położyłem na łóżku spojrzałem na nią, wyglądała uroczo i niewinnie. Nie wiem co mną kierowało ale w pewnym momencie delikatnie pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej pokoju, drzwi zostawiłem nie domknięte by jej przypadkiem nie obudzić. Poszedłem jeszcze do stajni by sprawdzić czy na pewno po zamykałem boksy i czy wszystko na pewno jest po zamykane bo gdyby konie uciekły to nie wiem co bym zrobił, Lori chyba by mnie zamordowała. Wróciłem do domu, wykąpałem się i poszedłem do siebie. Myślałem nad tym co Lori pomyślała gdy wyprowadzałem tamtą dziewczynę. W myślach waliłem głową w ścianę, bo co do diabła mi odbiło by sprowadzać tu jakąkolwiek dziewczynę z którą nie łączy mnie nic po za sprawami łóżkowymi. Z tymi myślami zasnąłem.

 

***

 

Obudził mnie krzyk i płacz dlatego z pokoju wyszedłem tak szybko, że prawie potrąciłem Leona który też szedł w tym samym kierunku. Spojrzałem na niego, co się do cholery działo? Dlaczego Lori krzyczała i płakała, za dnia nie umiała wydusić z siebie słowa a teraz było ją słychać na cały dom.

 

- Co się dzieje? - Spytałem zachrypniętym głosem.

 

- Lori ma chyba koszmar. - Wymamrotał. - Jesteś odważny? - Spojrzałem na niego pytająco a on skinął głową w kierunku drzwi do pokoju Lori. - Ktoś musi ją obudzić, a jak słyszysz przebywanie za blisko może skończyć się ogłuchnięciem.

 

Wywróciłem oczami i popchałem drzwi od pokoju dziewczyny, bo były uchylone tak jak je zostawiłem gdy ją tu przyniosłem. Zapaliłem światło po czym usiadłem na jej łóżku i zacząłem nią poruszać by się obudziła.

 

- Lori obudź się.

 

Te słowa podziałały, obudziła się, od razu usiadła. Była cała mokra od łez i potu, trzęsła się. Przysunąłem się do niej i delikatnie ją przytuliłem, bo coś mi mówiło, że teraz to ona tego potrzebuje a raczej sama z siebie tego nie zrobi. Ona natomiast bez zastanowienia się we mnie wtuliła.

 

- To tylko zły sen, wszystko jest okej. - Te słowa trochę ją uspokoiły ale nie wyglądała jakby miała się ode mnie odczepić. - Otworzyć okno? - Pokręciła przecząco głową.

 

Po kilkunastu minutach odsunęła się ode mnie i z powrotem się położyła. Chciałem wstać z jej łóżka i iść do siebie, ale Lori złapała mnie za nadgarstek, spojrzałem na nią.

 

- Mam zostać? - Spytałem niepewnie, do cholery ja nie śpię z dziewczynami w jednym łóżku, nie zasnę, nie jestem zwyczajny. Pokiwała twierdząco. - Ale najpierw zgaszę światło.

 

Jak powiedziałem tak zrobiłem. Niepewnie położyłem się obok niej. Może powinienem jej powiedzieć, że ja tak nie umiem? Miałem co do tego chujowe przeczucia, dlatego przekręcałem się z boku na bok próbując zasnąć. Nie wiedziałem kogo próbowałem oszukać, że zasnę, ją czy siebie? Nas obu? Chyba tak. Próbowałem zasnąć ale nie oszukam samego siebie. Stwierdziłem, że poczekam aż Lori zaśnie i w tedy wymknę się do siebie i pójdę spać. Tak też zrobiłem. Miałem wyrzuty sumienia, ale co miałem zrobić, przyznać, że nie umiem spać na jednym łóżku z dziewczyną? Przecież ona by padła ze śmiechu. Miałem tylko nadzieje, że już resztę nocy prześpi spokojnie. Leżałem na swoim łóżku patrząc w sufit ale w końcu zasnąłem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania