Tini- Życie. Próba generalna.

Koniec szkoły… No jeszcze nie całkiem… Wakacje, a po nich ostatni rok nauki.

Taka dwumiesięczna przerwa wydawałaby się idealnym czasem, aby zasmakować prawdziwego, dorosłego życia.

Na samym początku wypadałoby sobie odpowiedzieć na pytanie: „czym ono jest?”

Myślę, że większości ludzkości kojarzy się niewątpliwie z pracą, kartą kredytową, dzieckiem i małżeństwem…

Ostatnie wykreśliłam ze swojej listy. Trzecią pozycję trochę zmodyfikowałam. Lecz dwa pierwsze punkty starałam się rzetelnie WYPEŁNIĆ.

Właśnie o nich zamierzam się rozpisać. Może wyciągniecie jakieś nauki z moich perypetii związanych z poszukiwaniem pierwszej pracy.

Od czego by tu zacząć?

Hmm… a no tak, oczywiście CV.

Imię… Nazwisko… Dane kontaktowe… SZKOŁA…

Szkoła…

Co tu napisać?

Kiedy to było?

Już wiem.

Umiejętności? Co ja takiego potrafię zrobić? Co może zwrócić uwagę mojego potencjalnego pracodawcy?

Internet… tak wujek google zna odpowiedzi na wszystkie pytania…

Juff… Koniec, CV gotowe…

Co teraz?

Ogłoszenia.

Olx.pl, Gumtree.pl i gdzie by tu jeszcze…

A tak. Niezawodny wujek google…

I zaczęło się. Rozsyłałam swoje CV wszędzie. Jedno ogłoszenie, drugie, trzecie… później straciłam już rachubę.

Następnego ranka obudził mnie TELEFON. Nie mogłam w to uwierzyć… Dostałam pracę!!!

No może jeszcze nie. Najpierw czekała mnie ROZMOWA KWALIFIKACYJNA…

Co mam na nią założyć? Białą bluzkę, czarne spodnie?

Nie, trochę zbyt szkolnie…

Wiem na białą koszulę założę kremowy sweterek. I jak, dobrze?

No cóż lepiej nie będzie…

Już czas, trzeba się zbierać… Jeżeli ktoś wam powie, że takie pierwsze spotkanie to nic takiego, to mu nie wierzcie.

W drodze z nerwów cała się trzęsłam, dłonie mi się pociły. Po głowie chodziły mi myśli, aby dać sobie spokój. Wrócić do mieszkania. Zakopać się w pościeli i jeszcze troszkę pospać.

Nie!!! Stop!!!

Maszeruj dalej. To nic strasznego. Nie ta PRACA, to inna… To tylko rozmowa.

Tak bijąc się z myślami, nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam na miejsce. HOTEL w którym miałam zostać pokojówką był naprawdę imponujący. Cztery gwiazdki już mówią same, za siebie.

„Okey głęboki wdech i wchodzisz do środka…”

Oczywiście podchodząc do recepcji wszystko poplątałam. Zdanie które setki razy ćwiczyłam w głowie. Stało się bezładną plątaniną wyrazów. Ale udało mi się przekazać ogólną treść. Zrozumieli mnie.

Zostałam poproszona o poczekanie kilku minut: „Za chwilkę ktoś do pani przyjdzie, proszę usiąść.”

W tym monecie stało się coś dziwnego… nerwy zniknęły. Tak po prostu… puf… i ich nie ma.

Rozmowa kwalifikacyjna odbyła się w jednym z hotelowych pokoi. Bardzo miło ją wspominam…

Myślę, że całkiem nieźle na niej wypadłam. Skoro zostałam pracownikiem służb pięter!!! (w skrócie pokojówką).

Pierwszego dnia w pracy przeszłam szkolenie. A może raczej przeprawę wojenną. Zapoznałam się z standardami panującym w hotelu X (nie chcąc nikomu sprawić problemów nie będę podawała prawdziwych nazw miejsc mojego zatrudnienia).

Jeżeli, pierwszy dzień uznałam za trudny. To wyobraźcie sobie jakie musiały być następne… Ale o tym za chwilkę.

Nie było łatwo. Upał panujący na dworze też mi nie pomagał…

Nie poddawałam się jednak. Dzielnie wkraczałam do kolejnych pokoi. Przebierałam pościel. Ścierałam kurze. Myłam całą łazienkę. Dosłownie całą, wannę, zlew, prysznic, toaletę. A później wycierałam wszystko do sucha. No i oczywiście na końcu jeszcze odkurzenie. Jest! Następny POKÓJ odznaczony.

I tak przez pół dnia. Pod koniec pracy, dziewczyna sprawująca pieczę nade mną podczas SZKOLENIA (taki mój anioł stróż), zaprowadziła mnie do Pani Dyrektor. W celu zdania raportu.

Wchodząc do jej biura usłyszałam: „a co to za maleństwo?”

No tak mój wzrost nie jest zbyt imponujący. Metr pięćdziesiąt w kapeluszu. Do tego waga piórkowa, czterdzieści cztery kilogramy.

Następnym pytaniem było: „dlaczego ona jeszcze tu jest i w dodatku nie płacze?”

Trochę mnie to zaskoczyło. Ale ZARAZ dziewczyna stojąca obok mnie wyjaśniła, że poprzednia pracownica po pierwszym dniu w pracy, uciekła płacząc.

Oczywiście pochwał nie było końca. Jak to się starałam. Z jaką dokładnością wykonywałam powierzone mi zadania…

Wierzcie mi lub nie, lecz to naprawdę było dla mnie ważne. Ktoś może powiedzieć: „przecież pracowałaś tylko jako pokojówka”. Być może. Jednak ja należę do ludzi którzy we wszystko co robią wkładają całe swoje serce. Nie ważne czy to sprzątanie, czy opieka nad dzieckiem…

No właśnie co do dziecka. Na początku wspominałam, że ten punkt nie do końca wypełniłam. Co prawda nie zostałam matką, tylko ciocią. Lecz nie posiadałam się z radości, gdy po pierwszym dniu pracy dostałam TELEFON od kuzyna: „mam syna!”

Niestety o ile po tej wiadomości niemal, że przyleciałam do mieszkania. To w ciągu kilku następnych sekund zostałam brutalnie ściągnięta na ziemię.

Adrenalina opuściła mój organizm. Dopadło mnie zmęczenie. Stopy miałam całe poranione od nowych butów. (Pewnie znacie ten ból).

Jednak taka drobnostka nie zdołała mnie powstrzymać. Następnego dnia dzielnie ruszyłam na bój z kurzem i zaciekami. Dałam radę.

Tak wyglądały jeszcze trzy dni…

W pracy stałam się maskotką. Takim maleństwem pani dyrektor. Nie myślcie jednak, że miałam jakieś ulgi. Co to to nie. Ciężko pracowałam…

Piątego dnia dostałam piętnaście pokoi. Z każdym starałam się pracować coraz szybciej. I tu popełniłam pierwszy błąd. Źle stanęłam i poślizgnęłam się myjąc prysznic.

Troszkę się poobijałam i miałam spore problemy z chodzeniem. Sprzątałam coraz wolniej. Spędziłam tam jeszcze jedenaście godzin…

Niestety następnego dnia nie mogłam chodzić. Więc byłam zmuszona zrezygnować z pracy…

Wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie, gdy nazajutrz zadzwoniła do mnie Pani Dyrektor: „ Maleństwo może jednak wrócisz do pracy, nawet nie wiesz jak mi tu smutno bez ciebie”. Oczywiście odmówiłam, ponieważ wiedziałam, iż przez jakiś czas nie będę mogła wykonywać ciężkich prac fizycznych.

Jednak po tym TELEFONIE uśmiechałam się jeszcze do siebie cały dzień.

Mimo wszystko bardzo miło wspominam tamtych kilka dni. Do dziś czasami pukając do drzwi mam ochotę powiedzieć: „housekeeping”. Takie przyzwyczajenie.

Wiele się tam nauczyłam i doceniłam wartość pieniędzy. Apropo zarobków, tak mi było głupio, że ich wystawiłam, iż nie odebrałam mojej skromnej wypłaty…

Żeby było ciekawiej na tym nie zakończyłam swojej kariery zawodowej. Po doprowadzeniu swojego organizmu do jako, takiego stanu używalność. Ruszyłam dalej, a właściwie to znalazłam się w punkcie z którego wystartowałam. Czyli czekało mnie ponowne spotkanie z wujkiem google…

Ogłoszenia, jeszcze więcej ogłoszeń i w końcu odpowiedź.

Idąc na spotkanie, nie miałam pojęcia tak naprawdę dokąd zmierzam.

Na miejscu wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Sama rozmowa przypominała coś pomiędzy luźną pogawędką, a przesłuchaniem na komisariacie. Myślę, że i tu dobrze wypadłam. Zostałam zaproszona na drugą część „castingu” na pracownika, jakby się wydawało prestiżowej firmy.

W tym momencie włączył się mój zmysł detektywistyczny. Detektyw Tini wyrusza do akcji.

Nazwa firmy?

Chwileczkę nie podali jej. Okey to może adres?

Nie pamiętam…

Mapa google!!!

Mam adres, jaka firma jest tam zarejestrowana?

„Firma Y. Wujku google liczę na ciebie. Pokarz mi co tam wiesz o niej.”

Czy byłam zaskoczona gdy pojawił się wielki napis: „OSZUŚCI”?

Nie, chyba podświadomie wiedziałam, że było by to zbyt idealne gdyby międzynarodowa firma o takim zasięgu zatrudniła niedoświadczonych nastolatków.

Jak pewnie się domyślacie więcej tam się nie pojawiłam.

Czy się poddałam?

Nic z tego.

To też w końcu było jakieś doświadczenie. Ale przyszedł czas na dalsze poszukiwania. Następny TELEFON dostałam będąc setki kilometrów od Krakowa. Nie stanęło mi to jednak na drodze, aby pojawić się na rozmowie kwalifikacyjnej dwa dni późnej.

Tu chyba przeżyłam największe rozczarowanie. Czekałam dwie i pół godziny przed firmą Z. I nikt się nie zjawił. Dzwoniłam do mężczyzny który się ze mną umówił i nic, cisza w eterze.

Nie ma jednak tego złego. Poobserwowałam sobie samoloty startujące z pobliskiego lotniska…

Na tym skończyło się moje skromne doświadczenie pracą. Czy się poddaję? Nie ma mowy. Właśnie przeglądam kolejne ogłoszenia…

Wniosek. Młody, uczący się człowiek musi być naprawdę zdeterminowany, aby znaleźć dla siebie pracę. Mogę was jednak zapewnić, że z pewnością zdobędzie bardzo ciekawe doświadczenie.

Powodzenia…

Mi też możecie go życzyć. Na pewno przyda się :)

 

A właśnie, zapomniałabym. Dzisiaj przyszła moja KARTA KREDYTOWA.

 

Jeżeli podobało Wam się i chcecie więcej zapraszam na bloga http://tini-granica.blogspot.com/ znajdziecie tam sporo wpisów :)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania