Tipis - epilog
Parę lat później
- Pani Euseniu, czy wie pani coś o tym bardzo niepozytywnym raporcie, który przed chwilą dostarczył mi dyrektor szpitali na Tipis? Tak, ten nowy; wcześniejszego zwolniłem, bo ciągle tylko zanudzał mnie o nieuchronnej zagładzie kolonii. Jakbym ja nie miał dość własnych problemów. Co pani mówi? Nie, nie czytałem. To przecież tylko strata czasu. Obcy? Jaki obcy? Aaa, że te mini bakterie? No tak, byli u mnie jacyś naukowcy, chcieli odsłonić przed światem jakieś odkrycie. Żartuje pani? Pozwolić im? Przecież to byłby koniec mojej kariery. Czemu sami tego nie opublikowali? Pani jest tu dłużej ode mnie, pani lepiej wie. Mi wspominali tylko o blokującym ich wywiadzie. Tak, Meinisin, rzekomy major o uprawnieniach pułkownika floty. Wredny typ, nieprawdaż? A jaki egocentryczny…
Dobrze, wracając do tematu, o co chodzi z tą zagładą kolonii? Że niby nie starczy ludzi, którym można przekazać. Co przekazać? Mówi pani, żebym poczytał raporty poprzedników? Nie chcę mi się. Zależy od tego życie tysiąca ludzi? A moje? Nie? Aha, moja kariera. A to niedobrze. Może pani opowiedzieć, co znajduje się w tych plikach? Dziękuję, zamieniam się w słuch…
Niemożliwe! I tak od kiedy? Jestem już piąty z rzędu, który musi podjąć tę decyzję? No to co z tego? Robimy jak pozostali: przekazujemy obcych i po problemie. Za pięć miesięcy mnie tu nie będzie – przede mną przyszłość we flocie, a nie na jakieś rtęciowej planecie. Co proszę? Co rośnie wykładniczo? Liczba zakażonych? No raczej logiczne, że co dwa miesiące robi się ich dwa razy więcej. Nie starczy ludzi? Czemu? Ilu? A co to siedmiuset więźniów? No jasne, że nie można pozwolić im zginąć. Już dzisiaj napiszę rozporządzenie, by w ciągu czterech miesięcy przygotować miejsce na kolejnych siedemset osób. Skontaktuję się z generalicją, przyślą mi ich. Co to da? Nikt nie zginie. Niech pani nie demonizuje, naukowcy coś wymyślą. To, że nie wpadli na żaden pomysł w ciągu ostatnich dwóch lat, niczego nie oznacza. Nie można tracić nadziei. A nawet jeśli, czy to jest nasze zmartwienie? No pani może tak, ale pani jest tu już tak długo, pani sobie poradzi. A ja w górę, do floty…
No dobrze, obowiązki czekają. Niech się pani nie załamuje, najwyżej wezmę panią ze sobą na swoją asystentkę. Tak, wracam do pracy. Do widzenia.
Pół roku później
Kontradmirał Sonfiu opadł ciężko na fotel. Upił łyk kawy i sięgnął po tablet. Przeleciał wzrokiem po najnowszych wiadomościach i zatrzymał się na jednej, która przykuła jego uwagę.
- Prosto z Tipis, z kolonii karnej… - głosił początek artykułu.
Kliknął w niego i omal nie zachłysnął się kolejnym łykiem swojego ulubionego napoju.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania