TO

Wczoraj przyszło „TO”. Było po 21:00 chyba, już, już zasypiałam. TO położyło się obok za moimi plecami. Poczułam silny nacisk i niesamowity lęk, jaki może się wyzwolić na punkcie "obcego" w łóżku. "TO" jest mocne, przybiera postać silnego mężczyzny. TO czasem gwałci, dotyka w intymne miejsca, ściąga kołdrę. Wyzwala silny lęk. Pojawiło się w tej postaci dwa lata temu w okolicach maja.

 

Kiedy dwa lata temu opowiadałam o TO siostrze, powiedziała że naczytałam się wierszy i działa w ten sposób moja wyobraźnia. Lekarka stwierdziła co innego: – To nie wyobraźnia, pani Agnieszko, to choroba, pani choroba.

 

Siostrzenica z Gdańska powiedziała, że to może być paraliż przysenny. Że w tym paraliżu człowiek właśnie doświadcza ciężaru, ktoś obok leży, ściąga kołdrę . – „To choroba twoja, ciociu” – zakończyła.

 

***

 

– Posłuchaj, nie jesteś nawiedzona, twoja choroba sprawia, że przychodzą do ciebie zmarli – powiedział kiedyś Edo.

 

Nie wiem kiedy TO po raz pierwszy się odezwało... Może już w szkole podstawowej, gdy z koleżanką nie nauczyłam się recytować wiersza o ptaszkach.

Polonista mieszkał w długim, drewnianym baraku obok szkoły. W jego domu było mnóstwo kapci i butów. Wówczas TO szepnęło:

- Tutaj leżą buty z Oświęcimia.

 

Później TO przyszło, gdy mama dostała zawału. Była wczesna jesień. Spałam u kuzynki (tej od ormowca), której sąsiadką była pani od gruszek. Pani od gruszek zmarła kilka lat wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach. Przyjaźniła się bardzo z moją babcią. We wsi mówili, że zatruła się czadem, bo w kuchni leżały zdechłe kurczaki.

 

Był piękny jesienny poranek. Słońce wzeszło i przebijało przez gołe gałęzie jesionów. Już miałam skręcić do furtki, gdy nagle na podwórku pani od gruszek zobaczyłam kobiecą postać. Sunęła powoli do drogi. Ubrana była jak pani od gruszek w pomarańczowy serdak, ciemną spódnicę do połowy łydek i kozaki. Na głowie miała zieloną chustkę. Włoski na moim przedramieniu uniosły się, poczułam dotkliwe zimno prawie na całym ciele. TO szło w tym samym kierunku, co ja. Gdy doszłam do kobiecej postaci, spojrzałam szybko w jej stronę i niemal zamarłam z przerażenia, takiego widoku się nie spodziewałam: pod zieloną chustką zobaczyłam zupełnie czarną twarz. Zaczęłam szybko biec do domu. Po kilku metrach, gdy poczułam się bezpieczniej, odwróciłam się, ale „zjawy” już nie było.

Na studiach, gdy zostałam sama z bólem i cierpieniem po śmierci matki, TO też się odezwało. Bałam się panicznie zmarłego ojca, bałam się brata, bałam gwałtu z ich strony i innych mężczyzn.

To był lęk trudny nawet do opisania. Może świadkowie opisaliby to na podstawie wyglądu, żałosnego zresztą wyglądu: Kobieta w wieku dwudziestu kilku lat. Chuda, ślady wyczerpania, w czarnym polarze, w podartych dżinsach. W oczach obłęd, bardzo smutna twarz. Włosy w nieładzie – krótkie ciemnobrązowe. Zagubiona w rzeczywistości, zaginiona w chaosie własnych spostrzeżeń, w głębokiej rzece omamów i urojeń. Wysyła pioruny na miasto, które jej nie chce. W torbach, walizkach innych ludzi widzi bomby, za którymi czai się lęk.

TO późniejsze bardziej "cielesne” nie przychodziło za dnia, tylko wieczorami, albo w nocy słyszałam jak biega po dachu, czy po kuchni. Dopiero, gdy zapalałam światło, TO odchodziło.

– Co to za diabeł, który boi się światła?! Pierdol go! A jak cię gwałci, to mu powiedz, że szybko dochodzisz – mówił pewien kolega.

 

TO czasem się odzywa, na przykład wczoraj... Przeważnie ma czarne barwy. To mój koszmar, mój diabeł. Chyba powiem mu: „spierdalaj”, spróbuję. Gdy przelewam TO na papier, robi mi się jaśniej, podobnie, jak w wierszu Marcina Orlińskiego z tomu :”Środki doraźne”

 

Napisał dobry kolega. Opisałam mu przypadek "TO".

 

– Agnieszka, to mi wygląda na...

– Na schizofrenię?

– Tak, Agnieszko, tak. Musisz koniecznie skontaktować się z psychologiem.

– Myślę, że prędzej psychiatra pomoże. Potrzebne chyba jakieś leki na to świństwo.

– Chyba tak, ale koniecznie powiedz o tym swojej psycholog. Ona doradzi, co dalej z tym zrobić. – Na pewno wymaga to leczenia, da się wyjść.

– Okej. Mam mieć z psychologiem spotkanie ósmego.

– Agnieszka, proszę skontaktuj się jak najszybciej z psychologiem!

– TO mnie prowokuje, Marku. Wstydzę się tego TO. On mnie dotyka w intymne miejsca. Czuję obce ciało obok, wszystko czuję!

– TO Agnieszka jest niebezpieczne, ono może Ci nakazać inne rzeczy robić. Dzwoń do psychologa. TO odpuszcza Agnieszko, jak się go posłuchasz.

– Straszne. Strasznie smutno mi.

– Nie bój się, dasz radę, tylko skontaktuj się z psychologiem.

 

Zadzwoniłam do psycholog, do pani Ani. Kazała zapisywać momenty „nakręcenia”, „zdenerwowania”, ale „przed”, zanim to mnie całkowicie dopadnie. Czyli nie „po” a „przed”. Wywaliłam przed nią wszystko. Opowiedziałam o „TO”. Kazała zapisać się do psychiatry prywatnie, jeśli TO znowu przyjdzie. Ucieszyła się, że piszę.

 

Później znowu pisałam z dobrym kolegą. Na jego oko to musiałam mieć niemiłe przeżycia jeśli chodzi o seks. Odpisałam, że w dzieciństwie byłam świadkiem scen obscenicznych, że mama całe życie zdradzała ojca. Ja to wszystko widziałam! Na sianie, w zbożu, w krzakach, na zdjęciu z sanatorium pod prysznicem. – Marku, mama bardzo mnie skrzywdziła.

– Wiem Agnieszko, jesteś Elektrą, nie idź tą drogą – napisał.

– A może Marku ja jestem podobna do matki i gdzieś to wypieram?... Zauważ, że w moim życiu dużo mężczyzn i nie ułożyłam sobie i tak życia z tym jedynym.

– Tak, coś w tym jest i to z punktu psychologii, i z punktu biologii. Musisz dbać o swoje zdrowie, nie wkręcać się w sprawy, które spowodują cierpienie.

 

Napisał dobry kolega. - Mówiłaś o swojej matce, że poczułaś niesmak, obrzydzenie. Może gdzieś w podświadomości twojej seks to twarz matki, to niesmak. Gdzieś z ciebie wychodzi głęboki konflikt, Agnieszko.

A pisałaś kiedyś, że mąż cię molestował. Może TO to postać ex w dziwacznej postaci, który do ciebie przychodzi i chce żebyś seks kojarzyła z lękiem. No, nie wiem.

– Marku też nie wiem, ale ex kupił mi srebrny medalik w Niepokalanowie i przez dłuższy czas, ponad rok TO nie przychodziło, gdy ten medalik założyłam.

– A od kiedy TO w ogóle przychodzi?

– Do łóżka od dwóch lat. Pojawiło się w maju 2018. Syn zaprosił bardzo dużo kolegów na urodziny, była też rodzina. Bardzo się denerwowałam, czy dam radę wszystkich dobrze ugościć. Duży stres.

– Musiało być coś jeszcze... A może pierwszy stosunek. Wiesz, dziewczyny wiele sobie obiecują i wyobrażają, a pierwszy raz przynosi zazwyczaj rozczarowanie.

– Nie, nie było źle za pierwszym razem. To znaczy był lekki ból, ale czułam się kochana i kochałam.

– No to odpada. Jeszcze coś musiało być – ciągnął dalej, niemal jak psycholog, Marek.

– W wieku 12 może 13 lat miałam usg nerek. Lekarz podczas badania szczypał mnie po sutkach. Potem był ginekolog psychol. Nie wiem po jaką cholerę matka mnie do niego zaprowadziła?! Zadawał bardzo bolesne pytania: „Ile razy w ciąży?!”, „Ile razy zgwałcona?!”, „Jeszcze nie było stosunku?!”, „Nie wyobrażam sobie ciebie podczas pierwszego stosunku!” – wrzeszczał.

 

– Matka? Co ona wtedy narobiła?! Wiem, chciała dobrze, martwiła się, że w ciągu miesiąca miałam dwie miesiączki. A później sąsiad, który mi pomagał w matematyce, macał moje piersi, mi dziewczynce z podstawówki! Wstydziłam się tego, wstydziłam się powiedzieć o tym rodzicom. Potem w wieku 18 lat dobierał się do mnie kochanek matki, ale szybko sobie z nim poradziłam. Wszedł rano do mojego łóżka i krzyknęłam, że powiem matce.

– No, widzisz, dużo tego. To straszne wszystko – napisał Marek.

– Sporo opisałam w wierszach, w prozie.

– Tak wiem, twórczość pomaga, ale koniecznie opowiedz o tym wszystkim swojej psycholog. Może nie będzie zdenerwowana i coś mądrego doradzi, albo jak nie pomoże, to zaproponuje inne rozwiązanie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania