To i owo
Zdezelowany rower co chwilę skrzypiał, mknąc po kocich łbach. Kilkunastoletni chłopiec jednak nie zwracał uwagi na stan swojego pojazdu. Choć bujne blond włosy ciągle opadały mu na twarz, a pot zalewał oczy, nie zwalniał. Widocznie sprawa była pilna, skoro nie zatrzymał się nawet, gdy z wysłużonego składaka odpadł kawałek bagażnika. W końcu dotarł do końca swojej podróży, którym okazał się dąb, rosnący na krańcu wsi z drewnianym domkiem w koronie drzewa. Nastolatek, zbliżając się do drzewa, zeskoczył z roweru, który porzucił na trawie obok innych pojazdów i od razu zaczął wspinać się na drabinkę prowadzącą do domku. Tam czekali już na niego inni.
– Usiądź Staszek i się napij. Dotarły już do nas te wieści – powiedział kruczoczarny chłopiec, stojący przy okienku.
Nowoprzybyły, nazwany Staszkiem, wziął kubek podany przez siedzącą na podłodze dziewczynę i jednym łykiem opróżnił naczynie.
– Dzięki. Milicja się już tym zajęła czy mają ważniejsze sprawy na głowie?
– Nie wiemy. Ale w ogóle liczysz na to, że cokolwiek zrobią? – odpowiedziała dziewczyna.
– Pewnie znów powiedzą, że patologiczna rodzina i dlatego dziecko uciekło. Ciekawe czy jeszcze ktoś w to wierzy.
– Za szóstym razem to nie przejdzie. Już szóste dziecko… – do rozmowy włączył się pucułowaty chłopiec, siedzący przy dziewczynie.
– Jędrek, przestań panikować! – przerwała mu dziewczyna.
– Anka, nie krzycz. Jędrek ma rację. To już za dużo. Sprawy zaszły za daleko. Musimy się tym zająć.
– My?
– A co? Strach was obleciał? Na dorosłych bym nie liczył. Słyszałem, że towarzysz Kalinowski już pisze raport bez jakiegokolwiek dochodzenia – powiedział długowłosy chłopiec, który właśnie zręcznie wskoczył do środka domku.
– Cześć, Piotrek – odpowiedział czarnowłosy przy oknie – A co z rodzicami? Nic nie robią?
– No niby organizują akcje poszukiwawczą na własną rękę i chcą napisać skargę na Kalinowskiego, ale sam dobrze wiesz, że to nie przyniesie żadnych rezultatów.
Na dłuższą chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza.
– No to co robimy? – w końcu zapytał Staszek.
Oczy wszystkich skierowały się na stojącego przy oknie chłopca.
– Czego się wszyscy na mnie gapicie? – ze złością rzucił nastolatek.
– Heniek, sam mówiłeś, że musimy coś z tym zrobić. A poza tym jesteś jakby przywódcą naszej bandy, więc czekamy na rozkazy – odpowiedział Piotrek, salutując.
Heniek rzucił w niego swoja czapką, po czym oparł się głową o ścianę i przymknął oczy. Wszyscy czekali w napięciu. Chłopak w końcu przemówił:
– Piotrek, ty z Anką przygotujecie informacje o każdym z zaginionych. Dyskretnie przepytajcie ich rodziny i przyjaciół. Może wszyscy mają coś wspólnego. Jędrek i Staszek, wy będziecie patrolować okolice i szukać czegoś podejrzanego. Może traficie na jakiś trop, który przegapiła milicja, co przy ich baaardzo intensywnej pracy nie jest takie trudne.
– A ty?
– Ja? Skoro jestem przywódcą to będę was nadzorował – odrzekł z szelmowskim uśmiechem Heniek.
– A co jeśli… Co jeśli któreś z nas zaginie? – wydukał Jędrek.
– Wtedy dołożymy wszelkich starań, żeby uratować przyjaciela. Nawet za cenę zdrowia lub życia.
– Żżżycia?
– Jeśli będzie trzeba.
– Może złóżmy przysięgę – zaproponował Staszek.
Nastolatkowie kolejno wyciągnęli ręce, tworząc krąg. Jedynie Jędrek ociągał się z podaniem dłoni, na co natychmiast zareagowała Anka, siłą przyciągając rękę kolegi do kręgu.
– Przysięgamy – rozległo się z jednocześnie z pięciu młodych gardeł.
*****
Heniek stał przy kawałku starej tablicy zawieszonej na ścianie domku, po raz setny czytając zapisane na niej informacje.
– Trzy tygodnie i zebraliscie tylko tyle informacji…
– Myślisz, że to takie łatwe? To idź i pokaż co ty osiągniesz! Ludzie nie chcą nic mówić. Zbywają, gdy ktoś się dopytuje. To i tak cud, że udało nam się cokolwiek znaleźć – ze złością rzuciła Anka.
– Przepraszam. Te zaginięcie mnie przerastają, a jeszcze ostatnio nie czuję się najlepiej.
– Co się dzieje? – z troską zapytał Piotrek.
– Oj, nic wielkiego. Tylko mam jakieś głupie sny, ale po nich zawsze czuję się przygnębiony. Ale naprawdę nie ma się czym martwić.
– Chyba jednak jest. Też ostatnio mam jakieś dziwne sny. Opowiadaj.
– To bez sensu, ale dobra, jak chcesz. Tylko się nie śmiejcie. Często w snach widuje klauna. Wiecie takiego z czerwonym nosem i kolorowymi włosami. Przerażający jak to klauny, ale we śnie jest jeszcze gorzej. A dodatkowo mam wrażenie, jakby ktoś ciągle na mnie patrzył w trakcie snu.
– Klaun? – zapytała Anka, dusząc śmiech – Klaunów się boisz? Hahaha!!!
– Anka, przynajmniej raz bądź cicho – w obronie Heńka stanął Piotrek – Bo ja też ostatnio mam sny z klaunem.
– Słońce za bardzo was przypiekło, czy co? Mieliśmy zagadkę zniknięć rozwiązywać, a wy o przebierańcach dla dzieci rozmawiacie, jakby… – urwała, słysząc syk Heńka.
– Piotrek, mów dalej. Co robi klaun w twoim śnie? Też masz wrażenie, że się na ciebie patrzy, tak jak u mnie?
– Nie. Jest gorzej. Najczęściej we śnie jest cała moja rodzina i ten klaun, który się przemienia. Nie do końca jest klaunem. Jego ciało zmienia się w jakiegoś żołnierza, który zaczyna dźgać bagnetem moją rodzinę i strzelać. Próbujemy uciekać, ale on jest wszędzie. – mówił Piotrek, ukradkiem ocierając łzy.
– Anka, ty nie masz jakichś snów lub wizji z klaunem w roli głównej?
– Nie. Jeszcze nie zwariowałam w przeciwieństwie do was.
Heniek już po pierwszym słowie przestał jej słuchać. Zbyt zajęty był pisaniem na starej tablicy. Na samym środku pojawiło się zakreślone w kółko pojedyncze słowo: KLAUN.
*****
– Widział ktoś Jędrka? – zapytał Staszek, podchodząc do reszty grupy, stojącej przy rowerach obok dębu.
– Nie było go tu dzisiaj.
Staszek zasępił się, co od razu zauważył Heniek.
– Umówiliśmy się pod sklepem. Mieliśmy jechać pod las, żeby tam poszukać jakichś tropów. Czekałem pół godziny i nic. Byłem już u niego w domu i mam ciekawe informacje. Jego mama powiedziała, że wyszedł około godzinę temu, ale co ciekawsze dodała, że wczoraj strasznie długo siedział u tego starego pomyleńca, pana Igora.
– Trzeba go jak najszybciej znaleźć – powiedział Heniek – Może tak naprawdę nic się nie stało, ale mam złe przeczucia, a przecież obiecaliśmy, że będziemy się chronić wzajemnie. Zbierajcie się. Jedźcie i przetrząśnijcie całą wieś. A ja jadę do tego wariata, może on coś wie.
*****
Niedługo później Heniek dotarł pod dom, stojący na końcu wsi, niedaleko cmentarza. Chłopiec delikatnie oparł swój rower o przekrzywiony płot bez kilku sztachet i westchnął, szukając w sobie odwagi. W końcu ruszył w stronę chałupy. Dom, podobnie jak płot, był zniszczony i wybrakowany. Przechylony w prawą stronę ledwo stał, opierając się o pobliskie drzewo. Ubytki w ścianach zakryte zostały kawałkami desek i blachy, przez co chałupka starca wyglądała niczym pocerowane spodnie.
Zanim chłopiec dotarł do drzwi, usłyszał hałas przewracającego się roweru i płotu. Heniek syknął i zaczął zastanawiać się, czy lepiej nie odpuścić wizyty u dziwaka. Bo Igor z pewnością nim był. Każdy we wsi go unikał i przestrzegał dzieci przed dawnym żołnierzem, gdyż ten uwielbiał snuć swoje niestworzone historie o jakichś magicznych istotach i czarodziejach.
Pewnie jakaś kula podczas wojny uszkodziła mu mózg – pomyślał Heniek. Gdy stał tak, rozmyślając o starcu, ten pojawił się w progu drzwi.
– Czego tu szukasz, wędrowcze? – rzucił starzec, chichocząc.
Choć Heniek już nieraz widział byłego żołnierza we wsi, to nigdy w takim stroju. Pan Igor ubrany był w szatę, przypominającą worek, co w zestawieniu z jego przetłuszczonymi włosami i długą brodą nadawało mu wygląd guru jakiejś sekty.
– Yyyy… Szu… szukam kolegi.
– I chcesz, żebym ja nim został? – zdziwił się starzec.
– Nie. Szukam Jędrka. Mały, grubszy. Podobno często tu przychodził posłuchać pańskich bred… znaczy opowieści. Zastałem go może u pana? Nigdzie nie możemy go znaleźć.
– Czyli teraz przyszła jego kolej – mruczał pod nosem Igor – Niedobrze. Mamy mało czasu. Chodź, muszę ci coś opowiedzieć.
– Nie mogę zostać. Spieszę się. Sam pan mówił, że jest mało czasu. Muszę go odnaleźć. Obiecałem mu to.
– Właśnie dlatego chodź. To najlepsze, co możesz zrobić dla Jędrka.
Heniek z ociąganiem wszedł do wnętrza chałupy. Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast zawalonego gratami pokoiku, którego się spodziewał, zobaczył przestronny salon z pięknym dywanem i nowymi meblami, a obok wejścia do kolejnych dwóch pomieszczeń.
– Co to za magia? Przecież to niemożliwe, żeby tyle pokoi zmieściło się w takiej chatce!
– Oj, od razu magia. Jedynie mała sztuczka – zaśmiał się starszy pan – Usiądź sobie wygodnie. Musimy poważnie porozmawiać.
Chłopak zauważył, że starzec nie wyglądał już na dziwaka. Po wejściu do domu jego wygląd uległ ogromnej zmianie. Włosy, rozpuszczone do tej pory, związał na karku w kucyk, a porwaną szatę zamienił na eleganckie spodnie i koszulę. Chłopiec pomyślał, że tak właśnie muszą ubierać się ludzie na Zachodzie.
– Jeśli myślisz, że po raz pierwszy w Dubie znikają dzieci to grubo się mylisz – zaczął Igor. Po chwili namysłu kontynuował wypowiedź – Podobnie było kilkanaście lat po wojnie. Dzieciaki znikały, ale ludzie byli przekonani, że to wina komunistów. Wtedy zawsze tak sobie wszystko tłumaczyli. Ale do czasu. Pewnego dnia w lesie znaleziono zwłoki chłopczyka. Miał z siedem lat. Rodzice ledwo go rozpoznali, tak jego małe ciałko było zmasakrowane. Brzuch był rozgryziony, a twarz zmiażdżona. Wtedy ludzie w końcu stwierdzili, że trzeba coś z tym zrobić. Zebrała się grupka odważnych z widłami, sierpami i kosami. Dołączyłem się do nich, żeby w ostateczności wspomóc ich swoimi sztuczkami. Przetrząsaliśmy całą wieś i w końcu go dopadliśmy. Na pewno znasz ten czarny, stary dom w środku lasu. Gdy byliśmy w środku, wyczułem inną magiczną istotę. Okazało się, że siedział pod podłogą. Wyglądał jak dawny oficer armii rosyjskiej. Ludzie uważali, że przesiedział te kilkanaście lat pod podłogą, a gdy mógł wychodził i polował na dzieci, żeby jakoś przeżyć. Taką wersję przyjęli. Chyba tylko ja zauważyłem jak głupio to brzmi. Wiedziałem też, że zakłucie go zwykłymi widłami nic nie da. Poczekałem, aż wszyscy odejdą, bo nie chciałem się ujawniać. Jeszcze by mnie spalili, taki to ciemny lud. Chciałem rzucić czar, ale wtedy nie byłem jeszcze tak doświadczony jak teraz. Pokręciłem coś w zaklęciu i zamiast go uśmiercić zamieniłem go w… klauna.
– Śnił mi się klaun. I Piotrkowi też.
– Pewnie tak jak i większości dzieci w Dubie i okolicy. Przyzywa was do siebie. Wtedy jak go zamieniłem, uciekł mi. Przez jakiś czas szukałem tego czegoś, ale nie udało mi się, a później miałem ważniejsze sprawy na głowie. No, ale w końcu wrócił. Próbowałem go odnaleźć i naprawić swój błąd, ale chyba uodpornił się w jakiś sposób na magię. Dlatego trzeba go pokonać klasycznymi metodami.
– Czyli? – zapytał Heniek.
– Srebrem – odparł czarownik, jakby to było oczywiste – Każdy znany mi potwór jest wrażliwy na srebro.
– Czyli pomoże nam pan? – ucieszył się chłopiec.
– Ja? O nie, nie. To wasza próba przyjaźni i odwagi. Mogę ci jedynie pomóc, wyrównując szansę w walce.
Starzec wstał ze swojego fotela i wyjął z jednej z szuflad spore zawiniątko. Położył pakunek na stole przed Henkiem i rozwinął tkaninę. Oczom chłopca ukazała się srebrna szabelka.
– Pamiątka rodzinna. Mój dziadek walczył nią w powstaniu styczniowym. Ostrze jest posrebrzane, więc na klauna wystarczy.
– Walczył pan nią kiedyś?
– Na szczęście nie było potrzeby. Ojciec mówił, że srebro to trzymałem, czując, że kiedyś się przyda. A teraz biegnij ratować swojego kolegę.
Gdy starzec z chłopcem wyszli na podwórze, Igor zatrzymał nastolatka i powiedział:
– Nie mów nikomu kim jestem w rzeczywistości, proszę. Kiedyś wzgardzili pomocą mojej rodziny i za to nie zasługują na moje moce. Jedź, przeżyj i wróć z szabelką. I jeszcze jedno: nie bój się go. Odwagi chłopcze.
– Jak przeżyję, naprawie panu płot – odpowiedział Heniek, podnosząc rower z resztek sztachet.
*****
– Gdzieś ty tyle był? – wrzasnął Piotrek do nadjeżdżającego Heńka – Prawie godzinę już na ciebie czekamy. Zapomniałeś, że Jędrek zniknął?
– Już wiem, czemu dzieci znikają. Bierzcie proce i noże. Jedziemy odbić przyjaciela – odkrzyknął rozpędzony chłopiec.
Chwilę później cztery rowery mknęły drogą w stronę lasu. W międzyczasie Heniek streścił pozostałym swoją wizytę u czarownika.
– Macie jedynie odwrócić jego uwagę i się nie narażać. Tylko tą szabelką mogę zrobić mu krzywdę. Jeśli coś pójdzie nie tak, odnajdzie Jędrka i uciekajcie.
– Nie zostawimy cię, idioto! – krzyknęła Anka.
– Jesteśmy paczką, więc jeśli ginąć to razem – dopowiedział Piotrek ze swoim nieodłącznym, szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
– Nie moglibyśmy. Przecież obiecaliśmy – dodał Staszek.
– Dziękuję wam – odrzekł przywódca akurat, gdy wjeżdżali do lasu.
Od razu spostrzegli rower Jędrka w rowie. Kilkadziesiąt metrów dalej Heniek spostrzegł kawałek materiału na gałęzi drzewa. Podszedł bliżej i chwilę przyglądał się tkaninie.
– To chyba fragment koszulki Jędrka. Tutaj wchodzimy w las. Staszek, podaj mi szabelkę. Przygotujcie proce. I trzymajcie się blisko siebie. Nie możemy pozwolić się rozdzielić, bo wtedy wyłapie nas wszystkich pojedynczo.
Wszyscy gęsiego podążyli za Heńkiem w głąb lasu, który nigdy przedtem, ani potem nie był tak mroczny jak owego sierpniowego dnia.
Co kilkanaście metrów odnajdywali kolejne strzępy ubrań Jędrka.
– Chyba zostawił ślad, żeby oznaczyć nam drogę. Sprytne.
– Ale czemu sam polazł do lasu? Ten wariat Igor powiedział mu to samo co tobie?
– To nie jest wariat! Nie wiem, co mu powiedział, a czego nie. Jak odnajdziemy Jędrka, to wszystkiego się dowiemy.
Nagle usłyszeli krzyk.
– To on. Szybko!
Kilka sekund później stali na niewielkiej polanie. Po drugiej stronie pod drzewem siedział związany Jędrek. Nad nim pochylał się klaun, który słysząc kroki dzieci, zaczął chichotać.
– Reszta obiadu sama do mnie przyszła.
– Puść go, potworze! Albo będziesz miał z nami do czynienia!
– Już nie mogę się doczekać! – warknął klaun, odwracając się w stronę nastolatków. Był o wiele wyższy od nich, a jego twarz z czerwonym nosem sprawiała, że wyglądał przerażająco. Dzieci odruchowo cofnęły się, widząc gotowego do ataku klauna.
– Nie bójcie się! Okrążcie go i zaatakujcie! – zagrzewał do walki Heniek.
Pozostali posłuchali rozkazów i zaczęli strzelać z proc w stronę porywacza. Ten jednak nie przestawał się śmiać. Momentalnie doskoczył do Anki, która nie zdążyła nawet zareagować, gdy cisnął nią w pobliskie drzewo. Dziewczyna uderzyła głową w drzewo i osunęła się bezwładnie na ziemię.
– Ania!!! – krzyknął Piotrek – Pożałujesz tego, wymalowany człowieczku!
– Piotrek, stój! Musimy zaatakować razem!
Lecz chłopak już nie słuchał. Dobiegł do klauna i próbował zranić go wysłużonym tasakiem, który podwędził mamie z kuchni, lecz potwor zwinnie unikał ciosów chłopca. Po jednym z szaleńczych ataków Piotrka klaun podstawił mu nogę, w efekcie czego nastolatek wylądował na próbującym wydostać się z więzów Jędrku.
– Kolejny z głowy. No chodźcie do mnie, dzieciaczki – chichotał klaun
– Razem? – zapytał Heniek Staszka.
– Razem. Ja z prawej, ty z lewej. Odwrócę jego uwagę, a ty tnij go szablą.
Chłopcy zaatakowali jednoczesnie, tnąc i siekąc. Jednak żadne ostrze nie dosięgnęło klauna. W pewnym momencie Staszkowi udało się trafić potwora w dłoń. Ten, rozwścieczony uderzył chłopca na odlew w twarz, spuszczając na moment z oczu Heńka, który wykorzystał chwilową nieuwagę porywacza i wbił mu szablę w brzuch, mówiąc z radością i ulgą:
– To za moich przyjaciół – spoglądając jednocześnie na czwórkę swoich najbliższych, leżących nieprzytomnie na polanie. Następnie skierował wzrok na klauna, by napawać się jego cierpieniem. Jednakże, ku swojemu przerażeniu, na jego twarzy nie dostrzegł cierpienia, a jedynie kpiący uśmiech.
– Myślisz, że zwykłe ostrze mnie pokona?
– To ostrze jest posrebrzane, a z tego co mi wiadomo potwory, takie jak ty są na nie wrażliwe – odrzekł chłopiec, co wywołało u klauna wybuch szaleńczego śmiechu.
– Ta szabla nigdy nawet nie leżała obok srebra – warknął potwór, wyjmując klingę z brzucha. Heniek zaczął panicznie się wycofywać, jednak potknął się o wystający korzeń i uderzył plecami o ziemię.
– Najpierw zjem ciebie, a następnie dobiorę się do twoich ukochanych przyjaciół. A może najpierw zajmę się nimi, a ty będziesz na to patrzył ? Co ty na to? – widząc przerażoną twarz chłopca, dodał – Ale nie bój się, dzieciaczku. Nie powiedział ci stary głupiec, że strach tylko mnie wzmacnia?
– Nie ciebie się boję, ale jego – odrzekł chłopiec, wskazując trzęsącym się palcem na dziwaczny cień, wyłaniający się zza drzew.
Klaun ze zdziwieniem odwrócił sie w stronę przybysza, lecz ten wchodząc na polanę, zachowywał się jakby niczego nie zauważał.
– Tandetna chińszczyzna, a nie głośnik. O! W końcu działa. – W tym momencie z głośnika wydobyła się skoczna melodia disco.
– Aaa!!! Co to za jazgot? Wyłącz to!!! – wrzeszczał klaun.
Dopiero wtedy nowoprzybyły zwrócił uwagę na sytuację, dziejącą się na polanie.
– Co do chorobci się tu dzieje?! Co robisz temu chopaczkowi? Jakiś pedofil jesteś czy co? Przebierasz się za klauna i dzieci gwałcisz? Odpowiadaj, zboku! No co za szajs, znowu się zepsuło!
– Uff, w końcu cisza. A ty co, obrońca kobiet i dzieci jesteś? W tych czasach nie ma już rycerzy.
Dopiero wtedy przybysz wyszedł na środek polany, dzięki czemu zarówno leżący Heniek, jak i potwór mogli mu się dokładnie przyjrzeć. Pomimo letniego upału był on ubrany w czarną bluzę z paskami i spodnie z dziwnym znaczkiem.
Jakaś łyżwa na spodniach? Bez sensu. I co on ma zawieszone przy pasie? – pomyślał chłopak, gdy dwudziestolatek w kaszkiecie chował swój głośnik do ,,nerki”. Heniek po raz pierwszy w życiu widział takie ubrania, ale po dzisiejszej wizycie u czarownika Igora stwierdził, że to może jakiś jego młodszy kolega po fachu, gdy przybysz wyjął dwie maczety, wystające z plecaka.
– Hahaha! Dwa ostrza: jedno na ludzi, a drugie na potwory, co? – śmiał się klaun.
– Mylisz się. Srebrne na potwory, stalowe na… grzyby. Zapytałem cię, fajfusie, co robisz temu dzieciakowi.
– To mój posiłek. Upoluj sobie własne dzieci, jak głodny jesteś.
– Do czego to doszło? Nie dość, że pedofil, to jeszcze kanibal. Ja ci zaraz mendo pokaże!
Młodzieniec tak szybko znalazł się przy klaunie, że oko Heńka nawet nie zarejestrowało ruchu. Potwór z wrzaskiem zaatakował pazurami przybysza, lecz ten, o dziwo, był jeszcze szybszy niż klaun. Na każdy atak odpowiadał ciosem maczetą. Ciął stalowym ostrzem, by po chwili poprawić srebrem. Po zaledwie kilkunastu sekundach walki klaun był cały pocięty i ledwo trzymał się na nogach. Po rozpaczliwym ataku porywacza, chłopak przykucnął, po czym podnosząc się, rozciął brzuch potwora. Gdy bezwładne ciało opadło na ziemię, podszedł i dla pewności odciął głowę klauna. Następnie zbliżyl się do sparaliżowanego strachem Heńka. Ten, widząc idącego w jego stronę nieznajomego, zaczął odczołgiwać się jak najdalej.
– Mordeczko, nie bój się. Już jesteś bezpieczny. Nic ci nie jest?
– N.. nie, proszę pana.
– Jaki pan. Seba jestem. – Przybysz podał rękę chłopcu i pomógł mu podnieść się z ziemi.
– Heniek. On na pewno nie żyje?
– Spokojnie, spokojnie. Bez głowy to już na pewno. A co to w ogóle za przypałowe imię? Kto tak nazywa dziecko w tych czasach?
– Przecież to popularne imię.
– Jeszcze się nie spotkałem, żeby ktoś w dwudziestym pierwszym wieku nazywał syna Henryk. Seba, Brajan czy Mati to tak, ale Henryk…
– W dwudziestym pierwszym…?
– Noo… Rok dwa tysiące piętnaście to wiek dwudziesty pierwszy. Nie uczyli cię tego w szkole?
– Proszę pana, znaczy Seba, ale my mamy rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty czwarty.
– Cooo? O kurde. A mówiła babuszka, że im głębiej w las, tym dalej w przeszłość. Myślałem, że chodzi jej o jakieś zakopane skarby i tym podobne, a nie o cofanie się w czasie. No nic. Budź ziomeczków i idziemy do wsi. Jak już tu jestem, to odwiedzę młodszą wersję babci. A macie jakichś komuchów w okolicy? Przy okazji kilku gnid bym się pozbył ku chwale ojczyzny.
*****
– I to według ciebie jest prawdziwa wersja tej powieści, co na jej podstawie nakręcili ten horror? W kinie inaczej to wyglądało .
– Karol, tłumaczę ci po raz setny, że cofnąłem się wtedy do lat osiemdziesiątych. Trafiłem na jakiś portal w lesie. Babcia ostrzegała, ale mi się zachciało grzybów zbierać.
– No dobra. Przyjmijmy, że twoja wersja jest prawdziwa. To jakim cudem ten pisarz, co książkę napisał, się o tym dowiedział?
– Weź mi nawet o nim nie mów. Był wtedy w Dubie u jakichś krewnych, bo to Polak w rzeczywistości był, tylko rodzina do Ameryki po wojnie wyemigrowała. Król się nazywał, czy jakoś tak. Usłyszał o całej historii i mówił, że dobra, ale w innych realiach lepiej by się sprzedała. Amerykański pisarzyna… Ani grosza za te jego wypociny nie dostałem.
-To partia wpuszczała wtedy ludzi z Zachodu do Polski? Myślałem, że ciężko było dostać pozwolenie na wjazd do kraju. Coś kręcisz w tej swojej opowieści .
– Oj, czepiasz się ziomuś…
Komentarze (1)
Pomysł fajny, naprawdę. Widać, że fabuła jest w jakiś sposób przemyślana, ale... ile te dzieciaki mają lat? Bo tak manewrujesz między różnymi określeniami: nastolatek, dziecko, chłopiec, chłopak, dziewczynka, dziewczyna. A te słowa ciężko nazwać synonimami. No i druga sprawa, ich dialogi są bardzo nienaturalne. Dzieciaki tak nie mówią, nawet nastolatkowie. Jest ma mądrze, za dorośle. A ciężko mi uwierzyć, że cała grupa jest ponad swój wiek. Jednostka może być, ale zaraz kilkoro osób, wątpię.
Nie wiem, może przemyśl ten wątek dzieciaków. Skonkretyzuj ich wiek, popatrz na społeczeństwo, jak takie dzieciaki i nastolatkowie się zachowują, co mówią i jak mówią.
To dużo Ci pomoże :)
Tak na początek, na rozwinięcie skrzydeł, daję piąteczkę :)
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania