To może być coś (1)

KONIEC, KTÓRY JEST POCZĄTKIEM

 

Był zmrok, na pustym już parkingu stał tylko jeden samochód. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest drogi i luksusowy. Można się domyślać, że właściciel jest bogaty. W środku siedziała dziewczyna, lat dwadzieścia parę, na pierwszy rzut oka bogata. Dla większości z nas bogaty równa się szczęśliwy. Nawet sobie nie zdajecie sprawy jak bardzo w tej chwili się mylicie. Jeszcze przed chwilą płakała i mimo, że przestała w jej oczach krył się smutek. To, co się jej przydarzyło jest dość proste i pewnie większość z was, choć myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że wszyscy, przez to przeszliście. To uczucie, kiedy ktoś, kogo kochaliście odchodzi. Ktoś, kto miał być zawsze, z kim mieliście dotrzeć ramię w ramię do mety waszego życia. Ten ktoś był stałym elementem, niezmiennym i tak miało pozostać. Mimo to odszedł. Może mu się znudziło, może poznał kogoś innego, może musiał wyjechać. Nieistotne. Odszedł. Czuliście to kiedyś? Ta dziewczyna właśnie to przechodziła. Ziemia osunęła się z pod jej nóg, coś, w co wierzyła i brała za pewnik właśnie się rozpadło na tysiące małych kawałków.

Przypadek był klasyczny, odszedł do innej, nagle go olśniło, że to ona jest tą jedyną. Za niecały miesiąc dziewczyna z samochodu i jej, już były, facet mieli się pobrać. Była umówiona na przymiarki sukni, była już prawię gotowa, ale on zadzwonił, że to bardzo pilne. Poprosił o spotkanie na mieście, na neutralnym gruncie skąd będzie mógł uciec po tym jak zburzy jej świat. Siedziała w samochodzie i cały czas słyszała jego słowa: „Kocham ją, wiem, że to nagłe i że mieliśmy się pobrać, ale co ja poradzę na to, że się zakochałem”. Cały czas miała nadzieje, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi, pojedzie przymierzyć swoją śliczną, wymarzoną suknie a za kilka tygodni wyzna mu dozgonną miłość i będą już do końca życia razem. Jak w bajce. Zamknęła oczy, oparła głowę o zagłówek i czekała aż, ten nieskończony ból ją opuści i wszystko znów będzie takie proste i jasne jak przed kilkoma godzinami.

Kiedy zadzwonił telefon, Karolina, dziewczyna samochodu, aż podskoczyła. Przez chwilę zapomniała, że gdzieś tam toczy się dalej życie, chociaż świat powinien przestać się kręcić. Telefon był z domu. Zapomniała, że była umówiona, miała obgadać dziś pewne szczegóły ze swoimi przyjaciółkami. Telefon tylko jeszcze bardziej przypomniał jej, że to koniec, że trzeba wszystko odwołać i że to ona będzie musiała to zrobić.

Zawsze uważała się za osobę zrównoważoną i jak patrzyła na swoje koleżanki, które się mściły czy wyżywały na swoich byłych ona zawsze powtarzała, że nie ważne, co by się działo – trzeba zachować godność. A teraz? Teraz miała ochotę go skompromitować, zrobić mu jakieś świństwo, żeby poczuł się tak jak ona. Jak ma powiedzieć tym wszystkim ludziom, że nie była wystarczająco dobra dla niego i ją zostawił? Jak ma to zrobić bez cienia wstydu?

Zebrała się w sobie i odebrała telefon. Zanim zdążyła się odezwać po drugiej stronie zabrzmiał wesoły głos jej najlepszej przyjaciółki Gosi.

- Za ile będziesz w domu? Klaudia i Magda już są. Puść Roberta i wracaj, nacieszycie się sobą na Teneryfie.

Karolina nie była wstanie wydusić z siebie ani jednego słowa, powstrzymywała się żeby nie wybuchnąć płaczem. Musi się wziąć w garść, za chwilę musi ruszyć i dojechać cało do domu nie powodując po drodze wypadku.

- To za ile będziesz? – Gośka powtórzyła pytanie.

- Dwadzieścia minut – wybąknęła przez zaciśnięte zęby.

- To czekamy. Pa.

Karolina jeszcze chwilę siedziała trzymając telefon przy uchu, mimo, że przyjaciółka się już rozłączyła i słychać było tylko tępy sygnał. Bała się cokolwiek zrobić, bo bała się, że zabraknie jej wtedy siły na powstrzymanie cisnących się łez.

Dziesięć minut później przekręciła kluczyk, włączyła światła, wrzuciła wsteczny, wycofała się z parkingu i ruszyła do domu. Było już późno i na ulicach na szczęście pusto i cicho. Po woli jechała do domu, swoją uwagę skupiała na drodze i starała się nie myśleć o swoim małym dramacie. Nie czuła nawet jak bezwiednie płyną jej łzy po policzkach.

Zatrzymała się na czerwonym świetle, w oczekiwaniu na zielone rozejrzała się dokoła. Trasę do domu znała na pamięć, mogłaby ją pokonać nawet z zamkniętymi oczami, ale teraz popełniła błąd i się rozejrzała. Po lewej była restauracja, w której była na romantycznej kolacji. Jedli spaghetti niczym Lady i Tramp w Zakochanym Kundlu. Później w deserze znalazła ukryty pierścionek. Wszystko było tak banalne, ale piękne. Liczyła, że jej zaręczyny będą oryginalne, ale i tak była wtedy bardzo szczęśliwa. Wspomnienia spowodowały, że na nowo wybuchła płaczem, można wręcz powiedzieć, że nawet dostała małego ataku histerii.

Kiedy światło zmieniło się na zielone ruszyła automatycznie do przodu, za skrzyżowaniem również automatycznie zaczęła zmieniać pas przygotowując się do skrętu. Nie zauważyła jadącego samochodu dopóki nie usłyszała klaksonu. Nie wiedząc do końca, co się dzieje, wcisnęła hamulec. Klakson jeszcze kilka razy zawył i słychać było pisk opon innego samochodu. Stała tak zdezorientowana. Ponieważ nie reagowała na wycie klaksonu po chwili pojawił się koło niej zdenerwowany i zniecierpliwiony kierowca, któremu zajechała drogę.

- Co pani wyprawia?! Sama nie jest na drodze!!

Kiedy zaczął się na nią drzeć ocknęła się z letargu. Poczuła dopiero teraz jak ma napięte mięśnie nóg na pedałach i dłonie na kierownicy. Rozejrzała się dookoła. Zauważyła samochód, który się zatrzymał tuż przed jej tylnym błotnikiem. Odwróciła głowę w lewo i popatrzyła na mężczyznę, który za pewno był kierowcą tego samochodu.

- Tak to jest jak babie da się prawo jazdy. Powinni tego zabronić!!

Kiedy się na chwilę uspokoił i popatrzył na jej twarz, na której było widać jeszcze świeże łzy, i na oczy, w których zaczynały się zbierać nowe odpuścił sobie. Przekonany, że to przez drogowy incydent zmienił ton, uprzejmie zwrócił uwagę, żeby patrzyła jak jeździ. Do Karoliny jednak nie bardzo docierało, co facet mówi, w sumie to miała to w nosie. Miał on niebieskie oczy, identyczne jak Robert, dokładnie ten sam odcień. Nie dała rady. I po raz kolejny wybuchła płaczem. Facet nie wytrzymał, machnął ręką, na odchodne tylko rzucił komentarz o niezrównoważonych emocjonalnie kobietach, wrócił do samochodu, ominął przeszkodę i odjechał.

Pół godziny później w nieznany sobie sposób dojechała do celu. Zostawiła samochód na środku podjazdu, nie wprowadzając do garażu i ruszyła do domu. Kiedy weszła do środka oparła się o ścianę przedpokoju i osunęła na podłogę. Mogła tak siedzieć bez końca i wpatrywać się w kolorowe wzory na terakocie. Wszystko było tak kompletnie pozbawione sensu. Kompletnie, całkowicie, od góry do dołu i w poprzek pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.

Po zaledwie pięciu minutach, które wydawały się być wiecznością, w przedpokoju zjawiła się Gosia. Słyszała, że ktoś przyszedł, ale że się dłużej nie pojawiał to zaniepokojona wolała sprawdzić. Znalazła Karolinę siedzącą na podłodze, słyszała, że przyjaciółka płacze. Totalnie zdezorientowana nie wiedziała, co ma zrobić. Po chwili usiadła na podłodze obok i próbowała dowiedzieć się, co się stało.

- Zostawił mnie.

Tylko tyle Karolina była wstanie z siebie wydusić. Powiedziała to bardzo cicho, więc Gosia nie była pewna czy dobrze usłyszała. A może bardziej nie była przygotowana na to, co usłyszała i nie chciała tego przyjąć do siebie.

- Co, co się stało? – wydukała.

Nie dowiedziała się już nic więcej, Karolina rozpłakała się po raz kolejny tego wieczoru.

Kiedy Gosia otrząsnęła się z szoku, jaki na niej wywarła ta wiadomość, zreflektowała się, że za ścianą czeka gromada dziewczyn, które wpadły na wieczór panieński – niespodziankę dla Karoliny. Musiała delikatnie wyprosić gości i zająć się przyjaciółką. Szybko wróciła do salonu i poinformowała wszystkie zebrane tam dziewczyny, że imprezy nie będzie i że przeprasza. Karolina nie chciała widzieć tych wszystkich ludzi, więc szybko przez frontowe drzwi uciekła do ogrodu i przeszła na tyły domu. Usiadła tam przy stole i próbowała się uspokoić. Również po raz kolejny tego wieczoru. Zresztą ile można płakać? Ile człowiek może wylać z siebie łez? Ten dzień mógłby się wreszcie skończyć. Ile może trwać jeden wieczór? Już zdecydowanie za długo. Czemu w ogóle ten dzień pojawił się w kalendarzu? Po co?

W domu zostały już tylko Gosia, Klaudia i Magda. Żadna z nich, co prawda nie miała odwagi podejść do Karoliny. Stały przy drzwiach z salonu do ogrodu i obserwowały ją. Nie rozumiały nic z tego, co się właśnie działo. Może Gośka się przesłyszała? Może się tylko pokłócili? Poczekać aż sama przyjdzie i będzie chciała pogadać czy iść do niej?

Postanowiły podejść. Usiadły obok niej przy okrągłym stole ogrodowym. Żadna z nich się nie odezwała, kontem oka obserwowały przyjaciółkę. Czuły, że jeśli spytają się za wcześnie Karolina wybuchnie niczym bomba tylko, że łzami.

Piętnaście minut później popatrzyła po kolei na przyjaciółki siedzące obok niej. Wiedziała, że musi im powiedzieć, że jeśli chce jakiejkolwiek pomocy, jeśli w ogóle było coś, co by uśmierzyło jej ból, to musi powiedzieć.

- Zostawił mnie – rzuciła krótko.

Dla dziewczyn był to znak, że jest gotowa do rozmowy.

- Co się stało? Pokłóciliście się?

- Zakochał się.

- No to już chyba dawno temu, w tobie.

- Właśnie się okazuję, że nie. Że teraz się zakochał dopiero. W innej.

- Co?

Gosia, Klaudia i Magda praktycznie jednocześnie wydusiły z siebie to krótkie słówko, wyrażające w tej chwili tak wiele emocji.

- Poznał ją w pracy. Zatrudniła się jakiś miesiąc temu. Jak to mi tłumaczył – od razu połączyła ich nić sympatii, mieli wiele wspólnych tematów, dogadywali się prawie bez słów. A poza tym jest podobno bardzo piękna. I tak po miesiącu znajomości z nią postanowił zerwać zaręczyny. Byliśmy razem od sześciu lat, znamy od ośmiu a on mnie zostawia dla jakiejś koleżanki z pracy, którą zna od miesiąca!

Karolina przestała płakać, teraz był czas na złość. Poderwała się z miejsca i mocna gestykulując krzyczała dalej:

- Jak on w ogóle śmiał?! Jak ja go w tej chwili nienawidzę! Sześć lat wyrzucił do kosza! I tak porostu postanowił mi to dziś przekazać z jakimś udawanym żalem! Czemu? Co ja mu takiego zrobiłam?! I oczywiście umywa ręce od wszystkiego, on nie opłacał tego wszystkiego, on nie będzie odwoływał! Co za dupek! Mam nadzieję, że ta lafirynda go zostawi jak śmiecia, tak jak on mnie!

Wyrzuciła z siebie wszystko, a może po prostu brakło jej już sił. Zdjęła pierścionek zaręczynowy i wyrzuciła przed siebie w trawę. Opadła z powrotem na krzesło. Nikt się nie odezwał, dziewczyny nie wiedziały, co mają powiedzieć. Żadna z nich się tego nie spodziewała. Były w szoku. Narastała w nich powoli złość na Roberta. Jak mógł zrobić coś takiego ich przyjaciółce. Pierwsza się odezwała Klaudia, która była znana z tego, że mówi, co myśli i nie owija w bawełnę. Wyrzuciła z siebie tylko ciąg niecenzuralnych obelg pod adresem Roberta, przy których „dupek” Karoliny był komplementem. Reszta tylko przytaknęła kiwnięciem głowy. Nie wiedziały, co mogą więcej zrobić.

- Muszę się położyć, nie mam już dziś na to siły.

Karolina znowu wstała. Pożegnała się i poszła do domu. Przechodząc przez salon zgarnęła butelkę wina, która miała być na wieczór panieński. Czerwone, słodkie, jej ulubione.

Położyła się do łóżka nie zapalając światła, tak jak była ubrana. Nic jej w tej chwili nie obchodziło. Nic nie miało znaczenia. Mimo, że przed chwilą wykrzyczała, że go nie nawiedzi to tak naprawdę bardzo go kocha. I nie zmieni tego fakt, że ją zostawił. Czuła, że już zawsze będzie go kochać. On będzie szczęśliwy z inną. Ona będzie samotna i będzie go kochać. On będzie bawił dzieci. Ona będzie bez rodziny i dalej będzie go kochać. On będzie staruszkiem. Ona będzie równie stara i równie mocno będzie go kochać. Nienawidzi go za to, co zrobił, ale go kocha. Od nienawiści do miłości jest bardzo blisko. Bliżej niż nam się zdaję. Rana zadana przez kogoś, kogo kochamy boli przeraźliwie, najbardziej.

Nie mogła zasnąć. Leżała wpatrując się przed siebie i nie mogła zasnąć. W ogóle, po co sen? Po co ma być jutro wypoczęta? I tak nie musi jutro wstać w ogóle z łóżka. Nic nie musi. W ogóle nic. Usiadła na łóżku i chciała napić się wina, ale przypomniała sobie, że nie wzięła korkociągu, więc tylko odstawiła butelkę i położyła się z powrotem, przytulając poduszkę i po chichu sobie płakał.

W którymś momencie musiała zasnąć, pewnie z wyczerpania. Kiedy obudziła się rano, a właściwie było południe nie od razu załapała, co się stało. Pierwsze, co ją uderzyło to silny ból głowy, jakby miała kaca. Rozejrzała się do o koła. Na podłodze stała nienaruszona butelka wina, więc to nie był kac. Powoli podniosła się z łóżka. I zaraz natknęła się na lustro i swoje odbicie. Była cały czas we wczorajszym ubraniu, oczy miała zaczerwienione. Ogólnie wyglądała nie najlepiej.

Czym bardziej się rozbudzała tym bardziej przypominała sobie wczorajszy dzień. Telefon od Roberta. Prosił o spotkanie, sprawa była bardzo pilna. Zgodziła się i o umówionej porze była w umówionym miejscu. Potem sobie przypomniała jak raz po razie zadawał jej ciosy prosto w serce. I to w dodatku tępym nożem. Ból był nie do zniesienia. Żałowała, że się obudziła, czy nie mogła spać już tak do końca życia? Albo przynajmniej do czasu, kiedy przestanie tak boleć? Zrzuciła z siebie ubranie, założyła piżamę, zasłoniła okna i wróciła do łóżka. Nie chciała z niego wstawać. Nie chciała się z nikim widzieć.

Godzinę później, należy dodać, że przez nieprzespaną, spędzoną na leżeniu w jednej pozycji i patrzeniu się przed siebie, ktoś zapukał do drzwi. Karolina nie zareagowała. Pukanie nie ustąpiło.

- Mogę wejść? – pytanie zadał Daniel. – Milczenie biorę za zgodę – dodał po chwili.

Ponieważ Karolina się nie odezwała, powiedział tylko, że wchodzi i tak też zrobił. Przysiadł się na brzegu łóżka i przyciągnął do siebie Karolinę. Oparła głowę na jego kolanach i zaczęła płakać. Siedział tak i tylko głaskał ją po włosach. Musiała się wypłakać, jak skończy to porozmawiają. Karolina czuła się zawsze w jego obecności bardzo bezpiecznie. Zresztą ten człowiek wiele dla niej w życiu zrobił.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • WandaWadlewa dwa lata temu
    Zostawię komentarz od siebie : )
    Trochę kulawo się zaczyna - oczywiście początki zawsze są trudne, ale ja robię tak, że po prostu klepię sobie jakiś początek, a jak już skończę rozdział/opowiadanie, po prostu go poprawiam. Pierwsze akapity to wizytówka, a tutaj masz w jednym akapicie dwa razy "na pierwszy rzut oka", zmiana czasu, wiele razy "być" w różnych wydaniach, interpunkcyjnie też coś mi się nie klei. Później też jest bałagan.
    Myślę też, że problemem początku jest to, że on nie jest do końca trafny. Jako narrator zwracasz się bezpośrednio do czytelnika (co lubię), ale:
    - nie sądzę, by większość sądziła, że jak bogaty, to szczęśliwy. Nie bez powodu mamy powiedzenie "pieniądze szczęścia nie dają",
    - nie sądzę, by wszyscy przeszli przez utratę miłości, nawet gdyby nie ograniczać jej do miłości romantycznej. Niektórzy nie przeszli nawet przez miłość, a cóż dopiero jej utratę : )

    Bardzo podoba mi się fragment "Karolina, dziewczyna samochodu" :D
    Wiem, że to literówka, ale i tak - ciekawe, czy ten samochód to dobry chłopak hah

    Ogólnie nie powiem, żebym nie czerpała przyjemności z czytania i po części nawet Karolinie współczuję. Jednak jest w niej coś takiego mało poważnego, niezbyt naturalnego. Po prostu trudno się z nią identyfikować. Zerwanie zaręczyn to nie tylko strata "miłości", ale też poważne konsekwencje finansowe, złamanie pewnego schematu codzienności, uczucie zdrady, zdezorientowania, wstydu... tutaj tego nie ma. Bohaterka tylko płacze, jakby zostawił ją chłopak w liceum a nie facet, z którym już zaraz miała brać ślub.
    Szykuje się jednak lekka obyczajówka i trzymam kciuki, żeby udało się historię doprowadzić do końca.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania