Poprzednie częściTo może być coś (1)

To może być coś (10)

POMYSŁ NA ŻYCIE

 

Z racji na swoje postanowienie noworoczne Piotrek pierwszy raz w życiu zastanawiał się co by mógł robić. Nie porzucił aplikacji ani pracy u Daniela, zanim coś wymyśli i podejmie się ewentualnej edukacji musi za coś żyć. Siedzieli właśnie z Karoliną w salonie rozmawiając o jego przyszłości. W pozycji pół leżącej z głową opartą na poduszkach patrzyła na sufit, który sechł po łataniu dziury.

- Wolałabyś fizycznie czy umysłowo?

- Nie wiem, na razie mogłoby być fizycznie, ale później… Człowiek się starzeje.

- No to umysłowo.

Odwróciła głową w kierunku telewizora.

- Reklama, marketing? – powiedziała zainspirowana właśnie lecącymi reklamami na jednej z polskich stacji gdzie reklamy zajmowały więcej czasu antenowego niż filmy i programy i gdzie to właśnie te filmy i programy były przerwami w reklamach a nie na odwrót. – To może być ciekawe – dodała.

- Nie czuje tego.

- A jak ci szło z przedmiotami ścisłymi? Matematyk, fizyka?

- Nie lubię.

- Ok, to wszystkie dziedziny ekonomii, finansów odpadają.

- Zdecydowanie.

- Co lubiłeś robić za dzieciaka?

- Uprawiać sport.

- Obawiam się, że jesteś już za stary na karierę zawodowca.

- Pewnie tak.

- Może trzeba poszukać pomysłu na własny biznes, przecież nie musisz iść na studia.

- Tylko jaki?

- Ja już nie wiem. Znajdź sobie bogatą żonę.

- I co miałbym robić?

- Dopóki była by szczęśliwa dopóty będzie cię utrzymywać.

- Mam być męską prostytutką? – spytał z wyrzutem.

- Nie, przecież mówię o żonie.

- Nic to nie zmienia jeśli ożenię się dla pieniędzy.

Z jakiegoś powodu Piotrka bardzo wkurzył ostatni pomysł Karoliny, który nawet nie był poważny. Wstał z fotela, odłożył pilot od telewizora i poszedł do siebie na górę. Nie miała ochoty go gonić skoro obrażał się za żarty. Ale i tak po chwili za nim poszła.

Wparowała do jego pokoju jak do siebie, nie pukając. Akurat trafiła na moment kiedy się rozbierał, stał w samych bokserkach. Na ten widok zatrzymała się wpatrzona w jego ciało.

- Po to się puka – odezwał się.

Zaraz oblał ją rumieniec, choć widziała już go przecież nago, nie zobaczyła nic czego już by nie widziała wcześniej.

- Jakbyś mogła wyjść… - wskazał ręką drzwi.

- Nie – w końcu wrócił jej rozum do głowy i przypomniała sobie o tym po co przyszła. – Obraziłeś się na mnie? Za tą sugestie o małżeństwie. To był żart. Choć jakbyś chciał możesz przekonać Daniela żeby przepisał na mnie majątek i ja będę bogata – uśmiechnęła się szeroko mając nadzieje, że go rozbawi.

- Nie o to chodzi, nie fajnie, że masz o mnie takie zdanie – spojrzał na nią z wyrzutem – ale ta rozmowa sprawiła, że…

- Tak? – podeszła trzy kroki do niego.

- Dobiegam trzydziestki a ja nie wiem co chce robić w życiu, do niczego się nie nadaję.

- Tak to już nie mów! Musisz odkryć co chcesz robić, nie myśl, że się nie nadajesz do niczego, bo jeszcze tego nie wymyśliłeś! – oburzyła się.

- Ale…

- Żadne ale… Zabraniam Ci tak mówić!

- Jasne. A co jak zmarnowałem sobie życie? Mam prawie trzydzieści lat, nie wiem czy to czas na nowe studia.

Karolina zobaczyła jakiś smutek i rezygnacje w jego oczach, podeszła do niego i mimo, że był w samych bokserkach przytuliła się do niego.

- Nie zmarnowałeś – zapewniła. – Znajdziemy coś idealnie dla ciebie, odkryjemy co ci sprawi przyjemność.

- Dzięki – Piotrek odwzajemnił jej gest i ją objął. – Dobrze, że ty chociaż we mnie wierzysz.

- Zawsze.

Stali tak przez parę minut, żadne nie chciało puścić, obojgu sprawiało to więcej przyjemności niż mogli się spodziewać. Gadali jeszcze o jakiś mniej ważnych sprawach, na przykład czemu się rozbierał, Karolina się dowiedziała, że planuje się przebrać i iść na siłownie i że od września kiedy pożyczał od niej samochód nie mówiąc po co, to jeździł na siłownie oczyścić umysł, albo do biblioteki powtarzając materiał przed egzaminem aplikacyjnym. Denerwował się nim bardziej niż chciał okazać i mimo, że wszystkie potrzebne książki znalazł by u Daniela to nie chciał żeby ktoś wiedział. Stres wyładowywał ćwicząc, co prawda nie powiedział Karolinie drugiego powodu dla którego regularnie chodził na siłownie.

Karolina puściła go dopiero jak usłyszała swoją przyjaciółkę, która ją wołała. Z żalem opuściła jego ramiona i udała się do drzwi.

- Pożyczysz mi samochód? – spytał jak już miała je za sobą zamknąć.

- Wiesz gdzie są kluczyki – po czym zeszła na dół.

Zastała Gośkę w holu wraz z narzeczonym, świeżo wrócili do domu, oprószeni śniegiem.

- Musimy pogadać – stwierdziła przyjaciółka jak tylko zobaczyła ją na schodach.

Usiadły w salonie.

- Słuchaj, wiem, że gadałaś z Maćkiem o ślubie.

- Zamieniliśmy z dwa słowa.

- Głupio wyszło, nie chciałam robić wszystkiego za twoimi plecami. Jeśli tylko z księdzem się uda to chce żebyś świadkowała nam.

- Przestań. To nie muszę być ja jak nie chcesz.

- Chce! Czemu myślisz, że nie chce?

- Nie wiem. Może, dlatego, że nic nie powiedziałaś do tej pory? Jeśli chodzi tylko o to, co Maciek powiedział, to nie musisz nic z tym robić.

Gośka była jej najlepszą przyjaciółką i to ona miała być świadkową na jej ślubie. Pomagała Karolinie od początku we wszystkim, towarzyszyła wszędzie. Jednak przyjaciółka nie odezwała się słowem, nie wiedziała nawet gdzie będzie wesele, jaka będzie sukienka panny młodej. Było jej przykro, że nie chce jej pomocy przy organizacji tak ważnego dnia.

- To nie tak. Po prostu te wszystkie przygotowania… Nie dawno szykowałyśmy twój ślub… Nie chciałam cię tym obciążać.

Karolina popatrzyła na przyjaciółkę.

- Ręce mi przy tobie opadają. Przestań się na mnie oglądać. Zostawił mnie facet, jego strata. Było minęło. Przestańcie wszyscy to rozpamiętywać. Traktujecie mnie jakbym miała zaraz wybuchnąć. Mam fatalne życie, nie wątpię w to, ale mogę z tym żyć. Nie traktujcie mnie jak bym wymagała specjalnej troski.

- Przepraszam, nie chciałam ci zrobić przykrości.

Zaraz potem pogrążyły się w rozmowie o przygotowaniach ślubnych, Gośka streściła co już zrobili, co im zostało do zrobienia, jakie ma wizje. Rozmawiały właśnie o sukni ślubnej i obie zamilkły jak wszedł Maciek.

- O czym gadacie?

- O ciuchach – opowiedziała mu narzeczona nie całkiem kłamiąc. – Miałeś iść do Piotrka – dodała licząc, że go wygoni z salonu i będą mogły rozmawiać dalej.

- Ale idzie na siłownie.

- Możesz iść z nim, przyda Ci się – rzuciła byle by tylko się go w danej chwili pozbyć.

- Co to miało znaczyć? – oburzył się.

- Nic, po prostu idź poćwiczyć z przyjacielem.

- Słyszałaś to? – zwrócił się do Karoliny. – Ona mnie próbuje obrazić! Zrób coś z nią, to twoja przyjaciółka.

W tej chwili zadzwonił jej telefon leżący na stoliku przed nią.

- O! Dzwoni! – uśmiechnęła się do niego – Nie mogę Ci pomóc, bo muszę odebrać, choćbym bardzo chciała pomóc, ale musze odebrać. Słucham – ostatnie słowo powiedziała już do telefonu.

- Dzień dobry. Karolina Olszańska? – Kobiecy głos odezwał się po drugiej stronie

- Tak.

- Nazywam się Dagmara Pietrzak, ja… – rozmówczyni zamilkła.

- Tak?

- Ja… Ja pracuje razem z Robertem.

Po tych słowach Karolina wyszła z salonu do holu, przepychanki słowne narzeczonych sprawiały, że nie słyszała wszystkiego a była ciekawa co rozmówczyni od niej chce.

- Z Robertem? Mam nadzieje, że nie z tym o którym myślę.

- Obawiam się, że z tym. Ja przepraszam, że niepokoję. Pozwoliłam sobie zadzwonić ponieważ potrzebuję pani pomocy w sprawie związanej z nim właśnie.

- Przepraszam, ale nie wydaję mi się żebym mogła pomóc w czymkolwiek związanym z tym człowiekiem, w zasadzie to nie chce mieć z nim nic wspólnego ani z niczym innym co w jakikolwiek sposób byłoby z nim związane, więc…

- Ja – nieznajoma przerwała jej – rozumiem, ale to bardzo ważne, to dotyczy czasów kiedy z nim pani była. Proszę mi poświęcić parę minut.

- To nie jest dobry pomysł.

- Proszę, to ważne, parę minut i nie będę pani więcej niepokoić – ton głosu kobiety był już płaczliwy.

- Parę minut, słucham.

- Ale to nie na telefon. Błagam, spotkajmy się gdzieś na mieście. Gdzie pani wygodniej.

- Nie… – nie zdążyła skończyć, bo przerwała jej seria błagań.

W końcu się zgodziła. Były umówione na dwunastą następnego dnia w kawiarni w centrum. Nie była do końca przekonana czy podjęła słuszną decyzję. Zaczynała sobie radzić z zaistniałą sytuacją. Przestała za nim płakać. Więc czy dobrze robi? Ale ta kobieta tak błagała, może coś narozrabiał w firmie, w końcu kobieta powiedziała, że z nim pracuję.

Stała tak zamyślona kiedy do domu wrócił Daniel. Od głowy po stopy był oprószony śniegiem. Rzucił teczkę na podłogę i niedbale zawiesił płaszcz.

- Cześć – rzucił do Karoliny.

Ona jednak pogrążona w swoich myślach nie zauważyła go ani nie usłyszała.

- Cześć – powtórzył, jednak ona dalej nie reagowała.

Podszedł do niej i pomachał ręką przed jej twarzą.

- Halo, tu ziemia! – zawołał.

W końcu zwrócił jej uwagę na siebie.

- Hej – rzuciła lekko nie przytomna.

- Coś się stało? – spytał zaniepokojony.

- Nie, wszystko ok.

- Na pewno?

- Tak, miałam tylko dziwny telefon i się zamyśliłam. A ty co taki mokry? – rzuciła żeby zmienić temat. – Pokłóciłeś się z samochodem?

- Został pod kancelarią, poszliśmy z Dawidem na piwo po pracy. Wracałem taksówką, ale kawałek stąd był wypadek i jest straszny korek, więc przeszedłem się trochę.

- Dobra pogoda na spacer – odparła sarkastycznie.

Karolina wyjrzała przez okno gdzie śnieg wirował na silnym wietrze.

- No tak troszkę zmarzłem. I odkryłem, że eleganckie pantofle się nie nadają na tą porę roku. – Daniel spojrzał na swoje nogi, które ledwo co czuł.

- Było zostać w taksówce.

- Byłbym cały czas w drodze a jestem piekielnie głodny.

- Obawiam się, że nie ma obiadu – Karolina pochłonięta rozmową z Piotrkiem a potem z Gośką totalnie zapomniała o wstawieniu obiadu.

- Trudno, będzie pizza albo inne żarcie na wynos.

- Zaraz coś wymyślę na szybko, za nim dowiozą ci jedzenie to miną wieki w taką pogodę – po czym poszła do kuchni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania