To może być coś (14)
NIESPODZIEWANY GOŚĆ
Kilka dni później Karolina została ponownie sama w domu. Daniel z córką byli na zakupach a Maciek z Piotrkiem korzystając z wolnego w pracy na siłowni. Młody naprawdę postanowił się wziąć za robienie formy, doszedł do siebie po pierwszym treningu i bez większych namów przyjaciela zaczęli razem chodzić ćwiczyć. Jednak już nie rzucał się na treningi z trenerami tylko słuchał wskazówek Piotrka.
W pozycji półleżącej na kanapie w salonie czytała książkę zajadając się przy okazji niezbyt zdrowymi zakąskami. Za którymś razem oderwała wzrok od książki ponieważ nie mogła natrafić na kolejnego chipsa w misce. Okazało się, że to już były wszystkie, obok leżała jeszcze tabliczka czekolady z orzechami warta milion pięćset sto dziewięćset. Karolina miała do niej troszkę za daleko z pozycji w jakiej siedziała i sięgając po nią musiała się trochę wychylić i niechcący strąciła koszyczek, który stał na stoliku. Było w nim mnóstwo różnych rzeczy, które z jakichś mniej lub bardziej ważnych przyczyn nie mogą być na swoim miejscu. Z racji tego, że udało jej się sięgnąć po czekoladę i wrócić bezpiecznie do swojej wyjściowej pozycji stwierdziła, że sprzątnie bałagan później. Zerknęła tylko na podłogę, leżała tam zapalniczka, otwieracz do piwa (teraz, kiedy był niepotrzebny, to był w zasięgu ręki), jakieś baterie, kolczyk którego szukała Gośka i mnóstwo różnych innych „śmieci”. Pośród nich wszystkich tuż przy nodze od stolika wylądował pierścionek. Złoty, z małym brylantem. Przez chwilę wpatrywała się w niego zamyślona. Wyrzuciła go w trawę w ogrodzie, nie rozumiała skąd się tu wziął.
Po paru minutach odłożyła książkę i czekoladę, bo nie mogła się skupić, po czym zeszła na podłogę i sięgnęła po niego. Usiadła opierając się o kanapę i się mu przyglądała. Stwierdziła, że chyba tak naprawdę nigdy tego nie robiła. Był czymś magicznym, nie ważne jak wyglądał, był pierścionkiem zaręczynowym. Teraz stwierdziła, że wcale się jej nie podoba. Nie lubiła żółtego złota, nie miała nic co było złote w kolorze, całą biżuterie miała ze srebra. Tylko parę sztuk od Daniela z białego złota. Pomyślała, że jakby Robert lepiej ją znał to by kupił inny. Wolałaby nawet srebro, wszystko tylko nie żółte złoto. Wtedy był dla niej wszystkim i był najpiękniejszą sztuką biżuterii jaką miała kiedykolwiek.
Odłożyła go na stoliku, ale nie odrywała od niego wzroku, rozmyślając o dniu kiedy założył jej go na palec prawej ręki. Poczuła, że do oczu napływają jej łzy, więc sięgnęła po tabliczkę czekolady. Rozpływając się w ustach poprawiła jej humor. Odwróciła wzrok od pierścionka, jedną ręką trzymając czekoladę i zajadając się nią jak batonikiem drugą ręką zaczęła zbierać rzeczy z podłogi. Głowę miała jednak cały czas zajętą rozmyślaniem o tamtym wyjątkowym dniu. Odstawiła koszyczek z powrotem na stół i podniosła się z podłogi. Przełknęła właśnie ostatni kęs swojego „batonika” kiedy zadzwonił domofon. Dopiero ten dzwonek przywrócił jej głowę do rzeczywistości.
Karolina wyjrzała przez okno koło drzwi wejściowych. Przed bramą stała młoda kobieta z dużą torbą podróżną na ramieniu i równie pokaźną walizką na kółkach stojącą obok. Nie dopatrzyła się w kobiecie nikogo znajomego, więc zamiast otworzyć furtkę zarzuciła kurtkę i wyszła do bramy.
Od razu zauważyła, że kobieta jest raczej dziewczyną. Jej oczy były pełne strachu, uśmiechała się uprzejmie, ale zdecydowanie nie wyglądała na kogoś kto ma powody do radości. Karolina odniosła wrażenie, że dziewczyna musi być nieszczęśliwa, nie znała jej historii, zobaczyła ją pierwszy raz w życiu. Nie wiedziała czemu, ale wiedziała, że jest smutna.
- Dzień dobry! – zawołała nieznajoma jak tylko zobaczyła Karolinę.
- Dzień dobry – odpowiedziała. – W czym mogę pomóc?
- Dostałam ten adres.
Podała ściskaną w ręku karteczkę. Zapisany był na niej adres miejsca w którym dokładnie teraz się znajdowały.
- Mam nadzieje, że dobrze trafiłam – dodała.
Dziewczyna mówiła poprawnie po polsku jednak z obcym akcentem.
- Dobrze pani trafiła.
- Szukam Adamczyk… – zrobiła krótką przerwę w czasie której próbowała coś powiedzieć. – Przepraszam, mój polski jest dobry, ale ograniczony. Moja matka tak mówi.
Wyciągnęła z torebki drugą kartkę i przeczytała:
- Adamczyk Małgorzata.
Spore trudności sprawiło jej imię.
- Mieszka tu, tylko, że chwilowo jej nie ma. Jest właśnie na zakupach, nie będzie jej z jeszcze jakąś godzinę.
Dziewczyna wyglądała na rozczarowaną.
- To ja kiedy indziej wpadnę tylko czy mogłabym skorzystać z toalety? Jestem tu prosto z lotniska a latanie mnie stresuje i dopiero w taksi się uspokoiłam i poczułam, że bardzo potrzebuje.
- Proszę bardzo. Może pani w ogóle poczekać na Gosie.
- Gosie?
- Zdrobnienie imienia Małgorzata – wyjaśniła Karolina otwierając furtkę.
Puściła przodem gościa po drodze przejmując walizkę na kółkach. Nie zrobiła nawet dwóch kroków kiedy nieznajoma się zatrzymała.
- Coś się stało? – Stanęła obok dziewczyny i zobaczyła przed nimi psa. - Proszę się nie przejmować, jest niegroźny. Wabi się Dyzio.
Dziewczyna uśmiechnęła się uprzejmie, ale nie ruszyła z miejsca. Wielki rottweiler nie szedł u niej w parze z przymiotnikiem niegroźny. Pomyślała jeszcze, że jej polski jest kiepski i co innego dla niej oznacza niegroźny a co innego dla Karoliny.
Gospodyni nauczona doświadczeniem, że jednak lepiej udowodnić, że się panuje nad psiskiem niż, że przekona kogoś słowami, że nie trzeba się bać złapała go za obrożę. Nieznajoma pomyślała, że jak pies będzie chciał to się wyrwie właścicielce i tak. Mimo to ruszyła dzielnie do przodu. Nie lubiła psów a zwłaszcza tych dużych co moją sporą moc w szczękach. Dopiero w domu ze świadomością, że pies został na dworze odetchnęła z ulgą.
Karolina wskazała jej łazienkę i w czasie gdy dziewczyna była na stronie przedzwoniła do Gosi z zapytaniem kiedy będą. Zdążyła jeszcze uprzedzić o niezapowiedzianym gościu. Rozłączyła się i szybko sprzątnęła pustą miskę i opakowanie po czekoladzie. Poszła do kuchni i włączyła czajnik żeby zagotować wodę, było dzisiaj zimno i to nawet jak na kwiecień, poza tym dziewczyna mówiła, że właśnie przyleciała, więc na pewno zechce się napić herbaty albo kawy. Przy okazji zerknęła czy w lodówce jest jakiś obiad w razie gdyby nieznajoma była głodna, jeśli się stresuje tak bardzo lataniem jak Karolina to na pewno na pokładzie nic nie jadła. Oczywiście nie wiedziała skąd ta przyleciała, więc nie wiedziała jak bardzo może być głodna o ile w ogóle.
Kiedy usłyszała, że nieznajoma skończyła swoją wizytę w łazience wyszła do salonu.
- Proszę dalej – zaprosiła dziewczynę gestem żeby usiadła, bo ta stanęła w progu nieśmiało. – Dzwoniłam do Gosi, powinna być za jakieś pół godziny. Napije się pani czegoś?
- Jakby mogła prosić o coś ciepłego. Trochę zmarzłam.
- Oczywiście. – Karolina uśmiechnęła się sama do siebie, wiedziała co robi wstawiając czajnik. – A może coś pani zje?
- Dziękuje, ale mam ściśnięty z nerwów żołądek, nic nie przełknę.
Wyszła do kuchni i po chwili wróciła z kubkiem herbaty i cukiernicą. Podała nieznajomej i usiadła naprzeciwko niej na kanapie. Dziewczyna odczekała chwilę aż napój trochę przestygnie i pociągnęła większy łyk. Karolina siedziała i cierpliwie czekała, aż ta się odezwie i coś wyjaśni. Jednak nieznajoma była zbytnio zestresowana i odniosła też wrażenie, że jest zawstydzona. Sama więc przejęła pałeczkę i odezwała się pierwsza.
- Przepraszam, ale ja się chyba nie przedstawiłam, Karolina Olszańska – po czym wyciągnęła do nieznajomej rękę. – Jestem przyjaciółką Gosi.
- Miło mi. Danielle Chambers. – Uścisnęła jej rękę.
- Mówiłaś, że przyjechałaś prosto z lotniska. Skąd przyleciałaś?
Karolina pozwoliła sobie przejść na „ty”. Danielle była na pewno od niej młodsza.
- Z Anglii.
- Tak myślałam, że kojarzę twój akcent, mamy tam rodzinę. Co cię sprowadza do Polski, jeśli mogę spytać?
- Muszę się zobaczyć z Mał… Gosią – powiedziała, bo zacznie łatwiej było jej wymówić zdrobnienie tego imienia.
- To coś bardzo pilnego? Mogę zadzwonić i ją pośpieszyć.
- Poczekam.
- Na pewno?
Dziewczyna się uśmiechnęła uprzejmie i przechyliła znowu kubek z herbatą. W tym samym momencie Karolina usłyszała, że otwiera się brama i na podjazd wjeżdża samochód. Podeszła do okienka przy drzwiach i znowu wyjrzała przez nie.
- Już przyjechali! – krzyknęła do Danielle, która została w salonie.
Otworzyła drzwi i przejęła zakupy od Gosi, która zaczęła wypakowywać je z bagażnika.
- Idź tam lepiej, ta dziewczyna czeka, jest jakaś dziwna, zestresowana i wygląda jakby się czegoś bała.
- Kto to w ogóle jest? – spytała zaintrygowana Gosia oddając jej torby.
Karolina tylko wzruszyła ramionami. Zaniosła zakupy i zaczęła rozpakowywać je w kuchni. Po chwili z resztą toreb doszedł Daniel i mniej więcej też w tej samej chwili doszedł ich z salonu głos dziewczyn, które się sobie przedstawiły.
Kiedy skończyła w kuchni pchana niezdrową ciekawością Karolina wyszła do salonu i przysiadła na kanapie obok Gosi. Daniel tak samo jej śladem zakradł się do pokoju.
- Ja przepraszam, że tak bez zapowiedzi. Nie wiedziałam gdzie się udać. – Danielle tłumaczyła właśnie swój przyjazd. – Nie mogłam dłużej zostać w domu.
- Ok. A czemu akurat do mnie przyszłaś? – Gosia była zdezorientowana.
Karolina myślała, że może zna ona nieznajomą, ale widać też pierwszy raz w życiu ją spotkała.
- Powinnam była od tego zacząć. Jestem twoją siostrą.
- Cooo…?! – krzyknął Daniel.
Pozostałe głowy zwróciły się w jego stronę. Nie przejął się tym, nawet może nie zauważył. Odwrócił się w stronę minibarku i nalał szklankę szkockiej, którą wypił praktycznie jednym łykiem.
- Ja przepraszam, ale nie wiem jak powiedzieć po polsku. Half-sister.
- Przyrodnia siostra. – Karolina uśmiechnęła się szeroko do Daniela. – Przyrodnia – powtórzyła. – Macie pewnie tą samą mamę? – pytanie już skierowała do dziewczyny.
- Tak. Różnych ojców.
- Słyszałeś? Możesz się uspokoić – szeroki uśmiech nie schodził z jej ust.
Daniel natomiast odetchnął z ulgą, już się bał, że gdzieś kiedyś rozsiał swoje nasienie po świecie. Uśmiechnął się uprzejmie i tym razem nalał sobie tylko troszkę i usiadł w fotelu.
- Ja nie mam mamy – stwierdziła szorstko Gosia.
Nie jest ciężko zostać Ojcem i Matką. Chwila przyjemności trochę wyrzeczeń i cierpliwości na dziewięć miesięcy. Ale żeby stać się Mamą i Tatą trzeba się troszkę napracować. Gośka nie akceptowała swojej matki. Miała tatę, i tylko tatę.
Nieznajoma uśmiechnęła się nie pewnie.
- Uciekłam od niej – dodała po chwili zastanowienia. – Mój tata zmarł jak byłam mała, później przez długie lata byłyśmy same, ale jakiś czas temu moja mama wzięła ślub. A jej nowy mąż jest asshole! Przepraszam, ale brak mi lepszych słów.
- Nic się nie stało – Gosia starała się uspokoić Danielle.
Wspomnienie nowego męża matki strasznie ją wzburzyło.
- Mój ojczym przesadza z alkoholem – podjęła swoje opowiadanie po chwili. – Wtedy robi się z niego straszny awanturnik. Kiedy nie pije jest całkiem miły. Zazwyczaj nawet przeprasza za swoje zachowanie i kupuje jakieś prezenty. Mamie to odpowiada najwyraźniej. Ja chciałam się wynieść, ale nie mogłam. Mam polski paszport i obywatelstwo, teraz już skończyłam osiemnaście lat i uciekłam. Dziadkowie zaraz odesłaliby mnie do matki. Wiem, że może sprawiam kłopot, ale nie mam innej rodziny. Mam jakieś oszczędności, więc jakoś sobie poradzę. Pomyślałam sobie tylko, że zawsze raźniej jak się kogoś zna w mieście, kogoś do kogo można by się odezwać, kto pomoże. Ja w ogóle nie znam tego kraju, nigdy tu nie byłam odkąd skończyłam pięć lat. Dzięki mamie znam język i to wszystko.
Skończyła swoją wypowiedź i spojrzała się na Gośkę z miną typu „przepraszam, że przeszkadzam, przepraszam, że żyję”.
- Możesz się u nas zatrzymać, przynajmniej na jakiś czas. Mamy wolny pokój.
Danielle nie spodziewała się takiej propozycji, nawet nie śmiała o tym myśleć.
- Nie, nie, nie… Nie mogłabym nawet o to prosić. Nie o taką pomoc mi chodzi.
- Przestań, jesteś moją siostrą. Zostaniesz z nami póki będzie trzeba. Prawda tato?
Gośka zwróciła się do ojca. Ten tylko uśmiechnął się podzielając zdanie córki.
- Zaniosę twoje walizki do sypialni, którą zajmiesz. Nie jest może jakaś super, ale popracuje się nad nią – odezwał się wstając.
Danielle chciała jeszcze zaprotestować, ale Gośka jej nie dała wyboru.
- Jest tam trochę pusto, łóżko i jedna szafa, przydałaby się jakaś komoda, fotel i jakieś duperele żeby ocieplić pokój i od razu będzie przytulniej. Zresztą sama zobaczysz, chodź.
Wzięła siostrę za rękę i pociągnęła za sobą. Gośka była osobą upartą, jak coś sobie postanowiła to nie ma zmiłuj.
Kiedy Maciek z Piotrkiem wrócili wieczorem dziewczyny siedziały przy stole w jadalni. Daniel szykował w kuchni kolację. Maciek popatrzył na gościa z zainteresowaniem, które nie kryło w sobie żadnego ukrytego przesłania. Za to jego przyjaciel pod swoim krył wiele nie do końca czystych myśli, Karolina była tego pewna. Patrzył zachwycony na nową kobietę i jak nic rozbierał ją w myślach. W końcu taką miał już naturę.
Karolina sama popatrzyła na Danielle znowu i tym razem dostrzegła coś więcej niż stres i strach. Kiedy się już rozluźniła i bez przerwy uśmiechała okazało się, że jest naprawdę śliczną dziewczyną. Krótkie czarne włosy okalały jej drobną buzie. Wyglądała jakby dopiero wróciła ze słonecznej Hiszpanii czy Włoch a nie przyleciała z deszczowej Anglii. Karolina ze swoja bladą karnacja mogłaby godzinami leżeć na słońcu a i tak zamieniłaby się w czerwonego buraka od oparzeń słonecznych a po wszystkim byłaby tylko o trochę mniej blada niż zwykle. Poczuła ukłucie zazdrości, Danielle miała taką karnacje a ona marzyła o tym by nie być tak blada niczym wampir. Danielle była też od Karoliny dużo szczuplejsza. Drobna, ciemna, brunetka o błękitnych oczach. Była naprawdę piękna. I przy tym naprawdę naturalna. Przypomniało się jej jak Daniel opisywał Agatę. Najpiękniejsza dziewczyna w szkole, laleczka na którą było miło patrzeć. Danielle mając takie geny musiała być śliczna. Nic dziwnego, że taki podrywacz jak Piotrek zainteresował się nią.
Karolina po chwili zrozumiała też, że nie tylko jest zazdrosna o ciemną karnację czy drobną sylwetkę Danielle, ale o to jak na nią patrzył Piotrek. Była na siebie wściekła za to uczucie, że dopuściła do tego. Nie mogła przecież pozwolić żeby on stał się dla niej kimś więcej. Ostatnio dość wycierpiała.
Daniel podał kolację, Karolina zjadła szybko co miała na talerzu i uciekła z jadalni. W salonie całkowicie zapomniała o swoich problemach z zazdrością. Na stoliku leżał w dalszym ciągu pierścionek. Usiadła i zamyśliła się patrząc na świecidełko. Rozmyślała o początkach swoich z Robertem. Kiedy była zauroczona, kiedy były „motyle w brzuchu”. I jak powoli, powoli rodziła się miłość.
Była tak pogrążona myślami w przeszłości, że nie zauważyła nawet, że ktoś się do niej przysiadł. Zwróciła dopiero uwagę na towarzystwo gdy zobaczyła rękę podnoszącą pierścionek. Od razu rozpoznała umięśnione ramie Piotrka. Nie odwróciła jednak wzroku, nie chciała na niego patrzeć.
- Twój?
- Niestety.
- Może nie jest za ładny i w sumie ma mały kamień, ale to biżuteria a dziewczyny lubią błyskotki, więc czemu niestety?
Karolina najpierw chciała się rozzłościć, ale w sumie uśmiechnęła się, spodobało jej się jak Piotrek skrytykował pierścionek od Roberta.
- Błyskotka błyskotką, ale to mój pierścionek zaręczynowy.
- No właśnie wygląda na coś takiego, ale nie powinnaś się zgadzać jak przyszedł do ciebie z taką tandetą. Jesteś więcej warta.
Słowa Piotrka sprawiły jej znacznie większą przyjemność niż powinny, aż się lekko zaczerwieniła. Odwróciła się na chwilę, żeby on tego nie zauważył. Kiedy poczuła, że rumieniec zniknął wzięła od niego pierścionek.
- Nie miał znaczenia rozmiar czy wartość, kochałam go i tylko to się liczyło.
Karolina wstała i poszła do swojego pokoju. Wygrzebała w szafie pudełko pełne pamiątek i dorzuciła do niego pierścionek. Niezależnie od tego, że historia jej miłości nie skończyła się happy endem to jednak była i nic tego nie zmieni. Nie chce zapomnieć, bo wiele się nauczyła, wiele ma też miłych wspomnień. Kochała tego człowieka i czas zamknąć ten etap, zapomnieć o bólu i jeśli już to wspominać miłe chwile i więcej już nie płakać. Zamykając pudełko, pomyślałam, że chyba w końcu, nareszcie i nieodwołalnie skończyła ze swoją żałobą po związku z Robertem.
Gdyby tylko wiedziała, że życie ma inne plany…
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania