Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

To tylko skaleczenie

Ostatnio u Dominiki dostrzegłam dziwne rany. Jej dłonie miały liczne zadrapania. Niektóre były dość świeże, za to ilość strupów wskazywała, że jeszcze więcej dopiero zaczęło się goić.

Długo to ignorowałam, ale w końcu spytałam się jej, skąd ma takie rany. Dominika jedynie spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach i odpowiedziała, „To tylko skaleczenie od papieru. Pomagam mamie przy wypełnianiu papierów do pracy przez co często się nim zacinam.”. Po czym szybko zmieniła temat, ukrywając dłonie w kieszeni.

To nie była szczera odpowiedź. Czułam, że Dominika coś ukrywa. Jednak nie chciałam na nią naciskać. Od kiedy ją poznałam, wydawała się dość skryta i bardzo wrażliwa. Często też nie pojawiała się w szkole, spóźniała się lub uciekała w środku dnia. Zawsze uważałam, że nie będę się wtrącać i kiedy ktoś pytał mnie, gdzie jest Dominika, zawsze odpowiadałam, że „Nie wiem”. Przynajmniej nie musiałam kłamać.

Jednak te rany na dłoni nie dawały mi spokoju. Jej reakcja na moje pytanie, była więcej niż dziwna. Wyglądało na to, że się czegoś boi. Jednak nie miałam pomysłu, co to może być. Może jest bita w domu lub co gorsza, sama robi sobie krzywdę?

Ran dochodziło z każdym dniem. Aż w końcu po jakimś tygodniu zauważyłam jedynie kilka strupów i brak jakichkolwiek nowych skaleczeń. W dodatku Dominika wyglądała zupełnie inaczej niż dotychczas. Więcej się uśmiechała i w dodatku chętnie poszła ze mną na kręgle po szkole – gdzie wcześniej unikała tego typu z wyjść. Taki stan utrzymywał się może z dwa tygodnie. Po tym czasie Dominika znów miała rany na dłoniach, a jej zachowanie wróciło do „normy”.

Miałam już tego dość. Wzięłam Dominikę za ramie i zaciągnęłam do toalety dla dziewcząt. Chciałam w końcu usłyszeć prawdę.

 

- Dominika, co się dzieje?

- Nic, a co ma się dziać? - Jej ton głosu brzmiał jak u ucznia, który został za kare wysłany do kozy.

- Żartujesz sobie? Jeszcze dwa tygodnie temu uśmiech nie schodził ci z twarzy. A teraz?

- A teraz co? To już nie mogę mieć gorszego dnia?

- Codziennie?

- Daj mi spokój. - Jej zachowanie powoli zaczęło działać mi na nerwy.

- Słuchaj, jeśli dzieje się coś złego, możesz mi śmiało powiedzieć.

- Kiedy nic złego się nie dzieje. Nie czaisz, co do ciebie mówię? - Wzięłam jej dłonie i wskazałam na rany.

- A to co? Skąd masz te rany?

- Już ci mówiłam, pomagam ma...

- To nie są rany od papieru. Czy ty...?

- Co?

- Czy ty się tniesz? - Musiałam w końcu spytać.

- Nie! Zwariowałaś?! Nie jestem jakaś psychiczna! Nie jestem nienormalna, słyszysz?! Masz mnie za wariatkę?! - Dominika wrzeszczała na mnie. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak zdenerwowanej.

- Ja... Tylko się o ciebie martwię...

- To lepiej przestań, bo sama będziesz mieć takie rany...

- Co?

- Nic, mogę już iść do domu?!

Od tego momentu nie widziałam Dominiki w szkole. Aż do dzisiaj. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ale dostrzegłam, że dłonie wyglądały jeszcze gorzej, niż kiedy ostatnie je widziałam. Musiałam w końcu dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

Po lekcji matematyki zauważyłam, że Dominika, zamiast iść za klasą, udała się w stronę wyjścia ze szkoły. Uznałam, że to dobry pomysł, aby ją śledzić. W końcu dowiem się, co jest grane.

Przez pewien czas chodziła dziwnymi uliczkami i kręciła się po mieście bez celu. Dziwne zachowanie. Może wie, że ją śledzę?

Jednak po jakimś czasie doszła do jakiegoś domu na przedmieściach. Dominika nigdy nie zaprosiła mnie do siebie. Więc nie byłam pewna czy to na pewno jej dom. Moja wątpliwość została rozwiana, gdy wyjęła klucze i otworzyła frontowe drzwi. To był odpowiedni moment, aby się ujawnić. Szybko podbiegłam do drzwi i wparowałam do jej domu, odpychając ją na bok.

Dominika była w szoku, w ogóle nie wiedziała, co się dzieje. Ja tym bardziej. Nie wiedziałam czego szukać. Nic nie mówiąc, pewnym krokiem weszłam po schodach, które były zaraz obok. Miałam przeczucie, że zaprowadzą mnie do pokoju Dominiki.

Na piętrze znajdowały się dwa pokoje. Do jednego z nich prowadziły masywne metalowe drzwi. Logika podpowiadała mi, że właśnie tam znajdę odpowiedzi na moje pytania. Kiedy pociągnęłam za zimną metalową klamkę, poczułam dłoń na ramieniu. To była Dominika. Miała łzy w oczach. Nic nie mówiła. Jedynie odsunęła mnie na bok, aby móc dostać się drzwi. Z kieszeni od spodni wyciągnęła klucz.

Ciężkie zapadki w drzwiach powoli puszczały z każdym przekręceniem klucza w zamku. Kiedy puściła ostania z nich, Dominika otwarła ciężkie metalowe drzwi. Weszła do środka. Ruszyłam za nią.

Mój umysł nie potrafi przetrawić tego, co właśnie zobaczył. W środku ciemnego pokoju rozpościerał się gęsty drut kolczasty. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale cały pokój od sufitu po podłogę był pokryty drutem z małymi ostrzami. Nie wiem, jak dużo tego było, ale powodowało, że nie mogłam dostrzec nic poza nim. To dosłownie wyglądało jak dżungla pełna czarnych kolców. Nie mogłam wypowiedzieć z siebie ani słowa. Dominika tylko patrzyła przed siebie, ale już nie płakała.

Dopiero teraz też spostrzegłam, że miała w jednej ręce obcęgi, z których właśnie zamierzała zrobić użytek. Dominika cierpliwie odcinała kawałki drutu robiąc w ten sposób wśród niego korytarz.

Przez cały ten czas żadna z nas nic nie powiedziała. Nawet nie wiedziałam, o czym miałybyśmy teraz rozmawiać.

Tunel, jaki wydrążyła Dominika, był szeroki, ale i tak kilka razy zahaczyłam ubraniami o kolce. Musiałam w dodatku, iść na wpół kucając, ponieważ mogłam skaleczyć się w głowę, albo - co gorsza - zaplątać się włosami. Na samą myśl, o tym przechodzą mnie ciarki.

Nie wiem, ile czasu minęło, ale nasz spacer wśród drutu kolczastego wydawał się nie mieć końca. Wreszcie Dominika zatrzymała się i obróciła się w moją stronę. Swoim smutnym wzrokiem wskazał przed siebie.

Obraz, który widziałam, był jeszcze dziwniejszy od tego wszystkiego. Na środku pokoju – a przynajmniej tak mi się zdaje - stało łóżko szpitalne. Leżała w nim kobieta na oko w wieku trzydziestu paru lat. Miała zamknięte oczy, chyba spała. Natomiast z jej głowy wyrastały druty kolczaste, które oplatały cały pokój. To ona była źródłem tego wszystkiego dookoła nas.

Dominika w końcu się odezwała.

 

- To moja mama. Jest chora.

- Na co choru... - Nie mogłam wydusić z siebie pełnego zdania.

- Jest sparaliżowana od pasa do nóg. Nie może się poruszać.

- Rozumiem, ale ten drut...?

- To? Zaczęło wyrastać z głowy mamy już jakieś kilka lat temu, zanim się poznaliśmy. Najpierw

cały czas swędziała ją głowa, co powodowało, że mocno się irytowała. Po kilku dniach wyrósł

jej z głowy mały drut. Wcześniej było to niewielkie i nie miało kolców, ale po pewnym czasie

zaczęło bardziej się rozrastać i kaleczyć nas, kiedy tata i ja, opiekowaliśmy się mamą. Razem z

tatą próbowaliśmy to obcinać, ale na następny dzień było tego jeszcze więcej. W dodatku mama

krzyczy na nas i wyzywa, kiedy próbujemy się tego pozbyć. Mówiła, że nas nienawidzi i, że ją

już nie kochamy. Dlatego przestaliśmy to robić, aż w końcu rozrosło się tak bardzo, że tato zamontował metalowe drzwi, aby drut nie wydostał się na zewnątrz.

- Tak więc chcesz powiedzieć, że to dlatego masz po kaleczone ręce?

- Między innymi, tak. Muszę karmić mamę i ją obracać, aby nie dostała odleżyn. A niestety, kiedy to robię, czasem się skaleczę. Nawet rękawice nic nie dają, kolce są bardzo ostre.

Po wypowiedzi Dominiki kobieta w łóżku otwarła oczy i spojrzała w naszą stronę. Jej wzrok był przeszywający. Czułam jak mnie kaleczy. Kobieta odezwała się.

 

- Dominika! Kto to jest?! Czemu spraszasz tu nieznanych ludzi?! - Jej głos był pełen goryczy i złości.

- To jest Kasia, mamo.

- Czy ty jesteś normalna dziewucho?! Po co ją tu przyprowadziłaś?! Chciałaś się pochwalić, że masz matkę, które nie może nawet sama się wysrać!?

- Mamo, nie mów tak...

- Przestań pyskować i w końcu mnie nakarm. Ile mam czekać?! Mam już was wszystkich dość! Te dwutygodniowe rehabilitacje nic nie dają! Po cholerę za to płacimy!?

- Mogą ci pomóc, tylko musisz być cierpliwa. - Głos Dominiki był tak cichy, że ledwo usłyszałam, co powiedziała. Za to jej matka wydzierała się na cały pokój.

- Co tam paplasz debilko?! I gdzie jest twój ojciec, miał mnie dzisiaj wykąpać! Stary zbok pewnie posuwa jakąś panienkę w burdelu. W końcu ja już do niczego się nie nadaje, nawet do ruchania!

- Mamo! Przestań! - Dominika miała łzy w oczach. Ten obraz spowodował, że miałam ochotę przywalić jej matce i powiedzieć, żeby się opamiętała.

- Bo co?! Też mnie zostawisz?! Jesteście wszyscy tacy sami, macie we mnie wyjebane! Pluje na was! Chcę umrzeć i więcej was nie oglądać.

W momencie, gdy matka Dominiki krzyczała, z jej głowy zaczęły wyrastać kolejne druty kolczaste, które powoli zaczęły owijać się dookoła nas.

Dominika! - Krzyknęłam w jej stronę.

Ona jednak stała w miejscu i patrzyła na swoją matkę, zalewając się łzami. Kobieta cały czas jej ubliżała i poniżała ją. Po chwili zobaczyłam, jak Dominika mocno chwyta obcęgi i idzie w stronę matki. Stanęła nad jej twarzą i z całej siły uderzyła ją w głowę. Potem znowu i znowu. Nie wiem, ile razy to zrobiła. Ale widziałam tryskającą krew na boki i zmiażdżoną głowę, a także słyszałam odgłosy skomlenia jej matki i chrupnięcia czaszki, kiedy była łamana z każdym uderzeniem.

Dominika nie przestawała bić matki, krzycząc do niej „Nienawidzę cię!”. Gdy w końcu przestała w pokoju zrobiło się bardzo jasno. Dookoła nas nie było już żadnego drutu kolczastego. A także niczego - a raczej nikogo, kto mógłby skaleczyć Dominikę i jej ojca.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Anyż dwa lata temu
    Dziwna historia z tym drutem kolczastym.. Czy matka zasłużyła na śmierć? W końcu była chora i przez to agresywna.
    Opowiadanie przerażające.. ?
    pozdrawiam
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    Dziękuje, mangi Junji Ito potrafią zachęcić do tworzenia takich historii :D
  • MKP dwa lata temu
    "Jednak nie mam pomysłu, co to może być" - czas teraźniejszy się wkradł:)

    "Szybko podbiegłam do drzwi i wparowała do jej domu," - wparowalam

    "Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale cały pokój od sufitu po "podłogę był pokryty drutem z małymi ostrza." - ostrzami

    "dosłownie wyglądało jak dżungla pełna czarnych jak kolców. Nie..." - czarnych jak co?

    "- To? Zaczęło wyrastać z głowy mamy już jakieś kilka lat temu, za nim się poznaliśmy" - zanim.

    "Jesteś wszyscy tacy sami, macie we mnie" - jesteście

    Bardzo smutna i prawdziwa historia. Długotrwałe cierpienie wywołuje zgorzknienie, od którego wyrastają kolce. Bardzo ładna metafora.

    Jeszcze jedna uwaga: wspomniałaś, że kobieta była sparaliżowana od pasa w dół, więc powinna sama móc się obracać, chyba że depresja na stałe przykłuła ją do łóżka - przynajmniej ja sobie tak wytłumaczyłem:)
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    Dzięki za znalezienie takich literówek, bo czasem czytam to po kilkadziesiąt razy i nic nie wyłapuje. Czy jest możliwość edycji na tej stronie, bo chyba nie widziałem takiej opcji?
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    Ok, już znalazłem :)
  • MKP dwa lata temu
    TenŁadnyZBagien
    Luz, takie potworki to najlepiej jak ktoś inny przeczyta i wypunktuje. Ja u siebie też mam zaćmę:)
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Przerażające. I takie bardzo prawdziwe.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania