Tony [1/3] Dlaczego zawsze ja?..

Był rok 2006, czekałem na mojego syna przed szkołą. Chłopak obchodził dziś swoje 10 urodziny więc chciałem by ten dzień zapamiętał na całe życie. Organizuję mu imprezy urodzinowe od zawsze kiedy pamiętam, do 6 roku życia robiliśmy je razem z żoną, ale od 4 lat samemu opiekuję się Tonym.

Po paru minutach zobaczyłem go w towarzystwie swoich kolegów, był bardzo szczęśliwy gdyż obiecałem mu że pójdziemy do wesołego miasteczka:

- Cześć tata! –podbiegł do mnie po czym przytulił się do mnie na powitanie.

- Jak tam w szkole, Tony? –spytałem się zakładając jego plecak na plecy.

- Wszystko fajnie, bawiliśmy się w chowanego w parku i znalazłem wszystkich. –pochwalił się

- To znakomicie! A wiesz gdzie dzisiaj idziemy? –spytałem się uśmiechając się do chłopca.

- Do wesołego miasteczka!!! –wykrzyknął chłopiec przytulając się do mnie.

- Tak jest! –otworzyłem drzwi od auta i posadziłem Tonego w foteliku zapinając mu pasy. –A twoi koledzy idą z nami?

- Joe i Peter idą. –powiedział z podekscytowania chłopiec.

- To super, rodzice ich przywiozą? –odpaliłem samochód i wyjechałem z parkingu.

- Tak. –rzekł Tony po czym zaczął podziwiać widoki przez okno. Po kilku dłuższych chwilach byliśmy już pod naszym blokiem. Wysiadłem z samochodu, odpiąłem pasy i wysadziłem chłopca. Dałem mu klucze do domu i Tony ruszył w kierunku naszego bloku. Zaś ja musiałem jeszcze pójść do pobliskiego sklepu by kupić coś do zjedzenia. Gdy otworzyłem drzwi zadzwonił dzwonek który dał sygnał sprzedawczyni że przyszedł klient. Podszedłem do kasy, i czekałem na zjawienie się Jenifer która była zarazem sprzedawczynią i właścicielką sklepu. Po chwili otworzyły się drzwi od zaplecza i powitała mnie zawsze uśmiechnięta Jen:

- Cześć John, co tam u ciebie? –podeszła do kasy i wklikała coś w maszynę po czym spojrzała na mnie.

- Wszystko okej –odpowiedziałem- Dziś są urodziny Tonego i idziemy do wesołego miasteczka. Może chciałabyś iść z nami, pomogłabyś mi w opiece nad Tonym i jego kolegami?

- No w sumie i tak nic nie planowałam na południe więc z chęcią pójdę. –uśmiechnęła się w moim kierunku.

- To znakomicie Jen, bardzo mi pomożesz. –odpowiedziałem i również uśmiechnąłem się. Po zrobieniu zakupów wróciłem do domu, gdzie zastałem Tonego bawiącego się klockami:

- Tony do wesołego miasteczka pójdzie z nami ciocia Jen. –zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku.

- To super, a co mi kupiłeś –spytał Tony podbiegając i zaglądając do torby z zakupami poszukując czegoś słodkiego.

- Teraz zjemy sobie spaghetti, a na deser dostaniesz batonika. –powiedziałem podchodząc do stołu i wypakowując zakupy.

- No dobrze, a po deserze idziemy do miasteczka?

- Tak jest. –uśmiechnąłem się w kierunku chłopca, poczym włożyłem spaghetti do mikrofali by je podgrzać. Po paru minutach mikrofala wydała z siebie dźwięk który oznajmił że jedzenie jest gotowe. Wyjąłem dwa talerze i rozłożyłem porcje dla mnie i Tonego, poczym położyłem je na stole. Po chwili przybiegł Tony i zaczęliśmy spożywać posiłek, w tle grał telewizor. Tony zajadał się, gdy ja w tym czasie zasłuchałem się w wiadomościach lecących w TV:

- W hrabstwie El dorado w Kalifornii w niewytłumaczonych zjawiskach znikają małe dzieci, policja poszukuje sprawców, jak dotąd nie ma żadnych poszlak.

- Przecież to nasze okolice. –pomyślałem.

- Tato o czym tak myślisz? –wybudził mnie ze ,,snu” Tony.

- O naszej wizycie w wesołym miasteczku. –skłamałem chłopca by czuł się bezpiecznie.

- Patrz tato zjadłem cały obiad! –Tony wstał z krzesła i zaniósł pustą miskę do zmywarki.

- Więc tak jak obiecałem masz batonik. –wstałem i wyjąłem batonika z szafki poczym przekazałem go zadowolonemu Tonemy. Chłopiec natychmiast go rozpakował i zaczął jeść.

- To co szykujemy się do wyjścia? –spytałem ironicznie Tonego. Odłożyłem talerz i poszedłem założyć kurtkę i buty, Tony zrobił to samo i już po kilku chwilkach byliśmy w samochodzie i jechaliśmy po Jen i kolegów Tonego.

Po kilku minutach byliśmy pod domem Jen która już na nas czekała. Zatrzymałem się a Jen wsiadła do samochodu:

- Dzięki Jen że zgodziłaś się z nami jechać.

- Cześć Tony, nie ma za co John, to fajnie że mogę się trochę wyluzować.

- Nie ma za co. –powiedziałem poczym ruszyliśmy w dalszą drogę. Po około pół godzinie zabraliśmy kolegów Tonego i byliśmy już w wesołym miasteczku. Zaparkowaliśmy samochód i wysiedliśmy z niego, Tony i jego koledzy byli bardzo podekscytowani tym że będą mogli skorzystać z większości atrakcji miasteczka. Chłopcy natychmiast pobiegli na diabelski młyn, a ja i Jen usiedliśmy przy stole w barze:

- John, słyszałeś o tym że gdzieś w naszym hrabstwie że ktoś porywa małe dzieci. –spytała nie pewnie.

- Tak, dzisiaj w TV mówili.

- Nie boisz się Tonego, że coś może mu się stać?

- Nawet nie dopuszczam takiej myśli, od kiedy Samanta zginęła w wypadku to Tony jest najważniejszą osobą w moim życiu.

- Przepraszam nie chciałam ci przypominać o Sam.

- Nie nic się nie stało, to było tak dawno temu że już doszedłem do siebie. A co u ciebie? –zmieniłem temat.

- Jak zawsze całe dnie spędzam w sklepie, to jedyne moje źródło dochodów, ale ogólnie to wszystko okej.

Nagle przybiegają do nas Joe i Peter:

- Gdzie jest Tony? –spytałem.

- Poszedł z jakimś panem po jakąś fajną grę. –odpowiedział Joe

- Co jak to z kim?! –zerwałem się z krzesła dobiegłem do drzwi baru –Gdzie oni poszli?

- Tam pod diabelski młynem… -nie dałem dokończyć zdania Peterowi i natychmiast ruszyłem w kierunku diabelskiego młyna. Po chwili byłem przy młynie ale nikogo nie widziałem.

- Joe!!! W którą stronę poszli?? –spytałem w nerwach.

- W tamtą stronę. –Joe wskazywał na wyjście z wesołego miasteczka. Natychmiast ruszyłem i jego kierunku, gdy tylko dotarłem do bramy zobaczyłem Tonego i mężczyznę ubranego w czarną kurtkę i brązowe spodnie.

- Tony!!! –krzyknąłem. Mężczyzna obrócił się i gdy mnie zobaczył natychmiast zaczął biec kierunku samochodu, ja zrobiłem to samo.

- Tato!!! Pomocy!!! –krzyczał i zarazem płakał Tony. Mężczyzna wsiadł do samochodu razem z Tonym i odjechał za nim dobiegłem. Przez jakiś czas z rozpaczy goniłem ciągle rozpędzający się samochód, gdy nie miałem już sił stanąłem i zapamiętałem numery rejestracyjne samochodu. Po krótkim czasie dobiegła do mnie Jen i chłopcy:

- Jen 91FE zapisz to numery rejestracyjne tego samochodu. –powiedziałem po czym zacząłem płakać.

- John dzwonię na policję. –powiedziała Jen i wyjęła telefon.

- Boże, dlaczego zawsze ja?..

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Adam T 18.09.2017
    Jest sporo do poprawienia. "Po czym" piszemy rozdzielnie. Utrudniłeś sobie sprawę, wprowadziłeś wielu bohaterów, nie wyszło to na dobre, co chwila powtarzasz ich imiona.
    Pierwsza osoba w narracji sprawę ułatwia, o Tonym możesz spokojnie pisać chłopiec, synek, malec, chłopczyk; o Jen - dziewczyna, "ciocia" (w końcu bohater tak o niej mówi).

    Ważna sprawa, słuchaj, jak ludzie mówią, nie w filmach tylko na codzień. U ciebie dialogi brzmią trochę jak w Strażaku Samie (ta animacja dla dzieci). Słuchaj, zapamiętuj. Wprowadzaj do akcji drobiazgi, z pozoru bez znazenia, ale pokazujące, jaka jest dana postać. Nie przesadzaj z tym, bo zanudzisz czytelnika.
    Zastanawia mnie dziesięciolatek, który tuli się do taty na powitanie, na oczach rówieśników. To też trochę bajkowe, ale niech tam. Poczucie obciachu widocznie jest mu obce.
    W dialogach, zamiast tego "-" (to jest dywiz) używaj myślnika (alt+0151). Program potem wbija Ci z automatu półpauzę, ją też zastąp myślnikiem.
    Nie wiem, jak długo już pszesz, ale w sumie, jest całkiem w porządku ))))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania