Topiący się Piotrek
Jak powiedział kiedyś Friedrich Nietzsche „co nas nie zabije, to nas wzmocni”.
Mój młodszy o trzy lata brat o mały włos kiedyś nie utopiłby się na Pniowcu w Rybniku. Piszę „kiedyś”, bo nie pamiętam dokładnej daty, ale w tym wiosennym dniu mogłem stracić brata. Piotr na szczęście przeżył i myślę, że pomógł mu Bóg i Anioł Stróż. Brat nie utopił się. Te wydarzenie, w którym mógł zginąć sprawiło, że został „wzmocniony”. Teraz bardziej cenimy wspólne chwile razem i więzy rodzinne się wzmocniły.
Lubię pisać opowiadania i wiersze” . Mam też drugą pasję – malarstwo. Postanowiłem połączyć te zainteresowania i powstały ekfrazy obrazów np. Francisca Goi „Saturn pożerający własne dzieci”.
Czemu o tym Wam piszę? Wydarzenie, które mogło skończyć się tragicznie dało mi do myślenia. Francisco Goya namalował kiedyś niepokojący obraz. Nazwał go „Kiedy rozum śpi, budzą się demony”. Interpretuję tytuł obrazu inaczej na podstawie moich przeżyć. To co przeżyłem można nazwać „Kiedy człowiek się topi, budzą się demony”.
Piotrek mógł się utopić. We mnie obudziły się złe myśli i przerażenie. Można nazwać je demonami.
W Rybniku w tym dniu było pogodnie. Świeciło Słońce i na niebie wisiały jakby zawieszone piękne i białe chmury. Nic nie zapowiadało, że ten dzień mógł skończyć się tragicznie.
Pojechaliśmy popływać na Pniowcu. Nad jezioro zawiózł mnie i mamę brat. Zaparkował auto i poszliśmy na brzeg. Na piasku zostawiliśmy rzeczy i przebrałem się z Piotrem w strój kąpielowy. Mama nie chciała w tym dniu pływać i została na brzegu patrząc jak bawimy się w wodzie. Podczas gdy kąpałem się blisko bezpiecznego brzegu brat postanowił wypłynąć na środek zbiornika. Po dłuższej chwili wyszedłem z wody i porozmawiałem z mamą na ławce.
Na chwilę straciliśmy brata z oczu, bo mama siedziała ze mną na ławce tyłem do Piotra. Gdy się odwróciliśmy nie było widać braciszka.
Gdy kogoś się bardzo kocha np. członka rodziny to patrzenie jak może odejść z tego świata jest najgorszą torturą w życiu. Najgorszą rzeczą jest wtedy bezradność.
W tej najokropniejszej chwili życia chciałem modląc się do Boga, żeby brat przeżył.
Na samą myśl, że straciłem brata było mi słabo. To cud, że nie zemdlałem. Czułem z matką obezwładniającą nas bezsilność. Podczas gdy mama bezskutecznie wołała brata krzycząc jak szalona zadzwoniłem na numer alarmowy 112.
Co było najgorsze w moich słowach? Chyba to, że najprawdopodobniej Piotr się utopił.
Choć bardzo me serce cierpiało to z oczu nie spłynęła ani jedna łza. Pamiętam też w tym pogodnym dniu silny i porywisty wiatr. Powodował, że fizycznie na mych policzkach i twarzy czułem w pewnym sensie ulgę. Ale psychicznie w głowie przeżyłem koszmar. Pogodziłem się z faktem, że już nie zobaczę brata żywego i będzie mu dobrze bez nas w Niebie.
Czekanie na pomoc trwało wieczność. Sekunda stawała się minutą. Minuta godziną. Najpierw przyjechała straż pożarna. Z dwóch wozów strażackich wyszli zaniepokojeni strażacy. Gdy zobaczyłem z przerażeniem w oczach przyczepioną do drugiego wozu małą łódź ratowniczą przeczułem, że to już tylko formalność gdy strażacy znajdą ciało Piotrka.
Zanim przyjechała policja wodna i karetka pogotowia mówiłem mamie słowa, które nie zapomni nigdy przerażona i zrozpaczona mama:
- Mamo! On się utopił. Brat się utopił. Za długo jest pod wodą.
Silne emocje nie pozwalały mamie płakać. Jej niepokój o los młodszego syna zdradzały pełne rozpaczy i bezsilności oczy.
Co czuje matka, która przeczuwa śmierć syna? Nie powiem Wam. Po prostu jej o to nigdy nie pytałem. Czekając na pozostałą pomoc w pewnym momencie mama przestała wołać do Piotrka. Na przyjazd pozostałych, oprócz strażaków służb, staliśmy na brzegu w grobowym milczeniu.
Nagle w oddali zobaczyliśmy płynącą do nas postać. To był brat. Mama na jego widok z oddali popłakała się nie z rozpaczy, a przeciwnie – była szczęśliwa. Ja nie płakałem, ale czułem ulgę. Bóg nie tylko nam pomógł, ale uratował mi brata.
Jak ta przerażająca historia się skończyła? Na szczęście policja wodna nie ukarała lekkomyślnego brata, który podczas mojej i matki nieuwagi zniknął nam z oczu. Okazało się, że Piotrek gdy go nie widzieliśmy wpłynął w niewielką zatoczkę.
Alarm był w dobrej wierze, więc braciszek nie został ukarany. Jednak musiał zapłacić zdenerwowanym na niego strażakom, by ich udobruchać.
Co chcieli od Piotra strażacy? Byli bardzo głodni. Chcieli trzy duże pizzę z boczkiem, pepperoni i cebulką. Tym śmiesznym i szczęśliwym akcentem kończę te przerażające opowiadanie.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania