Poprzednie częściTośka! - rozdział 1

Tośka! - rozdział 2

Weszłam do domu najciszej, jak tylko potrafiłam. Nie chciałam, by uśpiona bestia, czająca się w którymś z pokoi, rzuciła się od razu na mnie z pazurami. Nim miało dojść do czegokolwiek, musiałam pozbyć się „dowodu zbrodni”, by uniknąć niepotrzebnych pytań.

Niewiele myśląc, schowałam różę w górnej szufladzie komody na buty. Gdy mój skarb był już bezpieczny, powoli zdjęłam kurtkę i buty. Jeszcze raz wzięłam głęboki oddech, by uspokoić rozedrgane nerwy. To było naprawdę niemiłe uczucie, gdy z niechęcią wracało się do własnego domu, który przecież powinien być ostoją i bezpiecznym schronieniem.

Dom, w którym mieszkałam, został wybudowany przez pradziadków ze strony mamy. Po śmierci prababci, przeczuwający swoje rychłe odejście pradziadek postanowił zapisać w testamencie ukochanej wnuczce cały swój dorobek. Rodzice zamieszkali w nim tuż po ślubie. Zainwestowali w niego sporą ilość gotówki, by prezentował się tak wspaniale jak dawniej, w latach swojej świetności.

By wejść do środka, najpierw trzeba było przejść przez wiatrołap, którego ściany były zbudowane wyłącznie z szyb. Strach było w nim przebywać, gdy na dworze szalała wichura. To wycie mogłoby niejedną osobę naprawdę przerazić. Wiatrołap prowadził wprost na korytarz z pięcioma parami drzwi.

Te po lewej strony prowadziły do sporej wielkości salonu połączonego z aneksem kuchennym. Naprzeciwko nich, po drugiej stronie, znajdowały się drzwi prowadzące do sypialni taty. Kolejne dwie pary skrywały za sobą dwa małe, pozbawione okien pomieszczenia: łazienkę i toaletę, natomiast mój pokój ulokowany był dokładnie na wejścia od wiatrołapu.

Właśnie tam zamierzałam się udać. Planowałam zrobić to jak najciszej i najdyskretniej, by móc się w nim zaszyć i ukrywać do momentu, aż tata wróci z pracy, dzięki czemu atmosfera będzie dużo bardziej znośna.

Niestety, było już za późno na jakiekolwiek ratunek. Drzwi prowadzące do kuchni – salonu rozwarły się i na korytarz wpadła Jolka, druga żona mojego taty.

Miała na sobie zielony fartuch w różnokolorowe, drobne wzroki i wyglądała, jakby spodziewała się kogoś innego. Zmierzyła mnie po całej długości ciała niechętnym spojrzeniem, jakby patrzyła coś niepożądanego. We mnie aż gotowało się to samo uczucie, jednak starałam się nie krzywić, by nie dawać jej pretekstu do czepiania się mnie.

– Tośka! – wrzasnęła na dzień dobry, potrząsając głową, na której pięły się blond loki. Farbowane, rzecz jasna. – Gdzieś ty się szlajała?

Westchnęłam i spojrzałam na nią.

– Mówiłam ci, że wychodzę na spacer – odpowiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam, choć zżerała mnie złość o ten krzyk na powitanie.

– Dlaczego nie wzięłaś ze sobą Ani? – spytała, biorąc się pod boki.

Wykonałam ten sam gest, co ona i podeszłam do niej na odległość ramienia, hardo patrząc w oczy, tak bardzo przypominające dwa lodowe cukierki. Cieszyłam się ogromnie, że moja macocha, podobnie jak ja, obdarzona była niskim wzrostem i nie mogła spojrzeć na mnie dosłownie z góry.

– Przed wyjściem pytałam się, czy mogę wziąć ze sobą małą. Nie zgodziłaś się. – przypomniałam jej, a z mojego głosu powiało chłodem.

Ta kobieta doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Naprawdę już nie miałam siły, by kolejny raz się z nią kłócić.

– Kim w ogóle był ten chłopak? – spytała. – Twój tata wie o tym, że się z nim spotykasz?

Nieomal parsknęłam śmiechem prosto w twarz Jolki. Nie sądziłam, że potrafiła być zdolna do szpiegowania mnie. Najwyraźniej się myliłam.

– Och, daj spokój. To tylko kolega ze szkoły – odparłam obojętnie. – I dla twojej informacji, nie spotykam się z nim.

Nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo rozjuszyła mnie tą swoją zwyczajową formułką: „Twój tata o tym wie?”. Najwidoczniej, mówiąc w ten sposób o czymkolwiek, chciała wpędzić mnie w poczucie winy i utwierdzić w przekonaniu, że robię coś złego.

Jolka już otwierała usta, by mi coś odpowiedzieć, gdy rozległ się tupot małych stóp i na korytarzu pojawiła się Anula, czarnowłosy aniołek i najsłodsze dziecko świata.

– Sia! – krzyknęła, podbiegając do mnie.

Porwałam ją na ręce i zrobiłam obrót dookoła własnej osi, w akompaniamencie wrzasków Jolki („Zrobi się jej niedobrze! Postaw ją natychmiast na ziemi!”).

Anusia była owocem związku mojego taty z Jolką. Na szczęście to dwuletnie dziecko odziedziczyło więcej cech charakteru po ojcu niż po matce, z czego ogromnie się cieszyłam. Moja przyrodnia siostrzyczka była naprawdę słodkim i grzecznym dzieciątkiem. Kochałam ją z całego serca.

Przed oczami stanął mi dzień, w którym dowiedziałam się, że Jolka jest w ciąży. Tamtej nocy śniłam coś o końcu świata, a potem gruchnęła ta niespodziewana wiadomość. Stwierdziłam, że moje sny są prorocze, chociaż od tamtej pory ani jeden się nie spełnił.

Przeżyłam wtedy lekkie załamanie nerwowe. Miałam już dość konkurowania z Jolką, która na każdym kroku chciała mi odebrać tatę. Poddałam się i złożyłam broń. Niechętnie musiałam przyznać, że wygrała tą wojnę, wreszcie zdobyła pierwsze miejsce. Przepłakałam wiele nocy. Wyobrażałam sobie, że skończę na ulicy, niechciana i niekochana przez nikogo.

Wtedy do akcji wkroczył tata. Pomógł mi przejść przez ten trudny czas i przekonał mnie, że zawsze będę dla niego najważniejsza, niezależnie od tego, co będzie się z nami działo. W głównej mierze to dzięki niemu nauczyłam się kochać Anulę i zrozumiałam, że ona w całej tej sytuacji nie była niczemu winna.

Ania wtuliła się we mnie całym ciałem. W ten właśnie sposób okazywała mi swoje uczucia. Lubiłam czuć to płynące od niej ciepło.

To w co się dzisiaj bawimy? - zapytałam ją, nie zwracając uwagę na macochę.

Spojrzała na mnie wielkimi jak pięć złotych niebieskimi oczami. Śmiałam się, że właśnie na te wielkie oczy będzie zwodzić w przyszłości chłopaków.

– Sia – odpowiedziała, nazywając mnie po swojemu i łapiąc się za kitkę na czubku głowy.

Od razu zrozumiałam, o co jej chodzi. Chciała pobawić się w fryzjera. Jak zwykle, to ja będę jej klientką, a ona będzie mnie czesać. Wiązało się to z pewnymi przykrymi konsekwencjami, na przykład, drobnymi kołtunkami i niemożliwymi do rozplecenia warkoczykami, ale czego się nie robiło dla ukochanego rodzeństwa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania