tradycja

Na początek Jezus. Lewa ręka: szur szur szur, prawa ręka: szur szur… Przygląda się z niesmakiem odkrytym pachom(zawsze ją krępowała ta Jego nagość), szoruje nagi tors. Też nieźle Mu się dostanie - a co?! Skoro już tu wisi, niech wygląda przynajmniej porządnie. Specjalnie dla Niego przynosi starą szczoteczkę do zębów, żeby delikatnie wyskrobać brud ze wszystkich szczelin. Gdzieniegdzie pomaga sobie paznokciem. Ma wrażenie, że figurka tego nie lubi, uchyla się, wykręca, że jeszcze więcej cierpienia widać na Jego twarzy. - Już, już kończę, nie denerwuj się – uspokaja malkontenta – jeszcze tylko nogi… - No! - kwituje z ulgą i przechodzi do czyszczenia sąsiadujących liter. Wszystko musi być dokładnie oczyszczone.

- Tobie też się pewnie nie podoba, co?! Zawsze Ci porządek przeszkadzał! Zginął byś w tym swoim bałaganie! - rozpruł się worek ze starymi smutkami…

Literki to chwila. Z torby na kółkach wyjmuje teraz zmiotkę i zaczyna zgarniać suche liście, pokrywające wszystko wokół. W końcu jesień. Pakuje je sumiennie do wielkiego wora. Chwilę rozważa, czy z sąsiednich parceli też powinna pozbierać – niby nie jej problem, ale jak nie pozbiera, to wiatr zaraz do niej nawieje. Więc zbiera. Ale tylko u najbliższych sąsiadów.

- I widzisz, gdyby nie ja, to by cię tu zasypało! - znowu słychać wyrzut w jej głosie – Utonął byś tu pod tymi liśćmi!

Dopiero teraz widać ile jest do zrobienia: wosk po świeczkach, plamy po wodzie i ziemi, jakieś mchy, porosty – wszystko trzeba wyszorować, wypolerować. Do roboty! W ruch idzie twarda szczotka. Rozgląda się za jakimś miejscem do zawieszenia kurtki - jak człowiek uczciwie popracuje, to zaraz mu gorąco - ostatecznie składa ją w kostkę i pakuje do torby. Zakasa rękawy. Szur szur szur szur szur szur.

- Wiem co byś powiedział! - mruczy - „Maszyna sprzątająca”. Jak mogłeś tak mnie nazywać?!

W oczach zbiera się jej tkliwa wilgoć, gdy tak siebie żałuje w myślach.

- Odkurzacz mu przeszkadzał! Że hałas, że nie potrzeba codziennie, że czysto. I cóż komu przeszkadza, że jest czysto? Ja lubię, gdy jest czysto!

Wierzchem dłoni ściera pot z czoła oceniając efekt swojej pracy. Poprawia paznokciem, gdzie szczotka nie dała rady. Góra jest już w porządku. Czas na boki. Szur szur szur szur.

- Teraz nic już nie powiesz – kontynuuje z zapałem – będziesz miał posprzątane czy chcesz, czy nie chcesz. Uff! - sapie zdyszana prostując się w końcu. Ukradkiem wtyka nos pod pachę, by sprawdzić, czy nie czuć, że się spociła. - Ohyda! - mruczy uspokojona.

- Patrz, co przywiozłam specjalnie dla ciebie! - wyjmuje z torby baniak z wodą i chlusta po grobie.

- „Zostaw! Przecież zarazki też muszą gdzieś żyć!” - droczy się sama z sobą i zaczyna ścierać wszystko szmatą do sucha. Sprawdza uważnie pod światło, czy gdzieś nie zostały mazy.

- No! - Kwituje w końcu zadowolona z efektu. Zbiera sprzęt, pakuje we właściwe woreczki i układa w torbie. Ubiera ponownie kurtkę i rozpakowuje ostatnie zawiniątko: znicz. Niechętnie stawia go na błyszczącej powierzchni – znowu trzeba będzie skrobać wosk następnym razem. Cóż - taka tradycja.

- Trzymaj się ciepło! - rzuca ironicznie – Za rok znowu wpadnę posprzątać!

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania