Tren o arce stawianej w głębi lądu
Jakby potop był tylko opowieścią,
a nie codziennym wzbieraniem świata.
Tutaj, gdzie ludzie przynoszą swoje wiersze
i kładą je ostrożnie, jak ofiary ze słów,
szukając w tym ratunku.
Przed czym uciekają?
Patrzę na nich jak prorok,
który zbyt długo milczał,
widząc twarze przy ołtarzu nieskończenie pewne,
jakby nic nie drżało,
jakby czas nie wykonywał swojej pracy
na ich przekonaniach,
jakby słabości nie były tym samym
od zarania.
A przecież świat jest zmienny,
rozwarstwia się pod stopami,
przenika przez dłonie jak woda,
która nie chce zostać w żadnym naczyniu.
Oni jednak trwają niewzruszeni,
wciąż przeżuwając te same prawdy,
które dawno straciły smak,
lecz nadal karmią głód prostych odpowiedzi.
Wiem, że niejednoznaczność nie jest ich winą.
Złożoność rani jak drzazga,
więc omijają ją,
jak omija się zwiastun burzy,
udając, że to tylko odległe światło.
Ale przez tę pewność światło staje się twardsze,
zamiast łagodzić, oślepia.
Dlatego arka musi powstawać tu,
w głębi lądu,
na wypadek, gdyby potop przyszedł z miejsc,
co są najbardziej nasze.
A słowa, którymi się dzielimy,
niech będą deskami,
które ułożą się w coś,
co choć raz ocali nas
przed nami samymi.
Komentarze (12)
5
NO!
jestem traumatyczny, bo znałem ludzi sprzed Potopu.
NO!
To mogłem być ja. Też nie jestem niski. posturę mam słuszną.
A jeśli ładna kobieta, to ręce świerzbią.
NO!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania