Trochę surrealnie, a trochę smutno
Płynąłem przez ocean krwi w kapsule przypominającej łupinę kokosa. Towarzyszyły mi inne podobne do mnie istoty, ale znajdowały się zbyt daleko bym mógł rozpoznać szczegóły. Być może były to inne wersje mnie samego. Jedna z nich, która płynęła najbliżej, posiadała słoniową trąbę i macki wystające z uszu, ale patrząc z tyłu i pod odpowiednim kątem można by ją pomylić z człowiekiem. Osobnik ten połączył się z moją kapsułą przy pomocy harpuna i nie chciał odpłynąć pomimo moich nalegań.
- Jestem taki samotny – powiedział, próbując wywołać we mnie litość.
- A co mnie to obchodzi? – odparłem, udając obojętność. Wyglądał na naprawdę smutnego, nie mogłem mu odmówić swojego towarzystwa. Nie odezwał się potem ani słowem, pomyślałem od razu, że się obraził, po tym jak źle go potraktowałem.
- Coś nie tak? – zapytałem w końcu. Musiałem jakoś rozwiązać problem ciszy przerywanej jedynie szumem płynącej pod nami krwi.
- Napawam się pięknem okolicy.
Rozejrzałem się wokoło. Nic tylko czerwona woda. Co tu było pięknego? Nie pamiętam od kiedy dryfowałem po tym pustym świecie, ale bardzo szybko dopadła mnie monotonia krajobrazu.
Usłyszałem syk, a potem bulgotanie i zdałem sobie sprawę, że nadeszła pora karmienia. Wyciągnąłem długą rurę zza pleców, wsunąłem do ust i już po chwili poczułem znajomy smak pożywienia dawanego mi przez kapsułę. Nie było to nic specjalnego, żadne wykwintne specjały, po prostu słonawa breja, której pochodzenia nie znałem. Zacząłem wręcz odnosić wrażenie, że kapsuła żyje i wydala, a ja zjadam jej odchody. Póki jednak dawała, ja brałem. Wolałem się nie dopytywać, co to za jedzenie, gdyż odpowiedzi mogłyby mi się nie spodobać.
I tak płynęliśmy wspólnie z moim towarzyszem przez ocean krwi. Wiatr, którego nie było popychał nas w kierunku wiecznie zachodzącego nieistniejącego Słońca.
Komentarze (10)
A co do tekstu samego: czy to sen? Sprawnie opisany, więc czyta się gładko, płynie wręcz. :)
Pozwalam sobie wkleić treść w tłumaczeniu Andrzeja Nowickiego (w angielskim tekst brzmi jeszcze bardziej hipnotyzująco), niech wiersz posłuży za dopełnienie mojego komentu.
O żeglarzach Dżamblach.
Sitem płynęli, po morzu płynęli,
Sitem płynęli po morzu.
Mimo przyjaciół uwag i rad,
W burzliwy, wietrzny, niebezpieczny świat
Sitem płynęli po morzu.
A gdy odbili od brzegu w swym sicie,
Wszyscy krzyknęli: "Wy się potopicie!"
A oni: "Płyniemy na wiatry i burze.
Co tam, że sito nasze nie jest duże,
My sitem płyniemy po morzu."
Dalekie są kraje i bliskie są kraje,
Gdzie Dżamble pędzą życie,
Zielone głowy mają i niebieskie ręce mają,
Po morzu pływają w sicie.
Sitem płynęli, po morzu płynęli,
Bo sitem ich była łódeczka.
Z chusteczki uszyli żagielek zielony,
Maszt z fajki zrobili na sztorc ustawionej,
Za linę służyła wstążeczka.
I mówił, kto widział, jak wyszli na morze,
Że sito ich łatwo przewrócić się może,
Że morze ciemnieje, że podróż daleka,
Że mnóstwo i strasznych przygód na nich czeka,
Sitem płynęli po morzu.
Dalekie są kraje i bliskie są kraje,
Gdzie Dżamble pędzą życie,
Zielone głowy mają i niebieskie ręce mają,
Po morzu pływają w sicie.
I woda zaczęła napływać do środka,
Zalewać ich z sita łódeczkę,
Więc, aby się trzymać i sucho, i zdrowo,
Swe nóżki okryli bibułką różową
Zapiętą na śliczną szpileczkę.
A nocą ich niby-kajutą był słoik
I każdy z nich mówił, że nic się nie boi,
Choć morze ciemnieje, choć morze się burzy,
Że podróż daleka wciąż jeszcze się dłuży,
A sito się kręci w kółeczko.
Dalekie są kraje i bliskie są kraje,
Gdzie Dżamble pędzą życie,
Zielone głowy mają i niebieskie ręce mają,
Po morzu pływają w sicie.
I całą noc długo płynęli, płynęli,
I gdy się znów słońce schowało,
Nucili cichutkim i sennym swym chórem,
A gong okrętowy oddzwaniał im wtórem,
I echo z gór odpowiadało.
O Timbalalu, jak przyjemnie mi tu,
W tym sicie i w tym słoiku z konfitur,
Gdy niesie nas hen nasz żagielek zielony
Za bladym księżycem hen, w dalekie strony,
My sitem płyniemy po morzu.
Dalekie są kraje i bliskie są kraje,
Gdzie Dżamble pędzą życie,
Zielone głowy mają i niebieskie ręce mają,
Po morzu pływają w sicie.
Po Morzu Zachodnim płynęli, płynęli
Do lądów pokrytych lasami;
Kupili tam Sowę, niezbędny im Wóz
I pełen srebrzystych kupili Ul Os,
I pyszny Tort z orzechami,
I Prosię, i Małpkę (całą z czekolady)
Oraz czterdzieści flaszek Lemoniady
I Ser Szwajcarski z dziurami!
Dalekie są kraje i bliskie są kraje,
Gdzie Dżamble pędzą życie;
Zielone głowy mają, niebieskie ręce mają
butenko
I po morzu pływają w sicie.
Po latach dwudziestu wrócili z powrotem,
Po latach dwudziestu lub dłużej
I każdy wykrzyknął, jak oni wyrośli,
I byli u jezior, i w Górach byli Oślich,
I w Strefie Strachu i Burzy.
I pito ich zdrowie, i bankiet wydano,
Na którym ciasteczka drożdżowe podano,
I każdy pomyślał: "Ach oddałbym życie,
Gdybym jak oni mógł także w tym sicie,
W dalekie wyruszyć podróże."
Dalekie są kraje i bliskie są kraje,
Gdzie Dżamble pędzą życie,
Zielone głowy mają i niebieskie ręce mają,
Po morzu pływają w sicie.
Straszny i bardzo smutny tekst. Nawet to, co mogłoby śmieszyć, przygniata.
Piąteczka oraz pozdrawiam serdecznie:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania