Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

TRIANGEL

Epizod 1 „Debiut”

 

   Pierwszym głosem, który usłyszał po przyjściu, na Świat był wrzask położnej.

   — Antychryst się narodził! — wybiegła w głąb korytarza z sali porodowej miejskiego szpitala specjalnej posługi.

   — Jak na położną pierwszego stopnia zachowuje się pani mało profesjonalnie — skwitował ordynator, uchylając drzwi gabinetu.

 

   Powędrował za wskazującym palcem położnej wprost na salę porodową — czas na emeryturę — zdołał, wydusić wychodząc. Przypominał bobaska w ogólnym zarysie, mały, ciepły z dziecka to wszystko. Na prawie kwadratowej głowie w obszarze czoła wyrosły kępki czarnych włosów imitujące doskonale rogi. Oczka trochę się rozjechały, wyglądało, jakby patrzył, z boku na wprost. Nos odrobinę się nie wykształcił, na ten czas w tym miejscu widniały dwie dziurki. Usta były fakt, przypominały długą pauzę. Rączki nienaturalnie krótkie, materiału zabrakło, natomiast nogi z makaronu długie i kręte. Matka natura całą finezję objawiła, tworząc arcydzieło między nogami. Kapitan okrętu mógł się pochwalić nie lada masztem wciąż niebotycznie sterczącym. Starsze położne z trudem powstrzymywały uśmiech zachwytu a może pożądania.

 

   Mamusia nie była zadowolona, nie przejawiła najpiękniejszego uczucia miłości do dzieciątka, jakie by nie było. W pierwszym napotkanym oknie życia pozostawiła ze słowami „tam będzie lepiej”. Ponownie pielęgniarka z okrzykiem na ustach, pognała ze znalezionym skarbem, do szpitala na kontrolne badania bobasa. Lekarz oddziałowy okazał znamiona człowieczeństwa, przyparty przez personel medyczny rodzaju żeńskiego celem okazania zawartości pod pieluszkami, trwał nieugięcie na granicy malucha bezpieczeństwa. Poddał się po przybyciu specjalistycznych służb zapewniających dobro dziecka, przynajmniej z nazwy.

 

   Obijał się, po domach dziecka różnej maści nie napotykając optymalnych warunków, czuł się jak piłka futbolowa na trybunach z nienawidzącymi się kibicami kilku klubów piłkarskich. Adopcja była marzeniem! Przy urodzie kosmity, nie miał powodzenia, może i lepiej, nie wracał jak niepotrzebna zabawka.

 

   Zatrzymał się na chwilę w szkole podstawowej, bardziej przepychany z klasy do klasy niż z pozytywnymi wynikami. Wyjście na przerwy w zajęciach było nie lada wyzwaniem, oczekiwały w każdym zakamarku żądne sensacji koleżanki ze starszych roczników. Łapały w mocarne dłonie, zaciągając w odludne miejsca, jedna siedziała na nogach, inna na twarzy, unieruchomiony grzecznie poddał się wnikliwym obserwacjom kapitana z dumnie stojącym masztem. Uczennica dokładnie dotykała dłonią dowódcę okrętu, pod wpływem stresu wybuchał po chwili całym zestawem torped, niedoświadczona, obrywała wprost w twarz. Przypadkowo, siedząca na licu miała dziurawe rajstopy, przez które język znalazł drogę do raju, gdy jedna masowała kapitana, dążąc do obiecanych atrakcji, druga milczała, leciutko się unosząc nad ustami. Niestety zbłąkany nauczyciel nakrył niecne uczynki w damskiej toalecie, zdziwiony — w tym wieku tak się młodzież zabawia. Na siłę oderwał raj od ust, dziewczyna płakała gdy odciągał, trzecia nawet odciągana w dalszym ciągu obciągała. W ten skrócony sposób przyzwyczaił się do delicji kobiet. Rósł w przeświadczeniu — jest wyłącznie, by im było dobrze, ciepło, milutko.

 

   Trafił do specjalistycznej szkoły dla bardzo trudnej młodzieży, przydzielona nauczycielka okazała się bardzo uzdolniona, nie tylko na stole, ale bardziej po chwili pod stołem. W czasie lekcji muzyki spadł zeszyt z nutami, stając się wyrokiem dla niego, pochylając się pod pianino, poczuł rajstopy, zakręciło się w głowie. Nie mógł się oprzeć, wtulił delikatnie usta w uda, podciągając coraz wyżej spódnice, dziesięciolatek w takiej akcji był całkowitym zaskoczeniem, zanim załapała, co się dzieje, pokrył ustami całe rajstopy. Po chwili nic nie mówiąc w dalszym ciągu trwała lekcja muzyki, z malutkim udogodnieniem, rączka pani milutko masowała kapitana. Matematyka przebiegała w trybie poznawania liczenia na paluszkach, zaczął ustami liczyć paluszki rączek, by zakończyć na paluszkach nóg pod biurkiem. Belferka, sadowiąc się wygodnie na okręcie rozkoszy, czekała na jedno — mknący po nóżkach cieplutki zefirek kapitański. Wykorzystywała czas nauki na wszelkiego rodzaju orgie seksualne, posiadła na stole lekcyjnym unosząc się i opadając. Siedząc na fotelu, wciągała statek głęboko w ocean spełnienia w gardle. Lekcje urozmaicała podróżami po ogrodzie, żyli w zgodzie z naturą, co jakiś czas odpowiadając na jej wołanie. Posłusznie wykonywał wszelkie polecenia, bez mrugnięcia okiem zagłębiał się, w tyłeczek.

 

   W nocy sześcioosobowe pokoje odwiedzała pani w anielskiej bieli. Włosy opadały na króciutki biały fartuszek, pochylała tyłeczek uwolniony z więzów majteczek, lokując bezpośrednio nad twarzą, pozbawiony okrycia wyglądał apetycznie. Wybraniec chował rączki pod kołdrę, ustami uzbrojonymi w języczek odwiedzać zakamarki damy w bieli. Jeżeli wykonał zadanie znakomicie, pozostawał w łóżku, milutko głaskany przy śniadaniu po główce przez opiekunkę w bieli. Natomiast przy braku spełnienia, odbywał przyspieszony kurs, jak mniema latania. Wyprowadzała na korytarz, po świście następował trzask a później okrzyk. Śniadanie ledwo co mógł połknąć, cały pokryty sinymi pręgami, pewnie zapomniał spadochronu i kiepsko wylądował.

 

   Czasami pani w fartuszku zaprowadzała na salę ćwiczeń fizycznych, w pocie czoła z dozą energii wprowadzał kapitana w akwen pełen ambrozji. Okręt żeglował przy akompaniamencie ciekawych krótkich urywanych słów.

 

   — Jesteś wspaniały w nie wspaniałości — słyszał coraz częściej.

 

   Pewien doktor na ścieżce życiowej okazał się właściwym prorokiem, niczym brzydkie kaczątko po skończeniu czternastu lat zaczął nabierać atrakcyjnego wyglądu. Włosy czarne wyrosły do ramion, oczy spokojnie patrzyły w przód, głowa uzyskała wzorowe proporcje, ramiona zapraszały spragnione. Nogi niczym u biegacza długodystansowego wysmukłe umięśnione. Najważniejsze, okręt kapitański nie zwiększał rozmiarów w kierunku lotniskowca. Pozostał w słusznych mało spotykanych rozmiarach.

   

   Kobieta ze zgrabnymi do samej ziemi, w rajstopach opinających wspaniałości była boginią. Mogła wszystko, stawał się dozgonnym niewolnikiem za możliwość wędrowania językiem po zjawiskowości.

 

Epizod 2 „Dubel z jednym”

 

   Po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku życia otrzymał drogą testamentu po stryjecznym wujku ogromny spadek, który pozwalał na dostatnie życie bez nadmiaru pracy. Słabość do pięknych nóg objawiła się w sklepie z perfumami, gdzie w drodze całkowitego przypadku poznał Arletę. Spytała od niechcenia, którą piankę do golenia poleca na owłosione nogi. Schylił się, delikatnie dłonią mknąc od stóp do kolan, poczuł wspaniałość zapachu i tak został. Wieczorem nieopatrznie poprosiła, aby wdział na niebotycznie długie, czarne seksowne pończoszki, to było ponad siły, odpłynął w rozkoszy. Usta przykleiły się do nóg, oderwane wyłącznie na czas potrzebny do dotarcia do urzędu stanu cywilnego. Mknął po boskich co dzień, co noc, powoli zatracając się, w bezmiarze rozkoszy przestał widzieć cokolwiek innego prócz stóp, ud, kolan, kostek poznał każdy milimetr. Wykonywał najmniejsze życzenia, niczym najważniejsze rozkazy, stała się wszystkim.

 

   Chciał wyskoczyć z kolegami do baru oglądać mecz przy piwie — popatrzyła dziwnie.

   — Idź do łazienki, rozbierz się do naga, poczekaj w wannie — nie za bardzo rozumiał, do czego zmierza, pokornie wykonał polecenie, wchodząc goły do pustej wanny.

 

   Weszła do łazienki w samych pończochach okryta skąpą sukienką niewiele zasłaniającą. W głowie powstawał przyjemny apetyczny film, w żadnym calu niezwiązany z tym, co za chwilę przeżył.

 

   — Zakryj dokładnie głowę rękami, wymierzę razy pasem w celu kształcenia.

 

   Zanim zdołał sklecić jakiekolwiek zdanie całkowicie zaskoczony sytuacją, zaczęły spadać uderzenia pasem uzbrojonym w sprzączkę. Doskonale zrozumiał, czemu ulokowała w wannie, po chwili obficie kapała krew, nie przestawała katować, po trafieniu w okolicy ust nie był w stanie wydać dźwięku, nie wie, kiedy zakończyła, obudził się spłukany wodą, siny bardziej niż śliwka.

 

   — Jeżeli kiedykolwiek nie okażesz wymaganej służalczości, skatuje stopy, ból nie pozwoli chodzić na dwóch nogach — tyle się dowiedział od Arlety, wspaniałej żony.

 

   Po kilku tygodniach zniknęły urazy z ciała, znalazł się pod całkowitą dominacją. Przebywał standardowy czas w tyłeczku z językiem, napełniał rozkoszą pola niebiańskie. Ubierał rajstopy na jej nogi czasem coś jeszcze, pozwalała do woli na nietypowe zabawy, w każdej wymyślonej przez chory umysł sytuacji. Nie potrafił oderwać ust, traktowała jak psa, lejąc pasem, gdy nie mógł przestać całować.

 

   W okresie studiów żona Arleta niejednokrotnie po wypiciu kilkunastu kieliszków z najlepszą przyjaciółką Izabelą lądowały na stancji w jednym łóżku najczęściej z jednym facetem. Wpadła na chwilę w progi jednorodzinnego ceglaka położonego w bajecznej okolicy, a została kilka tygodni. Piękna, śliczna w dodatku jej nogi były troszeczkę dłuższe od nóg Arlety, sprawdził dotykowo po wyjściu żony do sklepu. Nie mógł się oprzeć, gdy stojąc w kuchni przy meblach, zadarła spódniczkę w górę, kładąc jedno kolano na blacie, sięgając po coś wysoko. Podszedł od tyłu, przykleił się do tyłeczka i tak został na długo, aż poznał każdy milimetr rajstop na nóżkach. Nie chwalili się zabawami przed Arletą, po co jej takie informacje?

 

   Wieczorem z kolei milutko zaskoczyła żoneczka, bardzo gorącym seksem, przy którym wyła bardzo głośno, w dodatku przypadkowo nie zamknęła drzwi, od sypialni, jakby specjalnie by kogoś doprowadzić do gryzienia kołdry z zazdrości.

 

   Tak trwało do pamiętnej nocy — w dzień żona w sklepie, on w Izabeli bardzo głęboko aż wyła jeszcze głośniej niż wybranka. W nocy żona dawała, ile mogła, jak nie mogła, rozdzierał mocą kapitańską. Poczuł jak coś okropnie dużego, wciska w jego usta coraz głębiej, po zapięciu z tyłu głowy rzemieni zrozumiał nową zabawę. Uniosła się w górę na tyle, żeby opaść na sztucznego penisa w ustach. Poczuł znajome dłonie Izabeli wędrujące po kroczu, uniosła się na dłoniach wędrujących po klatce piersiowej, wciskając się na kapitana całkowicie zaskoczonego sztormową pogodą na oceanie łoża małżeńskiego, które zaczęło niebotycznie falować po chwili w jednym rytmie trójkąta bez kąta. Rozdawały sobie rozkosz dłońmi, ustami jak za dawnych fajnych czasów unosząc się i opadając na kornym, zapominając po chwili o jego obecności, był tylko dla nich fabryką spełnień.

 

   Przy śniadaniu Izabela zaproponowała, że skoro jest taki uległy, to może ma ochotę pojechać do posiadłości celem odbycia szkolenia? O dziwo bez żadnego sprzeciwu Arleta się zgodziła, zadowolona, że wróci odpowiednio ułożony do jej potrzeb i wymagań. Nie pozostało nic innego jak podpisanie w towarzystwie prawnika stosownego kontraktu, stawał się praktycznie własnością Izabeli do czasu, gdy żona zechce powrotu, ewentualnie koleżanka uwolni.

 

   Trochę zaskoczony tempem wydarzeń nie wyłapał pułapki, w którą sam się wpakował. Ilość wspaniałych długich w pończochach zamydliła oczy, a mózg był zajęty lizaniem i wąchaniem, a nie dziwnym kontraktem. Błyskawicznie spakowały niezbędne ubrania w skąpej ilości. Po krótkim PA jechał w całkowicie nieznany Świat. Poza miastem, na pierwszym bezludnym parkingu, Iza oświadczyła, że czas wypełniać kontrakt.

 

   — Wysiadaj, rozbierz się do gaci przy bagażniku, po założeniu łańcuchów resztę drogi spędzisz w klatce — trzymała w ręce bat, jakby czegoś nie zrozumiał.

   — Wysuń dłonie do przodu, rozszerz nogi — zepnę łańcuchem.

   — Teraz czas na obrożę na szyje, bez bolesnych małych igieł, po znajomości — uśmiechnęła się.

   — Pochyl głowę w dół, jeszcze niżej o tak splotę obrożę z łańcuchami stóp, żebyś nie mógł się wyprostować, po sprawdzeniu klepnęła w tyłek.

   — Od tej pory zwracaj się do mnie pani Izabelo, wskakuj, przykuję głowę do stalowych prętów klatki — tylko się uśmiechnęła.

 

Epizod 3 „Fantastyczne nózie”

 

   Klatka w pojeździe miażdżyła marzenia niczym walec asfalt, obity o pręty w każdym możliwym miejscu po wielu kilometrach dotarł do miejsca zapomnianego przez Boga! Wjazd do byłej bazy wojskowej prowadził przez krótki sześćdziesięciometrowy tunel w skałach. Przekroczyli trzy bramy otwierane na zmianę gdy jedna otwarta dwie zamknięte, nie wyglądało to na żadną szkołę dla kornych raczej na więzienie pod szczególnym nadzorem. Posiadłość wyglądała okazale niczym zamek z Króla Ryszarda Lwie Serce, nie zdawał sobie sprawy, sporadycznie będzie dane oglądać zabudowania, trafi około dziesięciu metrów pod ziemię. Okolica spowita dokładnie mgłą unoszącą się nad przyległym do posiadłości bagnem stanowiła naturalną przeszkodę nie do przebycia.

 

   Bezpośrednio po wjechaniu do podziemnego parkingu prowadziła na sztywnej metalowej smyczy pochylonego niczym starca do windy. Po kilku minutach dotarł, powłócząc nogami, do celi bez okien bez drzwi, natomiast z formą kibla za załomem ściany, graniczącego z łazienką, przy ścianie zauważył barek bez piwa — deska w ścianie z krzesłem na wprost stalowej płyty, pewnie, żeby walił ze złości!

 

   — Gdzie jestem ? Co to znaczy? — więcej nie zdołał wypowiedzieć, bat zamknął całkowicie usta, chłostała długo bardzo dotkliwie.

   — Zamknij pysk niewolniku, nie wolno się odzywać bez pozwolenia — i to było na tyle wyczerpującego dialogu.

 

   Szyna pod sufitem posiadała specjalny wodzik, ze zwisającą stalową linką, umocowaną do obroży. Pozwalała na dotarcie do łazienki z kiblem oraz baru szybkiej obsługi. Po wprawnym przełożeniu zwrotnicy trafiał do obszaru pracy. Ciągnął wzdłuż brzegu żeglownym podziemnym kanałem wodnym towary promem z okolicy bram wjazdowych do centrum posiadłości.

   

   Co to miało wspólnego z anielskimi nóżkami w rajstopach do całowania? Zrozumiał, gdzie trafił, został wmanewrowany w cierniową drogę, bez spełnienia. Kilka metrów pod ciekiem wodnym w szalonych warunkach pracowali niewolnicy wydobywający śladowe ilości złota, którego nie wydobyli poprzedni właściciele wyrobiska.

 

   — Pracujesz od sygnału dźwiękowego do sygnału dźwiękowego, spożywasz, co dostaniesz za stalową płytą.

   — Po otwarciu tamtej płyty stalowej kładziesz się spać — dopiero teraz zauważył starą ogromną płytę stalową całą zardzewiałą od wilgoci.

   — Wszelkie objawy nieposłuszeństwa karać będę paralizatorem — nacisnęła coś na wyciągniętym z kieszeni pilocie, przeraźliwy ból wypełnił całego od stóp do głów, po chwili padł zemdlony na posadzkę.

 

Epizod 4 „Pantofelki”

 

   Zawisł na zgiętych nogach niespełna trzy metry nad ziemią, po zaznaczeniu na niewidocznej stronie szyny dla nadzorcy pani Izabeli dziewięćdziesiątego ósmego dnia pobytu w ośrodku odnowy duchowej. Pozycja zwisu z szyny umożliwia wyprostowanie pleców, skute łańcuchami ręce w nadgarstkach, pozwalały na minimalny zakres niezbędnych ruchów w celu zachowania równowagi w czasie powłóczenia nogami zaopatrzonymi w podobne akcesoria. Dodatkowy metalowy łącznik łańcuchów stóp, połączony z obrożą na szyi trwale uniemożliwia, przyjęcie pozycji wyprostowanej. Poruszał się jak starzec pochylony maksymalnie w przód, brakowało laski do podpierania się. Stalowy zatrzask sunący po szynie pod sufitem określał, codzienną trasę do miejsc zwyczajowo odwiedzanych w czasie porannej toalety. Wyposażony w przesył mocy pozwalał paraliżować przepływającym prądem kornego.

 

   W oddali zabrzmiał znajomy wspaniały dźwięk szpilek, zwiastujący wspaniały widok długich smukłych w rajstopach, zwanych marzeniem oczu, czasem połączony z nieznośnym bólem po przejściu bata. Pani Izabela kat zwany nadzorcą nieubłaganie się zbliżała, wspaniała jak mgła w poranek czerwcowy, gorąca jak w lipcu piasek nad morzem, wilgotna jak pierwszy sierpniowy deszcz.

 

   Stukot szpilek ustał gdy stanęła w lekkim rozkroku na wprost zdeformowanego Bernarda męża Arlety, która bez słowa sprzeciwu wysłała na szkolenie. Na własne życzenie skazał się po wsze czasy na morderczą pracę, której zakończenie stanowił wyłącznie pagórek z dołami przy granicy posesji. Nauczony całkowitej pokory tkwił na czworaka z głową na wysokości szpilek, z opowieści o lizaniu wspaniałości nie zostało nawet wspomnienie. Za chwilę zapomni zapachu rajstop, najwspanialszego aromatu podniety ze spełnieniem.

 

   Z dozą strachu uniósł oczy w szaleństwie, choć zerknąć na wspaniałości zwłaszcza w rajstopach zanurzonych w seksownych na wysokiej. Pozwoliła skinieniem paluszków dłoni patrzeć do woli na boskość kształtów iście anielskich.

 

   — Jutro odwiedziny żony, przygotuj się wyśmienicie, umyj, dostaniesz świeże ubranie, żebyś przypominał człowieka, dlatego dzisiaj masz wolny dzień od pracy, wykorzystaj należycie.

   — Chcesz coś powiedzieć?

   — Czy mogę?

   — Tak, masz czyste usta?

   — Zawsze mam na takie okazje.

 

   Namiętnie jak potrafił najlepiej, przyssał się do wspaniałych stóp w rajstopach, mknął coraz wyżej, milutko drżała. Uniosła spódniczkę wyżej, pozwalając na zdecydowanie więcej, rozchyliła majteczki na drodze do ambrozji. Fala gorąca trafiła szybciutko prosto w usta, spełniona poszła na całość, wydobywając przygotowanego na wszelkie sztormy namiętności. Robił, co umiał najlepiej, zdając sobie sprawę, że to jedyna droga ucieczki z katorgi. Żona miała głęboko w czterech literach, pewnie ma nowego między nóżkami do zabawy, może nie jest taki dobry jak on, dlatego chce odwiedzić po blisko trzech miesiącach, zabawić się gdzieś na uboczu lub ma ustaloną zabawę z panią Izabelą.

 

   — Jesteś idealny, doskonale spełniasz oczekiwania, wielokrotny orgazm to przy tobie żadna nowość. Zabiorę na powierzchnię, będziesz pracował w ogrodzie pod sprawnymi pośladkami, szkoda marnować talent pod ziemią. Nie mów nic Arlecie, ona z chęcią zobaczyłaby twój krzyżyk na krańcu posiadłości, interesuje tylko twój majątek.

   — Dziękuję! — wydusił z siebie, patrząc bardzo długo w oczy Izabeli.

   — Ściągnę łańcuchy, jeżeli jesteś pewny, że zachowasz się prawidłowo?

   — Nie zapomnisz o naszym kontrakcie?

 

   Pokornie sam z siebie opadł na kolana przed panią Izabelą, pochylając głowę do samej ziemi. Wiedział, że jest to jedyna możliwość odzyskania, choć skrawka wolności. Pochyliła się, odpięła obrożę, po chwili poczuł wolne ręce, na końcu wyprostował się po miesiącach katorgi. Pocałował szpilki w ekstazie, po niebywałym czasie poczuł wydobywające się z okrętu kapitana lepkie paliwo.

 

   — Nie zmarnuj szansy na lepsze warunki, a tym bardziej traktowanie!

   — Na dzisiaj wystarczy, po wizycie żony trafisz na powierzchnię — odchodziła powoli.

 

   Gdy ustał stuk szpilek, wstał szczęśliwy jak nigdy, ubrał pozostawione ubranie po dokładnym wyszorowaniu całego siebie.

 

Epizod 5 „Szturm kapitana”

 

   Zastanawiał się, słysząc zbliżającą się żonę, jak powinien się zachować, strzelić z otwartej dłoni wprost w szemrany pysk, kopnąć w dupę aż zdechnie z głodu w powietrzu? Wyszła za mąż jedynie dla kasy, a pozytywny seks stanowił wspaniały dodatek. Przyszedł czas, żeby się pozbyć i zagarnąć wszystko dla siebie, okrutne jest życie fakt. I co jej zostanie? Przydupas, którego sobie przygruchała, pewnie zwieje gdy oświadczy, że czas brać się za pracę. Pokornie schylił głowę, patrząc w posadzkę, potraktował poważnie zapewnienie Izabelli o szansie na nowe wrażenia po odpowiednim zachowaniu.

 

   — Wyglądasz bardzo atrakcyjnie w jasnym garniturze, bez bransoletek na rękach i nogach jesteś wspaniałym ciasteczkiem!

   — Dziękuje pani, za pozytywne zdanie na mój temat.

   — Pani? O wyrobiłeś się w tym wspaniałym miejscu, bardzo miła wiadomość, idealny kierunek kształcenia na kornego.

   — Miesiąc temu błagałeś na kolanach, liżąc szpilki, żebym zabrała z drogi krzyżowej, dzisiaj zerkasz od czasu do czasu.

   — Moim skromnym zdaniem minęły trzy miesiące, nie miesiąc! Przebywając w sanatoryjnych warunkach, miałem sporo czasu na rozmyślania. Dodatkowo ciężka praca nie tylko wzmocniła ciało, ale co istotniejsze ducha wewnętrznego, jestem innym człowiekiem pozbawiony miękkich cech niedojadka seksualnego.

   — Zaraz, kogo? Pierwszy raz w życiu słyszę takie określenie.

   — Nie mam ochoty wędrować po nogach językiem, kupiłaś specjalnie seksowne rajstopy, wypachniłaś się lepiej niż drogeria. Pewnie nowy przydupas nie spełnia oczekiwań? Po co przyjechałaś, napawać się tragiczną sytuacją, w jaką sam się wpakowałem, sprawia przyjemność męka męża w kajdanach niewoli, kilka pięter pod ziemią pracując tylko po to, żeby umrzeć?

   — Zabierzesz stąd? No właśnie.

   — Nie wiem co odpowiedzieć?

   — Nie przyjechałaś po mnie!

   — Nie wiesz co odpowiedzieć?

   — To pomogę!

   — Do widzenia, baw się dobrze — zdychaj szybko, dodał w myślach.

 

   Obrócił się na pięcie, licząc, że nie pobiegnie za nim, szedł szlakiem do pracy, miał zamiar ciężko pracować, może Iza nie oszuka i jednak zabierze do znośniejszych warunków. W oddali mknęły szpilki, coraz ciszej po chwili usłyszał wyłącznie startującą windę na powierzchnię.

 

   — W garniturze za wiele, butach za jeszcze więcej ciągniesz ponad siły prom z towarem? — Izabella się miło uśmiechała.

   — Nie schylaj się tak głęboko, wystarczy, jak powiesz — Cześć, Izo — śmiała się bardzo głośno, ciągnąc za rękę w kierunku windy.

 

   W apartamencie podarła kontrakt bezpośrednio po wejściu, ze słowami — jesteś wolnym człowiekiem, możesz, wędrować gdzie chcesz. Wybrał drogę wprost do sypialni, bez zbytecznego przyklejenia do rajstop, ściągnął, powąchał, pocałował fakt, ale po chwili założył bardzo długie wprost na wyrobione ramiona i jednym mocnym ruchem kapitan odcumował okręt, płynąc na otwarte nieznane wody, może nie zawsze tylko rozkoszy, ale to w następnej bajce!

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania