Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
"Tropiciel - Cienie Nemrodu" - Prolog
Świat jenże znałeś, nie jest tyli jak drzewiej. Słyszała ja trochu, kiej złe idzie ku nam. Jakowiś leściwe Mamuny lubo Mroczne Cienie prosto ze wschodu zajdzie. Onych pobiedzić trzeba, jeno ubiedzić, ji łacno nie da. Bacz drugu, złe czai się wszyciek – takową mowę rzekła Kryvja.
Prolog
Rok 287. Morávij. Wieś Stráberok. Noc Świtu.
Mówiono we wsi, iż ta noc była straszna, wręcz przerażająca. Mówiono, iż była to Noc Świtu – noc, o której opowiadano od dawien dawna. Opowiadano o niej niemal przed stu laty, gdy na terenach prastarej i dzikiej krainy Morávij szerzyło się wszelakie zło, jakie tylko wtedy widział świat. Powiadano wtedy, iż w Noc Świtu wydarzy się coś strasznego.
Zaczęło się o zmierzchu, który tego dnia zapadł wyjątkowo wcześniej niż zwykle. W ten niezwykle zimny, zimowy wieczór, widziała to nadzwyczaj wyraźnie – widziała zło, jakiego od dawna nie widywano na tych ziemiach. Nawet ona sama, mimo że przeżyła już kilkadziesiąt wiosen, nigdy wcześniej nie widziała aż takich Mamun, dziwactw i biesów – a widziała już niejedno, i niejedno już ją potrafiło zdziwić, ale tym razem wszystko to było nadzwyczaj dziwne. I właśnie to nie dawało jej spokoju. Nie umiała tego wyjaśnić.
Wpierw, w maleńkiej wsi Stráberok, mieszczącej się na skraju Wilchwowych Mokradeł, dało się słyszeć ujadanie psów – nie jednego czy dwóch, a wręcz całej gromady. Zdziwiło to ją nieco, gdyż nigdy wcześniej się tak nie zachowywały. Nawet wtedy, gdy tutejsi chłopi powracali z polowania, niosąc na plecach upolowaną zwierzynę. Kilku z nich próbowało je uspokoić, ale na nic się to zdało, gdyż nie mogli do nich nawet podejść. Psy zaczęły głośno warczeć i skakać w ich stronę – i tylko to, że były uwiązane łańcuchami, chroniło mężczyzn przed rozszarpaniem.
Potem słyszała jakiś dziwny, przeraźliwy świst, dotąd jej nie znany, albo tylko jej się tak wydawało – w ten wieczór wszystko zaczynało się jej wydawać wyjątkowo dziwne. Czuła także jakiś niepokój, jakby miało wydarzyć się coś naprawdę złego.
– Zaczęło się… – Nim zdążyła dokończyć swą myśl, stało się to, czego obawiała się od dawna, a o czym od wielu lat nie opowiadano ze strachu i grozy.
Nieprzenikniony mrok ogarnął wieś. Widziała, jak w jednej chwili, jedno po drugim, gasną łuczywa w oknach domostw. Widziała, jak prędko zamykane są drewniane okiennice, jak szybko chłopi wbiegają do swych chat i czym prędzej zamykają drzwi, i widziała także zielony błysk, który zwiastował najgorsze.
– Nocznica! – rozległ się przeraźliwy krzyk jakiejś młodej dziewki, która upuściwszy chrust na ziemię, padła na kolana w progu swej chaty.
Zobaczyła ją… Tak, zobaczyła ją – choć nie sądziła, że kiedykolwiek tego dożyje. Pośród zielonych błysków, po-śród niewielkiej mgły, wśród kłębów dymów unoszących się z krytych strzechą dachy chat. Z mocno bijącym sercem, wpatrywała się z przerażeniem w bladą postać, wolno kroczącą błotnistą ścieżką przez Stráberok.
Tak, to była ona – Nocznica. Upiór z prastarych opowiadań, które okazały się być jak najbardziej prawdziwe. Żałowała, bardzo żałowała, że ludzie jej nie słuchali, gdy ostrzegała ich, iż te wszystkie opowiadania o Nocy Świtu są prawdziwe, by tej nocy złożyli ofiarę ku czci bogini śmierci Žyrjiny, aby ta ocaliła ich wieś. Jednak niektórzy ludzie już dawno temu przestali czcić Starych Bogów, czuli się przez nich wręcz opuszczeni. Tym bardziej żałowała, że jej nie wierzyli, gdyż wiedziała, co w tę straszną i mroczną noc może się wydarzyć.
Teraz, gdy była już wystarczająco blisko niej, widziała jej siną skórę twarzy, spod której w niektórych miejscach wystawały kości – gdzieniegdzie wręcz ich brakowało. Widziała także jej puste oczodoły, spękaną skórę w okolicach ust, odsłaniającą żuchwę i pożółkłe zęby. Poszarpane, sinawe włosy targane wiatrem, opadały na blade, wychudzone ciało – tak chude, że pomimo, iż była odziana w podartą, poplamioną błotem i krwią długą suknię, dało się zauważyć kości.
Widziała, jak z ust Nocznicy wydobywają się kłęby pary, gdy coś mówiła, ale… nikt, nawet ona sama nie mógł nic usłyszeć. To tylko potwierdzało, iż wszystko, co opowiadali niegdyś o Nocznicach liczni wieszcze i wiedźmy jest rzeczywiście prawdą. A prawda była straszna – albowiem upiór, sługa Žyrjiny, pojawił się znikąd. Jeszcze straszniejsze było to, iż Nocznica niosła za sobą tylko śmierć. Jej głucho wypowiadane słowa, stawały się rzeczywistością. Krok po kroku, tak jak jej bose stopy grzęzły w błocie i śniegu, gdy szła przez Stráberok, jedną chatę po drugiej zaczął trawić ogień. Krzyki uciekających z płonących chat ludzi były niczym, w porównaniu z tym, co dopiero miało się wydarzyć.
Na widok tego, co nadeszło w owej chwili, zaczęła modlić się, a raczej prosić Starych Bogów Ziemi i Nieba – Àzrnija i Ràjsze, by w jakiś sposób… to wszystko powstrzymali. Jednak jej modły chyba były daremne, albowiem Nocznica szeroko rozłożyła swe wychudzone ręce i głośno zapiszczała. Pisk był nie do zniesienia. Widziała, jak ludzie dłońmi zatykają uszy i krzyczą z przerażenia – ale i to na nic też się zdało, gdyż sam widok upiora i tego, co z sobą sprowadził, nie był najgorszą rzeczą, jaką zobaczyli dzisiejszego wieczoru mieszkańcy Stráberoku. Najgorsze dopiero nadchodziło – i to ją najbardziej w tym wszystkim przerażało, gdyż ci biedni i bezbronni ludzi, nie byli tego świadomi.
Chwilę potem pojawiła się kolejna Nocznica, powoli wyłaniając się z jednej z płonących chat, która kilka sekund później się zawaliła, przygniatając kilku ludzi. Widok ten był naprawdę straszny. Nie minęła chwila i pojawiły się kolejne upiory.
– Pięć, sześć, siedem… – Próbowała je zliczyć, ale z każdym momentem, było ich coraz to więcej. Pojawiały się dosłownie wszędzie.
Nocznice były okrutne, nie okazywały litości dla nikogo. Nie dziwił jej ten fakt, przecież były one sługami samej Žyrjiny – jej imię, jak i upiory będą zapamiętane w Stráberok na wieki. Widok, w jaki sposób zabijały ludzi, był nie do opisania, nie umiała znaleźć odpowiednich słów – gdyż tego w żaden sposób nie dało się opisać.
Upiory wchodziły w ludzi, nieważne było dla nich czy to było dziecko, kobieta, mężczyzna czy też starzec. Ludzie padali na kolana w błocie i śniegu, plując krwią. Gdy ich ciała całkowicie opadły na ziemię, pośród zgliszczy swoich chat, Nocznice wyłaniały się z martwych już ciał i powoli zmierzały do kolejnych – dla Nocznic liczyła się tylko śmierć, po to właśnie zostały stworzone przez Žyrjinę, by nieść ze sobą zgubę dla każdego. Ta noc była nocą śmierci.
Ludzie próbowali uciekać przed upiorami, chować się gdzie tylko było to możliwe, ale ich wysiłki były daremne, o czym przekonali się, gdy Nocznice zaczęły przechodzić przez płonące ściany i zabijać kolejne swe ofiary.
– Ràjsza… Ràa… – Gdzieś z jakiejś chaty, dobiegło głośne wołanie kobiety, próbującej wezwać na pomoc jednego ze Starych Bogów, ale bardzo szybko ucichło.
Słyszała płacz dzieci, krzyki i modły ludzi, którzy okazali się bezsilni wobec Nocznic. Ci, co nadal czcili Starych Bogów wiedzieli, że nawet i oni im nie pomogą. Musieli pogodzić się z tym, co zdawało się być dla nich nieuchronne – ze śmiercią. Ale jaka to jest dla nich śmierć? – pomyślała, i na to pytanie nie umiała znaleźć odpowiedzi, o ile takie było.
Na moment zamknęła oczy, i gdy ponownie je otworzyła, zobaczyła, jak nad Stráberokiem unoszą się gęste kłęby dymu, jak trawiący chaty ogień, rozświetla okolicę ukazując… przerażający widok. Mnóstwo zakrwawionych ciał leżało w błocie i śniegu, a ich twarze… – Kolejny raz zamknęła oczy, nie chciała na nie już dłużej patrzeć. W ogóle nie chciała już patrzeć na to, co się działo w Noc Świtu. Jednak… bała się znów otworzyć oczy, gdy usłyszała coś o wiele bardziej straszniejszego niż same Nocznice, coś co przeraziło ją jeszcze bardziej.
– Zannajàd dijà, azzja dijanuur… – Znała te słowa, znała tę mowę, znała znaczenie tych słów, ale bała się tego, co za sobą niosą, a tym bardziej – kto je wypowiada.
– Dijà zajjan, dijà wejjv Ažaajad… – Kolejne słowa były jeszcze straszniejsze od poprzednich.
Nie chciała, tak bardzo nie chciała, ale musiała otworzyć oczy, musiała zobaczyć, kto wypowiada słowa zakazanej od wielu lat Czarnej Magii – magii, którą znała, i dzięki której mogłaby ochronić Stráberok przed Nocznicami. Wiedziała jednak, iż jej używanie jest bardzo niebezpieczne. Znała już takich, którzy to robili, nie chciała dzielić ich nieszczęsnego losu, gdyż ta magia potrafi być naprawdę nieobliczalna. Jest niekiedy w stanie przejąć kontrolę nad człowiekiem, który jej używa i doprowadzić go do najgorszego… – Po jej ciele przeszedł dreszcz, gdy pomyślała o tym, co w ostateczności ze sobą niesie. Tym bardziej czuła się bezsilna.
Powoli podniosła swe pomarszczone, blade powieki i ujrzała go – tego, kto władał Czarną Magią, tego, kto miał odwagę jej użyć. Widziała w oddali Czarną Postać, która powoli wyłoniła się z dymu i zmierzała w jej stronę, dzierżąc w dłoni miecz – Kryžyr, zwany Cieniem Zmierzchu, którego ostrze oplatały czarno-czerwone smugi oparów. Nie był to jednak zwykły miecz – był wręcz przeklęty. Stworzony niegdyś za pomocą Czarnej Magii, przez samą Žyrjinę. Widziała również jak za Czarną Postacią, której poszarpana szata swobodnie łopotała na wietrze, pośród siarczystego mrozu, kroczą liczne Mamuny, dziwactwa i biesy, jakich nigdy dotąd nie widziała – bo kto władał Cieniem Zmierzchu, władał też i nimi. Gdzieś w głębi duszy czuła, że Nocznice, Czarna Postać, Kryžyr i stwory, to dopiero początek – początek, czegoś znaczniej gorszego, niż sama Noc Świtu.
– Zànjjan Dàar Azjjar! – krzyczały liczne upiory, a ich wołania były jeszcze bardziej przeraźliwe, niż same Nocznice.
Była wystraszona tym, co zobaczyła, a jeszcze bardziej tym, co usłyszała. Wiedziała, co wołają wszelkie stworzenia – i to ją najbardziej przerażało. Stare opowiadania o Nocy Świtu się spełniły – a mówiły o tym, iż w pierwszy dzień wiosny, dziesięć lat po Wielkiej Wojnie, świat ponownie pogrąży się w mroku i ciemności, że nastanie czas panowania biesów i upiorów, jakich jeszcze nigdy ludzie nie widzieli. Mówiono także, iż Starzy Bogowie sprzymierzą się z Upadłym Królem, by odzyskać to, co niegdyś utracili, by odzyskać to, co im niegdyś ktoś odebrał – a odebrał im prawie wszystko.
Powoli zamknęła swe białe oczy i opuściła dłonie, które cały czas miała skrzyżowane na piersi, przerywając tym samym rytuał widzenia. Żarzące się węgle, tworzące wokół niej krąg zgasły. Wycieńczona opadła na kamienną, zimną posadzkę groty, którą oświetlało kilka świec.
– Matjuszko! – rozległ się nagle czyjś głos.
Nadal leżała skulona na ziemi, ciężko oddychając. Ten rytuał kosztował ją naprawdę sporo sił, ale wiedziała, że musi go wykonać, by zobaczyć to, o czym mówiły stare opowiadania, by przekonać się na własne oczy, iż opowiadana od wielu lat Noc Świtu, jest rzeczywistością.
– Matjuszko! – zawołał ktoś ponownie, a potem i mocno ścisnął jej zimną dłoń. Poczuła ciepło, delikatnej dłoni, która również dotknęła jej sinej i pomarszczonej twarzy.
Powoli uniosła powieki, jej białe oczy stały się teraz jasnozielone. Widziała przed sobą rozmazany obraz jakiejś postaci, ale była zbyt słaba, aby móc ją lepiej zobaczyć. Zakaszlała, po czym z trudem wypowiedziała słowa, ledwo ściskając czyjąś dłoń:
– Kaj, znajdź druga… złe idzie ku nam…
Po tych słowach zasnęła.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania