Trudność kochania 19
Nie pamiętam kiedy dostałem tak ostrą reprymendę jaką zrobił mi Bernie wieczorem. Na dodatek, że ledwo co trzymałem się na nogach i łeb mi pękał, to wielki przyjaciel odpieprzył mi kazanie na temat mojego życia. Fakt - nie było prowadzone jak należy, ale to co robiłem było tylko moją sprawą. Zresztą, każdy powinien pilnować własnego nosa. Jak on w ogóle miał czelność opieprzać mnie, skoro Bernie był nie lepszy. Sam pieprzył wszystko co miało na dupie kieckę i cycki na wierzchu. Do tego miał na rękach niezliczoną ilość krwi. Jego przeszłość była ciemna i okropna. Raczej do nieba nie pójdzie za te liczne morderstwa. Jednak to była jego sprawa i nigdy z tego powodu nie robiłem mu awantur. Poza tym nie miałem prawa czegokolwiek wypominać jemu, bo sam zabiłem człowieka.
Ósma rano, kac gigant, głowa ciężka jak beton i do tego czas było ruszać dupę do pracy. Gdyby nie czekająca mnie rozmowa, poważna rozmowa z Rossi, to nikt by mnie z domu nie wyciągnął. Musiałem jej jakoś wszystko wytłumaczyć i skłonić do tego by dzieliła ze mną dom i życie, do czasu rozwodu. Ale jak przekonać kobietę, która była uparta gorzej niż osioł i mająca swoje żelazne zasady życiowe.
Odświeżyłem się i doprowadziłem do porządku, zjadając na siłę śniadanie i wypijając kubek aromatycznej kawy. Z podładowanymi bateriami udałem się swoim Bentleyem do firmy. Oczywiście, ja nie prowadziłem, tylko jeden z ludzi Berniego. Wystarczająco dużo problemów już miałem i kolejny nie był mi potrzebny. Wparowałem do biura jak torpeda i czekałem kiedy zjawi się Rossi w moim gabinecie. Było już po dziewiątej, a jej nie było. Za to do mnie zgłosiła się jej przyjaciółeczka.
- Dzień dobry szefie. Mogę? - zapytała niby normalnie, ale mnie się wydawało, że była wściekła na mnie.
- Gdzie jest Rossalin? - od razu zapytałem.
- Ja właśnie w tej sprawie - podała mi kopertę - Rossi kazała to panu przekazać.
- Co to jest? - bylem zdziwiony tą kopertą.
- Wypowiedzenie. Jej wypowiedzenie.
- O czym ty mówisz? - zaczynałem być wściekły.
- Pańska żona, nie chce mieć nic z panem wspólnego - nie podobało mi się to wcale.
- Gdzie jest Rossi?
- Daleko - powiedziała, a wychodząc dodała - Rossalin składa sprawę o unieważnienie małżeństwa - trzasnęła drzwiami, a ja stałem osłupiały jej ostatnimi słowami.
- Kurwa! - walnąłem dłońmi o biurko i wstałem z fotela.
Krążyłam nerwowo po pomieszczeniu analizując wszystko, począwszy od poznania Rossi, kończąc na naszej ostatniej awanturze. Złapałem telefon i połączyłem się z Bernie.
- Stary, musisz znaleźć Rossalin.
- Znikła?
- Złożyła wypowiedzenie przez przyjaciółkę i podobno chce unieważnić nasze małżeństwo.
- Dałeś dupy, przyjacielu.
- Zamknij swoją twarz i szukaj jej - rozłączyłem się zanim on wydusił z siebie słowo.
Zabrałem kilka dokumentów i po namyśle wpadłem do kadr. Nie zważając na dziwne miny swoich pracowników, dopadłem do komputera przeszukując czegoś na temat Rossi oraz jej przyjaciółki. Byłem w niezłym amoku, dopadło mnie dzikie szaleństwo.
- Mam! - zadowolony ze swoich poszukiwań zapisałem dwa adresy. Jeden Pauli i drugi jej babci.
Kiedyś, gdy Paula zaczynała u mnie pracę, mieszkała u swojej babci. Coś mi mówiło, że tam właśnie znajdę Rossalin.
Wypadłem z firmy i wsiadłem do samochodu, podając kierowcy kartkę z adresem babci Pauli. Jeśli tam by jej nie było, to wtedy musiałby Bernie ją znaleźć. Pełen nadziei i dobrych przeczuć jechałem na przeciw swojej przyszłości i prawdy - tylko prawda, mogłaby uratować moją skórę.
ROSSALIN
Jechałam do Buni, by odpocząć psychicznie od własnego życia i tego pieprzonego świata. Na babcie Bunie, zawsze mogłam liczyć. Ona jedyna potrafiła mnie pocieszyć i przemówić do rozumu. Wiele razy dzięki jej radą zrozumiałam swój błąd lub pomogłam komuś innemu, kto tego potrzebował. Kiedyś nawet z Paulą i jej babcią, wydałyśmy specjalny obiad dla rodziny z czworgiem dzieci. Byli biedni, a jedynego żywiciela rodziny zwolnili z firmy. Ich świat się rozpadł, kobieta nie ogarniała wszystkiego, a jej mąż zamiast nie poddawać się to zaczął uciekać w alkohol. Z bólem serca patrzyłyśmy na tą rodzinę, w której najbardziej cierpiały dzieci. Po rozmowie z Bunią, postanowiłam im pomóc. Znalazłam pracę dla Kurta, był oburzony, że wtrącałam się w jego życie i zrobił mi potworną awanturę. Jednak po dwóch dniach przyszedł do nas i przeprosił. Był trzeźwy, ogolony i pachnący. Dziękował nam za to, że pomogłyśmy jego rodzinie. Bunia zaprosiła ich wszystkich na uroczysty obiad. Widząc ich wszystkich takich szczęśliwych i uśmiechniętych, łzy same napływały mi do oczu.
- Kochana moja - przed domem stała moja ukochana Bunią z wielkim uśmiechem na ustach - Chodź, niech ciebie uściskam - podbiegłam do kobiety, a ona zamknęła mnie w mocnym uścisku.
- Stęskniłam się za tobą - cmoknęłam ją w tłuściutki policzek.
- Ja za tobą też moje dziecko - uśmiechnęła się radośnie, wypuszczając mnie z objęcia - Chodź do środka.
Od samego wejścia do domu, było czuć cudowny zapach ciasta drożdżowego oraz świeżo parzonej kawy. Na samą myśl poleciała mi ślinka.
- Cudowny zapach Buniu.
- Wiem jak uwielbiasz moje ciasto drożdżowe - postawiła na stole dwa talerzyki i dwie filiżanki - Zaraz przyniosę ciasto i kawę - ucałowała mnie w czoło - I opowiesz mi o swoim mężu - powiedziawszy, zniknęła w kuchni. Zastanawiałam się od czego zacząć babci opowiadać, kiedy usłyszałam nadejście SMS. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że to z banku. Informowali mnie, że dostałam przelew na pięćset tysięcy. To sukinsyn powiedziałam w myślach.
- Jedz kochanie, a tu masz jeszcze masło czekoladowe - podsunęła mi pod nos talerz ciasta i gorącą kawę.
- Chyba apetyt mi odszedł - spojrzałam na Bunię zdenerwowana.
- Dziecko, co się dzieje? Zawsze byłaś pogodna i uśmiechnięta, a teraz wyglądasz mizernie - musiałam w końcu wydusić z siebie wszystko o czym nie wiedziała nawet Paula.
- Buniu zrobiłam wielką głupotę, a to wszystko przez uratowanie mnie przed gwałcicielami...
- Rossi, zaraz, moment. Jacy gwałciciele, jakie ratowanie? - była bardzo zdenerwowana - Weź ciasto i na spokojnie wszystko mi opowiedz - zrobiłam taka jak powiedziała Bunia.
Ciężko mi było opowiadać ze szczegółami o napaści, o tym jak Eric zaproponował mi małżeństwo za pieniądze i jak w perfidny sposób ożenił się ze mną. Nasza rozmowa trwała dość długo, ale Bunia pomogła mi coś zrozumieć.
- Kochanie, ten mężczyzna wykazał się dużą odwagą ratując ciebie i dziękuję Bogu za to, że on się tam zjawił - łzy babci poleciały po policzkach - Jestem mu za to wdzięczna, a ty odpłacając za to co zrobił, postanowiłaś pomóc Erickowi - podeszła do mnie i przytuliła - Masz dobre serce i stąd ta Twoja pomoc. Oczywiście, on źle postąpił organizując ślub bez twej zgody. Jednak znając twój uparty charakter, to nie dałaś mu się wytłumaczyć - uniosłam na nią swoje spojrzenie - Tak właśnie myślałam.
- Dobrze mnie znasz, ale on mnie oszukał i jeszcze przesłał mi pół miliona na konto. Niech weźmie te swoje pieniądze i się nimi udławi.
- Moja kochana Rossi - śmiała się w głos, a ja nie wiedziałam z czego - Ty się porostu w nim zakochałaś.
- Co ty za brednie Buniu wygadujesz - zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Pójdę zobaczyć kto to, a ty weź gorącą kąpiel - napiłam się jeszcze kawy i z torbą, z którą przyjechałam pomaszerowałam na górę.
Weszłam do pokoju, w którym zawsze nocowałam i wypakowałam kilka swoich rzeczy. Z czystymi rzeczami udałam się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod strumień cieplej wody, która sprawiała rozluźnienie mojego ciała. Orzeźwiona wyszłam z łazienki, opuszczając swój pokój. Z salonu dochodziły mnie głosy, Buni i jakiegoś mężczyzny. Weszłam do pokoju. Babcia siedziała na wprost mnie, a mężczyzna tyłem.
- Jesteś już kochanie. Masz gościa - gość wstał od stołu i odwrócił się w moją stronę.
- Witaj Rossi.
- Co ty tu robisz? - byłam bardzo zdenerwowana. Nie chciałam tego człowieka widzieć po tym co mi zrobił. Dlaczego Bunia go wpuściła do domu? Dlaczego?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania