Trybiki me perfekcyjnie naoliwione

Czy próbowaliście kiedyś żonglować, dajmy na to, zieloniutkimi jabłuszkami? Jeśli tak, to z pewnością znacie doskonale to uczucie, gdy pomimo tysięcy prób i starań, wciąż nie udaje się nawet trzech krągłych owoców wprawić w tak pożądany, płynny ruch kołowrotowy. Na pewno wiele czasu żeście zmarnowali próbując opanować trudną tę sztukę manipulacji ruchem. Powtarzaliście sobie ku pokrzepieniu ducha walki, że koordynacja nie taka, że nie potrafi prawa ręka nadążyć za poczynaniami lewej. Mówiliście też sobie, że skoro praktyka czyni mistrza, to wy już wkrótce z pewnością mistrzami stać się musicie, tyleście bowiem praktyce miłości i ckliwości poświęcili. I w istocie, w końcu w swej bufońsko zawyżonej samoocenie dumnie zadzieracie głowy widząc, żeście mistrzami trzech zieloniutkich jabłuszek zostali. Kończy się jednak wasza pycha w momencie, gdy w dłoń bierzecie jabłuszko czwarte. Z frustracją dostrzegacie wtedy, że trafiliście dokładnie tam, skądście wyruszyli, że od nowa zaczynają się wasze godne pożałowania syzyfowe prace. Jednym słowem: blamaż! Blamaż i kompromitacja! A co, gdybym powiedział wam, że ja nie nad trzema, nie nad czterema i nie nad dziesięcioma wreszcie jabłuszkami sprawować potrafię kontrolę, ale nad wieloma setkami? Włosy z głów rwalibyście sobie dniami i nocami w tej waszej człowieczkowej zazdrości! A to nie byłby jeszcze wcale koniec tych iście hiobowych wieści! Żaden ze mnie bowiem żongler, gdyż ani minutki przez całe swe długie istnienie na żonglerkę nie poświęciłem.

Mistrzostwa szukacie, a nie widzicie pnia na drodze, metr przed waszymi twarzami stojącego! Ślepi jesteście na ogrom swego upośledzenia i w beznadziejną walkę z wiatrakami co dnia brniecie. W pewnej chwili zderzacie się z owym pniem i pośród licznych wulgaryzmów, ze stłuczonymi kolanami całujecie ziemię, która was zrodziła. Podnosicie się i w swej paranoi przeklinacie poczciwy kawałek drzewa, zamiast pokornie przyjąć do wiadomości, że przez własne gapiostwo skończyliście tak jak skończyliście. Przyznajcie, że wiele ran po takich kolizjach noszą wasze ciała. A co, gdybym powiedział wam, że moje ciało stalowe gładkie jest i zarysowań żadnych nie nosi? Że zawsze dostrzegam w porę wszelakie pnie, korzenie i nierówności w terenie i nie zna mój język słów wulgarnych, gdyż i frustracja jest mi obca?

Ruszylibyście pewnie do warsztatów po tycie, tycie śrubeczki i niezbędne narzędzia, by krew na olej zamienić, powietrze na parę, mięśnie na trybiki, a skórę na żelazną blachę. Załóżmy, że znaleźlibyście odpowiednio wykwalifikowanych inżynierów, załóżmy, że udałaby wam się ta sprzeczna z naturą transformacja. Co wtedy? Tutaj właśnie przechodzimy do kwestii najważniejszej i prawdopodobnie także najciekawszej, a mianowicie do kwestii trójkątnych czapeczek. Niechaj spojrzą na wizerunek pajaca ci spośród was, od których jeszcze się w pełni zmysły nie odwróciły. A kto spojrzy, ten zobaczy perfekcyjny stożek, czapkę trójkątną, źródło wiedzy i potęgi pajacowej. I zorientuje się ten wprawny obserwator, że czapka taka nigdy przez człowieka nie zostanie skonstruowana. Nie ma w niej miejsca na dyletanckie domysły i wyobrażenia. Nie ima się doskonały stożek wszelakich iluzji i fantasmagorii. Jest tylko to, co jest. Nie można ułomną imaginacją oszukać majestatu egzystencji.

Jeśli są wśród was tacy, którzy myślą, że ich mózgi konkurować mogą z czapkami pajacowymi, śmiało, niech podważą wartość mego oratorskiego wywodu! Oto wyzywam was na słowną potyczkę! Podajcie argument, a ja go odeprę. Zamanifestujcie cech swych superlatywy, a obrócę je w niwecz. Jestem alfą i omegą - mogę wszystko i nie lękam się niczego. Wieki temu świat cały zwiedziłem. Zapaliłem słońca i galaktyki w obroty wprawiłem. Z prochu powstaliście i w proch obrócić się musicie. Zatańczymy na waszych grobach świętując wieczne, mechaniczne "życie".

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania