Trzeba wygrać ten mecz
Wsiąść do pociągu, prosto do Łodzi
Wziąć z sobą kosę też nie zaszkodzi
Ściskając w ręku kamień brukowy
Aby łodzianom rozbijać głowy *
Wsiadają. Na peronie Długopis i Dinozaurus. Długopis bez flagi. Trzeba flagę ukryć pod pazuchą, a kij najlepiej wsadzić w nogawkę. Dinozaurus rozpiął rozporek i obsikał tablicę na ścianie wagonu. Najdłużej sikał na napis: Łódź Fabryczna. Od czoła pociągu nadbiegł kierownik.
— Proszę natychmiast opuścić dworzec! — zawołał w kierunku sikającego, ale na widok pryszczatej gęby, spłaszczonego nosa, złamanego wiele razy w walkach na pięści, wycofał się do pierwszego wagonu za lokomotywą. Dinozaurus obserwował go żółtymi oczami osadzonymi w wąskich szparkach, jakby to były szczeliny w zakutej na głowie przyłbicy, którą nosił od dziecka. Kierownik wskoczył do ruszającego pociągu, po czym zamknął się w przedziale służbowym i nie wychodził stamtąd aż do stacji docelowej.
Jadą. Gdzieś za Skierniewicami pociąg staje raptownie w szczerym polu. Ktoś pociągnął rączkę hamulca. Kilku pasażerów wychyla głowy przez okno. Na sąsiednim torze grupka wyrostków uwija się jak w ukropie: zbierają kamienie z podsypki i napychają nimi worek.
W Łodzi Fabrycznej trzeba wysiadać
Każdy się boi, nie ma co gadać
Czerwono-biali to istne diabły
Pozabijaliby nas doprawdy
Wysiadają. Idą w kierunku Piotrkowskiej. Po dwóch, trzech, małymi grupkami, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Nie jadą prosto na stadion, kluczą, nadkładają drogi: nachodzą od strony politechniki, przedzierają się przez Bałuty. To samo przy bramie stadionu: wchodzą na trybuny bezszelestnie, siadają w bocznym sektorze, na najgorszych miejscach, niedaleko bramki — sympatycy Legii incognito. Ale po wykopaniu piłki nie wytrzymują; wyciągają flagi, serca rozpiera im duma, zaczynają śpiewać, wpierw nieśmiało, na kilka głosów:
W pociągu jest tłok,
na dworze już zmrok
Kibice na mecz się spieszą
i nagle ktoś wstał:
Zaśpiewam ja wam
o Legii mej ukochanej
Śpiew rozbrzmiewa coraz głośniej, przyłączają się siedzący z boku, śpiewają wszyscy, jak jeden mąż:
CWKS, do boju Legia Warszawa!
Dwie bramki Kazimierz, dwie bramki Topolski
i Legia ma mistrza Polski!
Dinozaurus pośrodku, dyryguje chórem pewnych siebie śpiewaków: tenorów, kilku barytonów, słychać nawet jeden bas. Długopis obok niego podnosi do ust butelkę z mlekiem, ale wiadomo, że to nie jest mleko, tylko czysta wymieszana z lodami bambino.
— Lody, lody! Truskawka, dwa wiadra wody! — przedrzeźnia sprzedawcę.
Wtem z przeciwnej strony zrywa się krzyk tysięcy gardzieli, wielokrotnie potężniejszy, zagłuszający wszystko:
CWKS, CWKS
Legia, Legia, jebał ją pies!
Mecz jest nudny, wynik bezbramkowy. Piłkarze nie mają ochoty do gry, ruszają się w zwolnionym tempie, omijając ostrożnie kałuże w kilku miejscach na murawie boiska po porannym deszczu. Mecz przestaje być głównym gwoździem programu; staje się zaledwie tłem do wydarzeń, na które wszyscy czekają z niecierpliwością. Od głównej trybuny odłącza się kilkanaście postaci, biegną w kierunku legionistów, ale czujny Dinozaurus wraz z Długopisem improwizują prędko skuteczną obronę. Do czasu.
Zanim się rozległ końcowy gwizdek, goście opuszczają stadion, tylko tym razem nie rozłażą się na boki, ale pędzą zwartą grupą prosto na stację. Za nimi, niczym stado wygłodzonych wilków, podąża o wiele większa wataha młodzieniaszków w czerwono-białych szalikach. „Śmierć chujom z Warszawy” — dobiega mściwe wołanie. Z bocznych uliczek wyskakują jakieś cienie i przyłączają się do grupy pościgowej, która przybiera z każdą chwilą na sile. Dworzec coraz bliżej, lecz pościg depcze uciekinierom po piętach. Już widać ściany stacyjnego budynku, można odczytać godzinę na zegarze nad wejściem, ale pozwolić uciec tym skurwysynom tak bezkarnie?
Pociąg stoi przy peronie, gotowy do odjazdu, kibice zajmują miejsca, mieszają się z przypadkowymi podróżnymi, jednak bystrego oka nie da się zmylić. Wzdłuż wagonu biegnie hałaśliwa ferajna; wskakują na ławki, zaglądają w okna, śmieją się dzikim, wrzaskliwym głosem.
— Tam są! — ktoś krzyknął.
Dinozaurus stanął na pomoście łączącym dwa wagony. Za nim Długopis i kilku najodważniejszych lub najgłupszych, zależy jak na to patrzeć, a z przodu cały wagon napastników.
— Rzuć kij!
Ten z kijem w ręku zawahał się przez moment.
— Rzuć kij, mówię, pókim dobry.
Ale kija nie należy wypuszczać z rąk; jeden kij to równowartość kilku pięści. Wie o tym napastnik, inaczej nie wdawałby się w negocjacje. Jednak ludzie nie myślą logicznie, zwłaszcza w krytycznym momencie. Kij upadł na podłogę, a wtedy posypały się ciosy, wpadła przez drzwi rozjuszona banda złoczyńców, nie oszczędzając nikogo. Wyciągano w ich stronę ręce z dowodami osobistymi: spójrzcie, nie jestem przyjezdnym, mieszkam w tym mieście od urodzenia, zostawcie mnie w spokoju! Pościg zamienił się w bijatykę. Dinozaurus uciekał korytarzem. Większość hałastry wyskoczyła w biegu na peron, ale kilku najgorliwszych zostało w środku. Dopadli Dinozaurusa na następnym przystanku. Wywlekli go na peron.
— Panie kierowniku, dzwonić po milicję? — spytał zawiadowca.
— Nie trzeba, to tylko dziecinne igraszki — odparł kierownik i czekał bez emocji na sygnał do odjazdu.
Pociąg odjechał. Dinozaurus został na obcej ziemi: leżał na peronie stacji Łódź-Widzew. Deską z gwoździami wyrwaną z ławki obito mu plecy, nie zostawiając ani jednego miejsca. Nie przyjedzie tu więcej. Mecze piłkarskie będzie oglądać w telewizji, siedząc w krześle na kółkach.
* Słowa anonimowego autorstwa, śpiewane do melodii piosenki Czerwonych Gitar „Remedium”, później spopularyzowanej przez Marylę Rodowicz pod tytułem „Wsiąść do pociągu”.
Komentarze (83)
Pozdrawiam ?
Młodzież potrzebowała się wyładować spontanicznie (delikatnie pisząc), a dyskoteki i domy kultury zarządzane przez wapniaków raczej się do tego nie nadawały.
Dinozaurus kija nigdy by nie rzucił, bo to urodzony zabijaka. Ksywka jest autentyczna. Kto chodził w latach 1977-1979 na Żyletę, wie o kim mowa.
Dziękuję za komentarz. ??
Milicja rzadko interweniowała, żeby unikać skandali w miejscach publicznych, którym często towarzyszyły okrzyki: „Gestapo! Gestapo!” ⚡⚡
Kilka lat później najgorliwsi zadymiarze stanowili grupę szturmową demonstracji przeciwko stanowi wojennemu. Doświadczenie zdobyte na meczach (a właściwie po meczach) nie poszło na marne.
Szumowina jest wodą na młyn każdego systemu. ?
Każda smutna historia ma optymistyczny akcent: ełkaesiacy przyjechali z re-wizytą na Łazienkowską i zginęli na Konwiktorskiej pod stadionem Polonii. Tak życie się kręci. ?
Parafrazując słowa miłościwie urzędującego nam...: "Kibole to nie ludzie a ideologia" ;).
I z góry przepraszam za polityczny wtrysk jadu.
Tekst jak zawsze dobrze napisany, a temat paskudny. :)
A żeby tylko "się" to niech im wyjdzie na zdrowie ;).
Czasem jednak nasi patrioci zahaczą bejsbolem (z orzełkiem!) nastolatka na paradzie, czasem rzucą racę na czyjś balkon... Ot ułańska fantazja.
A, chyba że tak ?
Historia jest autentyczna za wyjątkiem drobnych zmian koniecznych dla wyrazistości przekazu.
Dobre czy złe — nie myślało się o tym; liczył się zastrzyk adrenaliny. Młode lwy mają walczyć i znaczyć teren, nie siedzieć zamknięte w klatce.
Cieszę się, że pomimo paskudnego tematu dobrnęłaś do końca. Następnym razem postaram się napisać coś o pięknym królewiczu dosiadającym bułanego konia. ??
Hehe, na pewno taka tematyka również zyska jakichś czytaczy.
Paskudny temat jest jednak zawsze bardziej czytliwy. Gdyby nie, na rynkach wydawniczych nie byłoby tyle horrorów (które ponoć przeżuwają renesans) czy kryminałów. A sięgając nieco ambitniej – nie czytano by Bukowskich czy Beckettów. Jednakże traktuję Twoją wypowiedź poważnie i wyzywam Cię do napisania o tym pięknym królewiczu i jego rumaku ?. Ale nie idź na łatwiznę – koń niech nie będzie bułany, a na przykład palomino ?.
Choć muszę przyznać, że wersja mojego telefonu jest bardziej ciekawa ?
Akurat nie mam z wyborem tematyki problemu, ponieważ opisuje wyłącznie, co mi się przytrafiło w życiu. A że życie paskudne... ? ⚽ ?
ech, czyli pan Narrator odrzuca moje wyzwanie. Zawiedzionam :D.
Niestety nie piszę na zamówienie. Nie dlatego, żebym nie chciał, ale nie potrafię, bo budzi to we mnie sprzeciw, prostytuuje natchnienie i odczucia.
Zresztą próbowałem napisać dreszczowca dla Szpiki i nic z tego nie wyszło. ?
Na pewno jednak przyjdzie chwila na stworzenie czegoś pięknego i radosnego. ?
To łyknij sobie coś na rozweselenie. ?☺️
U mnie jeszcze za wcześnie, ale mam na poprawę humoru Empuzjon Tokarczuk. Nawet ona się za horrory wzięła. Pozdrawiam :)
W takim razie życzę miłej lektury. Ja również mam jedną książkę Tokarczuk do przeczytania: „Dom dzienny, dom nocny".
Miałem na myśli oczywiście drink wirtualny, bo sam jestem niepijący i nie namawiam do picia w godzinach pracy. ??
O przeżuwaniu znaczy :D.
A ustawki niech zalegalizują, byleby patrioci sami płacili za demolkę (a ostatnio znowu mają na tym polu spore osiągnięcia).
Narrator, jak zwykle ciekawie napisane, piątak ??
Wspinanie się po górach jest dobre dla starych dziadów jak ja, nie dla młodzieniaszków. Tak samo można przekonywać nastolatkę, żeby siedziała w domu, haftowała i czekała cierpliwie na swego Jędrusia.
Fajnie, że się spodobało. ?
Można się na boks zapisać, też nawalanki, no i jakaś przyszłość się kształtuje na horyzoncie, medal, sława, kasiora ?
Przecież sama w to nie wierzysz.
W boksie obowiązują reguły, przeciwnik zazwyczaj jest dobrze wyćwiczony, trzeba się namęczyć, żeby go pokonać na punkty, cóż dopiero powalić na deski. A na ulicy można wyrżnąć bez wysiłku jakiemuś wymoczkowi, sterroryzować kierowcę autobusu, podpalić komisariat, możliwości są nieograniczone.
Testosteronu nic nie powstrzyma, za wyjątkiem armii kobiet. ???
Tyż prawda, aczkolwiek Tyson Mike jest zaprzeczeniem Twojej teorii, chłopak z ulicy, oglądałam film biograficzny ?
Nasz Lulu Podolski założył szkółki piłkarskie i zbiera chłopaków z ulicy. Niech żyje Lulu! ⚽⚽⚽
>>>> Tyż prawda, aczkolwiek Tyson Mike jest zaprzeczeniem Twojej teorii
Wyjątek potwierdza regułę. ?
Zatem zostaje armia kobiet, tylko dzieci żal ?
Cha cha cha... Nie bój, dziś kobitki zapobiegliwe, nie dadzą sobie dmuchać. ?
Tyż prawda ?
Ja też, wielu młodych łobuzów wyszło na prostą ?
A ja judo, ale wystarczy, żeby nie dać się lutnąć byle komu ?️♀️ ?
Pewnie, trzeba ćwiczyć, żeby nie zapomnieć ?
Ciosy karate ćwiczyłam z młodszym bratem
Na bramce stoję, nikogo się nie boję
??
Komentujmy się nawzajem. Mój ranking rośnie; właśnie wyprzedziłem Zuzannę, a przecież jest ona nie lada poetką.
Niech żyje Towarzystwo Wzajemnej Admiracji! ?
Franek Kimono, ale to był hicior ????? ?
Nunczako fajne, bardzo mi się podoba walka z tą bronią, dzięki za filmik ?
Gdzie się podziewasz i dlaczemu nic nie napisałeś od dwóch miesięcy, a? Ładnie to tak zostawiać czytelniczki bez strawy duchowej, hę? ?
Sądzę, że napisałem już wystarczająco dużo, ale przeczytałbym z chęcią coś Twojego. ?
Darzbór! ?
Aha, też mi się wydaje, że już wystarczająco dużo napisałam ? teraz leżenie plackiem się należy ???
Zainteresowało mnie też, skąd Autor wiedział, co jest w butelce od mleka, skąd znajomość przepisu na tę "białą mieszankę":)
Świetna lektura. Czuło się akcję, jej tempo, atmosferę grozy, emocje poszczególnych postaci (także kierownika pociągu).
>>>> skąd Autor wiedział, co jest w butelce od mleka, skąd znajomość przepisu na tę "białą mieszankę"
Wielokrotnie widziałem jak kibice przed wejściem na stadion przelewali wódkę do butelki po mleku, a dla niepoznaki wrzucali do butelki śmietankowego loda. Niewtajemniczeni dziwowali się, jacy to dbający o zdrowie ludzie, że tyle mleka piją, a ile radości po tym dostają. ? ? ?
Nie uważam tego czasu za zmarnowany, co nie znaczy, że brałem udział w bijatykach lub dewastacji mienia.
Atmosfera meczów piłkarskich jest jedyna w swoim rodzaju i nie da się jej opisać. Jeśli nie byłeś na meczu w otoczeniu ferajny, serce nie przyspieszało bicia gdy Twoja drużyna strzela gola, nie wymachiwałeś flagą jak szalony, to jesteś uboższy o to doświadczenie. Ale przypuszczam, że wolisz życie poznawać z książek, w oparciu o przeżycia drugiej osoby. Tak jest z pozoru bezpieczniej. Niedoszły profesor filozofii siedzący pod Żyletą — to się chyba nigdy nie zdarzy. ?
To są również wspomnienia, chociaż pisane nieco inaczej, ponieważ nie chcę zanudzać czytelnika jednakowym stylem.
Dziękuję za szczery komentarz i pozdrawiam. ??
Wcale się nie dziwię.
U mnie to był krótki okres gdy z indywidualizmu zrezygnowałem na rzecz ferajny: byłem częścią paczki, chodziłem z paczką, rozumowałem w kategoriach paczki, łatwiej było robić pewne rzeczy, ponieważ odpowiedzialność zbiorowa znaczy mniej.
Raz przez to przeszedłem, nigdy do tego nie wróciłem, nabrałem odporności jak przed wirusem. Ale nie żałuję, w myśl zasady: Nic co ludzkie...
Nie wiedziałem o tym. Podobny los spotkał piosenkę Laskowika „Kolorowe jarmarki”. Rodowicz miała talent i szczęście do popularyzowania nie swoich utworów. Zaraz ten fakt sprostuję.
Na meczach piłkarskich śpiewano piosenki do wielu melodii, nawet arii operowych. Chyba najbardziej wyróżniającym przykładem jest Marsz Triumfalny z „Aidy” Verdiego.
Tego tekstu nie znam, bo chyba powstał po roku 1989 kiedy wyjechałem z Polski. Znam natomiast oryginalną piosenkę Anny Jantar „Tyle słońca w całym mieście”.
Co do Laskowika i Rodowicz: Laskowikowi chodziło o jarmark, dla Rodowicz bardziej się liczył kolor.
Jak dobrze poszperać wszystko przeróbka.
Od czasów Arystotelesa nie wymyślono nic nowego pod słońcem. Pojęcia często używane w informatyce jak: property, attribute, pochodzą bezpośrednio od niego. Z kolei twórcą programowania obiektowego (ang. Object Oriented Programming) tak naprawdę jest poprzednik Arystotelesa, Platon, tylko mało kto zdaje sobie z tego sprawę.
Laskowik to też tekściarz, ale - kabareciarz.
Nie odzywałabym się, ale zaważył patriotyzm lokalny:)
Janusz Laskowski kawał życia mieszkał (może jeszcze mieszka?) w Białymstoku. Widywałam go nawet dawniej "na żywo", jak sobie chodził ulicami, zawsze w kowbojskich butach, kowbojskim kapeluszu, i - z długimi włosami.
Więc, jak przeczytałam Twoje słowa: "Co do Laskowika i Rodowicz: Laskowikowi chodziło o jarmark...", to musiałam sprostować! :)
Tak, przejęzyczyłem się, ale znam obydwu dobrze, choć pracują w zupełnie innych branżach. Potrzebuję sekretarki, żeby sprawdzała moje komentarze. ✔️
Dziękuję za sprostowanie. ?
Nie potrzebuję dziękować, czy nie potrzebuję sekretarki?
Kobieta podchodzi do straganu z warzywami:
- A to co?
- Pestki jabłek. Jedna - dwadzieścia złotych.
- Tak drogo? Dlaczego?
- A! Bo pomagają... na mądrość!
- To poproszę jedną.
Kobieta zjada pestkę i tak się odzywa:
- Ale, ale... Przecież gdybym kupiła kilo jabłek, miałabym pestek więcej... I taniej!
- O! Widzi pani? Już zadziałało!
- To poproszę jeszcze dwie!
Nie potrzebujesz sekretarki, bo Twoje komentarze są porządne, pod każdym względem.
Nie potrzebujesz mi dziękować, bo to mała rzecz i zrobiłam ją raczej dla dobra Janusza Laskowskiego, po znajomości. I to nawet raczej jednostronnej. On mnie nie zna.
Cha cha, znam ten kawał, ale w wersji „Przy szabasowych świecach”:
Jadą Żydzi pociągiem, a z nimi jakiś ciekawski Aryjczyk.
— Jak to jest, że wy, Żydzi macie takie dobre głowy do biznesu?
Żydzi początkowo zamierzali go zignorować, ale jeden wymyślił w końcu odpowiedź:
— Widzisz, my Żydzi, lubimy jeść ryby, a od rybiego oleju bierze się mądrość. Zapłać pięć złotych to sprzedamy ci śledzia, żebyś się sam przekonał.
Aryjczyk zapłacił, zjadł w mig całego śledzia, ale po słonym śledziu zachciało mu się pić, więc wyskoczył na najbliższej stacji do sklepu. Wraca do przedziału i woła:
— Ale ja jestem głupi. Gdybym zaczekał i kupił rybę w sklepie, zapłaciłbym tylko pięć groszy.
Na to Żydzi:
— Widzisz, już działa!
To moja wersja z pamięci, w oryginale pewnie było lepiej. Wybacz, że Cię zanudzam, ale dawno mi się tak fajnie nie pisało. Tyle komentarzy na krótkie opowiadanie, które wystukałem jednym palcem w zeszły piątek jadąc pociągiem.
Dużo małych rzeczy to duża rzecz, warta pięknego podziękowania. ?
(To odp. na podziękowanie. ?)
Wtedy kiboli nie było. Byli kibice, chuligani i niebieskie ptaki (ze względu na ksywkę byłbyś pierwszym na liście podejrzanych). ?
Wyjechałem z Polski długo zanim zaczęto tego terminu używać. Od tamtego czasu nie byłem na żadnym meczu. Nie oglądam piłki nożnej, ani żadnego sportu. Wolę grać niż oglądać.
Dziękuję za cenną uwagę. ?
5
Śląsk Wrocław i Odra Opole — nie pamiętam, czy to były kluby zaprzyjaźnione. Kiedyś trzeba było znać całą mapę Polski: kto swój, kto wróg, żeby nie oberwać. Takie lokalne antagonizmy.
To co opisałem działo się w roku 1978. Jak jest teraz, nie mam pojęcia, ale wierzę, że zmądrzeliśmy i sztachetami po głowach się nie walą.
Dziękuję za przeczytanie i najwyższą ocenę. ?
Opowiadanie jest nowe, napisane 15 lipca 2022, ale opisuje wydarzenia, które miały miejsce w roku 1978 i dlatego jest dla mnie cenne, bo o tym co się dzieje na stadionach obecnie, można się przekonać osobiście.
Dziękuję, że się nie wyłamałeś z TWA i dałeś piątkę. Postaram się odwdzięczyć wkrótce, gdyż nie lubię być dłużnikiem. ☺️
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania