Trzy bułki i serek

Pasma mgły mieszały się leniwie w delikatnym powiewie. Październik.

Wczorajszy deszcz i dzisiejsza plusowa temperatura wywołała to zjawisko, które zawsze kojarzę z klimatami Poego czy Conan Doyle'a. Tylko patrzeć jak wyłoni się zza rogu świecący pies Baskerville’ów.

Tymczasem w kącie wiaty przystankowej siedziało jakieś trzęsące się pisklę. Zwinięte w kłębek na połamanej ławce, z podkulonymi nogami. Buźka wciśnięta w kolana, a długie, tłuste włosy rozsypane były na siniakach i strupach suchych nożnych patyków.

Bez rajstop!

Sterczałem na tej pętli autobusowej od piętnastu minut. Jest szósta dwadzieścia, do autobusu jeszcze prawie pół godziny. Wyszedłem wcześniej od Szeryfa, starego przyjaciela z młodości, bo nie miałem ochoty na poranne spotkanie śniadaniowe z jego żoną i dziećmi.

Wczoraj wypiliśmy za dużo i przysnąłem na krześle. W zasadzie teraz uciekłem od niego wczesnym rankiem z moralniakiem, a współczujący przyjaciel wcisnął mi na pożegnanie dwa „żywce”.

Wiedeńska to odsiecz przeciw demonowi. I chwilowe zwycięstwo po pierwszym piwie.

Cóż, jaki żołnierz, taka wiktoria.

Zapasowa amunicja tkwiła w zewnętrznej kieszeni kurtki.

W zasadzie nigdzie mi się nie śpieszyło. Jankes w Anglii. Ala z synami w domu i raczej nie przywita mnie entuzjastycznie.

 

Zbliżyłem się powoli do dziecka, wziąłem za brodę i delikatnie podniosłem głowę. Targnęła się odruchowo w tył.

Dziewczynka.

Tak na oko dziesięć, dwanaście lat. Twarz zdeformowana opuchlizną, zabarwioną fioletowo-żółtym siniakiem, ale oczy... mój Boże, cały Wyspiański ze swoimi pastelowymi portretami! Wielkie, głębokie, z firanką podwiniętych rzęs. Jej buźka i całe ciało drgały spazmatycznie.

Pewnie z zimna albo emocji. Chyba jedno i drugie.

Odruchowo zdjąłem kurtkę i nakryłem nią trzęsące ciałko. Popatrzyła na mnie i znowu zwinęła się w kłębek.

– Jesteś głodna? – W zasadzie nie wiedziałem co powiedzieć.

Jakoś niezręcznie być dobrym i współczującym, tym bardziej, że przed chwilą na przystanek przyszło dwóch facetów i z zaciekawieniem się nam przyglądali.

Stojąc odwrócony plecami, czułem ich wzrok i słyszałem jakieś komentarze.

Jeden z nich zbliżył się do mnie i poklepał po ramieniu.

– Panie, uważaj pan...

– Spadaj człowieku. – Nie dałem mu skończyć, poirytowany.

Splunął i odszedł.

Dziewczynka pokiwała głową, nie podnosząc jej z kolan.

Cholera, skąd ja wezmę jedzenie na tym zadupiu? Przecież nie dam dziecku piwa, tkwiącego w kieszeni.

Rozejrzałem się bezradnie.

Mgła unosiła się powoli i wyłoniły się budynki fabryki DSS SMITH. Kiedyś było to socjalistyczne ustrojstwo, produkujące tekturę i papier do twarzy (znaczy do dupy). Szorstki i szary jak ten ustrój.

Zakład został wybudowany w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na peryferiach miasta. Obok postawiono kilka bloków pracowniczych z obowiązkowym sklepem – w zasadzie monopolowym (w jednym z tych bloków mieszkał do dziś mój przyjaciel).

Ponuro tu wtedy było. Cały kompleks przypominał rzucony w pola duży PGR. Gdyby zmienić tabliczkę nad wejściem z „Państwowe Zakłady...”, na „Państwowy Burdel...” istota sprawy nie uległaby zmianie.

Ale klimat był.

Teraz nie lubiłem tej firmy. Wykupiona przez Anglików, zamieniła się w kombinat mielący zarówno pulpę drzewną, jak i ludzi.

Wjechałem tam kiedyś jako kurier. Zakładowe FBI w osobach łysych emerytów, biedziło się dwadzieścia minut nad wypisaniem przepustki i zlokalizowaniem adresata przesyłki. Potem sprawdzono samochód pod kątem przemycania bomby atomowej. Odnalezienie wskazanej na kopercie osoby też okazało się problemem w tym zakładowym Pentagonie. Każde piętro z magnetycznymi kartami wejściowymi, a pytania o panią O., zbywane były tajemniczym uśmiechem. Tajne przez poufne itd. Utykający w bucie ortopedycznym funkcjonariusz wspomnianej agencji, namierzył wreszcie uciekinierkę. Razem zajęło to ponad godzinę!

W tym kraju ZUS swoimi haraczami potrafi zniszczyć nawet tak potężną instytucję ochrony, to zatrudniają inwalidów w celu redukcji kosztów.

Przypomniałem sobie o sklepiku zakładowym, funkcjonującym tuż za bramą. Wprawdzie jest sobota, ale czasami pracują w wolne dni, więc może będzie otwarte.

Na portierni czuwał skład o podobnym poziomie, jaki wcześniej opisałem.

– Macie czynny sklep?

Podszedł do mnie wyrośnięty – na oko sto sześćdziesiąt pięć centymetrów – bodyguard.

Pokręcił nosem.

– Panie, jak masz pan kaca, to idź gdzie indziej. Sklep zresztą od siódmej. Ależ wali od ciebie, człowieku...

– Ale sklepowa jest? Muszę szybko kupić jakieś bułki i coś do tego. – Pewnie w innych okolicznościach zjechałbym palanta, ale śpieszyłem się. Za dziesięć minut odjeżdżał autobus. – Niech pan uprzejmie pójdzie i kupi, o co proszę. To nie dla mnie. Proszę. Ze trzy bułki i jakiś serek.

Spojrzał spode łba.

– Kasa – warknął.

Kurwa mać. Portfel zostawiłem w kurtce okrywającej tego dzieciaka.

Nerwowo poklepałem się po kieszeniach spodni. Jest! Wyczułem drobne i dałem gościowi.

 

Czekałem jak na szpilkach No, nareszcie, przyniósł.

Teraz pędem na przystanek. Zostało dwie minuty.

Autobus odpalił właśnie silnik i otworzył drzwi. Pobiegłem pod wiatę.

Nie było nikogo.

Stałem jak idiota z reklamówką w garści.

Wsiadający do Solarisa facet stanął na stopniu i roześmiał się.

– Przecież chciałem cię ostrzec, człowieku. Ona tu często siedzi. Ojciec leje ją w piątki jak się ochla. Czasem tkwiły tu z matką. Nikt za rękę nie złapał, ale chyba zdarzała jej się drobna złodziejka. Straciłeś kurtkę? To się mała obłowiła. – Znów się roześmiał. – Wsiadaj. Bilet ci postawimy, naiwniaku.

Milczałem. Wzruszył ramionami i wszedł do środka.

Drzwi zamknęły się i autobus ruszył.

 

Stała po drugiej stronie ulicy. Wcześniej zasłaniał ją pojazd.

– Proszę pana, pan zapomniał o kurtce – powiedziała, wyciągając ją w moją stronę. – Musiałam iść siusiu.

Średnia ocena: 3.9  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Dekaos Dondi 19.05.2018
    Dlaczego dwie 5 bez komentarzy?→ Szczerze to mi podeszło. On robił swoje. Nie słuchał, co gadają. Bo uważał, że tak trzeba. Czy ona przedtem coś skradła, tak naprawdę nie wiadomo? A nawet gdyby, w takiej sytuacji? Pozory często mylą. Wielki banał, ale jaki prawdziwy. A sam tekst płynnie się czyta. To też ważne. Tak ja zrozumiałem. Pozdrawiam→5
  • O żesz.

    A więc mówiono mi, że mam iść pod inne Twe opowiadanie i poszłam, bo szeptano o nim przychylnie. Poprawne - pomyślałam. Emocjonalnie mnie ominęło. Jedno zdanie, co jej Filip powiedział o oczach, że kocha bardziej zielone, i potem przeskok, że

    teraz mam tylko zielone,

    - bardzo dobre.

    Poprawne, dobre, z jednym przepysznym zdaniem, ale nie mogłam zrozumieć, że tak to ujmę - fenomenu tego działa na naszym szacownym portalu.

    Tom pomyślała: no dobra. Nie będę pisała, że poprawne z jednym błyszczącym zdaniem, gdyż milczenie jest złotem.


    E tam, tamto. To. TO.

    Takiż ładunek emocjonalny, klimat specyficzny, urzekająca oprawa i zakończenie zgrabnie zrobione, bo niekiczowato przemycony przekaz (zresztą to mi ucieka, bardziej mnie zachywco-zdumiewa jak wgl tu budujesz obrazy).


    Przepiękne.

    ''Zwinięte w kłębek na połamanej ławce, z podkulonymi nogami. Buźka wciśnięta w kolana, a długie, tłuste włosy rozsypane były na siniakach i strupach suchych nożnych patyków.'' o, jaki piękny opis.

    ''Twarz zdeformowana opuchlizną, zabarwioną fioletowo-żółtym siniakiem, ale oczy... mój Boże, cały Wyspiański ze swoimi pastelowymi portretami! Wielkie, głębokie, z firanką podwiniętych rzęs.'' - o, znów.

    Nie wiem. Bo ja w ogóle lubię tak plastycznie, wysoko o pozornej niskości, nędzy, szpetocie. I może dlatego tak czczę.

    ''Jakoś niezręcznie być dobrym i współczującym, tym bardziej, że przed chwilą na przystanek przyszło dwóch facetów i z zaciekawieniem się nam przyglądali.'' - dobre zdanie, ale mam gramatyczną wątpliwość. Nie, że błąd. Ale uniejednolicenie formy czasowika jakoś mnie się nie widzi. Przyszło dwóch facetów i się przyglądało, przyszli dwaj faceci i się przyglądali. Ale to tylko moje albo/albo.

    Dobra, nie czepiajądc się tego duperala z czasownikiem, co do którego mogę nie mieć racji.

    Brawurowa końcówka.
    Urzekająca całość.
  • puszczyk 19.05.2018
    Taki miodzik na serce mi leją po przyjściu z pracy :)
    "Trzy bułki i serek" wrzuciłem z ciekawości. To jedno z pierwszych, moich opek napisane ładne parę lat temu.
    Pomyślałem sobie: ciekawe jak się sprawdzi stary Mirek na nowym portalu.
    No i widzę, że ten staroć odbierany jest dobrze, co tylko może cieszyć moją gębę i dodać mi zmarszczek mimicznych.
    Z "Łuną" sprawa jest trochę trudna. Lubię to opko, choć wcale nie uważam je za najlepsze pośród tego, co napisałem.
    Ale w końcu to czytelnik jest właścicielem tekstu i przecież nie będę mu wciskał, że "nie to, tylko tamto!"
    Może i masz rację z tym czasownikiem. Tak, jak jest teraz, brzmi trochę gwarowo, ale jeśli mnie trochę poczytasz, to dostrzeżesz specyficzny styl, składnię itp. Czasami na granicy błędu.
    Powrzucam więc trochę staroci, bo w sumie zrozumienie ostatnich dokonań jest dużo prostsze, kiedy zna się mnie sprzed kilku lat. I styl i treści.
    Dziękuju i piórem do ziemi. :)))
  • Nonsferatu 30.05.2018
    lubisz taki miodzik?
  • Justyska 19.05.2018
    Ciekawa historia. Jak łatwo kogoś ocenić i jak łatwo wierzymy innym, a nie własnej intuicji. Dobry przekaz w dobrej formie,
    Pozdrawiam serdecznie 5
    ps "Zostało dwie minuty." tu chyba "zostały"?
  • puszczyk 20.05.2018
    Takie sobie bla, bla, bla o życiu.
  • Canulas 20.05.2018
    Ciekawy tekst, bardzo przewrotnie zakończony.
    Najbardziej mnie chyba zaintrygował fragment, kiedy bohater miał opory przed niesieniem pomocy, by nie zostać opatrznie zrozumianym. WIele to mówi na temat kondycjui mentalnej społeczeństwa, ale jest do bólu prawdziwe.
    W Twoich tekstach jest coś takiego, że się je zabiera ze sobą. Ten wziąłem na chwilę, ale już o Vladzie Palowniku, miałem we łbie ze trzy dni. Aż dokumenty dwa obejrzałem.

    Z czasami miewasz problem, no ale to prawdopodobnie pogoń za uchwyceniem rdzenia. Taka pogoń czasem powoduje, że nie skupiamy się na detalach.
    No i bronisz sie treścią na tyle, by te detale zeszły na dalszy plan.
  • puszczyk 20.05.2018
    No to ja zawsze, teraz i jutro przepraszam, ale faktycznie gorączka jestem. :)
  • Kasia Perla 26.05.2018
    Prosta historia. Nie ma znaczenia, czy wzrusza, czy nie. Ważne, że dobrze się czyta i z zainteresowaniem. Samo życie. Doskonale i obrazowo opisane z nawiązaniem do przeszłości, do systemu. Widzę tu wiele wątków. Dziewczynka to taka wisienka na torcie dla wrażliwych.
  • Kasia Perla 26.05.2018
    Wybacz. Nie wiedziałam, jak ocenić i zanim się spostrzegłam wyskoczyły 3 gwiazdki. Miało być naturalnie więcej.
  • puszczyk 26.05.2018
    Wybaczam. Te gwiazdki i tak się sypią z nieba. :)
  • KarolaKorman 30.05.2018
    Biedne dziecko :(
    Przeczytałam i smutno mi się zrobiło na koniec. Okrzyknąć kogoś złym słowem jest łatwo, trudniej oczyścić się z niego.
    Pozdrawiam :)
  • puszczyk 31.05.2018
    Tak w życiu bywa. Świat się nie zmieni - co najwyżej okoliczności.
  • Celtic1705 31.05.2018
    Boże, jakie smutne... Nie mogę nic więcej napisać... Takie cholernie prawdziwe...
  • puszczyk 31.05.2018
    Nie musisz nic więcej...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania