Trzy Giętki

Rysiek zamierzył się, przyłożył i walnął, ile miał krzepy w łapie. Łeb Stacha odskoczył niczym piłka, krew siknęła z otwartych ust wprost na zieloną jesienną trawę.

- Ale mu przypierdolił, ale patrz kurwa, jaki twardy, tak dostał i ciągle stoi - odezwały się głosy licznie zebranej szkolnej gawiedzi.

Stach stał dalej, choć potężny cios zaburzył jego równowagę. Rychu odsapnął chwile, w uderzenie włożył naprawdę dużo siły. Przymierzył drugi raz, trafiając gościa prosto w nos. Czerwona strużka krwi popłynęła z rozwalonego kinola, wprost na białą koszulkę z nadrukiem Pana Kleksa - prezent od brata pod choinkę.

Stachu przyklęknął, liczna szkolna gawiedź zamilkła, czekała, czas na chwilę się zatrzymał, tylko wiatr cicho szeleścił kukurydzą, w której stał Rychu, klęczał Stachu i otaczał ich tłum szkolnej gawiedzi.

Stach podniósł się powoli - dobra kurwa, chuj, trzeciej giętki nie będzie - syknął i rzucił się na Rycha. Świst latających pięści i nóg przeszywał powietrze, ciosy spadały to na jedną, to na drugą gębę niemytą… Rychu wyrwał się z uścisku, trzepnął z byka, aż Stacha wyrwało w powietrze, ruszył na niego z impetem, niczym rozwścieczony bokser, zadawał ciosy, to w nos, to w głowę, to w ucho, to w tors… Stasiek bronił się otępiale i nagle wyprowadził potężną bombę, niczym bokser wagi ciężki, na walce na gali w Las Vegas nadawanej w TV, niczym Bruce Lee z oglądanych spod kołdry filmów, dozwolonych od lat osiemnastu.

Trafił Rycha w podbródek, rywal zatrząsł się jak osika, padł jak rażony piorunem, zgasł jak żarówka, gdy nagle wyłączono prąd. Rychu leżał, a Stachu stał nad nim niczym król, bohater tłumów, bohater ostatniej akcji. Kopnąłby go jeszcze w ten pusty łeb, w to leżące bezwiednie, rozłożone wśród kukurydzy spocone od walki ciało. - Ale po co, po co? - pomyślał - I tak jest już bohaterem szkolnej gawiedzi.

Wyszedł z kukurydzy i usiadł na skraju rowu. Piszczące dziewuchy obstąpiły go z brawami, umizgami i radosnym chichotem. Koledzy klepali po ramieniu - dobry jesteś, kozak kurwa - mówił jeden przez drugiego.

Rychu został sam, wstał powoli, nikogo nie obchodził jego los.

Poszło o dziewczynę, o Julkę z ósmej klasy, niby dziewczynę Rycha, niby ładną i niby zgrabną. Stachu z tej samej klasy, niby klepnął ją na szkolnym korytarzu w tyłek, ukryty w obcisłych jeansach marki Lewis.

Rychu, zakochany w Jolce po uszy, musiał bronić swojego honoru i ukochanej oczywiście. Nie mógł ścierpieć takiej zniewagi, więc wyzwał Stacha na solówkę. Uderzacz w nieswoje pośladki wystraszył się, nie przyjął wyzwania, więc pozostały trzy giętki, niepisany element szkolnej solówki, czyli trzy uderzenia z pięści prosto w twarz, bez żadnej obrony przeciwnika. Stachu wytrzymał dwa ciosy, a resztę historii już znacie

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • MartynaM ponad rok temu
    Dobre... z walki kogucików, rodzą się bohaterzy...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania