Tu będzie tytuł - Wstęp (Poprawiony)
Dawać ją tu! – Krzyknął duży, umięśniony zbir z szramą na twarzy, biegnącą od czoła w dół przecinającą prawe oko. Jego głowę zdobiły czarne, krótkie włosy. Miał na sobie czarną, skurzaną kurtkę z licznymi śladami po walce. Lewy bark, zdobił metalowy naramiennik w kształcie czaszki z dwoma kłami. Dwóch mniejszych bandziorów w czarnych bandanach przyprowadziło krzyczącą kobietę. Wokół unosił się dym z palonych domów. Wszędzie było czuć smród palonego ciała. Rzucona na ziemię kobieta zaczęła płakać. Błagała o litość, trzymając za but przywódcy bandytów. Drab kopnął ją w twarz, ciężkim butem. Dźwięk łamanej szczęki był tak głośny że reszta aż wzdrygnęła. Kobieta z bólu zaczęła płakać jeszcze bardziej.
– Zamknij się wywłoko! – krzyknął. - Zwołaj resztę. Wyruszamy zanim nadjedzie wojsko. – powiedział spokojnym głosem do jednego z zbójów jakby nic się właśnie nie stało. Opodal było słychać krzyki i jęki konających wieśniaków. Psy szczekały i szarpały się do łańcuchów. Z oddali można było słyszeć odgłosy kruków czekające aż napastnicy odjadą aby mogły ucztować na ciałach poległych. Jeden z podwładnych herszta podbiegł spokojnie.
– Wszyscy są gotów, szefie. Żaden dzieciak nie uszedł z życiem. – powiedział zachrypłym, opanowanym głosem. Był dosyć chudą i niską osobą. Łysa głowa aż lśniła od potu i brudu. Był ubrany w lekką skurzaną kurtkę, wytarte spodnie i zwykłe buty. Po bokach miał dwa sztylety dziwne sztylety. Oby dwa były wykonane z dziwnego metalu. Rękojeść wyglądała na zrobioną z kości. Pierwszy z sztyletów przypominał wielką igłę, zaś drugi po obu stronach, zamiast ostrzy miał zęby jak piła do drewna.
- Dobra, dobijcie resztę i spadamy. – Odpowiedział, uśmiechając się. Widać że śmierć napawa go radością. Wziął głęboki wdech, po czym wskoczył na wóz i zachęcił konia do jazdy. Wszyscy ruszyli za nim. Przechodząc obok konających, wbijali im ostrza w brzuchy i powiększali ich rozległe rany, tak aby wykrwawiali się szybciej. Pozostawili za sobą krew, śmierć i płonącą wioskę.
Następnego ranka ogień zdążył już zgasnąć. Wokół tylko się dymiło z spalonych domów. Była kompletna cisza. Wydawało by się że nie ma ni żywej duszy, kiedy nagle można było usłyszeć płacz. Płacz małego dziecka, przebudzonego z snu, wołającego swoją mamę. Ale mamy nie było. Zginęła wraz z resztą wioski. Dziecko leżało w dole obok domu, owinięte małym kocykiem. To cud że nie stało mu się nic podczas pożaru. Dziecko głośno płakało ale nikt nie mógł usłyszeć jego płaczu. Nikogo nie było w promieniu kilkadziesiąt kilometrów. Dzieciątko płakało tak jeszcze przez kilka minut i ucichło, kiedy nagle rozległ się wielki błysk. Oślepiające białe światło pojawiło się znikąd w samym środku wioski. Ten kto zobaczył by błysk, oślepłby na pewno na co najmniej kilka dni. Ale nikt nie zobaczył błysku, bo nikogo nie było po za dzieckiem które na szczęście było zbyt głęboko w dołku aby dosięgną je promień światła. Wraz z zniknięciem błysku, pojawiły się dwie postacie.
Kobieta i mężczyzna, w długich, białych szatach owinięte niebieskimi płaszczami. Emanowało od nich przyjemne ciepło. Obydwoje mieli długie i proste włosy wyglądające jakby były ze złota. Kobieta była wysoka, niemalże dorównująca wzrostem partnerowi. Miała piękne szczupłe i gładkie ciało, niczym księżniczka. Jej smukłą twarz zdobiły duże, brązowe oczy. Tak piękne że na sam ich widok, człowiek zakochał by się od razu i chciałby w nich utonąć. Jej włosy zdobiła biała spinka, w kształcie kwiatu chryzantemy. Gdyby nie dym przysłaniający niebo, pięknie by lśniła w słońcu.
- Spóźniliśmy się. – powiedziała spokojnie kobieta, rozglądając się po pobojowisku. Lecz mężczyzna patrzał cały czas w jednym kierunku. W kierunku dołu z dzieckiem. Miał średnią budowę ciała, lecz postawę niczym król. Jego twarz była poważna ale i spokojna. Oczy były tak niebieskie, jak czyste niebo w lato. Na głowie miał coś na styl korony w kształcie poroża, na szyi natomiast, miał złoty medalion, przypominający głowę sowy.
– Nie koniecznie. - Odpowiedział po czym skierował swoje kroki ku dołu i wyciągnął małe niewiniątko. Kobieta podbiegła do niego śpiesznie.
– Myślisz że to on? - zapytała kobieca postać głaszcząc małego po główce. Dziecko jakby usnęło z wielkim spokojem i uśmiechem na twarzy. Tak jakby było w ramionach swoich ukochanych rodziców.
– Musi być. – Odpowiedział z pełną nadzieją mężczyzna, nie spuszczając z oczu niemowlaka.
- Pora na nas. Zaraz będą tu Królewscy a my musimy znaleźć mu dom. – Powiedziała kobieta, niemal że z żalem jakby nie chciała rozstawać się z maleństwem. Trzymając razem dziecko, chwycili się za ręce po czym znikli w błysku, tak samo jak się pojawili.
Z oddali można było słyszeć nadciągające wojsko. Cały oddział królewskiej armii galopował w stronę spalonej wioski z nadzieją na uratowanie ocalałych. Ale nie znajdą tu nikogo. Nie będą też wiedzieć o dziwnych przybyszach jak i o dziecku które jakimś cudem przeżyło tę rzeź. Zobaczą tylko zniszczone domy i zakrwawione ciała zgładzonych wieśniaków jak i stos martwych dzieci. Zobaczą tylko śmierć.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania