Tu był las

– I właśnie dlatego ogłosiłem konkurs. – Ogromny stratocumulus, nazywany Wilkiem na cześć pięknego i mądrego zwierzęcia, którym był w poprzednim życiu, spojrzał z zachwytem na miasto w dole. – Mają opowiedzieć o lesie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

 

– Krokus? Jaki krokus? – Nieskalana grzechem, niemal przeźroczysta dusza małej dziewczynki zrobiła trzy piruety nad nim i dwa obroty tuż pod nim, i prawie rozpłynęła się po letnim niebie.

 

– Kon-kurs. Cicho głupia, niech dziadek wujek mówi. – Jej siostra bliźniaczka, równie niewinna, choć bardziej sprytna, wiedziała, że starzec powie coś więcej, i pod żadnym pozorem nie wolno mu przerywać.

 

– Tu był las. – W niewielkim błysku pojawiła się jego ukochana. – Ciekawy tytuł dałeś, mój drogi. I ciekawe, że nadal masz do nich cierpliwość. Naiwny jesteś, jeśli myślisz, że zrobią coś z sensem.

 

– Moja duszka, piękna i czarująca, jak zawsze. – Z zachwytem podziwiał jej fałdki i krągłości. – Chyba za dużo wody wypiłaś. I zapomniałaś dodać, że masz rację.

 

– A co mi z tego… – zaczęła ze śmiechem.

 

– …że mam rację? – dokończył za nią. – Wiem, że ci te wszystkie komputery nie leżą, ale nie ma wyboru. Trzeba iść z duchem czasu.

 

– Tam był mój gaik. O tam, nad tą rzeczką. – Pokazała miejsce nad brudną, burą wodą. – Na plastereczki pocięli. Ciach. Ciach. Ciach. W kawałeczki. I elektrociepłownię zbudowali. A dzieci kaszlą. – Przytuliła się do niego. – Głupie te stworzenia.

 

– Spokojnie. Albert mówił, że się jeszcze nawrócą. Że wrócą łuki i strzały. A mądry przecież był.

 

– Dowcipniś od bomb? Żartowniś jeden, tylko szkoda, że przygłuchy. Ja mu, że ma dać coś najpiękniejszego i największego na świecie, a on dał, ale bombę.

 

– Nie narzekaj. Zrzucili daleko, to nie nasz problem. Gorzej już było nad Czarnobylem.

 

– Wujku, ale tam właśnie fajniej jest. Widziałam czerwony las – oburzyła się jedna z bliźniaczek.

 

– Chyba na zdjęciach. – Zaśmiała się druga. – Albo w fotoplastikonie.

 

– Wujku, a ona mnie przedrzeźnia, odkąd jej bieliany pokazałam.

 

– No już dobrze. – Spojrzał na nich. – Cicho dzieciaki. Konkurs był, jest, i będzie. Cieszyć nam się trzeba, a nie płakać. A ty, moja droga, też nie narzekaj. – Spojrzał na ukochaną. – Sama byłaś człowiekiem, a las przygarnął.

 

– Co prawda, to prawda. Pamiętam, jak mnie tatulo do krzyża wiązał. Jak matula płakała, a pająki tkały. – Zrobiła się niemal biała.

 

– A zwierzątka pamiętasz? Jak przyszły i śpiewały?

 

– Tak.

 

– No właśnie. Las cię przygarnął. Każdego trzeba tak przygarnąć. Skoro Gaja ich urodziła, to nie mogą być tacy źli.

 

– Tadam! – Zagrzmiało, i nagle otoczyła ich wielka chmura burzowa. – Widzę, że spotkanie robicie. Beze mnie. Nieładnie dzieci, nieładnie.

 

– Witaj matko. – Wilk lekko się skłonił.

 

– Mamusi nam jeszcze brakowało. – Zafalowała jego ukochana. – Tak tylko sobie rozmawiamy. Nie obgadujemy.

 

– Bo wujek konkurs zrobił, babciu. – Dziewczynki zaczęły mówić jedna przez drugą. – O lesie kazał dwunogom pisać.

 

– Naiwny jak zawsze. Nie pozwalają dzieciom przychodzić do drzew, jakby wirusy to było coś złego. I otaczają się prądem jak pastuchami na polu.

 

– Wiem matko, że nie lubisz techniki. – Wilk próbował ratować sytuację, ale ona tylko wydęła usta:

 

– Lepiej chodzić po rosie, niż gapić się w ekran.

 

– Zazdrościsz im.

 

– Nie ma czego. – Ostentacyjnie odsunęła się kilka kroków.

 

– Jeszcze raz wam mówię, że trzeba dać im szansę. Las był, jest, i będzie. Mają te swoje Netflixy, i nawet ostatnio był tam taki film, że przylecieli kosmici. I co dali w podarku? A nic innego, tylko las.

 

– Ale wujku, oni tak śmiesznie krótko żyją. I wszystko z dymem puszczają.

 

– A skrzaty to nie robiły psikusów? A nie trzymałyście strumyka z dala od drzew? Nie plotłyście koniom grzyw? – Rozejrzał się wokół. – Młodość wyszumieć się musi.

 

– Dalej jesteś niepoprawnym optymistą. Zobacz Wilku. – Chmura burzowa wskazała na odrzutowiec, w którym siedziała sama załoga. – Znów leci to okropieństwo. Lata to puste całymi dniami. I na co to komu?

 

– Polecieli do gwiazd, to może nie są tacy źli. Dajcie im szansę.

 

– Dajcie im szansę. Dajcie im szansę. – Ukochana wzięła stronę mamusi. – Może jeszcze na papierze każesz pisać, żeby więcej drzew wycięli? Palą, niszczą, i wycierają tyłki lasem. A mieli wszystko. I spokój mieli. I cień, i wodę. I coś jeszcze, żeby domki budować. I raj dla oczu, i strawę dla brzucha. I dobre leki.

 

– Leki, leki. Wiem, że ziółka lubiłaś. Ale nic nie bój. Jeszcze będą to mieli. Gaja wie, co robi.

 

– A złośnik coś już napisał?

 

– Ten, co limity przekracza?

 

– No tak.

 

– Nie.

 

– Podejrzane. A pamiętasz, jak się przekomarzał?

 

– No i?

 

– Może to jaki potomek Światowida?

 

– Chyba służbisty starszego Boruty. Eh. – Spojrzał na nią podejrzliwie. – A co ty tak o bogach wciąż myślisz?

 

– Taka moja rola.

 

– A moja rola konkursy robić. Niech wszyscy piszą o lesie, a nie o głupotach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania