Tu nie ma nic
- Dzisiaj wyjątkowo wcześnie wstałaś, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze kilka godzin temu odbierałem Ciebie z imprezy u Ady – zagadnął z tajemniczym uśmieszkiem mój tata.
- Daj spokój… Nic się przecież nie wydarzyło. A z resztą to nasz wielki dzień – szybko zmieniłam temat.
Widziałam, że spojrzenie mojego taty stało się bardziej czujne, zaś jego palce nerwowo stukały o blat kuchennego stołu.
Wczoraj spędziliśmy noc w naszym nowym domu, wobec czego ojciec wpadł na wspaniałomyślny pomysł podzielenia się tą nowiną z najbliższą rodziną oraz kilkoma znajomymi.
Sama prawdę mówiąc czułam lekki stres na myśl ponownego spotkania babci i siostry taty, ale starałam się nie okazywać zdenerwowania przy nim. Wiedziałam, że to dodałaby tylko oliwy do ognia.
Ostatnio widziałam rodzinę taty trzy lata temu, na Wigilii u cioci Justyny. Pamiętam sztuczne uśmieszki i wymuszone życzenia podczas dzielenia się opłatkiem…Jednak najgorsze było nieustanne poruszanie przez moją babcię kwestii jakiegokolwiek wsparcia dla jej córki.
- Marcin, wiesz dobrze, że ten skurwysyn już nie płaci alimentów mojej Justynce.. Nie ma co do gara włożyć, a jednak jest taka dobra, że zorganizowała święta ledwo wiążąc koniec z końcem ! – Babcia zapomniała przy tym dopowiedzieć, że na kolację wigilijną każdy przyniósł chociaż jedną potrawę i ciasto, zaś ciocia poczęstowała nas zwykłą herbatą, na wpół surowym mintajem oraz zeschniętymi herbatnikami z Caritasu.
- Mamo, nam też nie jest lekko. Każdy jest dorosły. Marcin w pocie czoła pracuje za granicą odkładając każdy grosz do wkładu własnego.. planujemy kupić dom – dodała pośpiesznie, jednak stanowczo moja mama.
- Nie wtrącaj się. Rozmawiam z moim synem. Może też mogłabyś zrezygnować z tych jak wy to tam to nazywacie.. hybryd i zamiast tego okazać człowieczeństwo !
- Mamo, ile mogę tyle daję. Daj już spokój Alicji – dodał ojciec.
- Nie potrzebuję adwokata. Tak samo jak przebywać w miejscu gdzie jestem wrogiem ! – krzyknęła mama.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, mama trzasnęła głośno drzwiami, pozostawiając za sobą jedynie przeciąg z klatki schodowej, na której zawsze odór potu mieszał się z wilgocią murów starej kamienicy.
Później po krótkiej wymianie zdań, tata wstał i oznajmił, że musimy się już zbierać na pasterkę - co oczywiście było nieprawdą, jednak dawało gwarancję, że nikt z nami nie będzie chciał iść.
W rozumieniu mojej rodziny bez sensu jest świętować narodziny Chrystusa w Kościele, jak lepiej opić to przy kieliszku wódki.
Z mojej zadumy wyrwało mnie przeraźliwe skrzypienie schodów, po których ociężałymi krokami schodziła na śniadanie mama.
- Dzień Dobry – powiedział z wymuszonym entuzjazmem tata.
Mama odpowiedziała mu głośnym westchnieniem i bez słowa zaparzyła sobie duży kubek kawy.
Dobrze wiedziałam, że nastała cisza przed burzą…
Rodzice w pocie czoła pracowali, aby kupić ten dom, jednak gdy w końcu odebrali akt notarialny, nie widziałam po nich wcześniejszego entuzjazmu.
Pamiętam dzień kiedy pierwszy raz oglądaliśmy to miejsce. Szczerze mówiąc nie byłam zachwycona. Każdy z nas miał przed oczami nieruchomość, która pochłonie niezliczone pieniądze na remonty, zaś sama działka, mimo niezwykłego klimatu była wręcz zdziczała. Jedyną zaletą wydawał mi się las i boski brak żywej duszy w promieniu kilku kilometrów…
Wiedziałam, że wszystko ma tu potencjał, jednak gdy każdy o zdrowych zmysłach szybko przekalkulowałby dodatkowe koszty, oprócz samego zakupu, uciekałby dokąd pieprz rośnie. Mój ojciec był oczywiście zawzięty …podejrzewam, że nie dlatego, że ten dom go tak oczarował, ale postanowił go kupić dla matki.
Oboje wychowali się w biednych rodzinach, jednak ojciec stał się przez to mężczyzną, który każdy problem traktował jako wyzwanie – im trudniejsze, tym bardziej atrakcyjne, bo świadczyło o męskości. Mama zawsze uciekała od wszystkiego co jest nieznane, ale dla paradoksu posiadała ogromne zamiłowanie do natury którą trzeba ujarzmić, zaś same remonty ją relaksowały.
Ojciec więc kupił ten dom dla matki, nie dla siebie.
Widząc rozczarowanie matki i narastające kłótnie między rodzicami po zakupie domu zastanawiałam się co mogło pójść nie tak…
- To o której ten grill? – zapytała od niechcenia mama.
- Mogłabyś być trochę lepiej nastawiona.. dawno ich nie widziałaś. To tak jakby nowy początek.. będzie dobrze. – odpowiedział tata.
Mama uniosła tylko brwi i machnęła delikatnie ręka.
- O szesnastej – dodał oschle.
Całe przedpołudnie i reszta dnia do przyjścia gości była równie nudna i posępna, jak nastrój panujący w domu.
Dopiero kiedy ojciec kazał pomóc mamie w kuchni, poczułam jakikolwiek przypływ energii.
Zauważyłam, że mama cały ten czas była zamyślona ( nie zareagowała nawet na moją relację na temat imprezy u Ady) W trakcie nacinania kiełbas, nacięła sobie palec, na co zareagowała tylko nerwowym śmiechem. Nie chciałam dopytywać dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Postanowiłam wyciągnąć odpowiednie wnioski po godzinie szesnastej.
Pierwszym gościem była babcia w asyście swojej ulubionej córki – Justyny. Zauważyłam je już ze sporej odległości od domu, nie tylko ze względu na głośny śmiech ciotki, ale i poprzez nadwagę babci, która przy każdym kroku głośno sapała i przystawała co chwilę, opierając się o ogrodzenie. Ciotka w przeciwieństwie do swojej matki była wręcz wychudzona, co tworzyło dosyć groteskowy widok.
Babcia jako pierwsza mnie zauważyła
- No chodźże Nina, pomożesz nam. Upiekłam na tę okazję ulubiony pleśniak dla Twojego taty ( nie wiem dlaczego nie wspomniała, że również ja i mama jesteśmy jej rodziną)
Wstałam i szybko pobiegłam do nich.
Na mój widok ciotka lekko zmarszczyła nos, spojrzała z oddali na nasz dom i podsumowała go w jednym zdaniu: Ja pierdolę, to już moja socjalka lepiej wygląda.
Na ganku czekała na nas mama z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- Dzień Dobry, mamo. Cześć Justyna …Trochę czasu minęło – powiedziała mama
- A dobry. Gdzie jest Marcin? – zapytała babcia
Mama bez słowa wskazała babci palcem tatę, który w tym czasie był od nas odwrócony i nieudolnie rozpalał grilla.
Przystanęłam na chwilę obok mamy, odczekałam kiedy obie oddalą się w kierunku rosnących nieopodal jałowców i zapytałam:
- Wszystkie teściowe są takie?
- Matka Kacpra wydaje się być całkiem w porządku – dodała zaczepnie mama
Poczułam, że się czerwienię, bąknęłam coś na odchodne i szybkim krokiem skierowałam się w stronę pierwszych gości.
Na szczęście zanim stanęłam z resztą przy grillu, zorientowałam się, że przez zardzewiałą furtkę wchodzi brat taty i przyjaciółka mamy wraz z mężem.
Świetnie, mamy komplet.
Przywitałam się z resztą gości i pośpiesznie ruszyłam pomóc mamie ustawiać meble ogrodowe.
Nie zdążyłam jednak zrobić kilku kroków, a brat taty oraz mąż Ewy – przyjaciółki mamy, już przy niej byli. Z początku taka reakcja wydała mi się co najmniej dziwna, jednak ich zachowanie podsumowałam jako przejaw dobrego wychowania.
Na samym początku spotkania starałam się zachować entuzjazm i podtrzymywać rozmowę z każdym z gości, jednak w końcu trudno było mi udawać nieustanne zainteresowanie takimi sprawami jak: nowa praca ciotki, formalności związane z zakupem domu czy niekończąca się lista chorób babci.
Wszystkie ich rozmowy były raczej monologiem każdej osoby po kolei, odczekania chwili w ciszy i przekazania pałeczki kolejnej osobie, która wcześniejszą relację komentowała od słów ,, Za to ja …’’
- Pójdę pomóc mamie w kuchni – oznajmiłam, przerywając monolog taty opisującego listę prac, które trzeba było wykonać w domu
W kuchni zastałam mamę i Ewę, które prowadziły wręcz ożywioną rozmowę z wypiekami na twarzy. Rozmawiały szeptem, więc od progu zarejestrowałam tylko kilka dziwnych słów – boje się, nie mogę powiedzieć, to coś innego…
Na mój widok mama lekko podskoczyła, zaś Ewa wydała z siebie stłumiony krzyk i upuściła filiżankę z kawą.
- A Ty nie z resztą gości? – zapytała nerwowo mama
- Przyszłam Ci pomóc
Mama przeczesała dłonią swoje długie, kasztanowe włosy i rzuciła:
- No… okej, możesz zanieść kawę i herbatę. Tylko ta najsłabsza z mlekiem jest babci. Lepiej się nie pomyl bo wyśle Ciebie do piekła – odparła mama i porozumiewawczo spojrzała na swoją przyjaciółkę, która nerwowo się zaśmiała.
Wkurzyłam się, że mama zawsze swoje sekrety i zmartwienia omawia z Ewą, zamiast ze mną. W pewnym sensie lubiłam jej przyjaciółkę. Zawsze wydawało mi się, że sposób jej zachowania jest bliższy nastolatce niż osobie dorosłej, jednak czułam między nami dystans, którego nie dało się zniszczyć ze względu na moją zazdrość.
Kiedy zbliżałam się w stronę gości usłyszałam kłótnię między babcią a tatą, która dotyczyła nie czego innego, jak wsparcia dla Justyny. Miałam ochotę uciec jak najdalej i przeczekać ten kabaret.
Ojciec nigdy nie miał jaj żeby powiedzieć babci co o tym wszystkim myśli … W porywach emocji zdobywał się jedynie na podniesiony głos i próby racjonalnego tłumaczenia.
Zapewne zachowywał się tak bo w pewien sposób kochał babcię, ale nie rozumiał dlaczego ona kocha resztę dzieci bardziej od niego.
Kiedy chwalił się przed gośćmi jakimś sukcesem, zawsze w pierwszej kolejności chciał poznać zawsze jej opinię.
Kiedy nie była poruszona jego słowami, zachowywał się jak zwykły błazen. Wydurniał się, opowiadał żarty, które zupełnie nie były w jego stylu. Jego zachowanie momentami było irracjonalne i dziecinne. Babcia zaś nigdy nie była wzruszona.
Na mój widok wszyscy zamilkli, jakby przypomnieli sobie, że wśród wszystkich jest jeszcze dziecko ( chociaż miałam szesnaście lat)
- Chodź, siadaj z nami – powiedział tata
Trzęsącymi dłońmi postawiłam na stole wszystkie kubki i filiżanki i bez słowa pobiegłam w stronę pobliskiego lasu.
- Nina, to nie tak. To zwykłe sprzeczki między dorosłymi – dodał zdyszanym głosem tata, kiedy w końcu zdołał mnie dogonić w środku lasu
- Nie chce tam wracać. Czy Ty nie widzisz, że to jakaś jebana parodia rodziny ! Mimo naszych starań cała rodzina tak naprawdę traktuje nas jak obcych. Rodzina matki już dawno się rozpadła, babcia nawet nie zapytała jak leżałam w szpitalu o to jak się czuje. Twój brat jest normalny ale i tak odnoszę wrażenie jakby rozmawiał z Tobą tylko z grzeczności.
- To mimo wszystko nasza rodzina. Nigdy nie jest za późno na poprawę relacji.
Chodź, ten dom to nasz nowy początek. Po prostu chciałbym żeby to spotkanie też takie było…
- Myślisz, że jak kupisz kilka kiełbas, dasz im wódkę i będziesz przez chwilę gadał jak oni to Ciebie zaakceptują? Jeśli tak ma wyglądać rodzina, to wolę jej wcale nie mieć- rzuciłam ostro
Oczy taty przez chwilę się zaszkliły, jednak zacisnął tylko nieznacznie wargi i odszedł.
Złamas.
Przez resztę czasu leżałam nieruchomo w lesie i nieobecnym wzrokiem gapiłam się na niebo zwiastujące burzę…
Zorientowałam się, ze musiałam zasnąć na kilka godzin, bo gdy otworzyłam oczy, otaczała mnie przytłaczająca czerń.
Przestraszona poderwałam się na równe nogi i zaczęłam szybkim krokiem kierować się w stronę domu.
Kiedy mijałam stare jałowce usłyszałam krótki, przeraźliwy krzyk babci, po którym nastąpiła grobowa cisza.
Szybko rozejrzałam się dookoła, próbując zlokalizować źródło hałasu.
Kierując się intuicją postanowiłam ponownie skierować kroki w stronę lasu. Moje nogi nagle zaczęły odmawiać posłuszeństwa, zaś po plecach i czole zaczęły spływać ciężkie krople potu.
Wprawdzie sierpniowa noc była wyjątkowo parna, jednak całą sobą wiedziałam, że reakcja mojego organizmu była spowodowana strachem.
Nim stanęłam u progu lasu zobaczyłam ciotkę oraz Ewę z mężem – ich również ten przeraźliwy krzyk musiał obudzić.
- Co się dzieje? – zapytała przerażona ciotka Justyna
- Sami chcielibyśmy wiedzieć – odpowiedział Miłosz, mąż Ewy
Szybko włączyłam latarkę w telefonie i rzuciłam snop światła na najbliższy rząd sosen.
Nic.
Kiedy zrobiłam pierwszy krok w stronę lasu, suche gałązki głośno trzasnęły pod moimi butami, zaś całe niebo na moment rozświetliła błyskawica, zwiastująca zbliżającą się burzę.
Na ułamek sekundy moje oczy zarejestrowały ojca, który biegł dokładnie w naszym kierunku.
- Odsuńcie się! - krzyknęłam do wszystkich
Wszyscy posłusznie rozbiegli się w stronę naszego domu.
Po chwili zauważyłam, że postać ojca się powiększa.
Kiedy wyszedł z lasu widziałam w jego oczach bezgraniczne przerażenie. Jego źrenice były tak powiększone, że niemal zasłaniały jego całą tęczówkę, zaś całe ręce i koszulka ociekały krwią.
Z początku zwróciłam uwagę, że bezgłośnie porusza ustami, jednak z każdym krokiem jego słowa układały się w jedno zdanie, które powtarzał jak mantrę.
- To był wypadek.
Przerażona rozglądałam się w kierunku jakiegokolwiek wsparcia ze strony mamy, jednak nigdzie jej nie widziałam.
W tej samej chwili odetchnęłam głęboko, widząc mamę i brata taty biegnących w naszą stronę.
Mama jeszcze niczego nie świadoma, delikatnie uśmiechała się do wujka Pawła i szybko poprawiała stale opadające ramiączko sukienki.
Zarejestrowałam, że brat taty szepnął coś do matki i nieznacznie musnął jej dłoń kiedy w ich mniemaniu znajdowali się od nas w bezpiecznej odległości.
Boże.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania