Turyści
Przeglądając wiadomości na poczcie elektronicznej, trafiłem na reklamę wyjazdu last minute do Tunezji Sousse, hotel Hannibal Palace. Oczywiście All inclusive na dziesięciodniowy wypoczynek dla dwóch osób organizowany przez znaną mi firmę turystyczną, z której usług kilkakrotnie korzystałem. Wylot samolotu z pobliskiej Kopenhagi był następnego dnia wieczorem. Odpowiadało mi to bardzo, ostatnio poznałem modelkę i między nami coś zaiskrzyło. Była to doskonała okazja do sprawdzenia, czy możemy planować wspólną przyszłość. Pakowanie i przejazd na lotnisko przebiegało bezproblemowo, zajęliśmy przydzielone nam miejsca w samolocie. Lot przebiegał drogą okrężną, znacznie dłużej niż kiedyś, spowodowane to było sytuacją polityczną na wschodzie Europy. Pierwszy raz podróżowałem w ten region świata i z przyjemnością zauważyłem, że Tunezja powitała nas piękną pogodą. Na miejsce wypoczynku dojechaliśmy specjalnie podstawionymi autokarami z klimatyzacją. Obsługa i hotel wspaniały, pokój nasz wprost uroczy. Goście hotelowi to mieszanka reprezentantów wielu narodów. Należało podziwiać rodzimą ludność, że często tak wielka odmienność kulturowa przyjezdnych pozwalała im, na zachowanie własnej odrębności kulturowej. Posiłki jadaliśmy w dwóch salach sąsiadujących ze sobą w jednej podawano potrawy kuchni europejskiej, a w drugiej kuchni rodzimej. Bardzo smakowały nam potrawy regionalne, tak smakowo odmienne od tych, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni od urodzenia. Dla mnie jeszcze były odmienne od tych, w jakich ja zasmakowałem przez wszystkie moje wcześniejsze podróże.
Minął tydzień od naszego przyjazdu i w czasie śniadania byliśmy świadkami niecodziennego incydentu. Siedząca para przy sąsiednim stoliku, nagle dostała jakiegoś ataku. Przypominało to trochę atak padaczki tylko, że oni zaczęli się jednocześnie dusić. Kelner obsługujący ten rewir, zawołał coś głośno po arabsku. Bardzo szybko z zaplecza wybiegło trzech sanitariuszy ubranych na biało i w maskach na twarzy. Nieśli ze sobą pojemnik oznaczony, jako związek chemiczny, niebezpieczny i trujący. Przytrzymali te osoby w pozycji siedzącej i każdej z nich dali porcję, łyżką do ust z przyniesionego zasobnika. Zażyty specyfik podziałał, bardzo szybko ustał atak. Ratownicy odeszli, a sami chorzy poczuli się na tyle dobrze, że dokończyli spokojnie posiłek. Byłem bardzo przestraszony tym incydentem i poszedłem zapytać kierownika sali, co zaszkodziło tym turystom. Ten spokojnie odpowiedział.
-Proszę się nie niepokoić, nic z Tunezji nie zaszkodziło tym gościom. Oni są z Polski i tam spożywają w swojej żywności dużo związków chemicznych. Odstawienie ich od codziennej dawki trucizny powoduje, że organizm się buntuje i bardzo jej potrzebuje. Uzależnienie jest tak wielkie, iż może to spowodować nawet śmierć. Jesteśmy w pełni przygotowani, na takie dolegliwości naszych gości i ekipa sanitariuszy jest zawsze w pogotowiu na taką ewentualność.
Widocznie moja mina niedowierzania, była bardzo widoczna, bo po chwili powiedział jeszcze do mnie.
- Podam panu inny przykład, górnik pracujący w kopalni złota bardzo przyzwyczaja się do arszeniku. Występuje on w stanie naturalnym w wydobywanej rudzie. Jeżeli po latach zaprzestanie pracy w kopalni, to będzie musiał połykać arszenik do końca życia, w innym przypadku po prostu umrze. Komuś innemu, jeżeliby się podało arszenik nawet w minimalnej dawce, to po prostu w najlepszym przypadku skończyłoby się na ciężkich komplikacjach.
Nasi naukowcy opracowali, po kilku widowiskowych zgonach turystów polskich, specjalną mieszankę związków chemicznych. Można ją i trzeba podać tylko mieszkańcom Polski, po ich spotkaniu z żywnością nieskażoną chemicznie.
Minęło już sporo czasu od tej rozmowy, dalej nie jestem pewien, co o tym myśleć. Jedynie sprawdziłem opowiadanie o górnikach, ta historia jest prawdziwa.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania