TW 17 Elfeny
Postać: Król elfów
Zdarzenie: Powrót do klatki
Siedzę na łóżku. Wpatruję się w wiszący przede mną obraz. Jest tak bardzo prawdziwy: dwójka dzieci, chłopiec w niebieskiej kurtce i wełnianych rękawiczkach, mała dziewczynka, jego siostra, ubrana w czerwony płaszczyk. Lepią bałwana. Obok stoi tato, tuli w objęciach mamusię. Kochają się tak mocno. Cała rodzina, na dworze, razem.
— Linet?
— Słucham? — odpowiadam, kiedy do pokoju wchodzi pani Bunfitter. Młoda pielęgniarka. Ma na sobie zielony fartuch i worki na butach, a upięte w luźny kok włosy schowane są pod materiałowym czepkiem. Trzyma metalową tacę. Czuję chłód, tej tacy. Jest zimna, na pewno… chodź nigdy jej nie dotykałam. Pani Bunfitter zawsze ma na dłoniach gumowe rękawiczki, myślę, że to właśnie one chronią ją przed tym zimnem.
— Jak się czujesz? — pyta. Ma taki ciepły uśmiech. I czuły głos. Jest dla mnie dobra. Lubię jej wizyty, choć nie trwają one zbyt długo. Wymieniamy raptem parę zdań. Zawsze chcę, aby posiedziała ze mną trochę dłużej, ale… nie może. Przychodzi raz dziennie, zawsze o tej samej porze. O drugiej po południu.
— Dobrze. — Podciągam do góry bluzkę.
— Poczujesz lekkie ukłucie — stwierdza wbijając mi w brzuch strzykawkę wypełnioną srebrnym płynem. Znam już ten ból. To nie jest przyjemne, czasami nawet płaczę, ale… to lekarstwo. Pomaga mi.
Po zastrzyku zapadam w sen. Trwa parę chwil albo trochę więcej. Nie umiem dokładnie określić. Jestem po prostu zmęczona. Nie wiem, w której chwili odpływam. I czy w ogóle? Nie, na pewno śpię. Powieki robią się ciężkie, tak bardzo, że nie mogę nic innego zrobić jak tylko je zamknąć. Widzę różne obrazy. Postacie. Tańczą. Ale i szepczą coś do mnie. Bardzo cicho i nie wszystko dobrze rozumiem. Czy to jest ich śmiech a może płacz? To są dziwne dźwięki, dziwne obrazy, bardzo dziwne. Dopiero kiedy oni znikają ja się budzę.
To jest nieduży pokój. Jedynie łóżko, drewniany stolik a na nim wazon ze sztucznymi gałązkami bazi. Nie ma okien, są lampy, świecą mocnym światłem. W rogu stoi domek. Mieszkają w nim moje zabawki. Lizi to lalka Barbie. Ma długie brązowe włosy. Zaplatam jej warkoczyki, choć czasami, pozwalam na to, aby kosmyki luźno opadły na plecy. Obok niej mieszka Pan Ubu. Tygrys, którego porzucili rodzice. Długo błąkał się po dżungli aż w końcu ja go przygarnęłam. Nie ma jednej łapy, krwawiła, wdało się zakażenie, musiałam szybko działać. Sięgnęłam po nożyczki i bez wahania wykonałam ruch. Płakał tylko trochę, otuliłam go. Teraz jest szczęśliwy i zdrowy. Jest jeszcze para bliźniąt: Din i Dan. To dwa słodkie kociaki. Wtulają się w swoje objęcia i mruczą coś, ale tylko czasami.
Jestem tu trochę samotna. Są chwile, kiedy myślę, że już nikomu na mnie nie zależy. Dlatego tak uwielbiałam mój domek, jest tu ze mną, i moje zabawki też są.
— Witam cię Linet, jak samopoczucie?
— Dobrze Panie Doktorze — odpowiadam siedząc na łóżku.
— Co ci się dzisiaj śniło? — Świeci mi latarką w oczy.
— Jacyś ludzie. Powinnam już ich znać, bo są ze mną każdej nocy. Ale nie potrafię powiedzieć na ich temat nic konkretnego. Czy to normalne Panie Doktorze?
— Linet, rozmawialiśmy już o tym. To bardzo dobrze, że masz sny, że coś ci się śni. Bardzo dobrze.
— Ale w kółko to samo. Te obrazy, twarze. Słyszę tylko jeden głos. I nie wiem kto to. Czego on ode mnie chce?
— Bardzo dobrze, Linet. — Unosi mój podbródek — Wszystko jest w porządku.
Wierzę mu. Chce dla mnie jak najlepiej.
— Kiedy będą mogła bawić się z innymi dziećmi? —Wpatruję się w jego twarz. Mam wrażenie, że znam ją od zawsze. Pamiętam położenie każdej jego zmarszczki czy siwiznę włosów.
— Elfeny są teraz w swoich pokojach. Trwają lekcje. Wkrótce się zobaczycie.
Elfeny - tak nas nazywa. Mówi, że jesteśmy mali i bezbronni, trzeba nas chronić. Dlatego dla każdego wybudował oddzielny pokój.
Lekcje to inaczej eksperymenty, które na nas prowadzi. Uważa, że dzięki temu uda mu się stworzyć nowy lek. Coś zupełnie innego. Być może właśnie ten lek nam pomoże, będzie dla nas antidotum. Wierzę w to. A wtedy pani Bunfitter mi go poda i będę mogła wrócić do domu.
Z elfenami widywałam się kiedyś w wielkiej sali. Tam śpiewaliśmy, tańczyliśmy i trzymaliśmy za ręce. Byliśmy razem. Ale teraz… rzadko kiedy widzę jakieś dziecko.
Nie wiem co się z nimi dzieje. Czy ktoś zachorował bardziej? Czy są tak słabi, że nie mogą nawet wstać z łóżka? A może, po prostu, mnie nie lubią? Nie wiem, naprawdę, nie wiem, gdzie teraz są.
— A moi rodzice? — pytam. — Chciałabym się z nimi zobaczyć.
— Dobrze, zadzwonię do nich.
— Obiecuje doktor?
— Przecież wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa. A teraz połóż się, odpocznij.
— Panie doktorze?
— Tak?
— A ta wysypka na plecach. Strasznie szczypie.
— Podam ci jakiś lek. Powinno pomóc. — Uśmiecha się w moją stronę, po czym opuszcza pokój.
Budzę się o świcie. Na łóżku leży już kolorowa sukienka. Każdy elfen na spotkanie z rodzicami dostaje nowe ubranko. Pani Bunfitter pomogła mi się wyszykować. Maluje moje policzki różem, a po paznokciach przeciąga brokatowym lakierem. Nakładam kremowe pantofelki z dużymi kokardami. Wychodząc biorę w objęcia mojego tygrysa.
Dawno nie opuszczałam pokoju, już zapomniałam jak wygląda budynek poza nim. Podłoga jest tak czysta, że niemal przypomina lustro. Gdzieniegdzie dostrzegam ludzi ubranych w zielone fartuchy. Tylko ich, nie spotkam żadnego dziecka. Słyszę jedynie dźwięk wiatraków umieszczonych na suficie.
— Tatusiu! — Rzucam mu się w ramiona.
— Linet. — Ściska mnie mocno.
— Jakaś ty śliczna — mówi mama. Kręcę się wokół, prezentując swoje ubranko. —Jak ci tu skarbie?
Moja mamusia jest taka ładna. Ma długie kręcone włosy i piegowatą cerę. Ubiera się w zwiewne sukienki. Lubię zapach jej perfum. To chyba fiołki. Podobnie jak pani Bunfitter ma miły głos. Kiedy mieszkałam w domu, opowiadała mi na dobranoc bajki.
— Nie wiem mamusiu. Dziwnie mi tu.
— A co się dzieje, kochanie?
— Nie mam się z kim bawić. Elfeny pochwały się w swoich pokojach. Nie chcą ze mną rozmawiać.
— Skarbie nie przejmuj się tym. Jesteś tutaj, aby wyzdrowieć. Pamiętaj o tym.
— Wszystko będzie dobrze — dodaje tata. W jego głosie wyczuwam troskę. Wiem, że oboje chcą dla mnie jak najlepiej.
Miło spędzamy czas. Mama plecie mi warkocze a tato opowiada o swojej pracy w fabryce. Zajmuje się produkcją konserw. Dlatego jego dłonie często pachną np. rybami. Później prowadzą mnie do pokoju. Chcę im pokazać mój domek dla lalek, przedstawić moje zabawki, ale nie mogą wejść do środka. Mamusia całuję mnie w czoło, tatuś macha na pożegnanie. I odchodzą.
Budzę się w środku nocy. Czuję silny ból. Wołam Pana Doktora. Zjawia się bardzo szybko.
— Panie Doktorze co mi jest? — pytam roztrzęsiona.
— Wszystko w porządku. Już niedługo spotkasz się z elfenami. — Ma ten sam uśmiech, którym każdego dnia wita mnie podczas wizyt. Obok siedzą rodzice. Jestem zdziwiona, ich obecnością. Jest też pani Bunfitter.
— Mamo? — pytam.
— Tak skarbie?
— Co się dzieje? — Łapie mnie za rękę i przyciąga ją do swojej piersi. Uśmiecha się, choć nie tak bardzo, jak zawsze. Dziwni mnie to.
— To nic skarbie. — W jej oczach dostrzegam łzę. To niecodzienny widok. Moja mamusia jest silna, tak bardzo, ona nie płacze. Nie rozumiem.
— Mamusiu czemu płaczesz? — Ocieram łzę z jej policzka.
— To nic. Czy mogę coś dla ciebie zrobić — pyta.
— Chciałabym ulepić bałwana — odpowiadam po chwili.
— Dobrze skarbie, jak tylko zrobi się jaśniej, pójdziemy ulepić bałwana. — Mama spogląda na doktora, potem znowu na mnie, wciąż trzyma moją rękę.
Wstaję z łóżka, Pan Doktor mi pomaga. Ubieram płaszczyk i rękawiczki. Otwierają się wielkie drzwi. Wciągam chłodne powietrze. Czuję jak dociera do każdej mojej komórki. Patrzę w górę. Pada śnieg. Wyciągam ręce, staram się złapać parę śnieżynek. Cieszę się, tak dawno nie byłam na zewnątrz. Robię jeden krok, potem drugi i kolejny, nie jest łatwo, śnieg sięga mi niemal do kolan. Trochę wpada do butów. Ściskam mocno rękę mamusi i tatusia. Są tu ze mną, jesteśmy razem. I lepimy bałwana. Z każdą kolejną kulą staje się coraz większy. Tak bardzo, że aby przyczepić mu marchewkowy nos, tatuś musi mnie podsadzić do góry. Jeszcze tylko oczka i uśmiech z ziaren słonecznika. Teraz czuję, że już wszystko będzie dobrze, wyzdrowieję.
— Córeczko. — Ktoś szepcze.
— Skarbie. — Głaszcze mnie po głowie jakiś mężczyzna.
— Już dobrze, obudziłaś się — mówi ktoś znów obcy. Nie poznaje ich. Co to za ludzie. Gdzie ja jestem? Okna? Światło z okien mnie razi. Wszędzie wiszą kolorowe obrazki. Jestem podłączona do jakiegoś urządzenia.
— Mamo! — krzyczę.
— Jestem tu, już dobrze. — Znów ten obcy głos. Twarz której nie rozpoznaje.
— Nie, nie. — Kręcę głową — chcę do mamusi!
Wstaje z łóżka, zrywam z siebie te dziwne kolorowe rurki. Wybiegam na korytarz. Wszystko jest obce.
Komentarze (31)
"myślę, że to właśnie one chronił ją przed tym zimnem" - zmienić "chronił"
"dziwne.Dopiero kiedy oni znikają ja się budzę." - spacja po "dziwne."
"Sięgnęła po nożyczki i bez wahania wykonałam ruch." - sięgnęłam
"Jestem tu trochę samotna. Są chwile, kiedy myślę, że już nikomu na mnie nie zależy. Dlatego tak uwielbiałam mój domek, jest tu ze mną, i moje zabawki też są." - drobne pomieszanie czasów
"Przecież wiesz, że ja zawsze dotrzymuje słowa" - dotrzymuję
"Maluję moje policzki różem, a po paznokciach przeciąga brokatowym lakierem. " - Maluje
"Maluję moje policzki różem, a po paznokciach przeciąga brokatowym lakierem." - dziwi
"Mamusiu czemu Płaczesz? — Ocieram łze z jej policzka." - płaczesz, łzę
"Wstaje z łóżka, Pan Doktor mi pomaga." - Wstaję
"tatuś musi mnie podsadzi do góry" - podsadzić
"Teraz czuję, że już wszystko będzie dobrze, wyzdrowieje" - wyzdrowieję
"Nie poznaje ich. Co to za ludzie" - poznaję
Tekst wciąga, czyta się szybko i gładko. Mogłam przegapić niektóre błędy np. pomieszane czasy, ale przeważnie to były pojedyncze zdania.
No wciągnęło mnie, tylko żałuję, że nie zrozumiałam do końca co się tam zadziało. Pewnie dlatego że za mną ciężki dzień. ;) Ogólnie bardzo mi się podoba ^^
Bardzo ciekawe opowiadanie. Przez cały czas coś nie grało, np. z tym, że rodzice przyszli na zawołanie, śnieg był jak tylko chciała ulepić bałwana. A tu proszę, zakończenie wyjaśnia wszystko.
Ogarnij literówki i będzie super :D
Ne za dużo, nie za mało. W sam raz, żeby stworzyć tego typu odczucia. Trochę pokręcony chyba komć:) Pozdrawiam:)→5
Fajnie budowany obraz, mamy łóżko, wyobrażam sobie pokój i po chwili pojawia się kobieta i te worki na butach i czepek i już wiem, gdzie jesteśmy. Mia, a może info, że to pielęgniarka, dać po tym opisie?
Klimat opowiadania taki... Twój. Naprawdę się wyróżnia. Ten podskórny smutek.
Historia intrygująca, wciągnęła mnie od pierwszych zdań.
Mam teorię, co tam się wydarzyło, nie chcę tu spojlerować, ale zapytam tylko: prawdziwi to na końcu, tak?
Piękne opowiadanie. Zaraża czytającego smutkiem. Maluje obrazy, które zostają w głowie.
Lubię Cię czytać, Mia :)
To drugie "razem" zara wrzucę a co do pielęgniarki, to się jeszcze zastanowię. I tak na końcu są ci prawdziwi. Ach, bardzooo dziękuję za odwiedzonka. Pozdrówka! :)
Pozdrawiam.
Noooo, kobietko, pomijając ogromny postęp, jaki zrobiłaś, to fabuła tego opowiadania, pomysł i wykonanie jest zaje...ste! :)))))
Wg mnie, to twoje najlepsze opko :))
Pozdrowionka :))
Postać: Seksowna bibliotekarka
Zdarzenie: Ostatnia bitwa
Gatunek (do wyboru): Bajka/baśń/legenda/przypowieść lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 20 października (niedziela) godz. 19.00
"Zaplatam jej warkoczyki, chodź czasami, pozwalam na to, aby kosmyki luźno opadły na plecy." - choć.
Ogólnie dość creepy. Schizofreniczny utwór dość dobrze bazujący na nieco wyświechtanych lękach.
Gites
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania