TW 2.0 #10 - Hipoteza

Postać: Lekarz niemowa

Miejsce: WKU

Zdarzenie: Tajemnica nocnych wyjców

 

 

Gdy potrafił używać strun głosowych w odpowiedni sposób, wydałby z siebie okrzyk bólu, a gdyby do tego należał do dławiących się ckliwymi sentencjami miłośników literatury pięknej, uroniłby łzy. Niby już od dwudziestu minut dłubał brudnym zakończonym ropną raną palcem w zbitym ze starych desek stole, ale w pewnym momencie trafił na duże skupisko drzazg, a te w sekundzie zatopiły swe ostre zakończenia w rozciętej skórze. Odskoczył jedynie instynktownie, z wymowną miną, zaciskając zęby. Zrobił to, co większość osób z jego przypadłością. Gdyby jego nogi nie były przykute stalowymi łańcuchami do zimnej, betonowej posadzki, prawdopodobnie dołożyłby do tego bezmyślne bieganie po pokoju. Pomieszczenie wyglądało, jakby od lat było nieużywane. Ściany z resztami wyblakłej już farby przyozdobione były pajęczynami i dziwnymi krwawoczerwonymi napisami w obcym języku. Gdy dwójka szczupłych i z pozoru niegroźnych ochroniarzy przyprowadziła go tutaj, był oszołomiony. Ledwo przebierał nogami, które z każdym kolejnym krokiem stawały się coraz cięższe. Ostatnią rzeczą, którą zarejestrowały jego oczy ,był widok plamy krwi na podłodze. Teraz nadal tam była. Przyglądał się jej dłuższą chwilę, próbując ustalić, czy należała do niego. Samodzielne oględziny nie wykazały żadnych poważniejszych ran i urazów oprócz wskazującego palca prawej dłoni. Sącząca się z rany ropa przykuła jego uwagę na kolejne kilka minut.

W pewnej chwili do pokoju weszli dwaj niscy mężczyźni ubrani jak ochroniarze i jeden wyższy podstarzały facet w poplamionej sosem pomidorowym koszuli koloru porannego różu. Uważnie przyglądał się siedzącemu z wymuszonym spokojem mężczyźnie się mu, gdy stawiał kolejne kroki. Rozsiadł się wygodnie na krześle z drugiej strony stołu i przewracając kartki szarego segregatora, zwrócił się do niemowy.

— Leopold Lipa — wyrecytował podniośle. — Mężczyzna, trzydzieści lat, zamieszkały na ulicy Rzekomej, numer lokalu 7. Niemowa. Jest pan z wykształcenia lekarzem. Kardiologiem zgadza się?

Lekarz skinął głową.

— Ja jestem takim jakby stróżem prawa, choć nie do końca. Wprawdzie moim zadaniem jest ochrona cywilów i tak dalej, ale prawo często łamię, co zresztą w wielu przypadkach jest niezbędne. Jest pan zamieszany w pewną dość delikatną sprawę. Z relacji moich zaufanych ludzi wynika, że bardzo często jeździ pan tramwajami a szczególnie nocą. Tak, tak. Śledzimy pana. Od pół roku. Jest pan niemową, a tacy są wyjątkowo niebezpieczni. Nie można z was wiele wycisnąć. Niezdolność do mówienia jest wiec poniekąd waszą bronią, którą wykorzystujecie na każdym kroku. A to źle. Nawet bardzo bym powiedział. My nazywani takich nocnymi wyjcami. To dobrze kontrastuje z waszą cichą naturą, a jednocześnie wymownie informuje o zagrożeniu z waszej strony. Dodam jeszcze, że ogłuszyliśmy pana zgodnie z prawem. Nie ma co do tego wątpliwości.

Mężczyzna nie dowierzał w słowa tajemniczego stróża prawa. Każde kolejne zdanie stawiało go w najgorszym świetle. Na nic zdawały się jego zaprzeczenia. Facet był pewny swego.

— Wiem pan, gdzie się znajduje? — zmienił nagle temat. — To opuszczony budynek motelu WKU. Nazwa dość oryginalna, choć dla mnie osobiście głupia. Mimo wszystko to wspaniałe miejsce. Kilka pomieszczeń takich jak te — przerwał, rozglądając się wokoło — zostały zaprojektowane specjalnie dla nas. Pokoje przesłuchań. Tajne pokoje do tajnych przesłuchań. Wszystko tajne. Program powstał jakieś dwadzieścia lat temu, gdy zaczynałem swoją zbawienną dla tutejszych mieszkańców karierę.

Facet rozgadał się jak katarynka, zanudzając trzydziestolatka wydarzeniami, określanymi przez niego jako kluczowe dla powstania takich pokoi przesłuchań. Kolejne daty i słowa tonęły gdzieś w oddali i powoli cichły. Efekt totalnego zanudzenia. Gdy mężczyzna w końcu skończył wykład, lekarz był na granicy jawy i snu. Dopiero uderzenie w blat segregatorem wybudziło go z narastającego błogiego stanu.

— Nie spać! — ryknął wyraźnie poirytowany stróż. Jego łysina nabrała buraczkowej barwy, gdy wstał i podszedł do jedynego w pokoju okna. Rozciągał się z niego widok na centrum miasta i część trasy trawiastozielonego tramwaju linii 66, który akurat zatrzymywał się obok przystanku pod motelem. - Widzę, że pański umysł z trudem znosi taki natłok informacji. Ale to nie czas na ocenianie takich ceregieli. Powiem krótko. Od dzisiaj nie jest już pan lekarzem — Te słowa wybrzmiały w głowie trzydziestolatka o wiele głośniej i z większą mocą niż w ustach przesłuchującego. - To nie jest moja formułka, niech sobie pan nie myśli. Dostałem ją w liście z góry. Jednej z wielu gór, którym podporządkowane są mniejsze pagórki i drobne wzniesienia. Nawet nie chodzi o to, że jest pan od roku niemową. To tylko przekonało tamtych, że, tak czy siak, zostanie pan pozbawiony prawa wykonywania tego zawodu.

Teraz już najwyraźniej były lekarz początkowo z niedowierzaniem spoglądał w pozbawione żadnych emocji oczy podstarzałego faceta, jednak powoli uświadamiał sobie, że to była kwestia czasu, zanim dostanie pismo z informacją i dokładnym opisem przyczyny pozbawienia go prawa do wykonywania zawodu.

Dwaj ochroniarze stojący pod żelaznymi drzwiami co jakiś czas wychodzili na, równie zaniedbany, jak pomieszczenie przesłuchać, korytarz, po czym wracali, za każdym razem gestykulując w stronę przesłuchującego. Dawali mu najwyraźniej jakieś tajne znaki, które tylko nieliczni rozumieli. Facet jedynie potakująco kiwał głową na za każdym razem. Gdy ci dwaj ponownie przekazali mu zaszyfrowana wiadomość, jego mina nabrała dość poważnego wyrazu. W tej samej chwili spojrzał ponownie przez okno, po czym spochmurniał jeszcze bardziej.

— Wasza tajemnica już za chwilę zostanie odkryta — powiedział i nakazał zabrać Leopolda.

Szli wąskim korytarzem wprost do windy. Ochroniarze mocno trzymali mężczyznę, jakby ten zaraz miał ich powalić jednym ruchem ręki. Na parterze Leopold został sam ze stróżem. Ten pokierował go w stronę wyjścia. Stali tam kolejni dwaj ochroniarze tym razem wyżsi i bardziej młotkowaci. Na zewnątrz stara lampa oświetlała im ulicę bladym światłem. Kilka obrzyganych meneli siedziało około dwa metry od niej, rzucając siarczystymi bluzgami w stronę Leopolda i stróża. Uciszyli się, dopiero gdy usłyszeli nadjeżdżający tramwaj. Numer 59. Kolor ciemnofioletowy dobrze maskował pojazd. Stary, praktycznie zrujnowany już przystanek stał kilkadziesiąt kroków od nich. Tramwaj jednak zatrzymał się znacznie wcześniej. Był pełen ludzi. Ich blade twarze spoglądały przez szyby, upiornie szczerząc swe żółte nadpsute zęby. Dziwne było, że w środku nie było siedzeń. Miejsce motorniczego oddzielone było grubą blachą. Wszyscy stali jakby w klatce.

— Zdegenerowane ścierwa — warknął stróż, plując na szybę tramwaju. — To jest, proszę cię, nasz specjalny ładunek. Oni są niemowami. Są chorzy. Zainfekowani wirusem wywołującym u ludzi skrajne skłonności kanibalistyczne. Jednak tylko niemowy są podatne na tą chorobę. Tajemnicą, o której mówiłem jest hipoteza mówiąca o tym, że ci kanibale nie tkną innego człowieka, który również nie mówi. Nawet jeśli jest zdrowy. Obwąchają go dokładnie. Obedrą z ubrań, ale nic poza tym. Ci z góry wiedzą już o tym, ale my jeszcze nie. Nie zamierzam czekać. Sam to sprawdzę.

Leopold zrozumiał, że zostanie kolacja dla hordy zdziczałych ludzi. Mózg wysłał do mięśni wyraźny sygnał — uciekać. Mężczyzna zdążył zrobić kilka kroków, zanim został powalony i półprzytomny wrzucony do tramwaju. Zainfekowani dokładnie obeszli go i obwąchali. Jeden z nich — prawdopodobnie szef — gruby i obsmarowany brzydal z rozbełtanym okiem pozostającym nadal w oczodole wyszedł na przód i jednym ruchem wgryzł się w lewe ramię Leopolda. Ten próbował odskoczyć, ale za przywódcą poszli kolejni. Jego skóra została zdarta z ciała w kilkanaście sekund. Ich zęby było o wiele mocniejsze niż u zdrowych ludzi. Z łatwością odgrywały kawałki mięsa. Szyby udekorowane krwawymi kleksami zachwyciły stróża. Wpatrywał się w nie jeszcze kilka sekund w akompaniamencie ryków kanibali.

— To są prawdziwe nocne wyjce — powiedział — Jednak nawet swój jest w ich oczach kolejnym szaszłykiem.

Tramwaj odjechał powoli i zniknął w mroku nocy.

Średnia ocena: 3.4  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Aisak 29.07.2018
    Ó. Aż pięć jedynek? Czyli trzeba koniecznie przeczytać.
  • Keraj 29.07.2018
    niesprawiedliwe te noty.4
  • Keraj 29.07.2018
    Niemowa w ciemności nie krzyczy. Fajnie napisany
  • marok 30.07.2018
    Dzięki
  • Elorence 29.07.2018
    Ale się komuś nudzi...
  • Elorence 29.07.2018
    marok, dla mnie za mrocznie i za... obrzydliwie. Do połowy bardzo mi się podobało, chociaż niektóre zdania były za "tłuste", przez co treść wydała się "ciężka". Spróbuj może coś lekkiego kiedyś napisać i nie tak mrocznego. Wiem, że takie teksty lubisz pisać, ale może powiem świeżości zadziała na plus :)
    U mnie masz 5, bo wybroniłeś się z zestawu :)
    Pozdro, marok!
  • marok 30.07.2018
    Elo sorki że cię obrzydziłem tym tekstem.
  • marok 30.07.2018
    Tak naprawdę to nie wszystkie moje tekst są mroczne. Robię przeplatankę.
  • Elorence 30.07.2018
    marok, nie przepraszaj, od teraz już będę przygotowana na takie udziwnienia, gdy zechcę przeczytać coś Twojego.
    Niestety, czytałam tylko Twoje TW, więc trafiły mi się tylko mroczne teksty :)
  • marok 30.07.2018
    Elo no jak tak to faktycznie same mroczne. Z TW już tak mam. Z innymi nie :)
  • Elorence 30.07.2018
    Kiedyś dostaniesz ode mnie taki zestaw, który aż się będzie prosił o szczęśliwą historię - zobaczysz :D
  • marok 30.07.2018
    Elo, oby
  • Regimus 30.07.2018
    Ale ohydne. Człowieku co ty piszesz. Ściana tekstu i jeszcze ohydztwo.
  • marok 30.07.2018
    Kurwa, Regimus jak ja cię mam dosyć. Weź już wypierdalaj
  • Regimus 30.07.2018
    marok, dziecko. Nie masz prawa mi rozkazywać.
  • Elorence 30.07.2018
    marok, nie daj się sprowokować.
  • Tara N'tula 30.07.2018
    Jak dla mnie ciekawy kawał tekstu.
    Ładnie zobrazowany. Dobry do komiksu.
    Momentami ciut za obrzydliwy, ale da się przełknąć.
  • Canulas 30.07.2018
    No spójrzmy coś Pan natłukł, Panie Marok.

    "Gdy potrafił używać strun głosowych w odpowiedni sposób, wydałby z siebie okrzyk bólu" – i już źle. Przeczytaj sam.
    Gdy potrafił – czyli, że kiedyś potrafił, więc idąc tym torem druga część powinna brzmieć. Wydawał z siebie, ale... Tobie nie o to chodzi.
    Słowo jakiego Ci brakuje, ajkie jest błędne, to: "Gdy". Powinno być: "Gdyby".
    Całość: "Gdyby potrafił używać strun głosowych w odpowiedni sposób, wydałby z siebie okrzyk bólu" – tak powinno być.

    "a gdyby do tego należał do dławiących się ckliwymi sentencjami miłośników literatury pięknej, uroniłby łzy. Niby już od dwudziestu minut dłubał brudnym zakończonym ropną raną palcem w zbitym ze starych desek stole, ale w pewnym momencie trafił na duże skupisko drzazg, a te w sekundzie zatopiły swe ostre zakończenia w rozciętej skórze. " - tera tu. Bardzo łądne zdania. Zdania-wywijasy. Problem taki, że leżą zbyt blisko siebie i czytelnik musi się pochylić nad każdym z osobna. Za dużo zajmują uwagi. Ich wzajemne sąsiedztwo sie zwalcza samo ze sobą. Zobacz na przykłądzie gangów. Dlaczego się mówi: gang Żoliborski, Mokotowski? Bo każdy ma swój teren. Przestrzeń pozwala im koegzystować. Ty upchałeś je za blisko siebie, więc się napierdalają, ale każde, rozpatrywane pojedynczo jest bardzo ładne.

    Dalej kolejne, bardzopciekawie zbudowane zdania. Na szczęście już o mniejszym natężeniu.

    "Gdy dwójka szczupłych i z pozoru niegroźnych ochroniarzy przyprowadziła go tutaj, był oszołomiony. " - to bym dał niżej. Po enterze. Nowa myśl. Nowy zapis. Tak się trochę zlewa.

    "Ostatnią rzeczą, którą zarejestrowały jego oczy ,był widok plamy krwi na podłodze. " - bez spacji przecinek.

    Ok. Bardzo duży progres pod kątem czystości zapisu. Nie ma już tyle literówek, brakujących ogonków i zagubionych kropek. Jest czyściej. Szacunek do czytelnika zauważalny.

    "Teraz nadal tam była. Przyglądał się jej dłuższą chwilę, próbując ustalić, czy należała do niego. " - tutaj masz "chwilę" , a zaraz niżej: w pewnej chwili. Może tam zamienić na: w pewnym momencie?

    "podstarzały facet w poplamionej sosem pomidorowym koszuli koloru porannego różu. " - bardzo lubię granie na kolorach, ale... jaki to jest "poranny róż?"

    "Uważnie przyglądał się siedzącemu z wymuszonym spokojem mężczyźnie się mu, gdy stawiał kolejne kroki. Rozsiadł się wygodnie na krześle z drugiej strony stołu i przewracając kartki szarego segregatora, zwrócił się do niemowy. " - tu się coś zrogo pojebało. Pierwsze zdanie coś zjebane i ogólnie 4x się.

    "— Leopold Lipa — wyrecytował podniośle. — Mężczyzna, trzydzieści lat, zamieszkały na ulicy Rzekomej, numer lokalu 7. Niemowa. Jest pan z wykształcenia lekarzem. Kardiologiem zgadza się? " - bardzo ładnie zapisane. Schludnie i technicznie dobrze. Se powieś nad wyrem ten zalążek dialogu, bo włąśnie tak to powinno wyglądać. Są odpowiednie kreski, dobrze zapisane wtrącenie i potoczność mowy nie trąca sztucznością. - Jest git.

    "Z relacji moich zaufanych ludzi wynika, że bardzo często jeździ pan tramwajami a szczególnie nocą. " - prawdopodobnie precinek przed a, choć ja bym te a wywalił i sam przecinek dał.

    "Niezdolność do mówienia jest wiec poniekąd waszą bronią " - ę

    "Facet rozgadał się jak katarynka, zanudzając trzydziestolatka wydarzeniami, określanymi przez niego jako kluczowe dla powstania takich pokoi przesłuchań. Kolejne daty i słowa tonęły gdzieś w oddali i powoli cichły. Efekt totalnego zanudzenia. Gdy mężczyzna w końcu skończył wykład, lekarz był na granicy jawy i snu. Dopiero uderzenie w blat segregatorem wybudziło go z narastającego błogiego stanu. " - kawałek level wyżej od wszystkiego co piszesz. Zajebiste.

    "66, który akurat zatrzymywał się obok przystanku pod motelem. - " - kreska za krótka.

    "Te słowa wybrzmiały w głowie trzydziestolatka o wiele głośniej i z większą mocą niż w ustach przesłuchującego. - To nie jest moja formułka, niech sobie pan nie myśli. " - rónież kreska (druga) – dobrze na końcu przepuścić tekst przez language Tool, bo on to wychwyci. Inaczej u mnie też by tak było.

    "Facet jedynie potakująco kiwał głową na za każdym razem. " - cytując Zbyszka Stonogę: Coś się... coś się... - obadaj.

    "Ten pokierował go w stronę wyjścia. Stali tam kolejni dwaj ochroniarze tym razem wyżsi i bardziej młotkowaci. " - haha. Lubię.

    "Kilka obrzyganych meneli siedziało około dwa metry od niej, rzucając siarczystymi bluzgami w stronę Leopolda i stróża." - Kilka? A co to, kręgle? Może: kilku?

    "Uciszyli się, dopiero gdy usłyszeli nadjeżdżający tramwaj. Numer 59. " - a może linii?

    "Tramwaj jednak zatrzymał się znacznie wcześniej. Był pełen ludzi. Ich blade twarze spoglądały przez szyby, upiornie szczerząc swe żółte nadpsute zęby. Dziwne było, że w środku nie było siedzeń. Miejsce motorniczego oddzielone było grubą blachą. Wszyscy stali jakby w klatce. " - oo, to to. Tak masz właśnei pisać.

    "Jednak tylko niemowy są podatne na tą chorobę. " - jkęlsi jest ę – to dajemy ę.

    "Tajemnicą, o której mówiłem jest hipoteza mówiąca o tym, że ci kanibale nie tkną innego człowieka, który również nie mówi. " - mówiłem, mówiąca. Moze w pierwszym: wspominałem, nadmieniałem, napąchnąłem?

    "Ich zęby było o wiele mocniejsze niż u zdrowych ludzi. " - były

    "Z łatwością odgrywały kawałki mięsa. Szyby udekorowane krwawymi kleksami zachwyciły stróża. " - ładnie skomponowane.

    "— To są prawdziwe nocne wyjce — powiedział — Jednak nawet swój jest w ich oczach kolejnym szaszłykiem. " - po "powiedzia" brak kropki. Choć bardziej by mi leżał jakiś zamiennik w stylu: skwitował, oznajmił, zawyrokował, stwierdził. Zobacz sam. On reaguje na coś, więc jego reakcja jest poniekąd podsumowaniem. Obadam.

    Bardzo ładnei skomponowany tekst.
    I to nie dlatego, że masz dużo słabych, to ten się wybija.
    Odcinając kupony od Twej twórczości, tekst się broni. Miejscami jest za gęsty opisowo, ale się broni.
    Wybronienie z zestawu rónież maxymalne.

    Aha, ważne: Levelujesz trochę swe pisanie i jesteś już chyba na etapie, by się zapoznać z książką Kinga: Pamiętnik rzemieślnika.
    Przyda Ci się.
    Baj.
  • marok 30.07.2018
    No i jestem już na kompie. Z tymi opisami jakoś nie mogę się pohamować. Jakiś rok temu miałem problem ich brakiem, albo jedynie szczątkowymi ilościami. Przeanalizowałem wiec i zacząłem się na ich skupiać. Jak się skupiłem wyszło żem po bandzie poleciał i przez to tekst może być ciężko strawny. Popracuję nad tym. Nie mogę znaleźć tej równowagi, ale to jest do wyrobienia. Z zestawem walczyłem trochę. Na początku miał być jakiś krótki tekst, żeby za bardzo nie rozpisać się i potem nie zjebać zakończenia, bo wena siadzie w trakcie. A tak miałem parę razy.
    Uciszyli się, dopiero gdy usłyszeli nadjeżdżający tramwaj. Numer 59. - zastanawiałem się czy właśnie dać numer czy linii. Może faktycznie druga opcja lepsza. Porozmyślam.
    Tekst był przepuszczany przez ten korektor. Używam go często. Dlaczego nie wyłapał, tego nie wiem. Możliwe, że to ja się zgapiłem i nie zauważyłem.
    Ten pamiętnik to mi siedzi w głowie już kilka tygodni. Wspominałeś mi o nim już wcześniej.
    No ale dzięki za wkład i dobre słowa.
  • Canulas 30.07.2018
    Program czasem faktycznie zawodzi. Nie wiem czemu. Tak jak mowisz: Wszystko rozbija się o równowagę
  • nigdy 16.08.2018
    Dobra z duużym spóźnieniem ale zaczyna komentowanie TW 02
    Gdy potrafił używać strun głosowych w odpowiedni sposób, wydałby z siebie okrzyk bólu- na początku powinno być „gdyby” albo na końcu inaczej. Bo „gdy” to brzmi jakbyś pisał o osobie która nie może wydobyć z siebie głosu „gdyby potrafił (w domyśle nie umie) to robił by to). A z „gdyby” było by akurat „gdyby coś umiał to wydałby z siebie”.

    „poplamionej sosem pomidorowym koszuli koloru porannego różu” podoba mi się to zdanie, fajny opis koloru pomidorowej na materiale koszulowym!

    „Uważnie przyglądał się siedzącemu z wymuszonym spokojem mężczyźnie się mu „ to przyglądał się mężczyźnie czy przyglądał się mu? Skasować „ się mu”.

    Fajna nazwa na ulicę Rzekoma

    Klimat w momencie gdzie się rozkręca fajnie, skojarzył mi się luźno z ‘84 Orwella

    Końcówka mnie rozbawiła, ale tak na plus.
    Nie daję oceny bo dużo kosmetycznych poprawek by trzeba głównie takich jak na początku wymieniłam, tak to dałabym piątala za pomysł :)
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania