Twarze, nóż i blizny
W tekście poruszany temat samobójstwa, samookaleczania się
__________________________________________________
Byłam wieloma duszami w jednym ciele. Miałam tyle twarzy… Powoli zaczynałam się gubić w samej sobie. Panicznie próbowałam uporządkować wszystko, co działo się w mojej głowie, lecz z każdym kolejnym dniem byłam coraz to bardziej zagubiona.
Przy rodzicach byłam grzeczna, miła i traktowałam ludzi z szacunkiem. Zawsze przynosiłam do domu dobre oceny i brałam udział w wielu konkursach językowych. Chodziłam na zajęcia z baletu. Nienawidziłam ich, ale musiałam dawać radę. Dla rodziców, zrób to dla rodziców — powtarzałam sobie w duchu.
Przy stole rodzinnym, przed dziadkami i wujostwem zawsze byłam słodką nastolatką bez problemów. Miła i troszeczkę pokręcona, jak każda szesnastolatka. Wtedy miałam przyszłość sławnej tancerki i wszystkich zachwycałam moją znajomością języka francuskiego. Mimo, że to tylko język, którego nie trawiłam. Dla nich, robisz to przecież DLA NICH — szeptał mój wewnętrzny głos.
W szkole już nie byłam taka. Za to wybuchową i szaloną nastolatką już tak. Rude włosy i kolorowe ubrania, których nie lubiłam, ale za to szykowałam je z precyzją… To wszystko nadało mi kolorów. Kolorów, których potrzebowałam, aby pokazać siebie taką, jaką chciałam aby mnie zobaczono.
Przy obcych ludziach byłam cichą dziewczyną. Ładną, cichą i spokojną dziewczyną… Tą, która nigdy nic nie mówi. Nie odzywałam się nawet, gdy bardzo chciałam coś powiedzieć. Dla dobra innych, innych, Violett — powtarzałam sobie jak mantrę w głowie.
Tyle twarzy, tyle charakterów w sobie wyprodukowałam… Mieszałam się już, powoli kończyła mi się cierpliwość. Różnych wersji mnie było tak dużo, że sama nie wiedziałam kim naprawdę jestem. Zapomniałam co lubię, a co mi nie smakuje — jadłam wszystko, nie patrząc nawet na posiłek. Konsumowałam bowiem tylko to, co mi podano. Robiłam to, aby utrzymać figurę baletnicy.
Każdemu charakterowi, który stworzyłam w środku siebie dodawałam drobne zdobienia. A tutaj miałam jakieś powiedzonko, a tutaj jakąś ulubioną pozycje do siedzenia…
A kim byłam w samotności? Gdy nikt nie patrzył?
Byłam tylko wyblakłą marionetką, gołą lalką… Ubierano ją w zależności od przedstawienia.
Byłam głupią egoistką, beznadziejną, nudną idiotką. Debilką. Wmawiałam sobie to wszystko, bo coraz częściej mieszałam maski. Przy rodzicach zakładałam tą cichą dziewczynę, przy znajomych ułożoną baletnicę…
Za każdym razem, gdy pomieszałam twarze karałam się za to. Noże mi pomagały… Nimi się karałam. Zamykałam się w łazience i cięłam. Na początku tylko trochę, na nadgarstku, w miejscu, gdzie wyczuwalny był mój puls. Ale gdy to było za mało, zaczęłam ciąć się po ramionach i łydkach…
Pamiętam ostrze we krwi. Przyglądałam mu się ze złością, a zarazem… wdzięcznością?
To był mój sposób na zapomnienie. O rodzicach, o balecie, o francuskim, o moich charakterach.
Gdy zapominałam i skupiałam się na bólu i krwi… Szło mi wtedy łatwiej. Robiłam to coraz częściej i częściej…
Aż w końcu coś zrozumiałam.
Nie to, że powinnam była po prostu zacząć być sobą, czy nabrać odwagi i zrezygnować z baletu, lub pójść do szkolnego psychologa.
Do głowy przyszło mi coś zupełnie innego. Postanowiłam, że jest mi już za ciężko, że mam dość masek. Noże w pewnym momencie przestały pomagać, ból po przecięciu się stał się za bardzo mi znany. Za mały.
Coś przygniatało mi klatkę piersiową, uciskało mnie. Z uporem dalej grałam, zmieniałam przebrania, maski latały wokoło mnie jak krople deszczu… Odechciało mi się tego wszystkiego. Postanowiłam to skończyć.
Pamiętam to doskonale, jakby stało się wczoraj a nie ponad dwa lata temu. Wymknęłam się z naszego mieszkania w apartamentowcu. Gdy mijałam pokoje mojego rodzeństwa, weszłam i pocałowałam każde z nich w czoło. Podrapałam mojego psa za uchem. Pomachałam śpiącym rodzicom na pożegnanie. Poszłam wtedy na dach.
Miałam w oczach łzy. Zostawiłam tam pod moją ulubioną książką list do rodziny i podeszłam do krawędzi.
Środek nocy, wiatr delikatnie rozwiewał mi włosy. Światło księżyca oświetlało dach, w dole szumiała ulica. Widać stąd było dużą panoramę Nowego Yorku. Samochody, ulice, wysokie budynki…
Chciałam skoczyć. Cholera, jak ja bardzo chciałam mieć to już za sobą…
Stanęłam na krańcu dachu. Wzięłam głęboki oddech podniosłam jedna nogę i…
— Violett! — zawołał ktoś i chwycił za łokieć. — Violett…?
Rozpoznałam głos. To był mój brat bliźniak, Markus.
Po policzkach zaczęły płynąć mi słone kropelki. Dlaczego mi przeszkodził?
— Co ty, do diabła, wyprawiasz!?
Nie odpowiedziałam.
— Chryste, Vi, co… Co to ma być? — Głos mu drżał. Cały czas trzymając mnie za rękę zrobił parę kroków w tył, tym samym ściągając mnie z krawędzi. — Czy ty właśnie… Czy ty chciałaś…?
Niemal niedostrzegalnie pokiwałam głową i otarłam policzki. Po chwili otarłam też jego policzek, gdyż patrząc na mnie również zaczął płakać. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie…
— Boże, Vi…
Najpierw przeczesał palcami swoje gęste włosy, gorączkowo rozglądał się dokoła, jak gdyby szukał wyjaśnienia. Podszedł do mnie i objął z całych sił. Odwzajemniłam ten gest.
— Naprawdę chciałaś zrobić mi coś takiego? — spytał chwilę później.
— Przepra…
— Nie przepraszaj, tylko powiedz dlaczego chciałaś skoczyć, Vi.
W momencie, kiedy wymówił te słowa coś we mnie pękło. Opowiedziałam mu o wszystkim. O maskach, nożach i balecie… O tym dziwnym przygniatającym bólu.
Siedzieliśmy na dachu pod gwiazdami, a ja mówiłam o moich charakterach. Płakałam, on już się uspokoił. Gdy już skończyłam mówić, rzekł:
— Przy mnie nigdy nie musiałaś ubierać maski, Violett. Nigdy nie musiałaś grać, chować się. I nigdy nie będziesz musiała. — Wstał i podał mi rękę, aby pomóc mi wstać z betonu. — Wróćmy do domu. Będziesz spać dzisiaj u mnie. A jutro pogadam z rodzicami.
Otworzyłam usta, żeby się sprzeciwić, ale on był szybszy:
— Nie próbuj, Vi… Nie.
Od jego „Nie” wszystko nabrało innego koloru.
Zmieniłam się. Wyrzuciłam maski. Trochę mi zajęło znalezienie prawdziwej siebie. I to jeszcze trwa.
Ale znam siebie… Wiem, kim jestem. Już nie mam wielu twarzy. Mam jedną, którą noszę zawsze.
A Markus? Markus ocalił mi życie, odciągnął od krawędzi. Jest jedyną osobą, która naprawdę mnie rozumie, znosi moje wariactwa i pomysły. Jest ze mną zawsze i wszędzie. Dlaczego wcześniej go nie dostrzegałam?
Blizny jednak zostaną. Nadgarstki, ramiona, łydki… Jestem inna niż tamta dziewczyna zza masek, ale nie zamażę wspomnień. Nie… Ona na zawsze pozostanie schowana gdzie głęboko we mnie.
Komentarze (47)
I jeszcze raz dziękuję ❤️
O JEJKUUUUU! ❤️❤️❤️
To jest tak mega miłe dziękuuuuuję!
Strasznie fajnie jest od kogoś słyszeć coś takiego!
Ja też u do Ciebie jeszcze nie raz, nie dwa zawitam! :)
Hej Mag, a ja tak tylko spytam, bo właśnie przeczytała Twoje "o mnie" i tak się zastanawiam kiedy to pisałaś i ile aktualnie masz lat
Mogę widzieć? Bo z tego, co wyczytałam masz lub miałaś 12 lat. Nie wspominając o mnie, bo mam tyle samo aktualnie
Którego kwietnia masz urodziny?
Tak pytam, bo ja w kwietniu (20 dokładniej) tez zacznę 13...
Jak fajnie
Pozdr
*emocjach, które w moim wieku zmieniają się na przestrzeni godzin a nawet minut
Okej okej
śtop!
Jeśli chodzi o to, jak piszę, to nadal się uczę i tak dalej... Ale staram się używać coraz to bardziej rozwiniętego (jeśli tak to mogę nazwać) słownictwa. Czytam i staram się chłonąć jak najwięcej. :)
Dziękuję, Meg :)
Jest różnie
Czasem piszę jak jestem na przykład śpiąca i nie dostrzegam błędów. Niektóre teksty czytam po tysiąc razy i wszystko poprawiam. Nie wiem, czemu tak się dzieje.
Spokojnie, obie piszecie fatalnie.
Zdecydowanie. Ważne znaleźć grupę docelową.
"Widać stąd było dużą panoramę Nowego Yorku." - Nowego Jorku
"Po policzkach zaczęły płynąć mi słone kropelki" - po prostu "łzy" - będzie brzmieć lepiej
Ogólnie nawet niezłe. Trochę sztywna narracja, ale... może być
A ogólnie reguła jest taka, że lepiej zrobić powtórzenie albo skonstruować zdanie tak, by się nie powtarzać, niż wymyślać koślawe synonimy
Twierdzę inaczej, to kwestia gustu
ręce opadają... Niech więc autorka zrobi ankietę albo wypyta społeczności, co sądzi o "słonych kropelkach". Ciekawy jaki byłby rezultat
Pozostawiam Ci to pod zamysł. I nie traktuj tego jako hejtu. Oczywiście, życzę też powodzenia przy kolejnych tekstach. Powoli, do przodu.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania